„Nie zarabiałam kokosów, ale wyruszyłam do Indii odnaleźć siebie. Mężowi wysłałam pocztówkę, niech nudziarz ma za swoje”

kobieta wysyła pocztówkę fot. Adobe Stock, Sam Edwards/KOTO
„– Daj mi święty spokój, kobieto! Przez te wszystkie lata pracowałem, żeby zapewnić byt tobie i dzieciom. Chcę tylko spokojnie doczekać emerytury! – rzucił. – Przecież w tamtym roku byliśmy na działce, czego jeszcze byś chciała?! Mam wziąć miesiąc wolnego, bo zachciało ci się podróżowania?”.
/ 14.09.2024 07:15
kobieta wysyła pocztówkę fot. Adobe Stock, Sam Edwards/KOTO

Od dłuższego czasu mąż nie mówił mi już miłych rzeczy, śmiał się z tego, o czym marzyłam. Skrupulatnie oszczędzałam kasę, odkładając ją na rachunku bankowym, żeby w końcu móc pozwolić sobie na spełnienie marzeń. Tyle, że bez męża u boku. On z wiekiem staje się coraz bardziej zgorzkniały i znudzony życiem w swoim mieszkaniu.

– Proszę, zrozum mnie, to dla mnie bardzo ważne! Daj mi obejrzeć ten mecz – mówiąc to, mój małżonek chwycił pilota i przełączył z programu o podróżach na stację ze sportem. – Dlaczego tracisz czas na oglądanie tych głupot?! Ciągle masz nadzieję, że gdzieś się wybierzesz?

– Przecież wiesz... – powiedziałam, spuszczając wzrok. – Od zawsze marzyłam, żeby pozwiedzać różne zakątki świata. Ale najbardziej chciałabym pojechać do Indii.

Popatrzył na mnie z lekceważeniem.

– A bo ja wiem, po co ci to. Zamiast tego przydałoby się kolejne piwko.

Marzenia musiały poczekać

Kiedyś Bogdan był zupełnie innym facetem. Kiedy zaczęliśmy ze sobą chodzić, zaraz po maturze, oboje myśleliśmy, że przed nami jeszcze tyle fascynujących wyjazdów i ciekawa przyszłość. Gdy pojawiły się dzieci, nasze marzenia musiały poczekać. Ilekroć poruszałam ten temat i wspominałam o dawnych pragnieniach, odpowiadał, abym przestała fantazjować i spojrzała trzeźwo na sytuację.

– Masz zamiar poświęcić na to wszystkie nasze pieniądze? A co z dzieciakami i ich potrzebami? To kompletnie bez sensu!

Musiałam przyznać, że Wojtek ma rację. Nie byliśmy w stanie odłożyć wystarczająco dużo funduszy, żeby wyruszyć w taką wyprawę. Całe dnie spędzałam na opiece nad dzieciakami, co uniemożliwiało mi podjęcie pracy i zaoszczędzenie czegokolwiek.

Kiedy byłam młodsza, uważałam, że niezależność to coś ważnego i że kobieta nie powinna być całkowicie zależna od faceta, tylko mieć własną kasę. Ale jak to zrobić, kiedy ma się na głowie dwójkę szkrabów, a mąż haruje od świtu do nocy? Przecież nie mogłam ich tak po prostu zostawić samych...

I tak tkwiłam w tym niechcianym położeniu przez całe lata, aż w końcu moje marzenia o niezależności i podróżowaniu zupełnie wyparowały. Jedyne co mi pozostało, to oglądanie filmów o dalekich wyprawach.

Chciałam coś przeżyć

Kiedy stuknęła mi czterdziestka, moje sny o podróżach niespodziewanie odżyły. Nasze dzieci były już samodzielne, więc mogłam w końcu skupić się na własnych pragnieniach. Chciałam namówić mojego małżonka na wspólne podróże, ale szybko dotarło do mnie, że on już porzucił takie marzenia.

Daj mi święty spokój, kobieto! Przez te wszystkie lata pracowałem, żeby zapewnić byt tobie i dzieciom. Chcę tylko spokojnie doczekać emerytury! – rzucił. – Przecież w tamtym roku byliśmy na działce, czego jeszcze byś chciała?! Mam wziąć miesiąc wolnego, bo zachciało ci się podróżowania?

Zdawałam sobie sprawę, że przełożony Bogdana nigdy nie wyraziłby na to zgody. Przecież mój małżonek musiał dosłownie bić się o chociaż siedem dni urlopu w ciągu roku. Cóż, takie realia.

Czas leciał, a mnie z każdym dniem coraz bardziej dręczyła świadomość, że nigdy nie poznam świata i nie spełnię dziecięcych marzeń. Za każdym razem, kiedy usiłowałam poruszyć ten temat w rozmowie z mężem, odsyłał mnie do przeglądania Internetu.

