Były to chyba najtrudniejsze chwile w moim życiu. Siedzieliśmy przy stole w kuchni naprzeciwko siebie i patrzyliśmy sobie w oczy. To znaczy patrzyliśmy tylko chwilami, bo od czasu do czasu albo ona, albo ja uciekaliśmy wzrokiem.
Tak… chwile najtrudniejsze, ale zarazem pełne nadziei. Złudnej nadziei?
– Tak naprawdę nie wiem, o co ci chodzi – powiedziała Ola.
Nie wiesz, czy nie chcesz wiedzieć? A może po prostu boisz się nawet domyślać? Nie powiedziałem tego głośno, nie chciałem jej urazić.
– Uwierz mi, nie chcę się z niczym narzucać. Nie chcę od ciebie żadnych deklaracji. Ale kiedyś musiałem to powiedzieć. Teraz możesz mnie wyrzucić i więcej nie wrócę.
Milczała przez kilkanaście sekund, a mnie się zdawało, że to trwa całe wieki.
– Nie mogę cię wyrzucić tylko dlatego, że powiedziałeś prawdę. Ale zupełnie nie rozumiem… Przecież całe życie byłeś przyjacielem Mundka. A teraz coś takiego…
– To może cię zdziwić, ale cały czas uważam się za jego przyjaciela. Co nie znaczy, że muszę być ślepy i głuchy na własne uczucia.
Znów zamilkła, zbierając myśli. Wiedziałem doskonale, że ją zaskoczyłem. Wcale nie wiem, czy chciałbym znaleźć się na jej miejscu. Zdawałem sobie sprawę z tego, że to niełatwe. Jednak w końcu było trzeba. Ze względu na nas oboje.
– Olu… Nie spodziewam się, że padniesz mi w ramiona.
– A czego się spodziewałeś, kiedy powiedziałeś, że mnie… że… – zacięła się.
– Że cię kocham – dokończyłem.
Znów poczułem się dziwnie, wypowiadając te słowa. A przecież dla mnie były znajome, wręcz naturalne. Ile razy powtarzałem sobie w myślach „Kocham cię, Olu”? Nie wiem. Setki? Raczej tysiące. A jednak okazało się, że trudno je z siebie wydobyć twarzą w twarz
. – Czego oczekujesz?
– Nie wiem – odparłem szczerze. – Po prostu chciałem, żebyś wiedziała.
– A myślałeś, że nie wiem?! – krzyknęła i zaraz ściszyła głos. Wprawdzie poza nami w domu nikogo nie było, ale nie chciała na pewno, żeby sąsiedzi słyszeli odgłosy kłótni. Nic dziwnego, bo dość się ich musieli nasłuchać. Mundek potrafił wrzasnąć. – Naprawdę myślałeś, że nie wiem? – powtórzyła.
Zdębiałem. Nie zastanawiałem się nad tym nigdy. Zawsze bardzo się kryłem z uczuciami. W końcu to żona mojego najlepszego przyjaciela. Ale mogłem przecież dać jakiś sygnał…
Czasem trudno nad sobą zupełnie zapanować
Nie ożeniłem się nigdy. Były wprawdzie w moim życiu kobiety i czasem nawet zdawało mi się, że jestem zakochany, ale w żadnym wypadku nie zakończyło się to sformalizowaniem związku. Wprawdzie byłem tego bliski z Mają, ale sprawa spaliła na panewce. Przez Olę. To znaczy przez moje uczucie do niej. Nie jest tak, że pałałem ciągłym romantycznym uniesieniem i powodowały mną zrywy namiętności. To był równo tlący się płomień, pożerający moje serce i wypalający duszę. Byłem przekonany, że doskonale się kryję.
Tamtego dnia byliśmy u Oli i Mundka z wizytą. Chciałem im przedstawić kobietę, z którą zamierzałem się związać. A dokładniej, chciał tego mój przyjaciel.
– Co będziesz ją tak ukrywał jak jakiś skarb piratów? – powiedział kiedyś. – Zapraszamy was, Olka zrobi coś dobrego.
