„Zerwał ze mną nad kawałkiem pizzy i zaproponował przyjaźń na otarcie łez. Wpadłam w rozpacz”

Płacząca kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein
„Mówił tak spokojnie, że z nami koniec, i przy tym jadł jak gdyby nigdy nic. Potem było mi głupio za scenę, którą urządziłam. No i wcale nie pomogło to mojemu złamanemu sercu…”.
/ 19.07.2021 13:33
Płacząca kobieta fot. Adobe Stock, Goffkein

– Przepraszam, nie mogę dać ci szczęścia. Jesteś wspaniała, lubię cię, ale nie tak, jak byś chciała. Wiem, że oczekujesz więcej, dlatego chcę zwrócić ci wolność.

Mówił pięknie, jak zwykle. Nie był z tych, co zrywają z dziewczyną esemesem. Kochałam go i wszystko, co się z nim wiązało. Nawet tę pizzę, zawsze pepperoni, którą uwielbiał.

Jadłam ją z nim i byłam szczęśliwa – aż do wczoraj, kiedy postanowił podzielić się ze mną wątpliwościami. Nie wiedział, czy mnie kocha, zaproponował przyjaźń na otarcie łez. Był delikatny, nie chciał, żeby było mi przykro.

Nie zrobił mi przykrości, ja umierałam. Porzucał mnie, jak miałam dalej żyć?

– Wiedziałem, że przyjmiesz to rozsądnie, masz klasę – ledwie go słyszałam przez głośne uderzenia serca.

Byłam w szoku, ale on tego nie widział. Jadł tę cholerną pizzę ze spokojem, który odebrałam jak policzek. Wstałam gwałtownie i jednym ruchem zmiotłam wszystko ze stolika. Powetowałam sobie niewylane łzy i straszliwy zawód.

– Natalia, co ty robisz? – zdziwił się, ale już po chwili ratował spodnie, na które rozlał się sos pomidorowy.

– Przepraszam, nie mogłam inaczej. Wiem, że oczekiwałeś innego zachowania – powiedziałam grzecznie, w końcu ma się tę klasę, i wyszłam na ulicę.

Tam siły całkiem mnie opuściły, oparłam się o mur i zaczęłam płakać. Deszcz chłodził rozpalone policzki, ale niczego nie czułam. Nawet tego, że przemokłam do suchej nitki.

Potem przez wiele miesięcy odchorowywałam tę scenę z pizzerii. Wciąż od nowa odtwarzałam jego słowa, zastanawiałam się, co zrobiłam źle. To była droga donikąd, ale nie umiałam przestać. Potrzebowałam lekarstwa na złamane serce.

Uspokoiłam się dopiero wtedy, gdy moje myśli zajęła para młodych ludzi, których spotykałam prawie codziennie w kolejce podmiejskiej. Obserwowałam ich, starając się, by tego nie zauważyli. Coś mnie do nich przyciągało. Wyglądali na parę, która zna się od tak dawna, że wszystko o sobie wie. Byli dla mnie uosobieniem szczęścia, zazdrościłam im z całych sił.

O nie, zauważyli, że ich obserwuję

Któregoś dnia tak się zagapiłam, że zostałam przyłapana na gorącym uczynku.

– Chyba często się widujemy? – chłopak uśmiechnął się do mnie. – Właściwie już się znamy, ale dobrze byłoby się przedstawić. Julia i Konrad.

– Natalia – mruknęłam tylko, czując że się czerwienię.

Wstałam i zaczęłam się przepychać do wyjścia. To nie była jeszcze moja stacja, ale co tam. Wolałam poczekać na następny pociąg, niż robić z siebie żałosną idiotkę próbującą się ogrzać przy cudzym ognisku.

Kilka kolejnych dni poświęciłam na ukrywanie się przed nimi. Wskakiwałam do pociągu w ostatniej chwili, gdy upewniłam się, że nikogo więcej nie ma na peronie. Lustrowałam wagon i chowałam się za plecami ludzi, byle dalej od zakochanych, żeby mnie nie zobaczyli.

Byłam pewna, że mam wypisane na twarzy, że nie mogę oderwać od nich wzroku. To z całą pewnością nie było normalne, nie chciałam, żeby się zorientowali, co się ze mną dzieje. Sama tego nie rozumiałam. Zupełnie jakbym zakochała się w zaufaniu i przyjaźni, którą okazywali sobie każdym gestem. To musiała być głęboka miłość, o jakiej ja mogłam tylko pomarzyć.

Tym razem wracałam do domu później niż zwykle, nie musiałam się więc obawiać spotkania z parą szczęśliwie zakochanych.

Pogrążona w myślach wsiadłam do pociągu, zapominając o ostrożności, i…

– Natalia!

O cholera, skąd on się tu wziął?

Wagon był prawie pusty, godziny szczytu minęły. Konrad bez problemu znalazł wolne miejsce i usiadł naprzeciwko mnie.

– Gdzie się podziewałaś? Szukałem cię. Już myślałem, że zachorowałaś.

– Jesteś sam? A gdzie Julia? – odpowiedziałam pytaniem.

– Ma swoje sprawy, chyba się z kimś umówiła, ale pewnie zadzwoni wieczorem jak zwykle. Pozdrowię ją od ciebie.

– Codziennie do ciebie dzwoni? – wyrwało mi się.

Tak, przyjaźnimy się.

Zacisnęłam usta w obawie, że wyfrunie z nich kolejne pytanie.

– Dlaczego robisz takie miny? A, już wiem. Uważasz, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. No to jesteśmy z Julką wyjątkiem. Nudzę cię? Bo wyglądasz, jakbyś nie słuchała...

Oderwałam wzrok wbity dla niepoznaki w przemykającą za oknem ciemność. Lepsze to niż gapienie się na Konrada.

