Wczesnym rankiem powoli wlokłam się do toalety. Myślałam sobie, po co komu w ogóle te urodziny. Podczas mycia zębów zauważyłam, że mam parę nowych zmarszczek na mordzie. Wszystko mi przypominało, że znowu przybyło mi lat. Nie skakałam z radości, ale też nie tęskniłam za tym, co było. Nie miałam do czego wracać myślami. Moje sprawy prywatne to raczej pasmo porażek, o czym przy okazji corocznych życzeń zawsze mi przypominała moja własna matka.
– Może byś w końcu sobie kogoś znalazła? – usłyszałam przez telefon formułkę, którą znam już na pamięć.
Jednak nie mogę liczyć na poprawę sytuacji
Szłam do pracy powolnym krokiem, mając świadomość, co mnie tam spotka. Gromkie "Wszystkiego najlepszego" wyśpiewane przez koleżanki i kolegów, a następnie wysłuchiwanie pustych frazesów, jakie zazwyczaj pada przy podobnych wydarzeniach. Próbowałam się wewnętrznie pocieszyć, że dam radę to wytrzymać, a potem wrócę do mieszkania, schowam się pod kołdrą i włączę ukochany serial, starając się wyrzucić z głowy fakt, że mam na karku kolejny rok.
Weszłam ukradkiem do biurowca, starając się nie przyciągać niczyjej uwagi. Zazwyczaj zjawiałam się na tyle wcześnie, że w pracy nikogo jeszcze nie było. Powitało mnie tylko brzęczenie wentylatora pod sufitem. Z ulgą opadłam na krzesło przy swoim stanowisku pracy.
Włączyłam komputer i jak co dzień zajrzałam do skrzynki mailowej. Parę mało ważnych wiadomości, trochę śmieciowych reklam, nic nadzwyczajnego. Miałam już kliknąć krzyżyk, żeby wyjść z poczty, kiedy nadszedł nowy mail.
"Najlepsze życzenia, mój mały zajączku" - przeczytałam i poczułam, jak serce zaczyna mi mocniej bić. Przetarłam ręką spocone czoło. Nikt tak się do mnie nie odnosił. Nikt oprócz pewnego faceta. Wiadomość przyszła z jego skrzynki, ale byłam pewna, że to po prostu nie może być prawda.
Zatrzasnęłam laptopa i wyszłam na taras. Wsparłam się o barierkę i popatrzyłam w dół. Sznur aut jadących ulicą, dźwięk trąbienia i miejski harmider sprawiły, że zakręciło mi się w głowie. Zacisnęłam dłonie na poręczy i zaczerpnęłam głęboko miejskiego powietrza. Trochę się uspokoiłam i wróciłam do pokoju.
– Siemka, jakie masz plany na popołudnie? – kumpela z miejsca przeszła do sedna.
O nie, tylko nie to…
– W sumie to nic specjalnego, taki zwykły dzionek – odparłam bez entuzjazmu.
– Czyli jak? Wylegiwanie się przed telewizorem? Ha ha.
No cóż, dla kogoś z tak intensywnym życiem socjalnym jak ona, takie typy jak ja to pewnie dno.
– Strzał w dziesiątkę! I nawet nie próbuj namieszać mi w grafiku – puściłam do niej oczko, czując, że coś knuje.
Magda to prawdziwy talent, jeśli chodzi o przygotowywanie niespodziewanych przyjęć. Wielokrotnie brałam udział w tego typu wydarzeniach, kiedy ktoś ze współpracowników świętował swoje urodziny. Będąc gościem, potrafiłam to jakoś przetrzymać. Jednak spaliłabym się ze wstydu, gdyby cała paczka nagle wpadła do mojego lokum, żeby rozkręcić balangę. Poza tym miałam już swoje lata na takie rzeczy.
Reszta dnia upłynęła bez większych niespodzianek. Parę znajomych złożyło mi grzecznościowe życzenia, na szczęście bez żadnych durnych aluzji. Opuściłam firmę z nadzieją, że spędzę leniwe popołudnie przed telewizorem, a jutro rozpocznę kolejny monotonny rok mojego życia.
W lodówie czekało na mnie wino. Napełniłam kieliszek, puściłam „Przyjaciół" i rozłożyłam się wygodnie na sofie. Starałam się nie rozmyślać o porannej wiadomości, ale nachalne wyobrażenia i tak ciągle pojawiały się w mojej głowie.