Majka cieszyła się, że pozna moich przyjaciół, ale ja czułem opór. Nie wiedziałem sam, o co chodzi, dopiero po jakimś czasie, po latach, dotarło do mnie, że z innymi kobietami czułem się tak, jakbym zdradzał Olę. Głupie? Na pewno. Jak można zdradzić żonę kolegi? Jednak tak właśnie czułem. A podobno mężczyźni nie są zbyt skomplikowani…
Kolacja była udana. Mundek roztoczył przed Mają wachlarz towarzyskich umiejętności, a Ola wyglądała zachwycająco. Wprawdzie nie ubrała się jakoś specjalnie elegancko, ale nie musiała. Ona wyglądałaby świetnie nawet w worku po ziemniakach. Śmialiśmy się i żartowaliśmy. Wprawdzie Maja raz i drugi jakby straciła humor, ale uznałem, że poruszaliśmy po prostu tematy, które jej nie interesują. Wyszedłem z wizyty zadowolony.
Ola bardzo ciepło odnosiła się do Mai, co moją narzeczoną zdawało się trochę krępować. Swoją drogą, termin „narzeczona” w odniesieniu do dojrzałej już kobiety brzmi nieco zabawnie i pretensjonalnie. Zaproponowałem, żebyśmy resztę tego wieczoru spędzili u mnie. Myślałem nawet o całej nocy, ale Maja mnie zaskoczyła. Stanęła nagle i odwróciła się do mnie.
– Z nami koniec! – oznajmiła. – Słucham? – spytałem z niedowierzaniem.
– Piotrek, widziałam, jak na nią patrzysz! Nie wiem, może jej mąż jest ślepy, ale ja nie! Przełknąłem ślinę. Cóż, może zatrzymałem raz czy drugi wzrok na Oli, ale żeby zaraz…
– Przepraszam – powiedziałem. – Ale przyznaj, że wyglądała ładnie.
– Przyznaję, cholera! Pewnie, że przyznaję! – zasyczała Maja. – Tylko że nie patrzyłeś na nią jak facet na piękną kobietę. To bym zniosła! Ale widziałam w twoich oczach… Nie ma o czym mówić, to koniec! Potem odeszła, a ja nie miałem odwagi jej dogonić i zaprzeczyć.
Czy to wtedy w całej pełni zdałem sobie sprawę ze swoich prawdziwych uczuć? Na pewno nie. Tkwiły we mnie od zawsze, tylko potrafiłem je skutecznie stłumić. W imię przyjaźni. Ale właśnie to zdarzenie uzmysłowiło mi, że w moim życiu jest tylko jedna kobieta.
– Zawsze cię kochałem – powiedziałem cicho, i sam słyszałem, że w moim głosie brzmiało poczucie winy. Skoro ja je słyszałem, to Ola tym bardziej. – Nic na to nie poradzę.
Westchnęła i nalała mi herbaty z imbryka. Uwielbiałem tę jej herbatę, parzoną zawsze metodą naszych babek. Nie żadne śmieci w torebkach, tylko sypany produkt, i to najlepszej jakości.
– Piotrze, ja to wszystko wiem. Ale dlaczego mówisz mi o tym właśnie teraz?
– Bo on na ciebie nie zasługuje!
Pokręciła głową. Jej rudokasztanowe loki zatańczyły w powietrzu.
– Dlaczego nie powiedziałeś tego lata temu, zanim wyszłam za Mundka?
Dlaczego? Bo byłem młody, głupi i pełen ideałów. Nadal zresztą jestem. Przyjacielowi nie robi się pewnych rzeczy.
– Byłaś w nim przecież bez pamięci zakochana – mruknąłem.
Byłem świadkiem na ich ślubie. Widziałem, jacy są szczęśliwi, i starałem sam przy tym ogrzać serce. To było trudne, bo w piersi mnie ściskało. Ale co mogłem zrobić? Wybrała jego. Chociaż tak naprawdę można by mówić o wyborze, gdybym stanowił konkurencję. A ja się wycofałem już dawno. Jeszcze w ogólniaku. Bo ukończyliśmy to samo liceum. I właśnie ja chodziłem z Olą do jednej klasy. A jednak Mundek ją dla siebie zagarnął. Wówczas jednak tak o tym nie myślałem. Została dziewczyną kumpla i musiałem to uszanować. Z Mundkiem znaliśmy się właściwie od urodzenia, był mi bardziej nawet bratem niż tylko przyjacielem.
