„Nie wierzyłam, że moja 14-letnia córka wygra casting do serialu i miałam rację. A jednak nie przybyłyśmy tam na marne”

matka karmi piersią fot. iStock by Getty Images, olostock
„– No, proszę wejść. Wózek zostawię tutaj – moja przewodniczka otworzyła drzwi do niewielkiej salki, w której siedziały trzy poważnie wyglądające osoby. – To Marysia! – wskazała na moje dziecko przyglądające się wszystkiemu znad mojego ramienia. – Nasza ostatnia deska ratunku…”.
/ 09.05.2023 09:15
matka karmi piersią fot. iStock by Getty Images, olostock

– Mamo, pojedziesz tam ze mną? Proszę cię… – Ewa patrzyła na mnie błagalnie. – To tylko jeden dzień, a wszystkie dziewczyny z mojej klasy jeżdżą co tydzień. To może być moja wielka szansa!

„Tak, oczywiście – prychnęłam w duchu. – Wielka szansa dziewczynki z biednej rodziny na zostanie sławną aktorką. Takie rzeczy się nie zdarzają, dziecko, ale za wcześnie, by równać z ziemią twoje marzenia…”.

– Dobrze, pojadę – westchnęłam w końcu. – Ale lekcje mają być odrobione, tekst z angielskiego wykuty i…

– Tak, wiem! – zawołała rozradowana. – Wszystko opanuję, dostanę same piątki, zobaczysz! Dzięki, mamo!

Wybiegła, czy raczej wyfrunęła z kuchni uszczęśliwiona. Ja w sumie też byłam zadowolona, że mogłam sprawić jej tyle radości prawie za darmo. Wystarczyło kupić bilety, wsiąść w autobus, podjechać do Warszawy i zgłosić się z nią na casting dla osób, które marzyły, by zagrać w filmie.

Koleżanki Ewy, zwłaszcza takie dwie, które trzęsły całą klasą, jeździły z matkami praktycznie co chwilę i mojej córci też się zamarzyła kariera w filmie. Zgodziłam się ją tam zawieźć, bo nic mnie to nie kosztowało poza biletami, a widziałam, że jej zależy. Cóż, wiadomo, że nic z tego nie będzie, ale przynajmniej dziecko ładnie się ubierze, uczesze i przejedzie do stolicy. Zawsze to jakaś atrakcja. Ważne, że to ją cieszy i motywuje do zbierania dobrych ocen, bo na inne rozrywki nie było u nas pieniędzy…

– Coś jeszcze? – zapytała sprzedawczyni w sklepie, a ja podziękowałam grzecznie, choć niechętnie.

Wzięłam tylko ziemniaki, chleb i jabłka, choć aż skręcało mnie z ochoty na słodki jogurt. Niestety, liczyłam każdy grosz, bo od kiedy Marian stracił pracę, żyliśmy tylko z zasiłku i drobnych sum, które mama wsuwała mi do kieszeni raz na jakiś czas.

Niech dziecko ma trochę frajdy

Z przerażeniem myślałam o chwili, kiedy przestanę karmić Marysię piersią. Skąd ja wezmę pieniądze na przeciery, zupki i jagnięcinę z marchewką? Pewnie będę musiała wszystko gotować sama, chociaż już i tak urabiałam się po łokcie z praniem pieluch tetrowych. Dla większości ludzi pieluszki jednorazowe to standard w pielęgnacji niemowląt, dla mnie to był luksus, na który pozwalałam sobie tylko wtedy,  kiedy gdzieś wychodziłam z Marysią.

– Tak dobrze, mamo? – moja czternastoletnia córka sterczała przed lustrem już drugą godzinę.

– Zetrzyj te okropne cienie z powiek, na litość boską! I szminkę! Nie wyjdziesz z domu tak wymalowana! I coś ty zrobiła z włosami, dziewczyno?! – zareagowałam krzykiem, na co ona z miejsca się naburmuszyła.

W końcu udało mi się opanować zapędy córki, by wyglądać jak transwestyta po ciężkich przejściach i mogłyśmy ruszać w drogę.

– Co to w ogóle ma być za film? – zagadnęłam ją, podjeżdżając wózkiem z Marysią na krawężnik.

