Pamiętam tamtą rozmowę z Ewą, jakby wydarzyła się wczoraj. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, ona z tym swoim ciepłym spojrzeniem i lekko drżącymi dłońmi. Wiedziałem, co chciała mi powiedzieć, zanim jeszcze otworzyła usta.
– Wojtek, chcę, żebyśmy mieli dziecko – powiedziała.
Spojrzałem na nią, próbując ukryć irytację. Dziecko? Wiedziałem, co to oznacza: brak wolności, nieprzespane noce, obowiązki, które spadną na mnie, choć nigdy ich nie chciałem.
– Po co nam dziecko? – parsknąłem. – To tylko ciągłe wydatki i zero czasu dla siebie – przestałem, bo dostrzegłem jej smutną minę. – Ale jeśli to tak ważne dla ciebie, zróbmy to – dodałem natychmiast.
Żona nie zaprotestowała. Nigdy nie protestowała. Wtedy jeszcze myślałem, że to ona wyjdzie na tym gorzej. Nie sądziłem, że pewnego dnia to ja będę żałował.
Zgodziłem się na dziecko
Tomek był typowym dzieckiem – pełnym energii, ciekawym świata. Być może dlatego tak mnie irytował. Wolałem ciszę po pracy, a on wciąż przybiegał z rysunkami, opowiadając o grach i pomysłach, których nawet nie próbowałem zrozumieć.
– Tato, zobacz, co narysowałem! – zawołał kiedyś, przynosząc mi obrazek przedstawiający chyba jakieś zwierzę.
Spojrzałem na niego pobieżnie.
– Ładne, ale lepiej skup się na matematyce. Rysunki nie zapłacą rachunków.
Jego twarz momentalnie posmutniała, ale nic nie powiedział. Za to Ewa patrzyła na mnie, jakby chciała mnie zamordować wzrokiem.
– Nie możesz chociaż raz go pochwalić? – zapytała ostro. – On cię podziwia, a ty...
– Nie chcę, żeby myślał, że świat jest taki prosty – przerwałem. – Lepiej, żeby znał realia.
Odeszła, zabierając Tomka za rękę. Wiedziałem, że byłem surowy, ale uważałem, że robię to dla jego dobra.
Nie zauważyłem, że Tomek coraz rzadziej przychodził do mnie z rysunkami. Zajął się innymi rzeczami, których też nie rozumiałem – gitarą, jakimiś piosenkami. Ewa próbowała mnie przekonać, że to coś, co go uszczęśliwia. Ja uważałem, że to tylko strata czasu.
Z wiekiem irytował mnie coraz bardziej
Gdy Tomek był dzieckiem, jego próby zdobycia mojej uwagi były ciche, niemal niezauważalne. Kiedy stał się nastolatkiem, zmieniły się w otwarty bunt. Ewa ostrzegała mnie, że moja krytyka kiedyś się na nas zemści, ale ja uważałem, że to, co robię, to przygotowanie go do prawdziwego życia.
– Szkoła artystyczna? – powtórzyłem z niedowierzaniem, gdy oznajmił nam, gdzie chce kontynuować naukę. – To jakaś kpina. Powinieneś myśleć o przyszłości, a nie bawić się farbkami.
– Ty nigdy mnie nie rozumiałeś! – odkrzyknął, czerwony ze złości. – Nie potrzebuję twojej zgody, żeby robić to, co kocham.
– Przestańcie! – wtrąciła się Ewa, próbując załagodzić sytuację. – Wojtek, on ma prawo decydować o swoim życiu.
– Tak? A kto zapłaci za jego życie, kiedy okaże się, że te jego „talenty” nie wystarczą? – odpowiedziałem, nie próbując nawet ukrywać irytacji.
Syn wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami, a Ewa spojrzała na mnie z rozczarowaniem.
– Dlaczego nie możesz po prostu być jego ojcem? Wspierać go? – zapytała cicho.
Nie odpowiedziałem. Dla mnie to, co mówiła, było absurdem. Chciałem, żeby Tomasz miał stabilną przyszłość, a nie żył w świecie złudzeń.
Przez kolejne lata nasz kontakt stawał się coraz bardziej powierzchowny. Ewa starała się być mostem między nami, ale nawet ona nie mogła zniwelować tej przepaści. Tomek zaczął spędzać więcej czasu poza domem, coraz rzadziej rozmawiał ze mną, a w jego oczach widziałem coś, czego nie mogłem zignorować – brak szacunku.
