„Gadają, że się dorobiłam przez sypialnię i mną gardzą. Ale moje pieniądze już im nie śmierdzą”

moje pieniądze im nie śmierdziały fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Jak koleżanka była bez kasy to pomogłam. Ale gdy zaczęła razem swoimi dzieciakami na mnie żerować, pogoniłam całe to towarzystwo. Wtedy dopiero wyszło na jaw, co ludzie o mnie myślą. Mam ich w nosie. Nikomu nic do tego, jak się dorobiłam, zwłaszcza że nie kradłam. Zazdrosne koleżanki mogły lepiej postarać się o swoją przyszłość, póki były młode”.
/ 04.07.2024 21:15
moje pieniądze im nie śmierdziały fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Po mojej mamie mam nie tylko urodę, ale też niesamowitą figurę. Odziedziczyłam po niej bujne włosy, wyraziste oczy i zgrabny nos. Była naprawdę zjawiskową kobietą, jednak los nie był dla niej łaskawy. Tata szalał z miłości do niej, ale jednocześnie był potwornie zazdrosny. Pamiętam, jak wpadał w furię, gdy podejrzewał ją o zdradę. Wtedy zamykał mamę w czterech ścianach, chodził za nią krok w krok i ubliżał jej na każdym kroku...

W pewnym momencie mama nie dała już rady tego znieść. Postanowiła rozstać się z tym łez padołem. Kiedy to się stało, miałam zaledwie pięć lat. Tata całkowicie się posypał. Zaczął pić na umór. Szwendał się po okolicy od rana do wieczora, sypiał w bramach i na parkowych ławeczkach. Szybko się zapuścił.
Wtedy chodziłam do drugiej klasy podstawówki. Od trzech lat wychowaniem mnie zajmowali się dziadkowie od strony mamy. Babcia po tym nieszczęściu nigdy nie stanęła na nogi. Dopóki mama żyła, babcia była z niej dumna jak paw. Przechwalała się wszystkim wokoło, jaką ma śliczną córeczkę. Gdy mamy zabrakło, wszystko wywróciło się do góry nogami.

Co z oczu, to i z serca

Moja babcia wpadła na dziwaczny pomysł, że jeśli moja mama nie byłaby taka ładna, to nadal by z nami była. Z tego powodu postanowiła za wszelką cenę pozbyć się u mnie jakichkolwiek oznak dbania o wygląd. Jej obsesja doszła do tego stopnia, że pozbyła się z mieszkania każdego lustra, jakie mieliśmy. Mój dziadek był zmuszony używać malutkiego, kieszonkowego lusterka do golenia, bo innego w domu nie było.

Pooklejała nawet okienka w komodach barwną bibułą, żebym nie miała pokusy zerkania w nie i przyglądania się sobie. Czesałam się w ścisły warkoczyk, chodziłam w bawełnianych bluzkach w kolorze czekoladowym lub kruczoczarnym, do tego obrzydliwe spódnice sięgające do połowy łydki. Wyglądałam jak upiór, który ma odstraszać ptaki w polu.

W dniu mojej Pierwszej Komunii, spośród wszystkich dziewczynek, tylko ja miałam na sobie zwykłą, białą szatę, w pasie przewiązaną sznurkiem. Pozostałe koleżanki prezentowały się niczym małe królewny w swoich pięknych koronkowych kreacjach. Moja babcia była jednak nieugięta – powiedziała stanowcze „nie” wszelkim wyszukanym strojom.

Koniec z tą żałobą!

Podobnie jak większość małych dziewczynek, marzyłam o tym, by się wystroić i bawić w księżniczkę. Sądzę, że przez babcine zakazy, pragnęłam tego jeszcze mocniej niż rówieśniczki. Gdy babcia opuszczała mieszkanie, po kryjomu zerkałam w lusterko. Dostałam je od koleżanki. Chowałam je na samo dno szafy. To był mój sekret...

Miałam wysoki wzrost i drobną budowę, ale krągłości urosły mi w szybkim tempie. W podstawówce szeptali za moimi plecami: „Niezła sztuka. Tylko musi zrzucić te łachy...”. W nauce zawsze byłam prymuską. Mam świetną pamięć, smykałkę do matematyki i fizyki, no i łatwo przychodzi mi przyswajanie obcych języków, więc lekcje nie stanowiły dla mnie problemu. W klasie byłam dość lubiana, bo dawałam innym spisywać prace domowe i podpowiadałam na sprawdzianach. Poza tym nie odstawałam jakoś od reszty.

