„Nienawidzę synowej, bo to pusta lala bez ambicji. Zamiast iść do pracy jak człowiek, lata do kosmetyczki”

rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, kues1
„Zamiast skromnej, ciepłej, ale i pracowitej dziewczyny, którą mogłabym pokochać jak własną córkę, przyprowadził kobietę, która wyglądała jak z magazynu o celebrytach. Długie, wymalowane szpony, rzęsy jak wachlarze, a na twarzy więcej makijażu niż farby na mojej kuchennej ścianie. Nie potrafiłam ukryć rozczarowania”.
/ 31.01.2025 13:15
rozczarowana kobieta fot. Adobe Stock, kues1

Nie wiem, jak to się stało, że mój syn, Robert, chłopak z takim potencjałem, wybrał sobie na żonę kogoś takiego jak Kalina. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłam, od razu poczułam, że to nie jest dziewczyna dla niego. Zrobiła na mnie wrażenie osoby sztucznej, próżnej, a na dodatek wyglądała jakby przez pomyłkę zapomniała założyć połowy stroju. Pomyślałam wtedy: „To się szybko skończy, przecież Robert zawsze miał ambicje, nie da się omamić byle kim”. Niestety, myliłam się...

Mój syn to złote dziecko

Robert od dziecka był inny niż rówieśnicy. Już w szkole marzył o wielkich rzeczach, miał jasno określone cele i bardzo ciężko na nie pracował. Gdy inne dzieciaki trzeba było stale ganiać do nauki, Robert sam wyznaczał sobie godziny nauki. Nigdy nie dostał jedynki, zawsze był przygotowany do lekcji. Od małego wiedział, że, aby osiągnąć wielkie rzeczy, musi pracować przez całe życie. Pękałam z dumy, gdy co roku odbierał świadectwo z paskiem – zwłaszcza, że nie przypłacał tego wcale życiem towarzyskim. Miał kolegów i przyjaciół, był zapraszany na przyjęcia urodzinowe. Nie był odludkiem. Po prostu potrafił doskonale zorganizować sobie czas.

Oczywiście, jego wysiłki zaowocowały. Dostał się na prestiżową uczelnię za granicą, na którą częściowo mu dołożyliśmy, a resztę sfinansował ze stypendium. Po studiach zaczął pracować w dużej firmie. Nie minęło wiele czasu, a Robert już zajmował kierownicze stanowisko. Zawsze podkreślał, że chce zapewnić sobie i swojej rodzinie stabilną przyszłość. Nic dziwnego, że byłam z niego dumna. Dlatego, kiedy kilka lat temu oznajmił, że przyprowadzi na obiad swoją dziewczynę, byłam ciekawa, kto stanie u jego boku. I tak pojawiła się Kalina.

Byłam zaskoczona

Od razu wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Zamiast skromnej, ciepłej, ale i pracowitej dziewczyny, którą mogłabym pokochać jak własną córkę, przyprowadził kobietę, która wyglądała jak z magazynu o celebrytach. Długie, wymalowane szpony, rzęsy jak wachlarze, a na twarzy więcej makijażu niż farby na mojej kuchennej ścianie. Nie potrafiłam ukryć rozczarowania, ale... Robert wydawał się być nią zachwycony. „Naprawdę, czy każdy, nawet najmądrzejszy mężczyzna, da się omotać krótkiej spódniczce i wielkim ustom?”, myślałam z niesmakiem. Niestety, wyglądało na to, że właśnie tak jest.

Przyznaję, Kalina uśmiechała się do mnie, próbowała zacząć rozmowę, ale ja tylko odpowiadałam półsłówkami. Nie czułam potrzeby nawiązywać z nią relacji, bo byłam przekonana, że to zauroczenie minie tak samo szybko, jak się pojawiło. Cóż, myliłam się.

Wydawała mi się pusta

Kiedy kilka miesięcy później Robert powiedział mi, że planuje oświadczyć się Kalinie, poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch.

– Jesteś pewien, synku? – zapytałam ostrożnie. – To poważna decyzja.

– Mamo, Kalina jest cudowna. Wiem, że na początku mogła wydawać ci się… nieodpowiednia, ale uwierz mi, to kobieta mojego życia.

Chciałam zapytać, czy zauważył, że ta jego cudowna Kalina rzadko mówi o czymś innym niż ubrania, kosmetyki i nowe diety, ale ugryzłam się w język.

– No cóż, jeśli tak czujesz, to znaczy, że tak jest – uśmiechnęłam się sztucznie, obejmując syna, chociaż w środku zalewałam się łzami bezsilności.

Robert był dorosły, nie chciałam się wtrącać… A przynajmniej nie drogą oficjalną. W głębi duszy miałam nadzieję, że coś jeszcze może się zmienić.

Czasem wysyłałam do jego firmy młode, piękne córki koleżanek, aby startowały na jego asystentkę. Czasem prosiłam go o pomoc młodym, pięknym córkom koleżanek, którym a to zepsuła się pralka, a to ciężkie klamoty wymagały rozładowania z auta. Generalnie, dotarłam do każdej możliwej młodej i pięknej córki (ewentualnie kuzynki lub koleżanki) każdej z moich koleżanek, aby tylko znaleźć jakąkolwiek alternatywę dla Kaliny. Robert, oczywiście, z uprzejmością realizował wszystkie zobowiązania, ale nadal był wierny swojej kobiecieNie wiedziałam, co jeszcze mogłabym zrobić.

Kalina nie miała obowiązków

Po ślubie, który odbył się z wielką pompą, miałam nadzieję, że Kalina pokaże przynajmniej, że potrafi być dobrą żoną. W końcu w małżeństwie chodzi o partnerstwo, prawda? Liczyłam, że będzie dbała o dom, ułatwiała życie Robertowi, gotowała mu, a może angażowała się w wolontariat, skoro pieniędzy mieli i tak wystarczająco.

