„Nie sądziłam, że ta nowa jest aż tak niebezpieczna. Pod wszystkimi kopała dołki, by przymilić się szefowi”

wredna kobieta fot. Getty Images, Westend61
„Podejrzewam, że to ona stała za całą tą sytuacją. Sprokurowała jakieś dowody na Ankę, podsunęła jej świnię. Pamiętam, jak mówiła o karierze, po to przyszła do naszej firmy. Chciała awansować i udało jej się”.
/ 02.12.2023 10:30
wredna kobieta fot. Getty Images, Westend61

Nigdy nie lubiłam Maryśki. Już pierwszego dnia, gdy pojawiła się w naszej firmie, miałam złe przeczucia. Niby zachowywała się normalnie, rozmawiała ze wszystkimi, uśmiechała się, przyniosła ciasto na „wkupne”, jak to określiła. Ale po prostu czułam, że coś z nią jest nie tak. I niestety, nie pomyliłam się.

Nie podpasowała mi

Została przydzielona do mojego zespołu. Kierownik prosił, żebym wdrożyła ją do nowego projektu.

– Ma odpowiednie kwalifikacje, pracowała już przy podobnych projektach – powiedział. – Myślę, że nam się przyda, ale na początku trzeba jej pomóc. Im szybciej załapie, o co chodzi, tym większy będzie z niej pożytek

– Jasne – zgodziłam się, chociaż wszystko się we mnie buntowało. – Chociaż zespół mam właściwie skompletowany, każdy ma własną działkę i dziewczyny się wyrabiają…

– Wiem, ale planuję rozszerzyć działalność, zdobyć kolejnych klientów – przerwał mi. – Więc i tak myślałem o powiększeniu zespołu, a pani Maria może być dobrym nabytkiem.

Nie dyskutowałam z nim. To on jest szefem, a zresztą, jeżeli faktycznie myślał o przyjęciu kolejnych zleceń, to ludzie nie daliby sobie rady sami. A moje przeczucia co do Marysi, raczej by go nie przekonały…

Muszę przyznać, że faktycznie była niezła. Znała się na robocie, szybko łapała, o co chodzi. Zapytałam, gdzie wcześniej pracowała. Nasze miasto nie jest duże, a takich firm jak nasza właściwie tu nie ma. Nie kojarzyłam jej, a większość osób z branży znam.

– W podobnej firmie – powiedziała wymijająco. – Ale stwierdziłam, że nie jest rozwojowa, a najwyższy czas pomyśleć o karierze.

– Nie wiem, czy tu ci się uda – pokręciłam głową. – Praca jest fajna i rozwojowa, w sensie nowych wyzwań. Ale od lat nikt nie awansował

– Jak szef mnie zatrudniał, to powiedział, że myśli o rozbudowie zespołu – oznajmiła.

– Podobno – przytaknęłam. – Ale czy myślał też o awansach, to wątpię. Potrzebuje ludzi do roboty, tych na kierowniczych stanowiskach ma już wystarczająco dużo.

– Zobaczymy – wzruszyła ramionami. – Nikt nie jest niezastąpiony.

Nie spodobało mi się to, ale co miałam powiedzieć? Starałam się ukryć swoją niechęć i tłumaczyłam Marysi niuanse naszego projektu.

Zorientowała się, co robię

– Myślę, że Anka nie daje sobie rady – powiedziała mi po tygodniu.

Zostałyśmy w firmie we dwie, po godzinach, bo ja chciałam dokończyć raport, a Marysia uczyła się kalkulacji.

– Jak to? – zdziwiłam się, przerywając pisanie. – Ja uważam, że świetnie sobie radzi, zawsze była dobra.

– Ostatnio robiłam z nią podsumowanie i widziałam, jak pracuje – upierała się. – Zostawia spore luki…

– Chyba coś ci się pomyliło – pokręciłam głową. – To niemożliwe.

– Mówię ci, jak było – oburzyła się. – Musiałam po niej poprawiać.

Nie chciałam w to wierzyć, ale zasiała we mnie ziarno niepokoju. Przez kilka dni podpatrywałam Ankę, czytałam na bieżąco raporty. Nie zauważyłam żadnych niedoróbek, a w dodatku zrobiło mi się głupio, bo zorientowała się, że ją kontroluję.

– Zrobiłam coś nie tak, że mnie sprawdzasz? – spytała zaniepokojona.

– Ja? Nie… – speszyłam się.

Idealna atmosfera w zespole została zaburzona. Anka wyraźnie miała do mnie żal i chyba powiedziała reszcie, że ją sprawdzam, bo dziwnie się zachowywali. Szeptali po kątach, milkli, kiedy wchodziłam do pokoju.

– Na twoim miejscu zrobiłabym coś z tym, jesteś kierowniczką – Maria złapała mnie kiedyś w kuchni.

– Ale z czym mam coś zrobić? – nie rozumiałam, o co jej chodzi.

– Z Anką oczywiście – popatrzyła na mnie ironicznie. – Nie widzisz, że buntuje ci zespół? Sama nawala w robocie, ja muszę po niej poprawiać i jeszcze gada po kątach.

Nie powinnam jej słuchać, ale mimo wszystko zaniepokoiła mnie. Postanowiłam porozmawiać z Anką.

– Co się dzieje, coś jest nie tak? – zapytałam ją wprost.

– Co ma być nie tak? To chyba ciebie powinnam o to zapytać – prychnęła. – Ciągle sprawdzasz moje statystyki i raporty. Nigdy tego nie robiłaś.

– Robiłam raz na jakiś czas, to mój obowiązek – skłamałam. – Może po prostu wcześniej tego nie zauważyłaś?

