Była żona mojego faceta zjawiła się u nas koło 17. Przywiozła ze sobą swojego psa.
– Słuchaj, wyjeżdżam na tydzień i będę u was musiała zostawić Pierona – powiedziała do Jędrka. Mnie nawet nie zapytała, czy może, chociaż mieszkanie było przecież moje…
Posłałam jej złe spojrzenie, jednak nie wyglądała na przejętą – wręcz przeciwnie, moja wściekłość sprawiła jej wyraźną satysfakcję. Pieron kilka razy szczeknął i zaczął obwąchiwać wszystkie kąty. W końcu ułożył się na dywaniku w kuchni i przestał zwracać na nas uwagę.
– Posłuchaj, Ewka, nie wiem, czy to jest dobry moment. Chcieliśmy wyskoczyć na weekend w góry… – zaczął Jędrek, ale ona była już przy drzwiach.
– Weźmiecie go ze sobą, co za problem? – wzruszyła tylko ramionami. – Wiem, że to dla ciebie dodatkowy obowiązek, ale tak to już jest, kiedy wiążesz się z rozwodnikiem – syknęła w moją stronę.
– To czemu sama go ze sobą nie zabierzesz?! – nie wytrzymałam.
– Gdzie? Do Mediolanu?! – roześmiała się perliście, kokieteryjnym ruchem głowy odrzuciła długie włosy i posłała Jędrkowi całusa. – Dzięki, muszę lecieć!
W ogóle się z nami nie liczy
Co za wredna krowa! Jeszcze się chwali zagranicznymi podróżami... Spojrzałam na psa. Wciąż leżał na kuchennym dywaniku i wyglądał całkiem niewinnie, wiedziałam jednak, że prędzej, czy później narobi szkód. Lubię zwierzęta, lecz Pierona wyjątkowo nie znoszę, a jego wiecznie zaśliniony pysk budzi we mnie odrazę. A może po prostu nie darzę go sentymentem, bo należy do Ewy...
– Wiedziałeś, że ona leci do Mediolanu? – zapytałam Jędrka, kiedy wyszliśmy na balkon na papierosa.
– Nie. Słowem nie pisnęła, że ma taki zamiar. Dopiero dziś rano mi oznajmiła, że zawozi chłopców do swoich rodziców, a nam podrzuci psa – westchnął.
– Boże jedyny, boję się pomyśleć, co ten Pieron znowu tu nawyprawia – pokręciłam głową, bo nie dalej jak miesiąc wcześniej pies Ewki pogryzł mi nowe zamszowe buty, drogie jak diabli.
– No nic, jakoś sobie poradzimy. Szkoda tylko, że Ewka wywiozła chłopaków za miasto, bo chciałem ich jutro zabrać na pizzę – powiedział Jędrek.
– Pizza nie ucieknie – pocieszyłam go. Godzinę później wspólnie wyprowadziliśmy psa i nawet mi się podobał ten spontaniczny krótki spacer. Jednak w kolejne dni zrobiło się zimno i wieczorne, a także poranne wyprowadzanie psiaka stało się wyjątkowo nieprzyjemne. Cóż, nie bez powodu nie mieliśmy zwierząt...
Tydzień później, już po powrocie Ewy z Włoch, znowu doszło między nami do przykrej wymiany zdań. Spotkałyśmy się w firmie prowadzonej przez mojego Jędrka, której ona była niestety współwłaścicielką. Wpadła na mnie w drzwiach i chociaż chciałam ją wyminąć, od razu zaczęła mówić o synach.
– Wiesz co, bardzo bym cię prosiła, żebyś nie karmiła ich śmieciowym żarciem, kiedy u was są – zaczęła.
– Słucham? O czym ty mówisz?! – prawie mnie zatkało z oburzenia.
– Już wyjaśniam. Pizza, frytki, lody, cukierki, ciastka. Śmieciowe żarcie. Teraz nadążasz? – zapytała słodko.
– Moja droga, to duzi chłopcy! – oburzyłam się. – Zwykle gotuję im obiady, ale jak wracam z pracy później, zamawiają sobie coś na własną rękę. Kuba ma prawie 13 lat, Radek 15! Naprawdę uważasz, że powinnam mówić im, co mają jeść i o której godzinie?