Właściwie mnie to nie interesowało, ale chciałam zatrzeć nieprzyjemne wrażenie po kłótni o makijaż i grzywkę.

– Serial, nowy – dała się wciągnąć w temat. – Zdjęcia mają się zacząć pod koniec roku, a już teraz szukają obsady. To pewnie będzie coś takiego jak „Złotopolscy”. Byłoby super, gdybym się dostała, no nie?

Powstrzymałam westchnięcie. Nie będę odbierać jej nadziei. Skoro już wydałam te kilkanaście złotych na bilety i targałam wózek z trzymiesięcznym dzieckiem do odległego o kilkanaście kilometrów miasta, to niech przynajmniej moja starsza latorośl przeżyje ten przyjemny dreszczyk emocji i trochę się połudzi, że zagra w serialu.

Kiedy w końcu dojechałyśmy do studia, gdzie przeprowadzano casting, oczywiście zgubiłyśmy się w plątaninie korytarzy. Na drzwiach wisiały kartki „Prosimy o ciszę. Trwa nagranie”, dookoła szybko przemieszczali się ludzie z identyfikatorami na piersiach i ogólnie panowała atmosfera pośpiechu i podniecenia.

– Myślisz, mamo, że potkamy jakąś gwiazdę telewizji? – Ewa rozglądała się dookoła szeroko otwartymi z podziwu oczami.

Gwiazdy nie spotkałyśmy, ale na szczęście zaczepiony przeze mnie facet w wełnianej czapce – co wydało mi się kuriozalne, bo byliśmy przecież we wnętrzu ogrzewanego budynku – okazał się być dobrze poinformowany o planowanych castingach.

– Sala „M” – oznajmił po zerknięciu w harmonogram. – To tutaj. No, dziewczyno, wchodź i bądź sobą. Życzę połamania nóg – otworzył przed nami drzwi do pokoju przesłuchań.

W środku kłębił się tłumek dziewczyn mniej więcej w wieku Ewy. Większość nie była umalowana, ale znalazły się i takie, które wyglądały jakby włamały się do drogerii i wyniosły na własnych twarzach całą jej zawartość. Ewa dostała kartkę z numerem, którą miała sobie przypiąć na piersi, a ja zostałam poproszona o podpisy na trzech różnych formularzach.

Kiedy usłyszałam kwotę, zatkało mnie

Początkowo chciałam zaczekać na córkę, aż wejdzie do wydzielonego malutkiego pokoiku przesłuchań, ale Marysia zaczęła marudzić.

Muszę ją nakarmić – zaczęłam wyjmować małą z wózka.

– Ale nie tutaj, błagam! – Ewa rozejrzała się z paniką w oczach.

Wiedziałam, że odczuwała wstyd, ilekroć karmiłam piersią jej siostrę w miejscach publicznych.

– Mamo, tam w korytarzu były takie pluszowe fotele, może tam pójdziecie? Ja tu sobie naprawdę dam radę sama.

W zasadzie miałam dosyć nerwowej atmosfery, chichotów i emocji setki nastolatek, które mnie otaczały, więc z ulgą stamtąd wyszłam.

– O, tutaj sobie usiądziemy i mam cię nakarmi… – zapadłam się w wyjątkowo wygodny fotel i przystawiłam kwilącą Marysię do piersi.

Po chwili mała zasnęła z uśmiechem zadowolenia na buźce.

O dziwo, mijający nas ludzie w ogóle nie zwracali na nas uwagi. Wszyscy mieli widać na głowie jakieś niezwykle ważne sprawy, takie jak szukanie obsady do seriali, spełnianie zachcianek gwiazd i poszukiwanie rekwizytów do filmów. Przynajmniej tak sobie właśnie wyobrażałam ich pracę.

– O, pani na casting? – nagle zainteresowała się nami jakaś kobieta w skórzanych spodniach i bluzce w panterkę. – Doskonale! Dziewczynka jest idealna, ale musi ją zobaczyć reżyser!