Już w szkole średniej uczestniczyłam w koloniach letnich. Przed tym wyjazdem nie miałam okazji wychylić nosa poza okolicę, w której się wychowałam, a co dopiero zostawić dziadków samych sobie choćby na moment. Ta przygoda zmieniła mnie nie do poznania.

Przyjaciółki wprowadziły mnie w tajniki makijażu, szczególnie podkreślania oczu i tuszowania rzęs. Pokazały mi, jak ładnie upiąć fryzurę, zadbać o paznokcie i ogólnie o swój wygląd. Garderoba nie należała do obszernych, ale i z tego dawało się coś wyczarować. Koleżanki potrafiły tu skrócić, tam podpiąć – i od razu prezentowało się korzystniej.

Gdy wysiadając z pociągu, miałam na sobie krótkie spodenki oraz top odsłaniający brzuch, babcia odwróciła się na pięcie i bez słowa ruszyła w kierunku wyjścia ze stacji. Milczała jak zaklęta, aż dotarłyśmy do mieszkania. Rozpętała się burza.

Mimo że do tej pory byłam grzeczna, po powrocie z kolonii coś we mnie pękło. Nie mogłam już dłużej znieść tej ciągłej atmosfery smutku, zasłoniętych firanek, płaczu po kątach i ciągłego rozpamiętywania przeszłości.

– Moja mama mnie zostawiła – darłam się, gdy babcia próbowała o niej wspominać – Tata też nie był lepszy. Myśleli tylko o sobie, a nie o mnie. Po co w ogóle mnie sprowadzili na świat? Niech ich szlag!

Dziadkowie nie dali rady przeciwstawić się nastrojom nastolatki pełnej buntu. Nie mieli siły przebicia, kiedy zaczęłam podnosić głos, dlatego machnęli ręką. Sama nie miałam pojęcia, co chcę robić w przyszłości. Praktycznie nie robiło mi różnicy, jaki kierunek studiów wybiorę. Kumple startowali na wydział prawa, to i ja za nimi poszłam. Przyjęli mnie bez żadnych kłopotów, ale zanim skończył się pierwszy rok, miałam serdecznie dość zakuwania ustaw i kodeksów.

Powiedziałam bye bye studiowaniu

– Arletko, jak dobrze wiesz, babcia i ja mamy już swoje lata na karku. Niewiele udało nam się zgromadzić, więc i tobie wiele dać nie możemy. Uwierz mi, że bez wykształcenia ciężko będzie ci się wybić – próbował mi wytłumaczyć dziadek, choć doskonale wiedział, że jego słowa tylko podsycają moją irytację.

Zdenerwowana, odparowałam mu kąśliwym pytaniem:

– No a powiedz mi, co ty takiego osiągnąłeś ze swoim dyplomem? Czym możesz się pochwalić? Chyba tylko marną emeryturą, za którą ledwo da się wyżyć, prawda?

Ruszyłam do roboty. Kasa była mi potrzebna na ciuszki, kosmetyki i salon fryzjerski. Ale bez odpowiednich papierów, jedyne, co mi pozostało, to posada chłopca na posyłki w sporej firmie. A wypłata z tego zajęcia wystarczała zaledwie na kilka dni. Czas było pomyśleć, co robić dalej.

Urocza, młodziutka kobieta w wieku lat 20, to nie lada gratka dla podstarzałych szefów, kierowników czy prezesów... Każdy z nich posiada swoje rodziny, dlatego marzą o romansie bez zobowiązań, po cichu i dyskretnie. Najlepszym rozwiązaniem jest wyjazd gdzieś za miasto do przydrożnego hotelu, w którym zaprzyjaźniony recepcjonista doskonale wie, jak zameldować gości, aby uniknąć wpadki. Im bardziej łatwowierna i niedoświadczona dziewczyna, tym niższy standard noclegu. Kolacja i winko również z niższej półki... W końcu taka dzierlatka nie ma pojęcia o prawdziwym przepychu. Owszem, to prawda. Jednak ja błyskawicznie załapałam, o co w tym chodzi.

Dałam radę w życiu

W niedługim czasie dostałam robotę jako asystentka w biurze. Regularnie dostawałam też „wypłaty” od moich facetów. Przekazywali mnie między sobą, jak jakąś nagrodę, a ja byłam z siebie taka dumna. Najwyraźniej miałam sporą wartość, skoro każdy z nich chciał mnie zdobyć.

Przeszłam mnóstwo różnych szkoleń. Od eleganckiego chodzenia, przez fachowy make-up, po stylizację ubioru i sztukę flirtu. Zapisałam się nawet na zajęcia dla florystów, bo przecież każda z nas powinna orientować się w roślinach doniczkowych.