„Najsłodsze życzenia, mój mały zajączku”
Minęło dokładnie dziesięć lat od kiedy ostatnio to usłyszałam. Prawie słyszałam w głowie jego głos i widziałam ciemne rzęsy skryte pod grzywką jasnych loków. Między mną a Wiktorem istniała wyjątkowa więź, ale to już zamknięty rozdział. Taki, do którego nie ma sensu wracać, o którym nawet nie chce się pamiętać. Ciarki przeszły mi po plecach na samą myśl o wiadomości od niego. Nie miałam odwagi, by znowu zajrzeć do skrzynki mailowej.
– To niemożliwe. Na pewno mi się przewidziało – rzekłam sama do siebie.
Nagle usłyszałam brzęczenie dzwonka. Prawie podskoczyłam, tak mnie to zaskoczyło. Miałam w planach nie reagować, dlatego mocniej otuliłam się kocem. Mimo to dzwonek wciąż się odzywał.
– No kurczę blade! – wymamrotałam sama do siebie i udałam się w stronę wejścia.
Z przygotowaną listą usprawiedliwień otworzyłam drzwi, myśląc, że zjawi się Magda z kolegami z roboty. Jednak osoba stojąca na wycieraczce totalnie mnie zaskoczyła. W życiu nie pomyślałabym, że mogłaby mnie odwiedzić. Zwłaszcza w moje urodziny. Ciemne, długie loki opadały na jej bark, a talia ściśnięta szerokim pasem wydawała się nienormalnie wąska. Z rozdziawioną buzią wpatrywałam się w nią intensywnie. O rany, czego ona tu szuka?
– Czy on przebywa w twoim mieszkaniu? – rzuciła szorstko, a następnie przepchnęła się obok mnie i wkroczyła do środka bez żadnego pozwolenia czy zaproszenia.
Poczułam, że robi mi się niedobrze
Prezentowała się identycznie jak podczas naszej ostatniej rozmowy, kiedy obrzucałyśmy się nawzajem pretensjami.
– Justyna, o czym ty w ogóle gadasz…? – w końcu wydusiłam z siebie, z rosnącym niepokojem patrząc, jak jej wzrok wędruje po pokoju dziennym.
– Daj spokój, nie wciskaj mi kitu. Jestem pewna, że on się tu ukrywa. Zawsze to robi, gdy próbuje mnie oszukać – wycedziła, zaciskając zęby.
– Co ty wygadujesz, do jasnej anielki? Wiktor od dekady nie chodzi po tym świecie! – mój krzyk zabrzmiał dla mnie samej jakoś dziwnie piskliwie.
Zaczął ogarniać mnie strach.
– Kto wie, może tak, a może nie… – Justyna przycupnęła na skraju sofy, zakładając nogę na nogę.
Justyna sięgnęła po mój kielich i wychyliła go do dna w mgnieniu oka.
– Głupoty gadasz, przecież na własne oczy widziałaś, jak trumnę zasypywali ziemią... – odparłam, nawet nie drgnąwszy.
– Jesteś tego taka pewna, bo to ty go wykończyłaś, prawda? – Justyna posłała mi kpiący uśmieszek.
Z wrażenia opadłam na krzesło. Kompletnie nie rozumiałam, o co jej chodzi.
– To było niechcący... – powiedziałam cicho. – Samochód wpadł w poślizg i zjechałam na pobocze. Już o tym gadałyśmy...
– Wcale nie! – jej wrzask przeszył mnie na wylot, zupełnie jak kiedyś. – Odbiłaś mi go, ty flądro! I jeszcze go zamordowałaś! – Justyna sięgnęła do torby po chusteczkę i wytarła nią załzawione oczy.
Opuściłam oczy, wbijając spojrzenie w podłogę
– Już cię za to przepraszałam… Też go darzyłam uczuciem. Kiedy odszedł, przeżywałam to równie mocno co ty...
Wcześniej wstydziłam się tego, w jaki sposób potoczyła się cała sytuacja. Justyna miała męża — Wiktora, a kim byłam ja? Zwykłą kochanką, nikim więcej. Wielokrotnie powtarzałam sobie, że w żadnym wypadku nie wdałabym się w romans z facetem, który ma już żonę. Ale cóż, życie bywa przewrotne… Wiktor i ja spotkaliśmy się po raz pierwszy podczas mojego wyjazdu w interesach. Od pierwszej chwili zrobił na mnie piorunujące wrażenie, a potem wszystko poszło jak z płatka.