Wyrwana z drzemki byłam pewna, że mówi o Ewie i zdziwiłam się, skąd wie, że jestem jej matką. Kobieta jednak nie dała mi szansy na zadanie pytania, tylko chwyciła wózek i zaczęła iść przodem. Chcąc nie chcąc, podążyłam za nią, poprawiając w biegu różowe śpioszki w serduszka na tłustych nóżkach malutkiej Marysi.

Jak się nazywa maleństwo? – kobieta spojrzała przez ramię, a ja zbita z tropu podałam imię młodszej córki.

Wciąż jednak nie mogłam zrozumieć, skąd ten pośpiech, no i dlaczego właściwie idziemy w kierunku przeciwnym niż sala „M”.

– No, proszę wejść. Wózek zostawię tutaj – moja przewodniczka otworzyła drzwi do niewielkiej salki, w której siedziały trzy poważnie wyglądające osoby. – To Marysia! – wskazała na moje dziecko przyglądające się wszystkiemu znad mojego ramienia. – Nasza ostatnia deska ratunku…

Bałam się, że będzie zazdrosna

Dopiero wtedy zrozumiałam, co zaszło. W tej sali poszukiwano odtwórczyni roli noworodka do nowego serialu. Połapałam się dopiero, kiedy zaczęto mi zadawać pytania, czy będę mogła przyjeżdżać z Marysią na zdjęcia, i czy mam jakieś potrzeby. Chciałam zaprotestować i wytłumaczyć całe nieporozumienie, kiedy mężczyzna wyglądający na najważniejszego z całej czwórki, podał kwotę, jaką miałaby „zarabiać” moja córeczka.

– Za dziesięć dni zdjęciowych w miesiącu? – powtórzyłam za nim warunki umowy, próbując nie wytrzeszczać za bardzo oczu ze zdumienia.

– Tak, ale jeśli dziecko będzie zmęczone, oczywiście dostosujemy się do jego potrzeb. Proszę się nie martwić, w naszych serialach grało już wiele niemowląt i mamy doświadczenie w tej pracy. Sceny z małymi dziećmi kręcimy zwykle tylko do południa, potem może pani wracać do domu. Czy chce to pani przemyśleć?

Właściwie to nie chciałam. Pieniądze, jakie dostalibyśmy za udział Marysi w zdjęciach umożliwiłyby nie tylko normalne życie, ale i posłanie Ewy na korepetycje, a także… może nawet na remont łazienki. To było kuszące.

Spojrzałam na córeczkę i zobaczyłam, że zupełnie nie przeszkadza jej obce otoczenie ani nowe twarze dookoła. Postanowiłam się zgodzić. 

Dwie godziny później z sali „M” wyszła Ewa z nosem spuszczonym na kwintę. Nawet nie usłyszała sakramentalnego: „Będziemy w kontakcie”, po prostu jej podziękowano i zaproszono na następne castingi.

– Już nigdy nie dam się na to nabrać – pociągnęła nosem. – Tu się nie da dostać roli. Na pewno dostają je dzieci aktorów i reżyserów! Przyjechałyśmy całkiem na marne.

– Niezupełnie – przytuliłam ją i opowiedziałam o angażu dla Marysi, choć trochę się bałam, że Ewa będzie zazdrosna, ale nie doceniłam swojego starszego dziecka.

– Wow! Moja siostra zagra w serialu! – złapała się za głowę. – A może akurat będą potrzebowali czternastolatki jako statystki do jakiejś sceny?

Roześmiałam się. W końcu byłam szczęśliwa, że nasze kłopoty finansowa tak niespodziewanie się skończyły, a do tego czekało mnie kilka interesujących miesięcy. Ewa zaś odzyskała wiarę, że marzenia mogą się spełnić w zupełnie nieoczekiwanym momencie. A taka wiara to przecież podstawa późniejszych życiowych sukcesów. 

Czytaj także:
„Córka dostała rolę w reklamie. Żona pękała z dumy, póki nie wyszło, że reżyser bardziej ceni jej urodę niż talent Amelki”
„Wstydziłam się macochy, bo była dziwaczką. Ale to ona mnie kochała, a nie biologiczna matka - aktorka od siedmiu boleści”
„15-letnia córka podrobiła nasze podpisy i pojechała na nocną sesję zdjęciową. Smarkula napędziła nam stracha”

Redakcja poleca

REKLAMA