„Nie umiem przejść obojętnie obok ładnej kobiety. Jestem zbyt fajnym gościem, żeby się żenić"

Pewny siebie facet fot. iStock by GettyImages, DeanDrobot
„Odkąd pamiętam, to zawsze kręciło się wokół mnie sporo kobiet. Już w szkole średniej cieszyłem się dużym powodzeniem, co przełożyło się także na lata studenckie. Wszystkie te dziewczyny i kobiety chciały ode mnie czegoś więcej — związku, deklaracji na przyszłość czy nawet ślubu”.
/ 31.03.2024 20:30
Pewny siebie facet fot. iStock by GettyImages, DeanDrobot

Już w ogólniaku odkryłem, że podobam się dziewczynom. Na szkolnych korytarzach koleżanki patrzyły za mną tęsknym wzrokiem, a na każdej klasowej imprezie ustawiał się do mnie sznur dziewczyn, które chciały ze mną zatańczyć. A ja skrzętnie z tego korzystałem.

W jednym tygodniu chodziłem z miss ogólniaka, a już za miesiąc obiektem moich westchnień była kapitan szkolnej drużyny siatkarskiej. I chociaż wiedziałem, że krzywdzę wiele z nich, to nie mogłem powstrzymać się przed częstą zmianą swoich towarzyszek.

— Jesteś dupkiem — powiedział mi któregoś razu kumpel, gdy dowiedział się, że właśnie rozstałem się z jedną z najładniejszych dziewczyn w ogólniaku.

— Daj spokój — lekceważąco wzruszyłem ramionami. — Tego kwiatu to pół światu — zacytowałem swojego ojca, który doradzał mi, abym przed poważnym związkiem jeszcze się zabawił.

Problem w tym, że ja nie chciałem poważnego związku. Skończyłem liceum i poszedłem na studia, co powinno skutkować tym, że w końcu się ustatkuje. Tak przynajmniej myślała moja mama.

— Synek, a ty zamierzasz przyprowadzić do domu jakąś dziewczynę? — zapytała mnie któregoś razu. Kilka tygodni wcześniej mój starszy brat się ożenił, więc pewnie doszła do wniosku, że teraz pora i na mnie.

— Ja? — zapytałem zdziwiony. — Mamo, przecież wiesz, że ja nie chcę się wiązać — powiedziałem.

Mama spojrzała na mnie zdziwionym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Pewnie była przekonana, że za niedługo i mnie dopadnie strzała Amora. Jednak ja nie zamierzałem jej ulec. Za bardzo lubiłem dziewczyny, aby wiązać się tylko jedną z nich. No i miałem słabość do tych najładniejszych.

Nie byłem w stanie wyobrazić sobie tego, że miałbym być z Kasią, Anią, Martą lub Ulą przez kolejne kilka, kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt lat. Zdecydowanie bardziej wołałem spotykać się najpierw z Kasią, potem z Martą, za miesiąc z Anią, a za pół roku z Ulą. Nie chciałem się znudzić żadną z nich. Dlatego zmieniałem je z dość dużą częstotliwością.

Zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki

Przez wszystkie lata studiów zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki. I chociaż wiedziałem, że niektóre z nich ciężko znoszą nasze rozstania, to jednak nie mogłem się powstrzymać. Ja po prostu nie byłem stworzony do związków.

— Jeżeli nie pójdziemy w naszym związku o krok dalej, to będziemy musieli się rozstać — powiedziała mi pewnego razu Magda. Z nią akurat byłem naprawdę długo, bo gościła w mojej głowie i łóżku już ponad pół roku.

Jednak nigdy nie obiecywałem jej czegoś więcej.

— O czym ty mówisz? — zapytałem niewinnie, chociaż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Magda chciałaby czegoś więcej.

— Zaręczyny? — zapytała mnie moja obecna dziewczyna. Tego się właśnie obawiałem.

Nigdy nic ci nie obiecywałem — powiedziałem spokojnie. I od razu wiedziałem, że jest to koniec naszego spotykania się.

Magda spojrzała na mnie ze złością i odwróciła się na pięcie. Potem spakowała swoje rzeczy i wyniosła się zarówno z mojej kawalerki, jak i z mojego życia.

Ja jednak nie pozostałem zbyt długo sam. Już dwa tygodnie po rozstaniu z Magdą zacząłem spotykać się z Anką — moją kolejną zdobyczą. I pamiętając niezręczną sytuację z moją poprzednią partnerką, postanowiłem od razu wszystko wyjaśnić.

— Nie chcę wiązać się na stałe — powiedziałem. A potem dodałem, że nie jestem jeszcze gotowy na poważny związek i nic takiego nie mogę jej zaoferować. — Ale proponuję ci świetną zabawę — dodałem szybko.

Jednak takie słowa nie przekonały Anki i od razu postawiły mnie na przegranej pozycji. Jeszcze tego samego dnia moja wybranka powiedziała, że nie ma ochoty na przelotne miłostki i wyniosła się z mojego życia. Nie przejąłem się tym. Wiedziałem, że za niedługo w moim życiu pojawi się kolejna przedstawicielka płci pięknej.

Kiedy ty się w końcu ustatkujesz?

Nawet nie wiem, kiedy minęły mi studia. Przez ten czas spotykałem się z wieloma dziewczynami, ale żadna z nich nie zagrzała miejsca w moim życiu na zbyt długi czas. Niektóre to ja rzuciłem, a inne same odchodziły — tak jakby zdawały sobie sprawę z tego, że nie uda im się mnie uwiązać na smyczy.