– Teraz masz możliwość zobaczyć cały glob w Internecie, więc daj już spokój z tymi pytaniami! – powtarzał.

Mąż się oddalił ode mnie

Mąż albo harował w robocie, albo pił browary przed telewizorem, ewentualnie gdzieś się ulatniał z kumplami, a ja przez całe dni i wieczory przesiadywałam samotnie, pogrążona w smutku i we łzach.

Straciłam sens życia. W tamtym momencie dotarło do mnie jak bardzo ja i Bogdan oddaliliśmy się od siebie. Przestało mnie obchodzić to, co mi opowiadał (przeważnie o pracy albo o piłce), a i on nie miał ochoty mnie wysłuchiwać.

Gdy tego dnia wrócił do domu po wizycie w pubie, to przyłapał mnie na przeglądaniu ofert wakacyjnych oraz zdjęć rajskich zakątków świata. Robiłam dokładnie to samo, co zawsze – siedziałam przed laptopem.

Nagle ryknął, że ma już absolutnie dość i wyraził wprost, co sądzi na temat moich pragnień.

– To już ostatni raz, kiedy ci to powtarzam! – wrzeszczał wniebogłosy. – Skończ w końcu bujać w obłokach i zrozum, że to tylko głupie marzenia! Nigdzie nie mam zamiaru się z tobą szlajać, a jeżeli ty planujesz taką eskapadę, to śmiało – nikt cię tu nie będzie zatrzymywał ani za tobą płakał!

Nie zarabiałam kokosów

Od tego czasu w zasadzie nie podejmowaliśmy jakichkolwiek rozmów. Z dnia na dzień coraz bardziej się wycofywałam, a widok naszego mieszkania stawał się nie do zniesienia. W końcu spędziłam w nim dwie dekady. Coraz częściej wymykałam się do znajomych, które podobnie jak ja, miały już odchowane pociechy.

Może czas zakończyć to małżeństwo? – zasugerowała moja koleżanka Beata, która jako redaktorka w gazecie miała niezłą pensję.

– Ale gdzie ja się podzieję? Przecież nie mam żadnego doświadczenia zawodowego... Jak ja dam sobie radę? – zastanawiałam się na głos.

Po naszej rozmowie Beatka zaczęła mnie informować o różnych okazjach do dorobienia. Raz w jej firmie organizowali ankiety, innym razem ktoś szukał kogoś do uszycia przebrania dla dziecka na karnawałową imprezę. Nie zarabiałam kokosów – najczęściej kilkadziesiąt złotych od czasu do czasu – ale miałam plan, co zrobić z tą gotówką. Zamiast ją przepuścić, wszystkie te pieniądze wpłacałam na specjalne konto, które otworzyłam w banku, żeby odkładać.

Zapisałam się na paru serwisach z ofertami pracy w sieci i dzięki nim niedługo zaczęłam dostawać po parę stówek w miesiącu. Chodziłam z psiakami na spacery, opiekowałam się maluchami... Zatrudniłam się również do sprzątania u kobiety z pobliskiej ulicy.

Pani Bożenka była mega zadowolona z mojej roboty i dawała mi coraz więcej zadań. Zdarzało się, że musiałam jej coś zanieść, jak była chora, czasem gotowałam jej rodzince obiad albo jechałam z jej kotem do weterynarza. Bardzo się polubiłyśmy, więc nawet nie myślałam o tym, żeby prosić ją o większą kasę za takie pierdoły.

Szczerze mówiąc, wystarczyło mi to, że udało mi się wyrwać z domu na chwilę, pogadać z kimś miłym i do tego usłyszeć parę miłych słów (małżonek już od dawna przestał zasypywać mnie komplementami).

Byłam z siebie dumna

Skrupulatnie oszczędzałam każdy grosz, a kiedy uzbierałam pierwszego tysiaka, poczułam się niesamowicie z siebie dumna. Niby drobiazg, ale dla mnie był to sygnał, że jeszcze nie wszystko stracone i może jednak nie do końca życia będę skazana na bycie tylko kurą domową.

Musiałam nieźle się nagimnastykować u boku mojego niewdzięcznego małżonka, żeby on zawsze zastał obiad na stole i nie zorientował się, że mnie przez jakiś czas nie było w domu. Gdyby mąż dowiedział się o mojej potajemnej skarbonce, dostałby zapewne szewskiej pasji.

Pani Bożenka to prawdziwy skarb! Zawsze doceniała moją sumienność i dziękowała za starania. Kiedy na dworze było paskudnie, podwoziła mnie do domu... Coraz częściej gadałyśmy jak dwie kumpele.