Długo dawałem alibi temu niewiernemu gnojkowi
Wydawało mi się nawet, że uczucie do Oli przeminęło. Widziałem ich przecież razem bardzo często, widziałem nawet, jak się całują, więc udało mi się zobojętnieć. Dzień ich ślubu uświadomił mi jednak, że to nie jest takie proste. Pewnie dlatego podczas wesela spiłem się prawie do nieprzytomności i zrobiłem z siebie durnia. Co z wielką satysfakcją uświadomiono mi następnego dnia. Chyba tylko Ola ze mnie nie szydziła. Wprawdzie powiedziała parę cierpkich słów na temat mojego zachowania, ale to było wszystko, później zachowywała się tak, jakby nic się nie stało.
Za to Mundek dał mi popalić. Ale on się nie gniewał, miał po prostu ze mnie – jak to się teraz mówi – bekę. Nie widzieliśmy się potem przez jakiś czas, bo wyjechałem na stypendium do Pragi i rzadko odwiedzałem rodziców. Potem wróciłem i znów zaczęliśmy się częściej widywać. Wstyd po moich weselnych wyczynach przygasł, znajomi zdawali się o tym nie pamiętać. Pewnie tak było, bo przecież to ja się skompromitowałem, nie oni. Cicho szczęknęła filiżanka, wyrywając mnie z zamyślenia. Zdaje się, że Ola specjalnie ją potrąciła.
– Byłam w nim bez pamięci zakochana czy nie, mogłeś powiedzieć, co czujesz.
– Po co? – wzruszyłem ramionami. – Co by to zmieniło?
– Nie wiem. Ale może bym się zastanowiła. Jeśli chcesz wiedzieć, wcale go nie kochałam tak mocno, jak ci się zdaje.
– To dlaczego za niego wyszłaś? Teraz ona wzruszyła ramionami i popadła w zamyślenie. Czekałem cierpliwie. W końcu całe życie cierpliwie czekałem. – Bo go jednak kochałam – powiedziała wreszcie. – I wiesz, może wtedy wydawało mi się, że nawet bardzo. Młody człowiek ma skłonność do skrajnych opinii nawet na własny temat.
Znów zapanowało milczenie.
Przerwała je Ola: – Dlaczego powiedziałeś, że Mundek na mnie nie zasługuje? Przygryzłem wargi. Żałowałem teraz wyrzuconych w chwili rozgorączkowania słów. Ale, z drugiej strony, on naprawdę na nią nie zasługiwał. Widząc, że nic ode mnie nie wydobędzie, Ola zapytała: – Dlatego, że mnie zdradza?
Zatkało mnie. Wiedziała? Rany boskie, ale czy wiedziała wszystko? Pierwszy raz zwrócił się do mnie o pomoc już kilka lat po ślubie. Ola była w ciąży, a on wtedy pracował w firmie handlującej drukarkami komputerowymi. Miewał wyjazdy i szkolenia, ale nie przypuszczałem, że kombinuje coś na boku.
– Stary, gdyby Olka pytała, powiedz jej, że przez całą sobotę byliśmy razem, dobra? – poprosił. – Pomagałeś mi instalować sprzęt w jakiejś firmie.
– Dlaczego? – byłem zdumiony. – Myślałem, że będziesz z nią chciał posiedzieć.
– Daj spokój – prychnął. – Wiesz, co to jest ciężarna baba w domu?
– Daje ci popalić? – znów się zdziwiłem. To by było niepodobne do Oli.
– Nie to! – Mundek się skrzywił. – Ale człowiek może sobie właśnie tylko posiedzieć. Olka jest w siódmym miesiącu i nie bardzo nam wychodzi… No, wiesz. Zrobił wulgarny gest. Jeszcze do końca nie rozumiałem.
– I co? Nie wytrzymasz tych paru miesięcy?
– A co, mnich jakiś jestem? – obruszył się. – Człowiek ma swoje potrzeby. Poznałem taką jedną laseczkę… Mówię ci, delicje. Mieliśmy się spotkać w piątek, ale się okazało, że coś jej wypadło w robocie i zostaje nam tylko sobota. Bo w niedzielę wraca jej mąż i nie będziemy mieli mety. Tak mnie tym zaskoczył, że się zgodziłem.