– No cóż, sama nie masz dzieci, to nie wiesz, co dla nich dobre – rzuciła.
– Śmieszna jesteś! – prychnęłam. – O, czy to nie siwe włosy? – dodałam złośliwie, wskazując na jej natapirowaną czuprynę, i wyminęłam ją w przejściu.
Wbiła we mnie nienawistne spojrzenie i syknęła, że wkrótce idzie do fryzjera. Posłałam jej pełen wyższości uśmieszek. Dzień później Jędrek zadzwonił do mnie, kiedy wychodziłam z pracy.
– Słuchaj, tylko się nie denerwuj, bo zrobiłem chyba coś głupiego – zaczął.
– Co takiego? Mów szybko, zanim dostanę zawału – ponagliłam go.
– Zawału może nie dostaniesz, ale pewnie się wkurzysz… Pożyczyłem Ewie twój samochód – usłyszałam.
– Czyś ty zwariował?! – zawołałam. – Moją niespełna dwuletnią toyotę dałeś babie, która utopiłaby mnie w łyżce wody?! Nie mogłeś dać jej swojego?!
– No właśnie nie. Wieczorem mam kolację z klientem i muszę być mobilny, bo jadę za miasto. A Ewce wysiadł wóz, a że ma akurat strasznie napięty grafik…
– Jędrek, przegiąłeś! Wiesz, jak kocham to auto! – powiedziałam z wyrzutem.
– To tylko auto, kotku.
– Dzwoń do niej i postrasz ją, że jeśli choćby mi je zarysuje, to ją…
– Daj spokój, Ewa ma sporo wad, ale akurat kierowcą jest naprawdę świetnym – tak mnie pocieszył Jędrek.
Nienawidzę tej jędzy z całego serca
Niestety następnego dnia okazało się, jak „świetnym” kierowcą jest była żona mojego faceta – toyota wróciła do mnie z brzydką rysą na lewym boku, a Ewa nie wykazała nawet cienia skruchy.
– Stłuczki się zdarzają, zwłaszcza przy takiej pogodzie – powiedziała tylko, kiedy oddała mi kluczyki. – Zresztą masz przecież świetne ubezpieczenie – dodała. Zapragnęłam ją udusić.
– Przepraszam. Nie miałem pojęcia, że tak się to skończy – westchnął Jędrek, kiedy po jej wyjściu wybuchłam płaczem.
– Nie miałeś pojęcia?! Człowieku, ona mnie nienawidzi i każdy głupi by przewidział, co się stanie, jak jej dasz mój samochód! Przecież ona zrobiła to celowo! – wrzasnęłam z wściekłością.
– Przesadzasz. Fakt, Ewa za tobą nie przepada, ale nie jest mściwą wariatką. Jestem tego pewien! – bronił byłej Jędrek.
– To chyba jeszcze nie do końca ją znasz – powiedziałam ostrym tonem.
Do Ewy zadzwoniłam chwilę później.
– Wiesz, tak sobie myślę, że w sumie to mi ciebie żal. Zrobisz wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę byłego męża, prawda? – powiedziałam, kiedy odebrała.
– Kochanie, ja nie muszę zwracać na siebie jego uwagi. Nie dalej jak wczoraj, wyskoczyliśmy na drinka i trochę poflirtowaliśmy. Właśnie, a propos imprez – w przyszłą sobotę jest bankiet z okazji dziesięciolecia naszego biznesu, ale Jędrek pewnie ci o tym nie wspomniał, co?
Nie odezwałam się ani słowem, tak mnie zatkało. Jędrek słowem się o tym nie zająknął. Za to Ewa ciągnęła:
– Prosiłam go, żeby ci nie mówił, bo wolę, żebyśmy wystąpili tego wieczoru jako para. Wiesz, założyciele firmy i wciąż się przyjaźniący byli małżonkowie... Myślę, że to wypadnie świetnie! Co tak zamilkłaś? Nie powiedział ci o tym, prawda? – triumfowała Ewa.
Chwilę później się rozłączyła, a ja z wściekłości się popłakałam. Mieszkałam z Jędrkiem ponad rok. Nie byliśmy jeszcze zaręczeni, nie planowaliśmy też ślubu, ale ja traktowałam ten związek poważnie. Wychodziło jednak na to, że on nie… W sobotę, w którą miał się odbyć bankiet, oznajmił, że się wybiera za miasto.
