„Nikomu się nie przyznam, że brat pożyczył mi 20 tysięcy. Leży w śpiączce, więc nie muszę oddawać”

cwana kobieta fot. Getty Images, Westend61
„– Zwróć pieniądze najszybciej, jak się da i trzymaj się z daleka od tych typów. To niebezpieczni ludzie – powiedział. – Dziękuję, jesteśmy wdzięczni, oddamy wszystko do ostatniego grosika w przeciągu roku – odparłam, bo widziałam, że na to liczy”.
/ 18.05.2024 21:15
cwana kobieta fot. Getty Images, Westend61

Pojawił się bladym świtem, chwilę po godzinie dziewiątej. Wszystko dokładnie zaplanował – specjalnie wybrał taką porę, kiedy Zosia będzie w szkole, bo nie będzie musiał wtedy dawać jej prezentu. Z takim wujkiem to tak, jakby bratanica w ogóle go nie miała! Gdyby Wiesław był w domu, to by mu porządnie dogadał, ale akurat jakąś godzinę temu poszedł do lasu, żeby narąbać drewna.

– Sama jesteś? - dopytywał się brat, stojąc w progu.

– A kogo się spodziewasz? - rzuciłam mu groźne spojrzenie. - Sądzisz, że trzymam kochanka w łóżku pod kołdrą?

Czułam, że gardzi nami

Zaproponowałam mu kawę, ale nie przyjął propozycji. Kiedy nas odwiedzał, nigdy niczego nie wpił ani nie zjadł – przywykł do eleganckich apartamentów, a nie do poniemieckiej chaty na odludziu. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to jakiś arystokrata czy dziedzic fortuny, a tymczasem to mój rodzony brat. Przez cały czas zerkał kątem oka na nowo zakupioną plazmę. Zastanawiam się, czego się spodziewał? Starego rupiecia  wyciągniętego ze śmietnika?

To dużo kasy, Lauro – rzucił, podając mi kopertę z aktówki. – Ten twój Wiesiek, to...

– O co ci chodzi? – zdziwiłam się. – Chcesz powiedzieć, że mój mąż to jakiś złodziej?

– Nie, skąd – zmieszał się. – Ale lubi sobie popić, nie zaprzeczysz.

– Chłopem jest, to lubi – machnęłam ręką. – Takie życie na wsi, chyba powinieneś jeszcze pamiętać.

Zawsze był inny

Odkąd pamiętam, był syneczkiem mamusi i tatusia. Dostawał to, co najlepsze, uczył się w miastach, w najlepszych placówkach. A teraz sobie myśli, że wszystko sam zdobył, w ogóle nie patrzy na wydatki. Nie zastanawia się nad tym, że harówka u obcych ludzi pozwalała nam na jego fanaberie. Nawet przez moment nie pomyśli, dlaczego tatuś tak wcześnie kopnął w kalendarz, a mamusia wygląda jak wykończona starowinka, chociaż ledwo co skończyła sześćdziesiątkę.

– Spadam – zaczął niecierpliwie przebierać nogami.

– Nawet na chwilę nie zostaniesz? – wzięłam bluzkę Zosi z krzesła. – Nie pogadamy?

– Z chęcią, ale sama wiesz, praca – wzruszył ramionami. – Innym razem może. Zwróć pieniądze najszybciej, jak się da i trzymaj się z daleka od tych typów. To niebezpieczni ludzie.

– Dziękuję, jesteśmy wdzięczni, oddamy wszystko do ostatniego grosika w przeciągu roku – odparłam, bo widziałam, że na to liczy.

Trochę mu zazdrościłam

Lekceważąco stwierdził, że taka suma to dla niego pestka. Nie wątpię! Później obserwowałam go przez szybę, gdy szedł w kierunku swojego auta. Nawet nie podjechał pod dom, pewnie się bał, że ubrudzi to cacko błotem. Straszna niesprawiedliwość, po prostu okropność.

