„Nie żałuję, że zdradziłam narzeczonego. Romans z milionerem sprawił, że czułam się jak królowa życia”

zakochana para fot. Getty Images, Walter Zerla
„Musiałam wypić to, co sama nawarzyłam. I wcale tego nie żałuję, bo okazało się, że to wyśmienity szampan!”.
/ 19.02.2024 07:15
zakochana para fot. Getty Images, Walter Zerla

To był cudowny czas, chociaż romans trwał tylko cztery dni. Dałam się ponieść przyjemności i pożądaniu. Wcale tego nie żałuję!

Niczym się nie wyróżniał

Ulka to moja koleżanka z czasów szkoły podstawowej. Pewnego piątku, kiedy pogoda nie dopisała, spotkałyśmy się w urokliwej kafejce. Kiedy wreszcie dotarłam na miejsce, Ulka już zajmowała miejsce przy stoliku.

– Kochana, potrzebuję mocnej kawy. Jestem wykończona! – pocałowałam koleżankę w policzek i usiadłam na krześle obok. – Ten kredyt mnie dobije!

Nie tak dawno temu wzięłam pożyczkę na zakup domu, a niedługo później straciłam pracę. W celu spłaty zobowiązania, ja i mój partner podejmowaliśmy się różnych prac. Jako osoba zajmująca się grafiką komputerową, miałam sporo zleceń, ale nie miałam niestety stałej pracy. Mój chłopak, Jerzy, zdecydował się natomiast na wyjazd do Anglii.

– Zaraz coś dla nas obu zamówię – oznajmiła Ulka, spoglądając na zegarek. – Słuchaj, za chwilkę wpadnie tutaj jeden z moich klientów. Proszę, nie bądź zła, musiałam mu zaproponować spotkanie tutaj, bo nie zdążył dojechać do mojego biura. Wręczę mu tylko dokumenty i od razu sobie pójdzie.

W pewnym momencie, do kawiarni wszedł pewien pan i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu. Ulka szybko pomachała do niego dłonią.

– Witam panie Macieju – przywitała go, gdy tylko podszedł do stolika. – To moja koleżanka Joanna – przedstawiła. – A to są pana dokumenty...

– Miło mi – powiedział, wyciągając rękę w moim kierunku, a drugą odbierając dokumenty. – Nie będzie paniom przeszkadzało, jeśli usiądę na chwilę? Jestem zmęczony, bo goniłem za panią po całym mieście.

Nie mogłam odmówić, choć liczyłam na to, że nie zajmie nam zbyt wiele czasu. Ostatnio tak rzadko mogłyśmy się zobaczyć z Ulką i porozmawiać tylko we dwie o babskich sprawach... W międzyczasie kelner przywiózł kawę, więc popijając, czekałam, aż skończą omawiać sprawy związane z interesami. Zamyśliłam się nad stanem mojego konta bankowego i od razu zrobiło mi się smutno.

Szczerze mówiąc, kompletnie przestałam słuchać, o czym rozmawiają i dopiero gdy Ulka po raz drugi zadała mi pytanie, wróciłam do rzeczywistości.

– No i co ty na to?

– Co ja? – zapytałam lekko zdezorientowana. – Przepraszam, ale nie słuchałam waszej rozmowy.

– Czy nie marzy ci się szalony wypad na weekend w górach? – zapytała Ulka. – Rozmawialiśmy o tym, jak ważne jest oderwanie się od codzienności i tych wszystkich spraw zawodowych.

– Kto by nie marzył – odpowiedziałam z westchnieniem. – Dałabym wiele, żeby móc uciec, chociaż na kilka dni, ale to jest nierealne.

Maciej spojrzał mi prosto w oczy.

– Być może to nie jest aż tak nierealne... – przerwał na chwilę.

– Dla mnie, niestety, jest – odparłam zdecydowanie.

– Czy mogę spytać, czym się pani zajmuje? – zapytał.

– Jestem projektantką. Właściwie graficzką. Obecnie pracuję dla agencji reklamowej i mam na głowie mnóstwo roboty.

– O, wkrótce będę potrzebował nowych etykiet na nasze produkty. Czy mogłaby mi pani podać swoje dane kontaktowe?

Podałam mu swoją, nieco zagniecioną wizytówkę. Gdy facet wreszcie poszedł, Ulka zbliżyła się do mnie.

– Brawo! – rzekła. – Ten człowiek ma mnóstwo pieniędzy, możesz na nim sporo zarobić! Jest naszym stałym klientem, więc trochę o nim wiem. Zawsze jest grzeczny, ale tajemniczy, nieco dziwny i nie znosi, kiedy mu się ktoś sprzeciwia, jak czegoś zapragnie. Wydaje mi się, że potrafi zahipnotyzować człowieka.

Nie wiem, dlaczego się zgodziłam

Nie kontynuowałam rozmowy na ten temat, ponieważ z własnego doświadczenia wiedziałam, że szanse na zrobienie interesu z osobą, którą właśnie poznałam, są niemalże zerowe. Ludzie często brali ode mnie wizytówki, ale rzadko się potem odzywali... Tymczasem Maciej M. zadzwonił. Choć co prawda dopiero po dwóch miesiącach.

– Czy mogłaby pani zrobić sobie dwudniową przerwę w pracy? – zapytał, nie dając mi nawet chwili na przywitanie.

– Przepraszam?

– Chciałem zaprosić panią na wycieczkę w góry, wspominałem o tym, kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy.

– Przecież prawie się nie znamy! – odparłam.

– Cóż, to idealna okazja, żeby to zmienić. Czy zgadza się pani na spotkanie dzisiaj o 18:00 tam, gdzie ostatnio była pani ze swoją przyjaciółką?