Minęły trzy lata i moje zarobki zdecydowanie wzrosły. Dzięki ciężkiej pracy dostałam nawet swoje miejsce w pokoju obok mojego przełożonego. On też opłacał moje lokum, ponieważ wyniosłam się od dziadka i babci. Wspierałam ich trochę kasą. No bo w końcu jesteśmy rodziną, prawda? Nie dopytywali, z jakiego źródła pochodzą moje fundusze.

Uważam, że całkiem nieźle ułożyłam sobie życie. Jak tylko jako tako stanęłam na nogi, to zdecydowałam się pójść na studia niestacjonarne. Za wszystko płacił oczywiście mój sponsor. W tym czasie zaczęłam już myśleć o własnej działalności gospodarczej. Brakowało mi tylko kogoś, kto by mi pokazał, jak to się robi. Ale z tym, jak można się było spodziewać, nie miałam żadnych kłopotów. Wszyscy moi faceci świetnie się na tym znali.

Zanim skończyłam 35 lat, wiodłam życie jak z bajki. Mój dom to był przestronny, elegancki apartament z wszelkimi wygodami. Na co dzień poruszałam się jednym z dwóch aut, które stały w garażu. Prowadziłam prężnie działającą firmę, jaka zapewniała mi pokaźne zyski. A to wszystko, nie licząc jeszcze ciuchów, błyskotek i kosmetyków – choć w porównaniu z resztą to były tylko dodatki.

Gdy odmówiłam, wylał się potok słów

Któregoś słonecznego dnia na początku maja, pani w recepcji oznajmiła mi, że przyszła do mnie kobieta podająca się za moją szkolną przyjaciółkę. Zaintrygowana, zaprosiłam ją do środka. W drzwiach ujrzałam zaniedbaną kobietę, która najpierw uściskała mnie serdecznie, a następnie zalała się łzami. Po chwili poznałam w niej Elę – jedną z koleżanek, które podczas tamtych niezapomnianych wakacji pokazywały mi, jak się malować.

– Potrzebuję twojego wsparcia – wykrztusiła przez łzy.

Okazało się, że jest matką trójki maluchów, a jej mąż to niezaradny balangowicz. Kobieta straciła pracę, nie ma ani grosza oszczędności, a jakby tego było mało, lada moment mogą wylądować na bruku, bo zalega z opłatami za mieszkanie.

– Uratuj nas, bo zginiemy – prosiła rozpaczliwie. – Wyrzucą nas na ulicę. Dzieciaki są głodne, a z pomocy społecznej dostaję marne grosze. Tobie się w życiu powiodło...

Mimo przeczucia, że to zły pomysł, nie miałam serca jej odmówić. Przyrzekłam, że coś wymyślę. Można było się spodziewać, że od tego momentu mój spokój dobiegł końca. Odwiedzała mnie jeszcze wielokrotnie. Czasami samotnie, innym razem z tymi swoimi pociechami, wciąż czegoś żądając. Coraz to nowych rzeczy... Zjawiała się z fakturami za prąd i gaz. A jej dzieciaki bezustannie marudziły o kasę na lody i colę. Puściły mi nerwy, gdy zamówiła stertę pizzy i bez żadnych ceregieli nakazała mojej asystentce za to zapłacić. Zakazałam jej przychodzić do mnie. Oświadczyłam, że jeżeli ponownie ją tu zobaczę, zadzwonię po gliny. Wrzasnęła tak głośno, że chyba cały budynek ją usłyszał:

– Uważasz, że stoisz wyżej ode mnie?! Przecież każdy wie, w jaki sposób objęłaś to stanowisko. Żadna szanująca się baba nawet się z tobą nie przywita.

– Ale po kasę to już wyciągnie grabę? – warknęłam.

Gotowałam się ze złości. Zapracowałam uczciwie na to, co osiągnęłam. Bez znaczenia, w jaki sposób. To wszystko było inwestycją we własny rozwój. I co? Kto przylazł do kogo z prośbą o wsparcie?

Arleta, lat 38

Czytaj także: „Po latach oszczędzania każdej złotówki mogliśmy spełnić marzenie. Jak zwykle mąż wolał połechtać swoje męskie ego”„Marzyłam o potomstwie, ale moja matka kazała mi najpierw nacieszyć się życiem. Bawiłam się, a zegar biologiczny tykał”„Miałam być kierownikiem, a dostałam wypowiedzenie. Zazdrośnicy fałszywymi oszczerstwami zniszczyli całą moją karierę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA