„Udawałem przed nią macho i podrywałem każdą, tylko nie ją. Zamiast oszaleć na moim punkcie... wyszła za innego”

mężczyzna który stracił ukochaną fot. Adobe Stock
Nie każdy dostaje od życia drugą szansę, by mógł naprawić życiowy błąd. Ja ją dostałem. Teraz tylko trzeba ją wykorzystać. Musi się udać.
/ 17.02.2021 12:15
mężczyzna który stracił ukochaną fot. Adobe Stock

Tyle razy przysięgałem sobie, że nigdy więcej, że od dziś jestem jak skała, że ostatni już raz zaangażowałem się w poważny związek, że mam już bab po dziurki w nosie. I co? I jak ja teraz wyglądam? Gdzie moja niezłomna wola, gdzie samokontrola? Wszystkie moje dobre chęci legły w gruzach w jednej chwili, gdy ją znów zobaczyłem. Chyba potrzebna mi jakaś grupa wsparcia, bo sam nie dam rady z tym walczyć. Ja, wieczny facet do wzięcia znów jestem zakochany, choć prawdę powiedziawszy, lepiej byłoby powiedzieć wciąż.

Dzisiaj rano zapukała do mych drzwi. To znaczy, nie tyle do drzwi, co raczej do okienka, w którym od kilku już lat tkwiłem jak jakaś ikona demokratycznych przemian, wydając spragnionym wolności obywatelom ich ukochane paszporty – przepustki do lepszego świata, gdzie wszystko jest proste, a ludzie żyją beztrosko i jakże szczęśliwie.

Ewa. Wiedziałem, że przyjdzie. Czekałem na to. Kilka dni temu zobaczyłem jej nowiutki paszport w segregatorze na moim biurku, gdy rutynowo sprawdzałem dane z kwestionariuszy. Uśmiechała się do mnie ze zdjęcia zupełnie tak, jak wtedy gdy byliśmy jeszcze razem. Widząc ją, omal nie spadłem z krzesła. Czas zawirował, zatoczył koło i wrócił do punktu, w którym kiedyś dla nas stanął. Do tego sierpniowego wieczoru przed 15 laty, gdy siedzieliśmy w kawiarence "Pod kurantem", a ona chłodno i stanowczo oświadczyła mi:
Nie mogę być z tobą. Wychodzę za mąż... za Krzyśka.
Pamiętam tego Krzyśka! Krążył wokół niej jak sęp, czatował, czekał na swój czas. No i doczekał się.

W jednej chwili świat mi się zawalił... Bo moja poza to miała być gra, komedia, niewinne przekomarzanie, a ona potraktowała to śmiertelnie poważnie, przestraszyła się, spanikowała i uciekła. Przybiła do, jej zdaniem, bezpiecznej przystani jakiegoś przewidywalnego do granic rozsądku, poukładanego sztywniaka.
Ja wtedy byłem nieźle zakręcony. Żyłem spontanicznie. Byłem nieprzewidywalny. Nie dawałem jej gwarancji, nie dawałem poczucia bezpieczeństwa, którego ona potrzebowała. Najpierw działałem, a potem myślałem. Byłem za młody, żeby było odwrotnie. Bo dojrzałość i odpowiedzialność przychodzi z wiekiem, co mogę stwierdzić dziś, z perspektywy wiecznego kawalera po przejściach. A ona potrzebowała wtedy tylko tej odrobiny bezpieczeństwa, którą daje poczucie, że jest się kochanym.

Jednego i drugiego bardzo jej w życiu brakowało. Wychowała się bez ojca, w niepełnej rodzinie, w której mama zmieniała facetów jak rękawiczki – w atmosferze wiecznego zagrożenia emocjonalnym odrzuceniem. Potrzebowała kogoś, kto byłby dla niej oparciem, opoką, kto był by całkowicie przewidywalny i kto by ją, i tylko ją, bezwarunkowo kochał.
I tym kimś miałem być ja. Dziś wiem z całą pewnością, że to byłem ja! Ale wtedy jeszcze to tylko niejasno przeczuwałem – tak podświadomie, podskórnie. Nie byłem pewien, co tak naprawdę czuję. Zawiódł mnie instynkt. Grałem przed nią kogoś, kim nie byłem. Macho, który, wystarczy że pstryknie palcem, i może mieć każdą kobietę. Sam nie wiem dlaczego to robiłem. Nie wiedzieć czemu wydawało mi się, że dziewczyna taka jak ona, może pokochać tylko twardziela i Don Juana. Może to wpływ jakiejś kowbojskiej literatury albo uleganie modzie na gości w typie Humphreya Bogarta, niedbale wypuszczających dym z papierosa, gdy ukochana kobieta mówi mu, że odchodzi?

Nie byłem Bogartem, nie wiem dlaczego przyjąłem tę pozę. Do dziś pamiętam, jak w czasie imprez u naszych wspólnych przyjaciół ona siedziała sama w kącie, podczas gdy ja flirtowałem po kolei ze wszystkimi dziewczynami, a potem wychodziłem trzaskając drzwiami, kiedy robiła mi z tego powodu wyrzuty. Może leczyłem jakieś kompleksy z dzieciństwa, może nie byłem zbyt pewny siebie. Wiem, to było głupie. Bo przecież tak naprawdę ją kochałem, tylko nie potrafiłem jej o tym powiedzieć. Do dziś pamiętam te motyle fruwające mi w brzuchu w momentach, gdy się do niej zbliżałem. Te odloty, kiedy ją całowałem. To wspomnienie tkwiło we mnie jak zadra przez te wszystkie lata, gdy jej nie było. Zrobiłbym wtedy dla niej wszystko, ale... ona o tym nie wiedziała, więc spanikowała i uciekła. Bała się zawierzyć takiemu birbantowi do końca. Nie chciała ryzykować.
Patrzyłem na nią i jeszcze był czas, żeby wszystko odwrócić. Mogłem powiedzieć prawdę, że ją kocham, mogłem zrobić cokolwiek. Ale przecież macho tak się nie zachowuje. Odeszła.

Poznałem ją od razu, gdy weszła do tych moich urzędowych pomieszczeń. Czas jakby się dla niej zatrzymał. Zmieniła tylko kolor włosów, a dwie maleńkie zmarszczki w kącikach ust, jedynie dodawały jej uroku.
– Dzień dobry – powiedziałem. Usiądź. Pięknie wyglądasz.
Na jej twarzy zobaczyłem wyraz zaskoczenia.
– Łukasz? To ty?
– Tak, to ja, trochę mi się twarz zmieniła przez te wszystkie lata. Ale poza tym jestem chyba ten sam – uśmiechnąłem się niewyraźnie, widząc jej zmieszanie. – Co u ciebie?
– Wyjeżdżam – powiedziała pospiesznie, jakby chciała zakończyć tę rozmowę, ale ja wiedziałem, że to pozór, poznałem ten wyraz oczu...
– Kiedy? Dokąd?
– Mam bilet w jedną stronę na samolot do Londynu. Na pojutrze. Wiesz, mieszka tam moja przyjaciółka i pomyślałam, że zacznę nowe życie. Jestem wolnym człowiekiem, nic mnie tu nie trzyma – złapała mój pytający wzrok.
– Uciekasz? Wciąż uciekasz? – specjalnie przybrałem żartobliwy ton.
– Przecież wiesz. Zawsze uciekałam, kiedy nie wiedziałam co ze sobą zrobić... – podjęła grę, uśmiechając się niepewnie.
– A ja przeciwnie, wciąż gonię i gonię to swoje przeznaczenie, ale chyba nie mam szczęścia, bo ciągle źle trafiam i w końcu zostaję sam. Teraz też jestem sam.
– Żartujesz. Ty jesteś sam? – jej zdziwienie było autentyczne.
– Pan Bóg mnie chyba nie lubi – uśmiechnąłem się do siebie. – Ciągle trafiam jak kulą w płot. Tyle razy się sparzyłem, że zaczynam już nie lubić kobiet. Kariery też – jak widzisz – wielkiej nie zrobiłem i chyba tak już zostanie. Taki ze mnie superman od siedmiu boleści. Szkoda gadać – zaśmiałem się nieszczerze.
– Zmieniłeś się .
– Nie, nic a nic, może tylko jestem trochę bardziej dorosły, trochę zmądrzałem i trochę mi się włosy przerzedziły. To naturalne procesy.

Nastała cisza, z każdą sekundą coraz bardziej krępująca. Ewa otworzyła torebkę, zaczęła w niej chaotycznie czegoś szukać. W końcu wzięła paszport do ręki.
– Chyba już pójdę...
O nie, nie mogę pozwolić jej znowu odejść. Nie popełnię po raz kolejny tego samego błędu. Ona nie może wyjechać, zniknąć z mego życia, Boże, dzięki ci za tę drugą szansę.
– Poczekaj – chyba zbyt gwałtownie przytrzymałem jej rękę. – Muszę jeszcze coś sprawdzić z tym paszportem. Będzie gotowy na jutro. Przyniosę ci go sam. Pamiętasz tę kawiarenkę "Pod kurantem"? Wciąż jest w tym samym miejscu. Będę tam o 18. Przyjdziesz?
Zawahała się.
– Przyjdę. Ale wiesz, że muszę mieć ten paszport najpóźniej jutro.
– Oczywiście. Będziesz go miała jutro. Na sto procent.

Pewnie, że go przyniosę, ale muszę zrobić wszystko, by nie był jej już potrzebny. Powiem, że czekałem na nią przez te lata, że szukałem jej w tych wszystkich dziewczynach, które przewinęły się w tym czasie przez moje życie. I nie znajdowałem. Tak... wydaje mi się, że te moje związki z kobietami rozlatywały się właśnie dlatego, że żadna z nich nie była w stanie jej dorównać. Żadnej nie kochałem. Teraz kiedy czas jakby zrobił pętlę, powiem jej to, co chciałem powiedzieć wtedy, ale nie umiałem, bo nie pozwalała mi fałszywie pojęta duma. Powiem, że wciąż ją kocham, będę błagał, by nie wyjeżdżała. Uda się. Musi się udać.

Więcej prawdziwych historii:
„Matka mnie nie kochała, bo byłam grubym dzieckiem. Ojciec też nie, bo nie potrafiłam zatrzymać jej w domu”
„Mąż zostawił mnie dla młodszej, mieszkam z mamą i jestem za stara na nowe życie. I nagle spotkałam dawną miłość...”
„Całe życie moje związki ograniczały się do usługiwania i nadskakiwania ukochanym. A ja tego nie widziałam...”

Redakcja poleca

REKLAMA