Ja i mój mąż pochodzimy z niewielkiej miejscowości na Mazurach. Nie jest to mała wioska, ale też i nie bardzo duża, bo dalej w większości się tutaj znamy w bliższym i dalszym sąsiedztwie. Położona jest zresztą malowniczo, bo mamy tutaj w niedalekiej odległości lasy i dwa jeziora.
Jesteśmy z Grześkiem małżeństwem od niespełna czterech lat. Dogadywaliśmy się bardzo dobrze i na pewno można nas było określić mianem zgodnej pary, a przynajmniej tak to wyglądało na zewnątrz.
Mąż miał inną wizję
Dwa lata temu moi rodzice uznali, że nie mają już sił i przekazali nam do prowadzenia spory pensjonat. Nasza miejscowość jest zdecydowanie turystyczna, więc takie miejsca cieszą się dużym powodzeniem. Ja od zawsze im pomagałam, więc dla mnie była to naturalna kolej rzeczy. Cieszyłam się nawet, że tak się stało, bo włożyłam dużo pracy w to miejsce. Mąż jednak nie zareagował entuzjastycznie.
– Chyba żartujesz, nie dam się tutaj uziemić – powiedział.
Był przedstawicielem handlowym w dużej firmie farmaceutycznej. Lubił swoją pracę, choć wiązała się z licznymi delegacjami. Mówił, że lubi poznawać nowych ludzi i jeździć autem.
– Nikt ci nie każe – odpowiedziałam. – Ja się tym zajmę. To od zawsze była moja praca.
Grzesiek wzruszył ramionami.
No i tak zostało. On pracował w swojej pracy, ja w swojej. Rodzice, którzy przez całe życie byli jeszcze sprawni, dalej oczywiście w pensjonacie pomagali, ale z części rzeczy się wycofali. Miałam znacznie więcej obowiązków, ale dobrze się z tym czułam. No i zaczęłam też więcej zarabiać, co także mnie cieszyło, bo było parę rzeczy w naszym domu do zrobienia, a według mojego męża nie mieliśmy na to kasy.
Nie znałam zarobków męża
No właśnie, to też mnie dziwiło. On, przedstawiciel handlowy dużej firmy farmaceutycznej, który znaczną część roku poświęcał na delegacje, pracował też czasem w święta, nie zarabiał wystarczająco, żebyśmy mogli kupić nową pralkę czy zmywarkę? Mieliśmy tylko tyle kasy, żeby mieć wszystko używane lub z komisu? Niestety nigdy do końca nie dowiedziałam się, ile zarabia, choć jego wyjaśnienie wydawało mi się wtedy racjonalne.
– Nie mam stałej pensji – mówił. – Wszystko zależy od tego, ile godzin wypracuję, ile sprzedam, a konkurencja na rynku jest duża.
– To, czemu nie zmienisz pracy na lepiej płatną? Może w innej firmie? – pytałam.
– Przedstawiciel handlowy musi budzić zaufanie, a jak będę zmieniał, to będę jak chorągiewka. Jak komuś takiemu ufać? – odpowiadał.
Dlatego tym bardziej zadowolona byłam z pracy w pensjonacie, bo miałam nadzieję, że teraz uda nam się pchnąć parę rzeczy do przodu, tym bardziej że zaczynaliśmy myśleć o dziecku.
To miało być miłe popołudnie
Któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja przyjaciółka i zapytała, czy może wpaść, pogadać. Był akurat poniedziałek, a wtedy z reguły u nas się mniej dzieje. Ja wszystko, co najpilniejsze, miałam ogarnięte, a resztą mogli zająć się pracownicy. Umówiłyśmy się, że przyjdzie po południu.
Cieszyłam się, że mnie odwiedzi, bo była w trakcie rozwodu i ostatnimi czasy nie widywałyśmy się zbyt często. Prowadziła z mężem nieprzyjemną batalię, a że mają dzieci, było to tym trudniejsze.
– Cześć kochana – powiedziałam, gdy weszła do mnie do kuchni. – Kawa? Herbata? Na co masz ochotę?
– Kawę proszę.
I po chwili siedziałyśmy już wygodnie przy stole, trzymając w dłoniach kubki z parującym napojem i podjadałyśmy sernik mojej mamy.
– Jak się czujesz? – zapytałam. – Kiedy będzie po wszystkim?
– Teoretycznie już jest. Od wczoraj jestem rozwódką, jeśli on nie złoży apelacji. Teraz już jest dobrze, już mnie to tak nie stresuje. Przywykłam i cieszę się, że to koniec – powiedziała.
Lidka się rozwodziła, bo mąż nadużywał alkoholu i kilka razy dzieci zostawione pod jego opieką… no nie można tego było nazwać opieką, bo był pijany i spał, a to, że się maluchom nic nie stało w tym czasie, to cud. Długa historia, pełna łez.
– Nie przyszłam jednak rozmawiać o mnie – powiedziała i popatrzyła na mnie smutnymi oczyma.
– Co się dzieje? – poczułam niepokój.
Nie mogłam w to uwierzyć
Lidka westchnęła i powiedziała:
– W zeszłym tygodniu byłam kilka dni u mojej ciotki. Musiałam odpocząć od tego otoczenia… Jak wiesz, ona też ma pensjonat w miasteczku położonym od nas jakieś trzydzieści parę kilometrów. Pokazała mi fotki, które zrobiła, bo nie wiedziała, co ma zrobić… – powiedziała Lidka i podała mi telefon.
Wzięłam niepewnie telefon i zerknęłam na ekran. Był tam mój mąż i kobiety. Praktycznie na każdym zdjęciu był z inną w dwuznacznej sytuacji, np. całując się, trzymając na kolanach. Naliczyłam ich aż 10. Popatrzyłam na nią zdezorientowana.
– Co to jest? – zapytałam i czułam suchość w ustach.
– Moja ciotka poznała twojego męża, on jej chyba nie, bo inaczej by zmienił pensjonat. A może nie wie, że to moja rodzina? Nie wiem – westchnęła Lidka. – W każdym razie, jak przyjechałam, pokazała mi te fotki, a potem podesłała, żebym mogła pokazać tobie. On cię zdradza i to w sumie nie wiadomo, czy tylko tu, czy jak gdzieś jeździ, to nie ma też innych punktów. Poczułam mdłości…
Grzesiek akurat wyjechał na trzy dni w delegację! Może dlatego mało zarabiał, bo wydawał na swoje panienki. Chciał mieć dziecko ze mną i jednocześnie sypiał z innymi kobietami? W głowie mi się to nie mieściło. Czułam, że zaraz zemdleję przez natłok myśli w mojej głowie. Histerycznie się rozpłakałam. Lidka wstała i przytuliła mnie.
Ojciec miał pomysł
Następnego dnia czułam się chora, ale poszłam porozmawiać z rodzicami i pokazałam im zdjęcia. Oczywiście, też się popłakałam, a tata nagle wstał i wyszedł. Wrócił kilka godzin później i ustawił na stole pudełka.
– Zmieniamy zamki – powiedział.
Żwawo przystąpiliśmy do działań. Grzesiek miał wrócić następnego dnia. Tata uznał, że skoro mieszka u nich, bo jednak dom i pensjonat dalej należał do moich rodziców, to może zrobić, co chce. Kazał mi spakować rzeczy męża i wynieść do garażu.
Dzięki temu, że tak energicznie przystąpiliśmy do prac, nie miałam czasu płakać i pogrążać się w żałobie po nieudanym związku. Lidka pomagała we wszystkim.
Mąż był zaskoczony
Następnego dnia koło południa usłyszałam skrobanie klucza w drzwiach i szarpanie klamki, po czym rozległ się dzwonek do drzwi. Otworzyłam, ale nie odsunęłam się, tylko podstawiłam Grześkowi pod nos telefon ze zdjęciami. Zerknął, a potem spojrzał na mnie. W jego oczach był strach.
– Rzeczy masz w garażu, a pozew o rozwód przyjdzie pocztą – powiedziałam i zamknęłam mu drzwi przed nosem, zanim zdążył coś powiedzieć.
Oparłam się o nie plecami. Serce chciało mi wyskoczyć z klatki piersiowej, a oddychałam szybko jak po biegu. Po chwili usłyszałam dźwięk silnika odjeżdżającego auta. Nawet nie próbował się bronić – ot, jak zależało mu na naszym związku…
Mężczyźni to dziwne istoty, którym się wydaje, że są panami świata i że ich decyzje nie mają konsekwencji, a my, biedne, szare myszki, nigdy nie będziemy miały odwagi zareagować. Nic tak nie pomaga, jak terapia szokowa! Nie sądzę, że mąż wróci, żeby mnie przepraszać.
Czytaj także: „Ukrywam przed rodziną, że narzeczona jest moją szefową. Ojciec mnie wyśmieje, że kobieta zarabia więcej ode mnie” „Koleżanka najpierw uwiodła mi męża, a teraz chciała zniszczyć moją karierę. Nie wiedziałam, za co się mści”
„Mąż wyjechał do Ameryki spełniać sen o bogactwie. Zamiast pieniędzy na trójkę dzieci przesłał mi dokumenty rozwodowe”