Po jakimś czasie relacja straciła na intensywności, a ja utknęłam w tym trójkącie jak w potrzasku. Parę lat musiało upłynąć, zanim postawiłam sprawę jasno – albo zakończy małżeństwo z Justyną, albo się rozstaniemy. Obiecał, że wyzna jej prawdę i miał już nawet gotowe dokumenty do rozwodu. Widziałam je na własne oczy. Gdyby nie ten nieszczęsny wypadek, dziś bylibyśmy razem...
Zamknęłam oczy, starając się zapanować nad szlochem. Myślami powędrowałam do tamtego feralnego wieczoru. Moje wspomnienia były fragmentaryczne, jak porozrywane strzępki. Wsiadając do samochodu, planowaliśmy udać się do restauracji. Lało jak z cebra, krople dudniły o dach auta, a wycieraczki z trudem odpychały wodę spływającą po przedniej szybie.
W tle leciała spokojna piosenka z radia. Wciąż czułam dotyk ręki Wiktora, sunącej po moim udzie coraz wyżej. Zerknęłam na niego z rumieńcem na twarzy. Dalej… urwany film, nieprzenikniony mrok, pustka.
Obudziłam się na szpitalnym łóżku, a Wiktor przepadł bez śladu. Stracił życie w wypadku. To, co działo się potem, przypominało najgorszy sen. Koszmar, który teraz powrócił wraz z Justyną siedzącą w moim salonie. Poczułam ogromny wstyd i bezsilność. Dobry Boże, czy kiedykolwiek uda mi się uciec od tego, co było? Za każdym razem, gdy staram się żyć, jakby nic się nie stało, przykre wspomnienia uderzają ze zdwojoną siłą.
– Chyba czas się pożegnać – rzuciłam w jej stronę.
Justyna podniosła się z wolna, po czym zbliżyła się do miejsca, w którym siedziałam. Jej bujne loki musnęły mój policzek, przez co dostałam dreszczy. Wsunęła rękę do swojej przepastnej torby i nagle coś błysnęło w jej ręce. Jednym, płynnym ruchem przystawiła mi ostrze do gardła. Z przerażenia wrzasnęłam i w tym momencie… ocknęłam się.
W pomieszczeniu panował mrok, a odbiornik TV wydawał monotonny szmer. Uniosłam się do pozycji siedzącej, łapczywie łapiąc powietrze. Moje ciało było zupełnie mokre od potu.
Poderwałam się z łóżka
Drżącymi rękoma wystukałam moje hasło pocztowe. Przeszukałam skrzynkę odbiorczą, ale po mailu od Wiktora nie było już śladu. Opadłam bezwładnie na siedzenie, zakrywając dłońmi swoją twarz. Co się ze mną dzieje? Poczułam, że zaraz się rozpłaczę. Nagle podskoczyłam jak oparzona, o mało nie zrzucając laptopa. Ktoś ponownie zapukał do drzwi.
Tym razem naprawdę. Ledwo trzymając się na nogach ze strachu, udałam się w stronę wejścia i chwyciłam za klamkę. Przełknęłam z trudem ślinę i powolutku uchyliłam drzwi. Będę musiała stawić czoła temu, co ma nadejść. Oby ten koszmar wreszcie dobiegł końca.
– Wszystkiego najlepszego! – wykrzyknięto w przedpokoju.
W drzwiach zobaczyłam Magdę, która trzymała szampana, a tuż za nią stali moi kumple z roboty. Nigdy wcześniej nie byłam tak pozytywnie nastawiona do imprezy-niespodzianki. W końcu mogę trochę odpocząć od własnych myśli.
Julia, 40 lat
Czytaj także:
„Poprosiłam znajomego, żeby zatrudnił mojego zięcia, a ten oszust nie chciał mu płacić. Już ja go ustawię do pionu”
„Przez lata myślałam, że będę samotna do końca życia, a wystarczyło tylko sięgnąć po komórkę”
„Byłam już żoną, kochanką i partnerką. Czekałam, aż jakiś facet w końcu okaże się niespodzianką, a nie rozczarowaniem”