Nieznajomy z pociągu

Nieznajomy z pociągu
Odkąd pamiętam, lubiłam jeździć pociągiem. Miarowy stukot kół zawsze mnie uspokajał. Tak było i tym razem...
/ 07.08.2009 16:47
Nieznajomy z pociągu
Mateusz nigdy nie podzielał mojej fascynacji. Twierdził, że pociąg to strata czasu. On poruszał się tylko swoim luksusowym samochodem. Ja jednak nigdy nie zmieniłam swojego nastawienia, bo właśnie w pociągu doświadczyłam czegoś niezwykłego.

Mateusza poznałam na urodzinach kuzynki, która mieszkała za miastem. Świętowaliśmy, grillując w ogrodzie. Bawiłam się z synkiem Beaty bumerangiem do czasu, gdy zabawka znalazła się na drzewie rosnącym w ogródku sąsiadów. Poszłam do nich, chcąc odzyskać to, co niefortunie straciłam. Otworzył mi przystojny mężczyzna. Był po trzydziestce, miał ciemne włosy, brązowe bystre oczy i opalone, muskularne ciało. Od razu wpadł mi w oko. – Przepraszam, że pana nachodzę, ale zgubiłam coś w pańskim ogrodzie – zaczęłam. Przystojniak wytrzeszczył oczy. – Co takiego? Jest pani pewna? – dziwił się. – Tak, jestem pewna. Bumerang Krzysia, pańskiego małego sąsiada, zawisł na czereśni. Tej przy ogrodzeniu... Mężczyzna, śmiejąc się głośno, podbiegł do drzewa i nim się ruszyłam z miejsca, już trzymałam zgubę w dłoniach. – Moja kuzynka Beata obchodzi urodziny, może by pan wpadł na grilla w ramach rekompensaty za strącenie kilku czereśni?... – uśmiechnęłam się uroczo, dziwiąc się w duchu, że zdobyłam się na takie słowa. Czułam jednak, że stojący przede mną facet jest tego wart. I miałam rację. W tym ogrodzie pod pełnymi gwiazdami rozpoczęła się moja szaleńcza miłość do Mateusza.
Spotykaliśmy się często, raz u niego, raz u mnie. Ja nie miałam auta, więc jeździłam pociągiem, co bardzo dziwiło Mateusza. Dzieliły nas wprawdzie tylko trzy stacje, ale bardzo lubiłam te moje wycieczki. Byłam z nim taka szczęśliwa. Spacerowaliśmy, żartowaliśmy, słuchaliśmy muzyki, gotowaliśmy...

To były naprawdę cudowne chwile, które dawały nadzieję na piękną przyszłość. Nawet dziewczyny z pracy zauważyły, że się zmieniłam. Latałam nad ziemią. Czułam się pewna siebie i dowartościowana, zaczęłam nawet starać się o awans. Musiałam więcej pracować i przez to miałam mniej czasu dla Mateusza, ale on nie narzekał. Rzadziej wprawdzie, ale wciąż do mnie przyjeżdżał i wciąż była między nami ta chemia, którą nie sposób opisać. Za to, gdy ja chciałam wybrać się do niego, za każdym razem mówił mi, że nie chce bym tłukła się pociągiem i że powinnam więcej odpoczywać, bo mam dużo zajęć.
Prawdę mówiąc było mi to na rękę, bo w pracy miałam urwanie głowy, na dodatek szef wysłał mnie w delegację. Taka była cena awansu, więc pojechałam. Oczywiście pociągiem. Wracając, postanowiłam zrobić Mateuszowi niespodziankę i wstąpić do niego. Stęskniłam się za nim i nawet pospieszałam w myślach lokomotywę, żeby jak najszybciej go zobaczyć. Energicznie wysiadłam na stacji i radosnym krokiem ruszyłam do mojego Romea. Przyspieszałam coraz bardziej, widząc zbliżający się komin jego domu, dach, okna, śliwę, jabłoń, czereśnię, wreszcie jego samego. Nagle stanęłam jak wryta. Mateusz nie był sam. Obok niego zobaczyłam kobietę, którą całował. Trwałam bez ruchu, oddychając szybko. Gładził ją po włosach i plecach. To nie była kuzynka czy serdeczna koleżanka. Tak dotyka się i całuje tylko kogoś bliskiego. Czas dla mnie się zatrzymał. Spoglądałam na tę scenę jak widz w kinie. Wreszcie dotarło do mnie to, co się działo.
Odwróciłam się i zaczęłam biec. Po chwili usłyszałam Mateusza wołającego moje imię. Nie obejrzałam się za siebie. Dotarłam do stacji i wskoczyłam do pierwszego nadjeżdżającego pociągu.
Zrozpaczona opadłam na fotel, widząc w oknie oddalający się dom, ukochane drzewo i... moją miłość. Ludzie wsiadali i wysiadali. Nie zwracając na nikogo uwagi płakałam, opierając się głową o szybę.

Nagle poczułam, jak ktoś chwyta mnie za ramię i przyciąga do siebie. Obok mnie siedział mężczyzna. Wtuliłam się w niego jak dziecko. Jechaliśmy w milczeniu. Czułam, jak się uspokajam, oddech robi się wolniejszy, łzy przestają płynąć, złe myśli odlatują. Mijały kolejne stacje. Bez słów, z moją głową na jego torsie. Wyciszona, słuchałam stukotu pociągu i jego równego oddechu. – Muszę wysiadać – usłyszałam. Delikatnie zwolnił uścisk i pomógł mi wrócić na miejsce. – Będzie dobrze – wyszeptał. Nim podniosłam głowę, by podziękować za wsparcie, już go nie było. Wtedy dotarło do mnie, że jadę w złym kierunku. Wstałam szybko i wychodząc z pociągu pomyślałam: „Będzie dobrze!”.
Przez kolejne dni moją głowę zaprzątał mężczyzna z pociągu. Byłam mu wdzięczna za to, co zrobił dla mnie, za tę iskrę nadziei, którą zapalił w najbardziej odpowiednim momencie.
Mateusz próbował coś tłumaczyć, ale nie chciałam z nim rozmawiać. Zamknęłam ten rozdział definitywnie. Teraz z jeszcze większą przyjemnością jeżdżę pociągami i wierzę, że za którymś razem spotkam w którymś Tajemniczego Pasażera. Chciałabym powiedzieć mu „dziękuję”, a może kilka słów więcej...

Redakcja poleca

REKLAMA