„Nie wierzyłam w randki w ciemno, dopóki nie poznałam mojego sąsiada. Miłość czekała po drugiej stronie korytarza”

uśmiechnięta sąsiadka fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Okazało się, że Marek interesuje się filmami, które ja uwielbiałam, a jego ulubiona kawiarnia była tą samą, do której zawsze chodziłam w niedzielne poranki. Jak to możliwe, że przez tyle czasu żyliśmy obok siebie, nie wiedząc o sobie niczego?”
/ 05.10.2024 16:00
uśmiechnięta sąsiadka fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Randki w ciemno zawsze wydawały mi się głupim pomysłem. Z jednej strony to odważne, ale z drugiej – przecież idzie się na spotkanie z całkowicie obcym człowiekiem. A jednak zgodziłam się. Basia, moja najlepsza przyjaciółka, była przekonana, że „czas się w końcu przełamać”. Jakby to takie proste było...

Siedząc przed lustrem i poprawiając makijaż, rozmyślałam nad tym, kim może być mój tajemniczy randkowicz. „Kolega z pracy Basi” – to jedyna informacja, jaką mi dała. Nic konkretnego, a to potęgowało niepokój. Spojrzałam na zegarek – czas wychodzić. Powiedziałam sobie, że w razie czego wyjdę po godzinie. Trudno, może nawet pójdę na spacer.

Tego się nie spodziewałam

Gdy weszłam do restauracji, poczułam, jak serce przyspiesza. I wtedy go zobaczyłam – faceta, którego mijałam niemal codziennie na korytarzu. Marek, mój sąsiad, siedział przy stoliku i patrzył prosto na mnie. „O nie, to nie może być on” – pomyślałam, ale niestety... to był on.

– Marek? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam cokolwiek pomyśleć.

Mój sąsiad siedział przed mną przy stoliku, uśmiechając się lekko, jakby to było najzwyklejsze spotkanie na świecie.

– Klaudia, niesamowite, że to ty – powiedział, wstając. – Świat jest mały, prawda?

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Marek, którego mijałam niemal codziennie na korytarzu, z którym nigdy nie zamieniłam ani słowa, teraz miał być moją randką? Ta sytuacja była absurdalna.

– Tego się nie spodziewałam – mruknęłam, siadając naprzeciwko niego. Przez chwilę zapadła cisza, a ja walczyłam z myślami. „Jak Basia mogła mi to zrobić?” – myślałam.

– Zaskoczyłem cię, co? – zapytał Marek, jakby czytał w moich myślach.

– Trochę – przyznałam z uśmiechem. – W końcu mijamy się na korytarzu, a teraz siedzimy na randce w ciemno.

– Może potrzebowaliśmy tylko odpowiedniego pretekstu, żeby się poznać – rzucił Marek z łagodnym uśmiechem.

– Chyba masz rację – odpowiedziałam, czując, jak napięcie powoli odpuszcza. – To twoja pierwsza randka w ciemno?

– Tak, nie jestem fanem takich rzeczy, ale Basia… potrafi przekonać – zaśmiał się.

Zaczynałam się rozluźniać. Sytuacja była absurdalna, ale może nie taka zła. Może warto było dać temu szansę.

– W takim razie spróbujmy – powiedziałam.

– Spróbujmy – odpowiedział Marek, a jego uśmiech stał się cieplejszy.

Wcześniej wcale nie rozmawialiśmy

Im dłużej rozmawialiśmy, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, jak wiele nas łączy. Okazało się, że Marek mieszkał naprzeciwko od dwóch lat, a ja nigdy nawet tego nie zauważyłam.

– To śmieszne, że nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy – powiedziałam, mieszając swoją kawę. – Jak to możliwe?

– Może oboje byliśmy zbyt zajęci? – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Ale teraz nadrabiamy.

Rozmowa, która początkowo była pełna niezręczności, szybko zaczęła płynąć naturalnie. Okazało się, że Marek interesuje się filmami, które ja uwielbiałam, a jego ulubiona kawiarnia była tą samą, do której zawsze chodziłam w niedzielne poranki. Jak to możliwe, że przez tyle czasu żyliśmy obok siebie, nie wiedząc o sobie niczego?

– A ta muzyka, którą puszczasz wieczorami? – zapytałam, przypominając sobie delikatne dźwięki jazzu, które słyszałam zza ściany. – Ratuje mi to dzień.

Marek spojrzał na mnie zaskoczony.

– To ty jesteś sąsiadką, która też puszcza jazz? – zaśmiał się. – Czasem słyszę go zza ściany i myślę: „Świetny gust muzyczny”.

Zaśmiałam się zaskoczona. Ta rozmowa odkrywała przed nami zaskakująco wiele wspólnych tematów.

– Widać, mamy więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać – powiedziałam z uśmiechem.

Marek przytaknął, a ja poczułam, że ten wieczór zmienił się w coś znacznie więcej niż tylko przypadkowe spotkanie.

Początkowy stres ustąpił

Z każdą minutą atmosfera stawała się coraz luźniejsza. Początkowy stres ustąpił, a rozmowa płynęła naturalnie, jakbyśmy znali się od dawna. Marek okazał się nie tylko inteligentny, ale też pełen humoru i dystansu do siebie. Nie przypominał już tego tajemniczego, niedostępnego sąsiada, którego tylko mijałam na korytarzu.

– Nigdy bym nie pomyślała, że będziemy siedzieć razem na randce – powiedziałam, uśmiechając się lekko.

– Gdybym wiedziała, że masz tyle ciekawego do powiedzenia, już dawno bym zaczepiła cię w windzie.

– Cóż, zawsze możesz to jeszcze zrobić – odpowiedział z przymrużeniem oka. – Ale może lepiej, że poczekaliśmy na coś mniej oficjalnego. Kto wie, jak by wyszło?

Zaśmiałam się, czując, jak napięcie całkowicie znika. Marek potrafił sprawić, że czułam się swobodnie, co było rzadkością na randkach. W jego towarzystwie nie musiałam udawać kogoś, kim nie jestem. Nasza rozmowa zeszła na tematy, które zazwyczaj nie pojawiają się na pierwszych spotkaniach – marzenia, plany na przyszłość, a nawet… drobne lęki.

– Czyli nie lubisz latać samolotami? – zapytałam, szczerze zdziwiona.

– Nie cierpię – przyznał Marek. – Ale na szczęście w mojej pracy nie muszę za często podróżować.

– Ja z kolei uwielbiam loty. To taki dziwny moment, kiedy wszystko zostaje w tyle – powiedziałam, a Marek skinął głową z uznaniem.

– Chyba dobrze się uzupełniamy – rzucił z lekkim uśmiechem, a ja poczułam, że ta randka naprawdę może przerodzić się w coś więcej.

Nie wahałam się ani chwili

Po tej pierwszej randce nasze drogi zaczęły przecinać się coraz częściej. Początkowo były to niewinne, przypadkowe spotkania na korytarzu. Potem przerodziły się w krótkie rozmowy o poranku, kiedy oboje spieszyliśmy się do pracy. Zawsze były miłe, pełne uśmiechów, a ja coraz bardziej nie mogłam się doczekać, kiedy znów go spotkam.

– Może tym razem kawa nie tylko w korytarzu? – zapytał pewnego dnia Marek, kiedy znowu natknęliśmy się na siebie na schodach.

Nie wahałam się ani chwili. Chwilę później siedzieliśmy w małej kawiarni za rogiem, a rozmowa toczyła się tak swobodnie, jakbyśmy byli dobrymi przyjaciółmi od lat. Wciąż odkrywaliśmy coraz więcej rzeczy, które nas łączyły, choć z początku wszystko wydawało się tak odległe.

– Wiesz, nie mogę uwierzyć, że przez dwa lata mieszkaliśmy naprzeciwko siebie i nie rozmawialiśmy – powiedziałam, sącząc cappuccino.

– Może potrzebowaliśmy odpowiedniego momentu – odpowiedział Marek. – I chyba dobrze, że ten moment nadszedł teraz, a nie wcześniej.

Coraz częściej chodziliśmy razem na spacery, wspólne kawy stały się regularnym punktem dnia, a ja zaczynałam widzieć w Marku coś więcej niż tylko sympatycznego sąsiada. Stał się kimś, przy kim czułam się naprawdę swobodnie, a jego towarzystwo stawało się czymś, na co czekałam każdego dnia.