Po zakończeniu życia studenckiego nic się nie zmieniło. Dalej podrywałem ładne dziewczyny, które były tylko na chwilę. Zanim się obróciłem, to stuknęła mi 30 — tka.

I to chyba właśnie przekroczenie tej magicznej granicy zmobilizowało moją mamę do działania. Już wcześniej przebąkiwała nieśmiało, że chciałaby w końcu poznać moją przyszłą żonę. Jednak ja zawsze obracałem to w żart i mówiłem, że jeszcze jest na to czas.

— A ty synku kiedy zamierzasz się ustatkować? — zapytała mnie którejś niedzieli, gdy wpadłem do niej na obiad.

Spojrzałem na nią z uśmiechem i jak zwykle chciałem zażartować.

— Tylko nie mów mi, że masz jeszcze czas — szybko powiedziała mama, chyba świadoma tego, co za chwilę powiem. Patrzyła na mnie tym swoim zatroskanym wzrokiem, a na jej ustach nie gościł tym razem uśmiech.

Wiedziałem, że czeka mnie ciężka przeprawa.

— Ale ja naprawdę mam jeszcze czas — powiedziałem z uśmiechem. — W tej chwili najważniejsza jest dla mnie praca — dodałem.

Mama spojrzała na mnie i głośno westchnęła.

— Mówisz tak od wielu lat — zauważyła. I w tym akurat miała rację, gdyż od czasu studiów używałem właśnie tego argumentu. — A przecież nie jesteś już taki młody. Skończyłeś 30 lat i nadal jesteś sam. Ludzie w twoim wieku mają już rodziny. A ty co? — zapytała mnie.

Co miałem jej odpowiedzieć? Że nie chcę się wiązać, bo nie potrafiłbym wytrwać w związku? Byłem pewien, że moja mama nie chciałaby się dowiedzieć o tym, że jej młodszy syn jest bawidamkiem.

— Nic się nie martw — powiedziałem entuzjastycznie. — Kiedyś i ja znajdę swoją drugą połówkę — dodałem. Jednocześnie byłem pewien, że nic takiego się nie zdarzy.

— Mam nadzieję — powiedziała mama po kilku sekundach, podczas których intensywnie mi się przyglądała. — Pamiętaj, że chciałabym jeszcze doczekać wnuków — dodała. A ja od razu pomyślałem, że będzie z tym spory problem.

Kiedy ty się synu ożenisz?

Kilka dni później zadzwonił do mnie tata.

— Słuchaj synu, musimy poważnie porozmawiać — powiedział bez żadnego wstępu. "Oho, zaczyna się robić poważnie" — pomyślałem.

— Stało się coś? — zapytałem naiwnie. Udawałem głupka, chociaż od razu domyśliłem się, o co chodzi. Byłem pewien, że to mama zmusiła go do tego.

— Rozmawiałem z mamą — usłyszałem. — Wiesz, ona martwi się o ciebie.

— Zupełnie niepotrzebnie — powiedziałem.

— Czy ja wiem... — tata zawiesił głos. A potem wypalił prosto z mostu. — Kiedy zamierzasz się ożenić?

Tego mogłem się spodziewać. Mama nasłała na mnie tatę, bo myślała, że męska rozmowa będzie bardziej skuteczna. Niestety nie była.

— Na pewno nie w ciągu kilku najbliższych lat — odpowiedziałem. — A być może nigdy to nie nastąpi.

Tata milczał przez chwilę, a potem dodał, że mama tego nie zniesie.

Byłem zły, że rodzice tak na mnie naciskają. Z jednej strony rozumiałem ich motywacje — chcieli mieć syna, która w tradycyjny sposób ułoży sobie życie. Z drugiej strony trudno było mi się pogodzić z tym, że nie akceptują moich wyborów.

— A nie pomyślałeś, że ty ranisz te dziewczyny? — zapytał mnie brat, któremu zwierzyłem się ze swoich rozterek.

— Ja ich nie ranię — niemal natychmiast zaprzeczyłem. — Żadnej nic nie obiecuję i od razu uprzedzam, że z mojej strony nie mogą liczyć na coś poważniejszego — dodałem.

— I uważasz, że jest to w porządku? — usłyszałem pytanie. Według mnie było.

— Dokładnie tak — powiedziałem, a potem pożegnałem się z bratem. Myślałem, że przynajmniej on mnie zrozumie. Jako brat i jako facet. A tu proszę — próbował mi wmówić, że postępuję źle.

Nie zamierzam nic zmieniać w swoim życiu. I co więcej — uważam, że postępuję uczciwie. Znacznie gorzej byłoby, gdybym się ożenił, a potem zdradzał swoją żonę na lewo i prawo. Jestem facetem, który nie potrafi przejść obojętnie obok pięknej kobiety, a małżeństwo tylko by mnie ograniczało. Dlatego znacznie bardziej odpowiada mi życie wolnego ptaka, który robi, co chce. I nie wszystkim musi się to podobać. 

Czytaj także:
„Rodzina ciągle pyta, kiedy ślub. Wciskają mi, że mój termin ważności się kończy i żaden nie zechce starej kociary”
„Mój brat to wiejski podrywacz, który żadnej pannie nie przepuścił. Brał je sobie na sianko, bo miał dobry bajer”
„Mój syn to pantoflarz. Nawet po rozwodzie chce być lojalny, choć żona go zdradziła i upokorzyła”

Redakcja poleca

REKLAMA