Zresztą, odezwała się we mnie w pewnym stopniu tak zwana solidarność plemników. Wiedziałem, że Mundek zawsze miał spore potrzeby seksualne. Nawet kiedy już chodził z Olą, oglądał się za innymi dziewczynami. Potem oczywiście miałem wyrzuty sumienia. A jednak, kiedy znów się do mnie zwrócił z podobną prośbą, nie umiałem odmówić. Przecież to mój przyjaciel – wmawiałem sobie.
– Powinien być mi bliższy niż jego żona, znamy się dłużej. Tak naprawdę obawiałem się po prostu, że Mundek się pogniewa. Nie chciałem tracić najlepszego kumpla. „Dość” powiedziałem dopiero po latach. A on oczywiście obraził się śmiertelnie i nie rozmawiał ze mną długi czas.
– Wiedziałaś? – zapytałem; czułem się bezradny, byłem nieco zdezorientowany. – Skąd?
Roześmiała się, ale bez śladu wesołości.
– Piotrusiu, ile lat żyjesz? Nie wiesz, że przed ludźmi nic się nie ukryje? Prędzej czy później ktoś coś zobaczy i powie komuś następnemu. Dowiedziałam się późno, ale się dowiedziałam. Przełknąłem ślinę.
Powiedzieć jej prawdę? Powinienem. W końcu przyszedłem tutaj, żeby namówić ją, aby odeszła od męża i rozpoczęła ze mną nowe życie. Kłamstwo to raczej kiepski początek.
– Ja nawet… nawet… – wydusiłem. – Tak, wiem. Nawet dawałeś mu alibi. Tego już się sama domyśliłam. I domyślam się, że już tego nie robisz.
– A on wciąż cię zdradza? – spytałem.
– Oczywiście! – znów się zaśmiała ponuro. – Raz, że oszust to zawsze oszust, dwa, że zdrajca to zawsze zdrajca.
Czegoś tu nie rozumiałem. Dlaczego się z nim męczyła?
– Dla dzieci, Piotrusiu, dla dzieci – odpowiedziała na niezadane pytanie. – Nie powinny cierpieć dlatego, że ich ojciec okazał się kanalią.
– Ale dzieciaki są już praktycznie dorosłe! – zaprotestowałem. – Tak naprawdę nic cię przy nim nie trzyma! Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy byli razem. Pokręciła przecząco głową.
– To nie takie proste. Bo widzisz, ja tego drania wciąż na swój sposób kocham. I mam nadzieję, że kiedyś się zmieni.
– Zmieni?! – zaprotestowałem gwałtownie. – On będzie coraz gorszy! A ze mną…
Położyła dłoń na mojej ręce, więc zamilkłem. – A z tobą musiałabym zaczynać wszystko od nowa. Nie wiem, jak by wyglądały potem moje stosunki z dziećmi. Dorosłe czy nie, dla mnie to zawsze dzieci. Ale dobrze, że powiedziałeś mi, co czujesz. To wymagało wyjaśnienia.
Wstałem. Nie miałem już tutaj czego szukać. Skoro była w stanie wybaczyć Mundkowi zdrady, moje szanse równały się zeru.
– Co teraz zrobisz? – spytała. Dla niej też to było trudne.
– Wyjadę – odparłem. – Mam propozycję pracy w Danii. Potrzebują fachowca mojej specjalności. Wahałem się, miałem nadzieję, że uda się, że ty i ja… Wtedy od ciebie by zależało, czy wyjedziemy razem, czy zostaniemy. Ale tak… Zamilkłem, a ona nie przerywała ciszy. – Tak będzie lepiej – zakończyłem. – Trzymaj się. Mam nadzieję, że będziesz jeszcze szczęśliwa.
– Ty też się trzymaj – szepnęła. – Zobaczymy się jeszcze kiedyś? Mundek…
– Mundek nie będzie za mną tęsknił. Ostatnio nasza przyjaźń mocno się rozluźniła. I nie zobaczymy się więcej. Tak będzie lepiej. Po chwili zamknąłem za sobą drzwi.
Więcej prawdziwych historii:„Byłem idiotą i zdradziłem ją z przypadkową dziewczyną. Ona odpłaciła się tym samym, ale ja ciągle ją kocham…”„Myślałam, że jestem już za stara, by coś dobrego mnie w życiu spotkało. W wieku 65 lat znalazłam miłość w internecie”„Mam męża i dwoje dzieci, ale na dworcu właśnie czeka na mnie dawny ukochany. Mamy razem uciec, na zawsze...”