Gdyby moi rodzice kiedykolwiek pomyśleli, że ich córa to też człowiek, wtedy to ja mogłabym zostać lekarzem. Kiedy uczęszczałam do szkoły, nauczyciele bez przerwy mnie wychwalali, jaka to jestem bystra, miałam nawet odznakę wzorowej uczennicy.

Przeliczyłam kasę – było równe 20 tysięcy. Co prawda, byliśmy winni dziwnym typom dwanaście, ale wszystko też swoje kosztuje. Tylko skąd taki Albercik może mieć o tym pojęcie?

Mąż się dopytywał

– Laura! – ledwo co usiadłam przy herbacie, a Wiesiek wleciał do domu niczym torpeda. – Kiedy ten twój brat forsę przywiezie, co? Znowu wydzwaniali do mnie, że to lada chwila, kiedy się tu zjawią! Akurat dzwonili, jak w lesie kiepski zasięg jest.

– Na pewno w lesie byłeś, tam, gdzie zawsze? – chciałam się upewnić.

– A gdzie indziej miałbym być? – warknął. – W Grecji? To kiedy on planuje się tu pokazać? Zadzwoń do niego może, zanim znowu zaczną mi kwitami grozić.

– Nigdzie nie mam zamiaru dzwonić – rzuciłam do mojego męża. – Albertowi można zarzucić wiele, ale jak coś powie, to dotrzymuje słowa.

Zbieraj się i idź z powrotem do lasu, bo drewna potrzebujemy. Jak to miał w zwyczaju, zaczął się kręcić bez celu. Najpierw kawka, a potem dostał wilczego apetytu. Irytował mnie niczym natrętna mucha.

Szwagierka szukała brata

Gdy wracałam z łazienki, zastałam go z moim telefonem przy uchu. 

– Przecież tłumaczę jak krowie na rowie – irytował się. – Masz Laurę, ja mam swoje zajęcia.

– Twoja szwagierka – burknął, wciskając mi telefon. – Tęskni za doktorkiem.

Szlag, i co ja mam teraz powiedzieć? Zanim w ogóle zdążyłam odebrać, rozmowa się urwała. Cóż, nie przepada za mną ta snobka, trudno. Może Albert już przyjechał i za chwilę będę musiała się gęsto tłumaczyć przez tego mojego matoła. Niech lepiej idzie do pracy, a nie tylko bałagan w domu robi.

Zdarzył się wypadek

Jakoś w porze obiadowej zadzwoniła mama. Przez moment liczyłam, że zapyta, jaki prezent sprawić Zosi na jej urodziny – przecież na razie to jej jedyna wnusia.

– Słyszałaś, że nasz Albert miał wypadek? – łkała do słuchawki. – Przed chwilą dzwoniła Magda. Jest w szpitalu!

– Kto dzwonił? Magda? – nie zrozumiałam.

– Ogłuchłaś czy co? Podobno uderzył w drzewo, a później wylądował w rzece albo czymś takim… Takie piękne auto pójdzie na złom!

– Nie panikuj, mamo – odparłam. – Na pewno wszystko z nim w porządku, przecież wiesz, że ma więcej szczęścia niż rozumu.

Wiesiek stał tuż przy mnie i słuchał, Ale mnie irytuje jego ciągłe podsłuchiwanie, normalnie Sherlock Holmes się znalazł! A potem oczywiście zaczął mnie mi szeptać, żebym dowiedziała się, w którym szpitalu przebywa brat.

– Sam się dowiaduj – wręczyłam mu telefon. – Kretyn!

No i co ten gamoń zrobił? Od razu zaczął do mamy tą swoją współczującą gadką... Strasznie mu przykro, bo ja jestem kompletnie skołowana i na bank zechcę zobaczyć się z bratem. On, wiadoma sprawa, z wielką chęcią mnie podrzuci, tylko gdzie? Nie szło tego słuchać. Przygłup i lizus w jednym. Ale mamuśka go uwielbia, ciągle gada, że goły i wesoły, ale ma złote serce. 

Byliśmy jak piąte koło u wozu

Poszłam przygotować Zosi jakieś jedzenie, bo miałam już po dziurki w nosie tego całego zamieszania. Byłam zła, bo bratowa potrafiła zadzwonić, żeby się upewnić, czy jej kochany małżonek zdążył pożyczyć swojej siostrze pieniądze, ale jakoś nie wpadła na pomysł, żeby mnie poinformować o wypadku.

Są z Albertem od pięciu lat małżeństwem, ale ani razu nas do siebie nie zaprosili. Mówiąc szczerze, to nawet nie mam pojęcia, gdzie dokładnie ta ich willa stoi.

– No to ruszamy do szpitala – zarządził Wiesiu, wkraczając do kuchni już w płaszczu i butach.

– Czyś ty zwariował? – spytałam. – Ktoś cię tam w ogóle zapraszał? Bo mnie nie.

– Przecież nikt nie wysyła zaproszeń do chorego – mruknął zirytowany. – To twój brat, Laura, o co ci chodzi?

– Mam zostawić Zosię samą, żeby popatrzeć na czyjeś połamane kości? Nie panikuj, on da sobie radę, a jeszcze tyle kasy z ubezpieczenia dostanie, że ci szczęka opadnie.

– Ależ ty durna jesteś.

Mąż pojechał do szpitala

Wieśka długo nie było, już się zacząłem obawiać, że może też w jakimś rowie skończył. W końcu przyszedł późnym wieczorem.

– Oj, niedobrze to wszystko wygląda, Laurka – powiedział. – Naprawdę kiepsko.

Wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kurtki sporą kopertę i cisnął ją na stół.

Ale forsę zgarnęliśmy – stwierdził. – Nawet Magda nie dyskutowała.

Powiedziałem jej, że jak Albert umrze, to natychmiast zablokują im konto, więc od razu pojechała ze mną wybrać kasę z banku.

– Skąd wiesz, co się z kasą dzieje, jak małżonek kopnie w kalendarz? – coś mnie tknęło.

– Pytałem w banku, jak byłaś chora – powiedział, jakby nigdy nic. – No, czego się lampisz? Mieliśmy z małą bez grosza zostać? Albo znowu brać lichwiarskie pożyczki od szemranych typów?

– Ile tu jest? – spytałam.

– 12 tysięcy – burknął. – Tak się przecież umówiliśmy, nie?

Nie tak miało być

Milczałam przez chwilę i kalkulowałam, co zrobić. 

– Co z Albertem? – chwyciłam dłoń męża. – Serio jest aż tak źle?

– W śpiączce jest – odparł. – Ciężko go rozpoznać. Nie wygląda to dobrze.

– I zmusiłeś kobietę, żeby z tobą jechała do banku? W takim momencie?

– Ktoś musiał tam być przytomny – machnął ręką. – Jeszcze mi za to podziękują.

Kiedy Wiesiek smacznie chrapał, ja cichutko wyskoczyłam z łóżka i ukryłam kasę, którą przywiózł mi brat z samego rana. Mam nadzieję, że szybko się nie wyliże, bo będą kłopoty. Nie mam, z czego oddać ani teraz, ani za jakiś czas. No i oszukałam nie tylko brata, ale też męża. 

Laura, 38 lat

Czytaj także: „Marzyłem o dzieciach, ale moja żona ciągle była przeciwna. Gdy poznałem powód, z żalu niemal pękło mi serce”
„Żona trafiła mi się jak wygrana w totka. Sądziłem, że dba o mnie z miłości, lecz prawda była inna”
„Oddałam syna do adopcji, bo nie chciałam, by klepał ze mną biedę. Nie byłam w stanie dać mu nic oprócz miłości”

 


 

Redakcja poleca

REKLAMA