Nigdy nie widziałem siebie w roli ojca. Moje dziecięce lata nie należały do najszczęśliwszych. Może nie było aż tak źle, jak to teraz opisuję, szczególnie patrząc z perspektywy tamtej epoki, jednak... ciągle czułem się osamotniony. Moi rodzice wiecznie pracowali i kompletnie mnie ignorowali, chyba że coś przeskrobałem. A że byłem raczej grzecznym dzieckiem, to praktycznie w ogóle się mną nie zajmowali.
Niczego mi nie brakowało, ale…
Wszystkie podstawowe potrzeby miałem zaspokojone – zawsze był obiad na stole, ubrania w szafie, podręczniki na półce, a na podwórku czekał na mnie rower od rodziców. No więc właściwie, na co mogłem narzekać? I jak niby miałbym być kiedyś lepszym rodzicem od nich? Przecież byłem ich żywą kopią... Poruszałem się identycznie jak ojciec, a kiedy się śmiałem, wyglądałem dokładnie jak mama. Nawet te ich charakterystyczne teksty, które ciągle powtarzali, same cisnęły mi się na usta, chociaż za każdym razem gdy je mówiłem, aż się wewnętrznie wzdrygałem.
Z dzieciakami nigdy mi nie było po drodze. Marzyłem o życiu we dwoje, ewentualnie z jakimś czworonogiem ze schroniska. Początkowo każda dziewczyna przytakiwała na mój pomysł, ale gdy związek nabierał tempa, zaczynały się rozmowy o zostaniu mamą. Za każdym razem okazywało się, że macierzyństwo jest dla nich ważniejsze niż nasz związek. To tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie chcę mieć potomstwa.
Po poznaniu Justyny moje życie nabrało nowych barw. Niedługo potem zamieszkaliśmy razem, a ślub wzięliśmy w ekspresowym tempie, będąc pewni, że to najlepsza decyzja. Pasowaliśmy do siebie idealnie – podobnie jak ja, ona również nie planowała potomstwa i regularnie stosowała antykoncepcję.
Życie jednak lubi płatać figle
Po dwóch latach małżeństwa okazało się, że spodziewamy się dziecka. Zorientowaliśmy się dość późno, bo dopiero około czwartego miesiąca. Do tego momentu nic nie wydawało się podejrzane – miesiączki przychodziły normalnie, a mimo że biust jej się powiększył, talia pozostała tak samo szczupła jak zawsze.
Ogarnął nas totalny strach. Kompletnie nie wiedzieliśmy, co robić. Oboje mieliśmy nie najlepsze wzorce – ja dorastałem bez rodziców, a ona miała tylko babcię, ponieważ tata nie udźwignął śmierci mamy i zawalił jako rodzic. Można powiedzieć, że los zestawił ze sobą parę kompletnie nieprzygotowanych ludzi, którzy pewnie tylko skrzywdzą małego człowieka. Przerażeni, od razu pobiegliśmy zrobić wszystkie możliwe testy, by upewnić się, że nie wyrządziliśmy już jakiejś szkody. Co prawda nie byliśmy palaczami, ale zdarzało nam się popijać alkohol na imprezach.
– Jesteśmy okropni, będziemy najgorszymi rodzicami na świecie... – łkała Justyna. – Przecież nawet nie zorientowaliśmy się, że noszę dziecko.
– Wiem, że masz rację, skarbie, ale nic już na to nie poradzimy – westchnąłem bezradnie.
Ciężko było nam się cieszyć i nie czuliśmy żadnego entuzjazmu. Kompletowanie rzeczy dla maluszka szło nam bez zapału, a urządzanie dziecięcego pokoiku nie wzbudzało większych emocji. Jednak wszystko się zmieniło... W momencie, gdy dostałem od położnej ten mały, kwilący tobołek, coś we mnie pękło. Gdy zobaczyłem te drobniutkie nóżki, moje serce zaczęło bić jak szalone. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Wystarczyło jedno spojrzenie na moją żonę, by zrozumieć, że właśnie tutaj, przy mnie, są dwie najważniejsze istoty w moim życiu.
To było jak czary
Byłem pewien, że zostałem stworzony do roli taty, podczas gdy Justyna miała spore trudności z odnalezieniem się jako mama. Wziąłem zaległy urlop i całkowicie skupiłem się na zajmowaniu naszą córeczką Elizą.
– Czy to normalne, że mała tyle śpi? – zapytałem, gdy Justyna układała dziecko w łóżeczku.
– Według poradnika to zupełnie naturalne.
Moja żona szukała informacji o tym, jak zajmować się noworodkiem, pochłaniała masę poradników i zbierała różne wskazówki. Mnie bardziej odpowiadało działanie intuicyjne, bez zbędnej teorii.
Spacerowanie z wózkiem sprawiało mi największą radość. Z chęcią spędzałbym całe dnie na włóczeniu się po osiedlowych alejkach, ale trzeba było wracać do domu, bo nasza mała potrzebowała karmienia, a to mogła zapewnić jej tylko Justyna. Po posiłku przy mamusinym biuście znów wyruszaliśmy na kolejną rundkę, gdy tylko Eliza odpłynęła w sen po najedzeniu się do syta. Uwielbiałem się jej przyglądać przez długie chwile – czy to gdy spała, czy gdy jej wzrok podążał za zabawkami wirującymi nad głową w karuzeli. Gaworzyłem do niej bez końca, nie wiedząc nawet, czy dociera do niej sens tych wszystkich pieszczotliwych głupstewek, które jej opowiadałem.