– Nie, skąd. Od dawna się znacie z Julką? – spytałam.

– Od przedszkola, chodziliśmy razem do podstawówki i wszystkich innych szkół. Mieszkamy obok siebie i pracujemy w jednej firmie. Ja jej załatwiłem robotę, a ona zabiera mnie na imprezy, bo jestem mrukiem. Już rozumiesz?

Teraz zrozumiałam. Nie bez powodu wyłowiłam ich z tłumu. Byli sobie przeznaczeni, a dziewczyna taka jak ja, porzucona, z przetrąconym poczuciem własnej wartości, musiała to zauważyć.

– Dlaczego płaczesz? – zainteresował się Konrad, przesiadając się na moją stronę, by osłonić mnie przed ciekawskimi spojrzeniami nielicznych pasażerów.

– Z powodu pizzy pepperoni – teraz już szlochałam bez opamiętania.

 Co w niej takiego okropnego?

– Ma smak łez – poetyckie porównanie nieoczekiwanie trochę podniosło mnie na duchu. – Nie masz chusteczki?

Pokręcił bezradnie głową.

– Ja mam. Bierz, ile chcesz – kobieta siedząca po drugiej stronie korytarza przechyliła się do mnie i podała opakowanie.

Świat nagle wydał się piękniejszy

Pociągnęłam z wdzięcznością nosem. Nagle zachciało mi się śmiać. Histeria, nic innego. Jeszcze przed chwilą byłam na dnie rozpaczy, skąd te chichoty? Nadal byłam w sytuacji nie do pozazdroszczenia.

Śmiejesz się, to dobrze, bo już myślałem, że utoniesz we łzach – powiedział Konrad, zbierając skrzętnie zużyte chusteczki i pakując je do papierowej torebki po drożdżówce.

– Wyrzucę do kosza na stacji – wyjaśnił, złapawszy mój wzrok.– Widzisz, jaki jestem porządny i nudny?

– Oby więcej takich – mruknęła pod nosem kobieta od chusteczek.

Brudnawe wnętrze wagonu nagle wydało mi się nad wyraz przytulne. Obok mnie siedział Konrad, kilka osób uśmiechnęło się życzliwie. Wytarłam oczy i westchnęłam.

– I jak? Lepiej? – spytał troskliwie Konrad.

– O wiele lepiej, chociaż nie wiem dlaczego – odparłam uczciwie.

– Zaraz będzie twoja stacja, wysiądę z tobą i odprowadzę cię do domu.

 Skąd wiesz, gdzie mieszkam?

Jeśli powiem, że z obserwacji, to się przestraszysz? Nie jestem stalkerem, słowo honoru, po prostu mnie zaintrygowałaś. Mógłbym się założyć, że ukrywasz jakąś tajemnicę, często masz nieobecny wzrok, jakbyś myślała o czymś innym.

– O scenie, która urządziłam w pizzerii – nie do wiary, że powiedziałam to głośno.

– Opowiedz mi o tym – poprosił Konrad.

– To był najgorszy dzień mojego życia – zaczęłam.

Bez trudu wróciłam do chwili, która na kilka miesięcy wtrąciła mnie w czarną otchłań rozpaczy. Dziś mogłam mówić o niej swobodnie, bo słuchał mnie Konrad. Nie odzywał się, nie oceniał, po prostu był. Świetnie mi robił na nastrój.

– Dobrze mu tak, kochana, powinnaś jeszcze wylać na niego colę – odezwała się kobieta od chusteczek, bez skrępowania słuchająca mojej relacji.

Ona też była po mojej stronie. Świat znacznie poweselał.

– Od tej pory nienawidzę pizzy – zakończyłam swoją opowieść.

Konrad wysiadł na mojej stacji, tak jak obiecał.

Wtedy zadzwonił jego telefon...

– Odnalazłem Natalię – zameldował Julce. – Oj, dobrze, ty i twoja słynna intuicja. Tak, pamiętam, co mówiłaś – powiedział niecierpliwie. – Pogadamy później, teraz odprowadzam Natalię do domu.

Rozłączył się i spojrzał na mnie przepraszająco.

– Julka potrafi być prawdziwym wrzodem na tyłku, ale poza tym jest dobrą dziewczyną.

Rozmawialiście o mnie? – nie mogłam uwierzyć, że ja też wpadłam im w oko.

– Trochę – powiedział wymijająco Konrad i zmienił temat.

Następnego dnia spotkaliśmy się w pociągu. Jechali razem, ale Julka pokazała palcem Konrada trzymającego płaskie pudełko, przewróciła oczami i sobie poszła.

– Natalia, zobacz, co dla ciebie mam – powiedział Konrad, otwierając opakowanie. – Trzeba ją odczarować, jest smaczna, pożywna i w niczym ci nie zawiniła

W pudełku leżała pizza pepperoni, zimna i nieapetyczna.

– Jak ją kupowałem dwie godziny temu, wyglądała lepiej. Skusisz się mimo to?
Wzięłam kawałek i ostrożnie ugryzłam.

– Jak smakuje? – spytał troskliwie Konrad. – Nadal łzami?

Pokręciłam głową.

Pizza pachniała obietnicą czegoś niezwykłego, wielkiego i wymarzonego. Czegoś, co właśnie nadchodził

Czytaj także:
„Kochałam męża nad życie, ale kiedy dowiedziałam się o zdradzie, postanowiłam zostawić go z niczym. Został bankrutem”
„Teściowa tolerowała mnie w domu do porodu, bo robiłam za służbę. Kiedy musiałam zająć się małym, kazała mi się wynosić”
„Mąż odszedł do innej przez mój brak czułości i pracoholizm. Nie mogę popełnić tego samego błędu z synami”

Redakcja poleca

REKLAMA