Pewnego dnia, gdy odkurzałam, wpadły mi w oko jej fotki z podróży po świecie. Zasypałam ją gradem pytań o wrażenia. Chętnie dzieliła się wspomnieniami, aż w końcu wyszło ze mnie, że też marzę o dalekich wakacjach. Nie wyśmiała moich pragnień jak mój facet, a wręcz przeciwnie – podpowiedziała, jak się przygotować do samodzielnej podróży. Chłonęłam jej rady niczym gąbka.

Czas płynął nieubłaganie, a na moim rachunku bankowym zgromadziła się niemała kwota. Obecnie kilka razy w tygodniu systematycznie chodziłam do pracy.

W sąsiedztwie dałam znać, że zajmuję się przeróbkami ubrań, więc co jakiś czas zgłaszali się klienci ze zleceniami, co jeszcze bardziej zasilało moją skarbonkę. Poza tym odmawiałam sobie różnych przyjemności i nie wydawałam za dużo na ciuchy, żeby więcej odłożyć.

Wręczyła mi kopertę

Postawiłam sobie jasne zadanie! Skończyłam czterdzieści jeden lat i mój humor trochę się pogorszył. Nadchodziły święta, a więc czas, gdy nie mogłam wyrwać się z domu. Będę służyć mężowi... Tuż przed Wielkanocą wpadłam do pani Bożeny na ostatnie porządki. Kiedy skończyłam, dała mi kopertę.

– Współpraca z panią to prawdziwa przyjemność – oznajmiła z uśmiechem na twarzy. – Cieszę się, że trafiłam na kogoś takiego. Jak pani wróci, proszę dać mi znać. Planuję otworzyć własny biznes i z chęcią zaproponowałabym pani posadę.

Wracając do swojego mieszkania, ciągle analizowałam to, co usłyszałam od pani Bożeny. Byłam totalnie skołowana. Nagle coś mi się przypomniało – przecież dostałam kopertę! Liczyłam na to, że w środku znajdę jakąś gwiazdkową premię. Zajrzałam do niej, a z wnętrza wypadł podłużny kartonik.

Gdy przeczytałam napis: „Bilet lotniczy otwarty: Warszawa (Polska) – New Delhi (Indie)”, nie mogłam uwierzyć w to, co widzę.

Kiedy zobaczyłam swoje dane na bilecie, nogi się pode mną ugięły. Musiałam oprzeć się o ścianę, żeby nie runąć jak długa na ziemię. Miałam możliwość wybrania dowolnego terminu podróży w przeciągu najbliższych 12 miesięcy... Łzy same zaczęły spływać po mojej twarzy. W drodze do mieszkania na zmianę chichotałam i szlochałam. Nareszcie uda mi się spełnić to, o czym od dawna marzyłam!

Ruszyłam prosto na lotnisko

– O co chodzi? – małżonek zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, kiedy przekroczyłam próg domu. – Dlaczego masz czerwone oczy? Chyba dotarło do ciebie, że nigdzie się nie wybierasz?

Tamtego popołudnia zupełnie nie przejmowałam się jego uszczypliwymi uwagami. Serce waliło mi jak młot za każdym razem, gdy tylko dotknęłam w kieszeni biletu lotniczego. W ciągu zaledwie kwartału udało mi się zdobyć potrzebne dokumenty paszport i wizę, spakowałam też niezbędne rzeczy.

Gdy nadszedł ten dzień, bez wahania ruszyłam prosto na lotnisko. Piszę ten list z indyjskiego stanu Goa. Aktualnie odpoczywam na plaży, wpatrując się w morze. Nade mną rozpościera się lazurowy nieboskłon, stopy zanurzyłam w ciepłym, delikatnym piasku, a moje zmysły koi szum morskich fal. Jest wspaniale, ale wkrótce wyruszam dalej.

Marzę o poznaniu kolejnych zakątków świata, więc za siedem dni zabieram manatki i ruszam w nieznane. Podczas urlopu zdecydowałam się na wysłanie dwóch kartek pocztowych. Tę pierwszą zaadresowałam do pani Bożenki, dziękując jej serdecznie za dotychczasową współpracę i obiecując, że gdy tylko wrócę, z chęcią przedyskutuję z nią kwestię nowego stanowiska. Na samą myśl o jego zaskoczonej twarzy, kiedy dotrze do niego wiadomość: „Buziaki z kraju Bollywoodu! Jola”, chce mi się po prostu chichrać.

Jolanta, 42 lata

Czytaj także:
„Rzuciłam faceta, bo miał pretensje, że mało zarabiam. Myślałam, że już się nie spotkamy, a tu niespodzianka”
„Przed śmiercią matka zdradziła mi sekret, który skrywała przez lata. Wyjazdy w delegacje to była tylko przykrywka”
„Przyjaciółka zaszła w ciążę na 40-stkę, a wszyscy jej kibicowali. Gdy nagle zamilkła, czułam, że coś się stało”

Redakcja poleca

REKLAMA