Z każdą rozmową poznawałam go coraz lepiej. Choć na początku Marek wydawał się zamknięty, okazał się ciepłym i otwartym człowiekiem, który potrafił słuchać i dzielić się swoimi myślami. W jego obecności czułam, że naprawdę mnie rozumie.

Odpowiedź była dla mnie jasna

Któregoś wieczoru, po jednym z naszych długich spacerów, Marek zaproponował, żebyśmy poszli na dach naszego budynku. Mieliśmy tam doskonały widok na miasto, oświetlone tysiącem światełek. Usiadłam obok niego na krawędzi, opierając się o zimny mur. Cisza między nami była przyjemna, pełna zrozumienia i spokoju. Patrzyłam na rozciągającą się przed nami panoramę, zastanawiając się, jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatnie kilka miesięcy.

– Cieszę się, że tak się to potoczyło – powiedział w końcu Marek, przerywając ciszę. – Naprawdę nie spodziewałem się, że randka w ciemno może tak wyglądać.

Zaśmiałam się cicho, bo sama myślałam o tym samym. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że to spotkanie z sąsiadem może być początkiem czegoś tak wyjątkowego, pewnie bym nie uwierzyła.

– Ja też – odpowiedziałam, spoglądając na niego. – I chyba mogę teraz podziękować Basi za jej namowy.
Marek chwycił moją rękę, a ja poczułam, jak między nami rodzi się coś więcej niż tylko sympatia. To było coś głębszego, co rosło powoli, z każdym kolejnym spotkaniem.

– Klaudia… myślisz, że to coś, co mamy, może być czymś na dłużej? – zapytał cicho, patrząc mi prosto w oczy.

Poczułam, jak moje serce przyspiesza. Wiedziałam, że to nie jest już tylko luźna znajomość. To było coś, co chciałam kontynuować, coś, co dawało mi poczucie bezpieczeństwa i radości. Odpowiedź była dla mnie jasna.

– Tak, Marek. Myślę, że to coś więcej niż tylko przypadkowa znajomość – odpowiedziałam z uśmiechem.

Nasza relacja z Markiem rozwijała się w niespodziewany sposób. To, co zaczęło się od przypadkowego spotkania, przerodziło się w coś trwałego. Każdy kolejny dzień, każda wspólna kawa czy spacer utwierdzały mnie w przekonaniu, że Marek to ktoś, z kim chciałabym dzielić życie. Nasze drogi, które przez lata się mijały, w końcu się przecięły i teraz szły razem.

Pewnego wieczoru, siedząc znowu na dachu naszego budynku, Marek spojrzał na mnie poważnie.

– Myślałaś kiedyś o tym, żeby zrobić krok dalej? – zapytał, trzymając moją dłoń.

Spojrzałam na niego zaskoczona, ale zaraz poczułam ciepło rozlewające się w sercu. Wiedziałam, co miał na myśli, i byłam gotowa.

– Tak – odpowiedziałam bez wahania. – Myślę, że to dobry moment.

Marek uśmiechnął się szeroko, a ja poczułam, jak wszystkie obawy, które miałam na początku, znikają. 

Z czasem zaczęliśmy planować wspólne życie. Małe rzeczy, jak dzielenie obowiązków domowych, wspólne wyjazdy na weekendy, aż po rozmowy o przyszłych marzeniach. Życie, które kiedyś było pełne samotnych wieczorów i pustych korytarzy, teraz stało się pełne ciepła i zrozumienia. Basia, która to wszystko zaczęła, śmiała się, że powinna zostać zawodową swatką.

– A nie mówiłam, że miłość przyjdzie, kiedy najmniej się jej spodziewasz? – powiedziała z triumfem, kiedy opowiedziałam jej o naszych planach.

Czasem miłość faktycznie czeka tuż za rogiem. W naszym przypadku – dosłownie po drugiej stronie korytarza.

Klaudia, 28 lat

Czytaj także:
„Wyszłam za mąż, ale zamiast miłości dostałam chomąto na szyję. Musiałam się wyrwać z tego kieratu, zanim się zajadę”
„Pewnego dnia mąż stwierdził, że się nudzi. Myślałam, że chodzi mu o brak zajęcia, ale miał na myśli nasze małżeństwo”
„Mąż ewakuował się z mojego życia, jak tylko odkrył, że jestem w ciąży. Fala smutku zalała mnie od stóp do głów”

Redakcja poleca

REKLAMA