Wygląda na to, że ton jego głosu, który zresztą był bardzo miły dla ucha, miał faktycznie coś z hipnozy. Od razu pomyślałam, że Ulka wspominała mi, że on potrafi hipnotyzować ludzi.

– Czy moglibyśmy przejść na ty? – raczej oznajmił, niż zapytał, kiedy usiedliśmy przy stole.

Pokiwałam głową na tak.

– Tak jak wcześniej mówiłem, chciałbym, żebyś pojechała ze mną w góry – powtórzył jeszcze raz.

– Mam chłopaka! – zaznaczyłam.

– A ja mam żonę i dwoje dzieci. To nie ma z nimi ani z twoim chłopakiem żadnego związku.

– Nie jestem pewna.

– Zapewniam cię.

Cała ta sytuacja była tak niewiarygodna, tak nieprawdziwa i oderwana od rzeczywistości, że nie wiedziałam, ani jak się zachować, ani co mu odpowiedzieć.

– Po prostu się zgódź – podpowiedział. – Życie często serwuje niespodzianki.

I tak oto – ku mojemu zdziwieniu – zgodziłam się na tę propozycję!

– A dokąd jedziemy? – zapytałam.

– Nie jedziemy, tylko lecimy – skorygował mnie Maciej. – W Alpy. Spotykamy się na lotnisku w sobotę o 11. Spakuj też jakieś ciuchy na wieczór...

Targały mną różne, sprzeczne emocje – miałam dreszcze. Potem pojawiła się panika, następnie radość, a także wstyd. Byłam szczęśliwa, ale jednocześnie czułam się winna w stosunku do Jurka. Straszne było to, że ja, zwykle racjonalna, uległam czarowi nieznajomego. I to, że nie musiał się specjalnie starać, aby mnie sobą zainteresować.

Jednocześnie podziwiałam tego mężczyznę, który potrafił w tak prosty sposób narzucić swoje zdanie. Biłam się z myślami do samego końca, ale ostatecznie zdecydowałam się wypić piwo, które sama nawarzyłam. I wcale tego nie żałuję, bo okazało się, że to nie żadne piwo, ale wręcz wyśmienity szampan!

To był raj na ziemi

– Skąd wiedziałeś, że cię nie wystawie? – zapytałam Maćka, gdy już byliśmy w samolocie. – Sama nie sądziłam, że mogę zrobić coś tak szalonego.

– Właściwie, potrafiłem to sobie wyobrazić, a jeśli można sobie coś wyobrazić, to znaczy, że jest to możliwe. Trzeba tylko trochę się postarać.

Oczywiście podróżowaliśmy pierwszą klasą, a na lotnisku czekała na nas limuzyna z szoferem. Po wąskich i pełnych zakrętów drogach dotarliśmy do kurortu, którego nazwę znałam tylko z gazet, które opisują życie celebrytów i bogaczy. I teraz ja byłam tutaj! W apartamencie luksusowego pensjonatu, który aż ociekał bogactwem i luksusem. W pokoju z jacuzzi i widokiem, który zapierał dech w piersiach. Po miesiącach jedzenia kurczaka i chleba z serkiem topionym nie mogłam nie docenić tej wykwintnej kuchni... W ciągu czterech dni chyba spróbowałam wszystkiego, co było w menu!

Te luksusy i przepych sprawiały, że raz czułam się jak Kopciuszek na królewskim balu, innym razem jak jakaś, nie przymierzając, kurtyzana. Mimo to zdecydowałam, że nie będę mieć do siebie pretensji i pozwolę sobie cieszyć się sytuacją, w której się znalazłam. Tym bardziej że Maciej okazał się nie tylko prawdziwym dżentelmenem, ale też doskonałym kochankiem. Kto wie, czy kiedykolwiek znowu dostanę taki prezent od losu? Do tej pory największym wyzwaniem, na jakie mogłam liczyć ze strony Jerzego, było pójście do taniej pizzerii.

Bardzo bym chciała, aby te cztery dni nigdy się nie kończyły, ale w końcu idylla musiała dobiec końca. Podczas podróży powrotnej prawie wcale ze sobą nie rozmawialiśmy. Byłam smutna i przygnębiona, lecz zdawałam sobie sprawę, że nie mogę oczekiwać więcej. Od samego początku zasady były jasne.

– Trzymaj się – powiedział Maciek na pożegnanie. – To było niesamowite. Dzięki, mała.

Kiedy wróciłam do domu, przez długi czas nie mogłam dojść do siebie. Targały mną emocje i nie potrafiłam zaakceptować takiego zakończenia. Tak bardzo pragnęłam zadzwonić do Maćka! Przez wiele godzin gapiłam się na numer jego telefonu, ale ostatecznie zdrowy rozsądek zwyciężył. Ostatecznie skasowałam jego numer telefonu.

Od trzech lat jestem szczęśliwą, wzorową żoną (oczywiście Jerzego) i mamą bliźniaków, nie myślę wcale o romansach na boku. Ale za żadne skarby nie zrezygnowałabym z tych wspomnień!

Czytaj także:
„Ręce świerzbią mnie na widok szałowych emerytów. Może jestem stara, ale wciąż jara”
„Mąż traktuje dom jak hotel, a mnie jak pokojówkę. Ma być wszystko pod linijkę i bez dyskusji. A o dzieciach nie ma mowy”
„Ojciec wychowywał mnie na posługaczkę. Kobieta miała słuchać swego pana i wykonywać polecenia w kuchni i w łóżku”

Redakcja poleca

REKLAMA