Nie przywiązywałem do tego wagi. Byłem pewien, że to tylko faza, która minie, gdy dorośnie i zrozumie, że miałem rację.
Nie chciał utrzymywać kontaktu
Tomek skończył szkołę artystyczną, choć do dziś nie potrafię powiedzieć, jak mu się to udało. Nie byłem na obronie jego dyplomu. Wtedy uznałem, że nie muszę brać udziału w tym „teatrzyku”. Teraz, gdy wspominam tamten dzień, widzę w nim moment, w którym syn przestał w ogóle próbować nawiązać ze mną kontakt.
Kilka miesięcy później usłyszałem rozmowę Ewy przez telefon. Rozmawiała z naszym synem, ale jej głos był stłumiony, jakby bała się, że usłyszę.
– Nie mów tak... Przecież tata cię kocha, tylko... w swój dziwny sposób – słyszałem w jej głosie desperację.
Domyślałem się, o czym rozmawiają, ale nie zapytałem. Udawałem, że mnie to nie obchodzi. Prawda była taka, że obchodziło mnie aż za bardzo.
Kilka dni później Ewa powiedziała mi, że Tomek chce się z nami spotkać na obiedzie. Pomyślałem, że może to okazja, by wszystko naprawić, ale szybko okazało się, że byłem w błędzie.
W restauracji syn pojawił się z dziewczyną, Anią. Nie znałem jej, ale szybko zauważyłem, że to ona dodawała mu odwagi, gdy wypowiadał każde słowo.
– Tato, mamo... – zaczął, a w jego głosie czuć było napięcie. – Chciałem wam powiedzieć, że zamierzam się wyprowadzić.
Ewa spojrzała na niego zaskoczona.
– Wyprowadzić? Dokąd?
– Do Krakowa – odparł. – Mam tam pracę. Chcę skupić się na muzyce.
Nie mogłem się powstrzymać.
– Na muzyce? Czy ty naprawdę myślisz, że utrzymasz się z tego śpiewania?
Ania położyła rękę na jego ramieniu, a Tomek spojrzał na mnie z chłodem.
– Nie przyszedłem tu po twoje błogosławieństwo, tato. Chciałem tylko poinformować cię, że już nie musisz się mną martwić. Od tej pory już nie będę próbował zasłużyć na twoją uwagę.
Ewa wybuchnęła płaczem, a ja siedziałem osłupiały. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Tomek wyszedł z restauracji, a Ania spojrzała na mnie z czymś pomiędzy gniewem a litością.
– On zasługuje na ojca, który go szanuje – powiedziała cicho. – Może jeszcze pan to zrozumie.
Zostałem przy stole z Ewą łkającą obok mnie, a w mojej głowie zaczęło kiełkować coś, czego nigdy wcześniej nie czułem – żal.
Naszły mnie refleksje
Kiedy syn wyjechał, dom stał się cichy w sposób, który trudno było zignorować. Ewa starała się zachowywać normalnie, ale widziałem, jak wieczorami przegląda jego zdjęcia w telefonie. Nie pytała mnie, co myślę, a ja nie miałem odwagi zacząć rozmowy.
Mijały miesiące, a jedyne, co wiedziałem o Tomku, pochodziło od Ewy. Kiedy wspomniała, że gra koncert w Krakowie, poczułem ukłucie – nie dumy, ale czegoś bardziej gorzkiego. To ja powinienem być tam, wspierać go. Zamiast tego oglądałem jego zdjęcia na Facebooku, ukradkiem, jakbym nie miał do tego prawa.
Pewnego dnia Bartek, mój przyjaciel, z którym od lat graliśmy w szachy, zapytał:
– Jak tam Tomek?
Zawahałem się.
– Dobrze sobie radzi – odpowiedziałem, próbując zabrzmieć obojętnie.
Kolega spojrzał na mnie badawczo.
– Wojtek, co się dzieje? Zawsze unikasz tematu swojego syna.
– Powiedział, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego – te słowa wyszły z moich ust z większym trudem, niż się spodziewałem.
Bartek odchylił się na krześle, przyglądając mi się z powagą.
– Wiesz, jeszcze możesz to naprawić – rzucił niepewnie.
– Naprawić? – parsknąłem gorzko. – Jak? On ma swoje życie. Ja... nie wiem, czy mam w nim miejsce.