– Może – powiedziała, ale widziałam, że mi nie wierzy.

Atmosfera w pracy była fatalna

Prawdziwa katastrofa przyszła po kilku tygodniach. Pewnego dnia szef wezwał mnie do siebie i powiedział, że czuje się zaniepokojony, bo dostał informację ze sprawdzonego źródła, jak się wyraził, że klient jest niezadowolony z postępu prac nad projektem i z kontaktów z zespołem.

– Nic o tym nie wiem – zaniepokoiłam się. – Klient nic mi nie mówił, a przecież to ja prowadzę rozmowy.

– Obawiam się, że zostawiła pani zbyt dużą swobodę swojemu zespołowi – oznajmił lodowatym tonem. – I będę musiał wkroczyć.

No i wkroczył! Godzinę później zapłakana Anka wróciła od niego z… wypowiedzeniem w ręku.

– Nie mogłaś mi powiedzieć, że coś ci się nie podoba? Musiałaś od razu lecieć na skargę do prezesa? Przecież dobrze pracuję – rzuciła.

– Na jaką skargę? Nic mu nie mówiłam, nic do ciebie nie mam! – broniłam się zszokowana.

– Tak? Przecież byłaś dziś u niego, a chwilę później on mnie wezwał.
I niby nic o tym nie wiedziałaś?

Cały zespół patrzył na mnie jak na wroga. Nie wiedziałam, o co chodzi. Ale jak miałam im to wytłumaczyć? Tłumaczą się tylko winni…

– Dobrze zrobiłaś – szepnęła Maria, gdy poszłam zrobić sobie kawę.

– Co zrobiłam? Nic nie zrobiłam – popatrzyłam na nią ze złością.

– Nie udawaj, nie musisz czuć się winna, dbasz o firmę, po prostu zwolniłaś najsłabszą z zespołu.

Mówiła bardzo głośno, a kuchnia jest tuż obok naszego pokoju, wiedziałam, że wszyscy to słyszą.

– Przestań! – prawie krzyknęłam. – Nic nie zrobiłam, nic nie mówiłam szefowi i nic z tego nie rozumiem!

W odpowiedzi jedynie uśmiechnęła się złośliwie i wzruszyła ramionami.

Dostała to, co chciała

Szef wezwał mnie następnego dnia. Powiedział, że w związku z zaistniałą sytuacją Marysia przejmie obowiązki Ani i tym samym awansował ją na prowadzącą sekcję statystyk. A więc miała ten swój awans, małpa jedna!
Wyszłam od niego wściekła. W pokoju oczywiście nikt ze mną nie rozmawiał. Siedziałam przy swoim komputerze i zaciekle tłukłam w klawisze. Piekły mnie uszy i o mało nie wykipiałam, gdy słyszałam, jak Marysia słodziutkim głosem tłumaczy, jak jej przykro, że Anka już nie pracuje, i że to akurat ona przejęła jej stanowisko.

– Nie zależało mi na awansie – kłamała. – Wy pracujecie dłużej, to któreś z was powinno go dostać.

Podejrzewam, że to ona stała za całą tą sytuacją. Sprokurowała jakieś dowody na Ankę, podsunęła jej świnię. Pamiętam, jak mówiła o karierze, po to przyszła do naszej firmy. Chciała awansować i udało jej się.

Tydzień później szef znów mnie wezwał. Miałam złe przeczucia.

– Co się z panią dzieje? – zapytał bez wstępów. – Kłopoty z klientem, teraz słyszę, że nie radzi sobie pani z zespołem? Ma pani jakieś kłopoty?

– Jak to? – zbaraniałam.

– Utrudnia pani dostęp do danych, nie pomaga pani Marii. Prosiłem, żeby ją wdrożyć jak najszybciej. Zwłaszcza teraz, gdy została szefem sekcji.

– Przecież jej pomagam!

– Słyszałem co innego. Dlatego ostrzegam, że nie będę tolerował sabotażu. Albo się dogadacie, albo trzeba będzie jakoś inaczej to rozwiązać.

Wróciłam do pokoju załamana. I kiedy Marysia wychodziła z pracy, poszłam z nią na przystanek.

– Donosisz na mnie? – spytałam.

– Skąd taki pomysł? – zdziwiła się.

– Nie udawaj – wysyczałam.

– Skarżyłaś się na mnie do szefa.

– Powiedziałam tylko, że moim zdaniem zespół można lepiej poprowadzić. Wiesz, zależy mi na firmie. I na pracy, i na awansie – dodała, patrząc mi szyderczo w oczy.

Jestem pewna, że zrobi wszystko, żeby wykopać mnie z firmy i zająć moje miejsce. Zresztą ludzie wierzą, że to przeze mnie szef zwolnił Ankę i mnie nienawidzą. Muszę znaleźć sobie nową pracę, chociaż wszystko się we mnie buntuje, bo w ten sposób ta małpa wygra. A co gorsza, plotka o tym, co niby zrobiłam, na pewno już się rozeszła. To małe miasto. Nie wiem, jak można być tak wrednym. Po trupach do celu – jak widać, to prawda, że niektórzy tak robią.

Czytaj także:
„Przelany wosk miał zakończyć moje staropanieństwo. Gdy do drzwi zapukał ładniutki sąsiad, zaczęłam wierzyć w andrzejki”
„Dzieci nigdy nie zapraszały mnie do siebie. Kiedy próbowałam się z nimi spotkać mówiły, że mam zająć się swoim życiem”
„Matylda straciła cały dobytek przez wioskowych głupków. Uwierzyli w durną plotkę i chcieli się zemścić”

Redakcja poleca

REKLAMA