Moje dawne lęki związane z byciem tatą rozpłynęły się jak mgła. Fakt, moi rodzice prawie w ogóle się mną nie interesowali, ale postanowiłem, że ja będę inny. Zrozumiałem, że nawet jeśli jestem podobny do ojca, wcale nie znaczy to, że muszę powielać jego błędy w wychowaniu. Miałem zamiar być obecny w życiu mojego dziecka. Moja Justyna pokazała, że jest rewelacyjną mamą, mimo że nigdy nie zaznała matczynej miłości – jej mama zmarła tuż po porodzie. Teraz całą tę miłość i ciepło, których jej brakowało w latach dzieciństwa, dawała naszej małej córeczce. Razem stworzyliśmy super rodzinę. To było coś wyjątkowego.
Córka wiele mnie nauczyła
Im starsza stawała się Eliza, tym większa była moja radość z bycia jej ojcem. Gdy już minęły początkowe obawy typu „zostaniemy rodzicami” czy „pomocy, mamy niemowlaka”, zauważyłem, jak bardzo obecność córki wpłynęła na mój sposób patrzenia na otaczającą rzeczywistość.
Eliza stała się centrum naszego świata. Oczywiście, moja miłość do Justyny i radość ze wspólnie spędzanego czasu nie zmalała, ale nie spodziewałem się, że pojawienie się malutkiego dziecka może tak wywrócić życie do góry nogami. Byłem świadkiem jej pierwszych samodzielnych kroków, pomagałem opanować jazdę rowerkiem i pokazywałem, jak kopać piłkę. Często wybieraliśmy się razem na wędrówki leśnymi ścieżkami, odwiedzaliśmy różne miejsca zabaw dla dzieci i spacerowaliśmy nad pobliskimi jeziorami. Za każdym razem czułem się niesamowicie szczęśliwy, mogąc jej to wszystko pokazywać. Co rano zawoziłem swoją małą księżniczkę do przedszkola, skąd później odbierała ją Justyna. Później wspólnie spacerowaliśmy albo, gdy aura nie dopisywała, zostając w domu, wymyślaliśmy sobie różne zabawy.
W naszym małym schronieniu z prześcieradła rozciągniętego między krzesłami Eliza czuła się jak w raju. Kochała te chwile, kiedy mogliśmy być tak ciasno stłoczeni razem. To dawało niesamowite poczucie szczęścia. Nic nie mogło się równać z możliwością przytulenia moich ukochanych w dowolnym momencie.
Ludzie się zmieniają
Pewnego dnia ktoś zawołał mnie z tyłu:
– Robert?
Kiedy się obejrzałem, zobaczyłem Milenę – kobietę, z którą kiedyś byłem związany. Tę samą, która przed laty zakończyła nasz trzyletni związek, bo marzyła o potomstwie, a ja wtedy kompletnie nie myślałem o zakładaniu rodziny.
– To twoje dziecko? – spytała, zaglądając do wózka. W środku drzemała Eliza, która nie skończyła jeszcze trzech lat, zmęczona po długiej przechadzce parkowymi alejkami.
– Tak. To moja córeczka – odparłem z taką dumą, jakbym zrobił coś niesamowitego.
– Przecież zawsze mówiłeś, że nigdy...
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, niczym u kogoś złapanego na gorącym uczynku.
– No wiesz, kiedy nie miałem wyjścia, uznałem, że to jest właśnie to! Kocham być tatą. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak mi się to spodoba.
Szczerze wypowiadałem swoje myśli, choć było mi trochę głupio przed dziewczyną, z którą kiedyś się spotykałem. Rozpad naszego związku był dla niej naprawdę trudny. Studiowaliśmy jeszcze wtedy, a ja wiedziałem, że darzy mnie głębokim uczuciem. Rozstanie dużo ją kosztowało, ale ostatecznie musiała postąpić zgodnie z tym, co czuła.
– Wygląda na to, że potrzebowałeś czasu, żeby do tego dojrzeć – stwierdziła. – Muszę już lecieć.
Tamta rozmowa nie przyniosła przełomu, ale uświadomiła mi, ile mógłbym stracić, gdyby nie pojawienie się naszego dziecka. Gdyby przeznaczenie nie wskazało mi innej drogi. Eliza okazała się promyczkiem szczęścia, który rozjaśnił mój świat. Dotarło do mnie, że wszystko byłoby bez znaczenia, gdyby nie ona.
Robert, 38 lat
Czytaj także:
„Koledzy mnie wyśmiewają, bo żona pracuje, a ja zmieniam pieluchy dziecku. Nie wstydzę się, że jestem tatusiem na etat”
„Teściowa uważa, że wychowa moją córkę lepiej niż ja. Łamie moje zasady i robi z Marysi rozpieszczoną księżniczkę”
„Niedoszli teściowie zawsze mną gardzili. Gdy zostałam sama w ciąży, ich zachowanie przeszło wszelkie ludzkie pojęcie”