Kumpel milczał przez chwilę, a potem powiedział coś, co na długo utkwiło mi w pamięci:
– Myślę, ojcostwo to nie coś, co można odłożyć na później. Wiem, że masz żal do siebie. Ale jeśli tego nie powiesz, twój syn nigdy się nie dowie.
Po jego wyjściu długo siedziałem w ciszy. W głowie wciąż miałem słowa kolegi. Czy faktycznie można to jeszcze naprawić?
Miałem jeszcze nadzieję
Po rozmowie z Bartkiem długo zastanawiałem się, czy rzeczywiście mogę to wszystko naprawić. Wiedziałem, że powinienem porozmawiać z Tomkiem, ale strach przed odrzuceniem paraliżował mnie.
W końcu napisałem do niego krótką wiadomość: „Tomek, chciałbym porozmawiać. Może znajdziesz chwilę?”. Czekałem dwa dni. Potem tydzień. Odpowiedź nie nadeszła.
Ewa próbowała mnie pocieszać, choć widziałem, że sama cierpi równie mocno jak ja.
– Daj mu czas – powiedziała. – Może wciąż jest za wcześnie.
Ale ja wiedziałem, że czas wcale nie był po mojej stronie.
Kilka tygodni później Tomek grał koncert w telewizji. Oglądałem go sam, siedząc w salonie z butelką piwa. Patrzyłem, jak tłum wiwatował, a on na scenie był swobodny, pewny siebie. W jego twarzy widziałem tę pasję, której nigdy nie rozumiałem, a teraz tak bardzo żałowałem, że jej nie wspierałem.
W trakcie występu zrobił krótką przerwę na podziękowania.
– Chciałbym podziękować kilku osobom, które zawsze we mnie wierzyły – powiedział. Spojrzał w kamerę. – Mojej mamie i ukochanej Ani, które były przy mnie na każdym kroku.
Poczułem, jak coś ściska mi gardło. Wiedziałem, że moje imię nigdy nie padnie.
Kiedy żona wróciła po koncercie, weszła do pokoju.
– Widziałeś? – zapytała, siadając obok mnie.
– Widziałem – odpowiedziałem, próbując ukryć emocje.
Spojrzała na mnie z troską.
– Wojtek, może jeszcze nie jest za późno.
Ale ja wiedziałem, że jest. Tomek podjął decyzję, a ja przez lata dawałem mu do zrozumienia, że nie jestem w jego życiu potrzebny.
Wieczorem, leżąc w łóżku, zrozumiałem, że moja samotność była zasłużona. Straciłem coś, czego nigdy nie potrafiłem docenić, gdy miałem to na wyciągnięcie ręki.
Straciłem swoją szansę
Czas mijał, a Tomek nie wracał do domu. Wciąż miałem nadzieję, że kiedyś otrzymam odpowiedź na wiadomość, ale z każdym dniem coraz bardziej godziłem się z myślą, że to się nigdy nie stanie.
Kiedyś Ewa znalazła mnie, jak przeglądałem stare zdjęcia Tomka. Zatrzymałem się na jednym z jego dzieciństwa – na tym, gdzie trzymał swój pierwszy rysunek, a ja stałem obok z rękami w kieszeniach.
– Mogłeś być lepszym ojcem – powiedziała cicho.
– Wiem – odparłem.
Nie płakałem. Zasłużyłem na ten ciężar. Tomek stał się tym, kim chciał być – niezależnym, utalentowanym mężczyzną. Ale nie dzięki mnie, tylko mimo mnie. Tego dnia postanowiłem już nie czekać. Napisałem do Tomka kolejną wiadomość: „Przepraszam. Może kiedyś będziesz w stanie mi wybaczyć”. Nie wiem, czy odpowiedziałby, nawet gdyby to przeczytał. Ale wiedziałem jedno – nie można cofnąć czasu. Tylko żałować.
Wojciech, 55 lat
Czytaj także:
„Mam ochotę schrupać wrednego sąsiada jak świątecznego pierniczka. Szkoda, że jest taki obojętny na moje umizgi”
„Dziadek na starość znalazł sobie kochankę. Muszę być czujny, by nie zgarnęła mi spadku sprzed nosa”
„Przy świątecznym stole wpadłam jak śliwka w kompot. Mąż nie miał pojęcia, że łamie się opłatkiem z moim kochankiem”