Tymczasem Kalina natychmiast rzuciła pracę w sklepie, bo nie chciało jej się pracować za cztery tysiące nawet żeby dołożyć do domowego budżetu na bieżące wydatki. Problem w tym, że ani domu, ani rodziny nie musiała ogarniać. Robert, w swojej szczodrości, zatrudnił kucharkę i panią do sprzątania. Kiedy więc pytałam go, co Kalina robi całymi dniami, wzruszał ramionami:

– Dba o siebie, mamo. Ćwiczy, relaksuje się. Chcę, żeby była szczęśliwa.

– A ty? Ty też masz prawo być szczęśliwy! – nie wytrzymałam. – To nie jest partnerstwo. Ty harujesz, a ona wydaje twoje pieniądze na kosmetyczki i trenerów? Przecież to absurd!

Robert spojrzał na mnie wtedy nieprzyjemnie lodowato.

Mamo, zarabiam wystarczająco, żeby Kalina nie musiała pracować. Ja się spełniam w mojej pracy, a przy okazji zarabiam takie pieniądze, żeby moi bliscy mieli łatwiej. Taki miałem w tym cel. To moje pieniądze i moja decyzja.

Poczułam, jak ogarnia mnie bezsilność. Mój syn, zawsze tak rozsądny, teraz bronił kobiety, która żerowała na jego ciężkiej pracy i nie miała żadnych ambicji. Nie mogłam tego zrozumieć.

Nie akceptowałam tego

Frustracja nie dawała mi spokoju. Żeby choć trochę się uspokoić, zaczęłam rozmawiać o Kalinie z moją siostrą, Elżbietą.

– Wiesz, Ela, ona naprawdę nic nie robi. Kompletnie nic. A Robert ją utrzymuje, jeszcze broni, jakby była jakimś skarbem! – żaliłam się, kiedy siedziałyśmy w kuchni. – Takich bab to by znalazł na pęczki! Żadna z niej gwiazda!

Elżbieta kiwała głową z dezaprobatą.

– Ech, co on widzi w takiej lalce? Przecież zawsze miał rozum.

– Miłość oślepia, Ela – westchnęłam ciężko.

– O czym oni w ogóle rozmawiają?

– A kto ich tam wie... Ale ja się na to nie godzę. Mój syn zasługuje na kogoś, kto go wspiera, kto razem z nim pracuje na przyszłość! A nie na kogoś, kto tylko korzysta z jego sukcesu!

– Ale co zrobisz, Janka?

– Nie wiem, naprawdę nie wiem... – wzdychałam z bezradnością.

Mąż był bardziej wyrozumiały

Nawet mój mąż, Stefan, który rzadko się wtrącał, przyznał mi w końcu rację.

– Janina, widzę, że cię to męczy, ale Robert jest dorosły. Nie zrobisz nic na siłę. Może sam w końcu przejrzy na oczy.

Słowa Stefana nie dawały mi spokoju. Może rzeczywiście musiałam dać im spokój? Ale jak tu się nie przejmować, kiedy widzi się, że ktoś, kogo się kocha, jest wykorzystywany?

Kilka miesięcy później wydarzyło się coś, co mnie zaskoczyło. Kalina zaproponowała, że chciałaby spędzić ze mną dzień, aby „lepiej mnie poznać”. Byłam sceptyczna, ale zgodziłam się.

Popełniłam błąd?

Z wielką niechęcią przyznaję, że nieco zmieniłam swoją opinię o synowej. Na początku spotkania zachodziłam w głowę o czym niby mam rozmawiać z taką babą, ale, szczerze mówiąc, tematów nam nie brakowało ani na chwilę, a Kalina pokazała mi, że nie do końca jest osobą, za którą ją uważałam. Opowiadała o swoich planach, o tym, że chciałaby kiedyś założyć własną firmę, ale na razie czuje się niepewnie. Oczywiście, firma miała być gabinetem kosmetycznym, ale to już puściłam jej płazem. Lepsze to, niż wieczne lenistwo... Niech przynajmniej zrobi cokolwiek.

Nie powiem, że od razu ją polubiłam, ale coś we mnie drgnęło. Byłam w stanie ją akceptować. Przy następnej wizycie siostry, obudziła się we mnie wręcz potrzeba, aby obronić ją przed nieuzasadnioną krytyką.

– I co tam u naszej ulubionej lali? – zapytała złośliwie Ela.

– Aj, powiem ci, że ona wcale nie jest aż taka zła... – mruknęłam.

W duchu aż się zaśmiałam, widząc jak filiżanki siostry i męża zatrzymują się w połowie drogi od spodeczka do ust. Chyba żadne z nich nie spodziewało się usłyszeć ode mnie takich słów.

Nie wiem, czy Kalina kiedykolwiek stanie się dla mnie ideałem synowej, ale wiem, że powinnam dać jej jeszcze trochę czasu, zanim ją ocenię. A na razie najważniejsze jest to, że mój syn naprawdę wygląda na szczęśliwego. I może to powinno mi wystarczyć?

Janina, 58 lat

Czytaj także: „Szwagierka zamiast dzieci robiła karierę. Nie wytrzymałam, gdy zaczęła traktować moją córkę jak zabawkę”
„Odkąd poznałam tajemnicę synowej, mam ochotę posłać ją do piekła. Jak mogła zrobić coś tak obrzydliwego?”
„Znudziło mi się bycie matką. Nie chce mi się już słuchać ciągłego jęczenia i marudzenia moich dzieci”

Redakcja poleca

REKLAMA