– Stary kumpel po raz drugi się żeni, a jego drużba urządza wieczór kawalerski na swojej działce. Ale bez obaw, kotku, striptizerek nie będzie – mrugnął do mnie i w pośpiechu zaczął pakować torbę.
Na myśl o tym, że kłamie mi w żywe oczy, aż mnie skręcało od środka z wściekłości – wiedziałam przecież świetnie, że wybiera się na bankiet i, co gorsza, nie czuje potrzeby przeciwstawienia się byłej żonie. A przecież mógł się jej sprzeciwić. Powiedzieć, że beze mnie się nie zjawi, dać jej do zrozumienia, że jest śmieszna. Jednak on podkulił ogon pod siebie i tylko wymyślił jakąś durną historyjkę dla zamydlenia mi oczu. To nie było męskie zachowanie. Postanowiłam, że zagram nieczysto, tak jak on, i kiedy tylko wyszedł, przejrzałam swoją garderobę. Beżowa, przetykana złotą nitką minisukienka świetnie na mnie leżała i pięknie kontrastowała z moją bursztynową opalenizną znad morza. Do tego szpilki, rozpuszczone włosy, mocny makijaż – i wyglądałam ekstra.
Pod lokalem, w którym miał odbyć się bankiet, zjawiłam się godzinę później – sprawdziłam adres w sieci, bo przecież musiała być jakaś wzmianka. I była.
– Przykro mi, ale to prywatna impreza, a nie ma pani na liście – pilnujący oszklonego wejścia rosły byczek w przyciasnym garniturze zaszedł mi drogę, kiedy chciałam wślizgnąć się do środka.
– Jestem partnerką współwłaściciela! – rzuciłam ostrym tonem, podając nazwę firmy. – I zapewniam pana, że jeśli mnie pan nie wpuści, w przyszłym miesiącu to pana nie będzie na liście. Liście płac.
Zawahał się. W końcu uznał chyba, że młoda kobieta w pięknej sukni nie narobi na imprezie szkód i pozwolił mi wejść. Na Ewę wpadłam chwilę potem. Na mój widok stanęła jak wryta, zrobiła zdumioną minę i syknęła, że mam tupet.
– Zrobiłaś to z czystej złośliwości, co? – dodała, zaciskając pięści ze złości.
– W sumie tak – uśmiechnęłam się. W tym samym momencie zauważył mnie Jędrek. Wytrzeszczył oczy, wyraźnie zbladł i ruszył w moją stronę.
– Powiem krótko. Jeśli jeszcze raz dasz mi odczuć, że Ewa i jej sprawy są dla ciebie ważniejsze niż ja, zostawię cię – oznajmiłam mu stanowczym tonem.
Zaczął się tłumaczyć. Że Ewa nalegała, że fatalnie się z tym czuł… Nie słuchałam. Sięgnęłam po podany mi przez młodego kelnera kieliszek szampana i samotnie ruszyłam na parkiet. Gdzieś z głębi sali Ewa rzucała mi nienawistne spojrzenia, dosłownie czułam na plecach jej palący wzrok, ale miałam to gdzieś. W tym układzie to zawsze ja będę górą – młodsza od niej o 20 lat, ładna i pewna siebie. A skoro Jędrek nie rozumie, ile miał szczęścia, wiążąc się ze mną, któregoś dnia może się bardzo nieprzyjemnie zdziwić. Bo mam już powyżej uszu Ewy, jej ciągłych problemów i tego, że mój facet obchodzi się z nią jak z malowanym jajkiem. Rozumiem – długo byli małżeństwem, mają dwoje dzieci, łączą ich wspólne interesy. Ale to nie znaczy, że on może bezkarnie mnie okłamywać.
Więcej listów do redakcji:„Moje dzieci uważają, że obowiązkiem dziadków jest zajmowanie się wnukami. Ja mam swoje życie”„Moja dziewczyna jest o 18 lat młodsza. To dużo, ale łączy nas szczere uczucie. Czy to może się udać?”„Pijany kierowca tira spowodował wypadek, w którym omal nie zginęła moja żona. Tego dnia wracała od kochanka”