„Nie po to tresowałam męża przez 50 lat, żeby teraz oddać go rozochoconej sąsiadce. Prędzej wykituję, niż dam mu rozwód”

załamana staruszka fot. iStock, aquaArts studio
„To, kim był mój mąż, zawdzięcza mnie. I teraz chce mnie wyrolować. Wymienić na młodszy model. Niedoczekanie! Nie po to harowałam nad nim 50 lat, żeby teraz na starość utrzymywać się z mojej, o połowę mniejszej emerytury”.
/ 12.11.2023 19:15
załamana staruszka fot. iStock, aquaArts studio

Nigdy nie lubiłam kluczyć ani owijać w bawełnę. Co mam do powiedzenia, walę wprost. Mój mąż nazywał to brakiem zdolności dyplomatycznych i ogłady, arogancją i chamstwem. Im dłużej byliśmy ze sobą, tym ta moja cecha charakteru mniej mu się podobała. Na samym początku, gdy się o mnie starał, i kiedy po ślubie nastawiał mnie przyjaźnie do swoich erotycznych zapędów, nazywał to odświeżającą uczciwością charakteru.

Tak, kiedyś byłam dla Olgierda cudem natury. A wczoraj – po 52 latach małżeństwa! – powiedział, że chce się rozwieść, bo już ma dosyć życia z harpią i wiedźmą w jednej osobie.

– Powiedział, niech sobie pani wyobrazi – opowiadałam adwokatce, którą zamierzałam zatrudnić – że ma przed sobą jeszcze kawałek życia i chce je przeżyć w szczęściu.

Adwokatka miała nieodgadniony wyraz twarzy, więc dodałam.

– Dziadyga ma już 78 lat! Ale wiem, w czym rzecz. Na pierwsze piętro sprowadziła się taka rozwódka, 68, co to też chce życie zacząć od nowa. Ale nie z moim starym! – krzyknęłam.

Kobieta podskoczyła

– To znaczy, pani nie chce dać mężowi rozwodu? – spytała.

Głupia jakaś?

– No przecież dlatego tu przyszłam. Obiecywał do śmierci? Obiecywał. A ja mu raju na ziemi nie obiecywałam, tyle że będę wierna, kochająca i będę się opiekować nim w zdrowiu i chorobie. No, niech udowodni, że tego nie robiłam. Że kiedy złamał nogę na nartach albo miał grypę, albo ostatnio, jak go zapalenie płuc chwyciło. To co, nie opiekowałam się? Jak mieliśmy trudny czas, bo pracy nie było, to co, odeszłam? Nie, choć obiecywał mi przed ślubem, że ptasiego mleka nigdy mi nie zabraknie. Zabrakło! A czy ja mu kołki na głowie wtedy ciosałam?

Tu adwokatka tylko uniosła brew, i się zmitygowałam.

– No, ciosałam, ale to po to, by wziął się w garść i robotę znalazł. I miałam rację! Jak faceta nie pogonisz, to by tylko leżał przed telewizorem!

Na samo wspomnienie tych miesięcy, kiedy łaził bezproduktywnie po domu w gaciach, aż mi para z uszu poszła. To ja kazałam mu skończyć kurs na rzeczoznawcę budowlanego. To ja zmusiłam go, by poszedł na rozmowy do firmy, w której potem był kierownikiem dziesięć lat. Beze mnie nie odważyłby się i pewnie do końca życia podawałby cegły. To, kim był, zawdzięcza mnie. I teraz chce mnie wyrolować.

Wymienić na młodszy model. Niedoczekanie! Nie po to harowałam nad nim 50 lat, żeby teraz na starość utrzymywać się z mojej, o połowę mniejszej emerytury.

Czy pani go kocha? – usłyszałam.

Babka miała maksymalnie 40 lat, jeszcze niewiele o życiu wiedziała.

– Cóż, gdy na niego patrzę, nie tracę apetytu, nie mam odruchów wymiotnych. Gdy słucham, nie mam ochoty zalepić mu plastrem ust. Po pięćdziesięciu latach małżeństwa to znak, że jeszcze go kocham. Zwłaszcza że nigdy nie wyobrażałam sobie, że daję na niego zlecenie zabójstwa. Niech się pani tak nie uśmiecha, moja siostra wyobrażała to sobie przez ponad dziesięć lat życia ze swoim starym. I to były najprzyjemniejsze chwile jej dnia. W końcu zmarł, sam z siebie… Ale niech mi pani powie – on dostanie ten rozwód czy nie?

– Dla sądu najważniejsze jest to, czy nie znikły więzy małżeńskie – powiedziała adwokatka. – Ekonomiczna, fizyczna, duchowa. Jeśli są, a pani zgody na rozwód nie da, to rozwodu nie będzie.

Przecież my już starzy jesteśmy…

Od słowa do słowa, przedstawiłam adwokatce stan mojego małżeństwa. Wyszło na to, że problem może być. Ekonomicznie to może i wspólnotę mamy, bo razem opłacamy rachunki i mieszkamy w jednym miejscu. Ale duchowo… Ostatni raz na wakacjach razem byliśmy z dekadę temu, w Paryżu, na drugim ślubie naszego syna. Do kina czy teatrów razem nie chodzimy, na spacery też nie… Dlaczego? A bo ja wiem? Nic ciekawego nie grają, a chodzić dla samego chodzenia?

Zresztą, jak się narobię w domu cały dzień, to potem już mi się nic nie chce. Tylko przed telewizorem posiedzieć. On nie chce siedzieć ze mną, bo gada, że kretyńskich seriali oglądać nie zamierza. Nie, to nie, wolna droga, ale od mojego pilota wara. I to też w pozwie rozwodowym zawarł, że mu pilota zabieram. A co to, jakieś prawo naturalne, że tylko facet jest panem przełącznika? Jak chce oglądać mecze, kiedy ja mam seriale, to niech sobie drugi telewizor kupi.

Stary pryk. Ale mój. I na starość to nie chcę ani sama być, ani innego dziadygi szukać… Mój to przynajmniej zadbany, porządku nauczony, a inni, co to już od jakiegoś czasu sami są, bo żona umarła albo odeszła, nie mogąc z nimi wytrzymać – jak ta sąsiadka z pierwszego piętra, za którą Olgierd oczami błyska – strasznie są zapuszczeni.

Nie mam zdrowia zaczynać wychowania od początku. Poza tym to obcy faceci. A Olgierd jest mój, jak podomka, która niby stara i z dziurami, ale tak wygodna, że nie chce się jej z grzbietu ściągać. No i, ludzie kochani, mam 74 lata!

– A więź fizyczna?

Nie chciało mi się ust otwierać, słysząc tak głupie pytanie. Ale adwokatka tylko uniosła brwi, czekając.

– Mam 74 lata, on 78, proszę pani! – powiedziałam.

Myślałam, że to wystarczy. Ale nie.

– Kiedy państwo ostatni raz uprawiali seks? – walnęła prosto z mostu, bez cienia zażenowania.

Zdusiłam w sobie odruch, żeby wsiąść na nią z kazaniem, bo nagle do mnie dotarło, że wysokiego sądu za takie pytanie raczej nie obsobaczę. Kiedy to my ostatnio? Ano, chyba w tym Paryżu, po weselu, jak Olgierda naszło. Romantycznie było, za oknem  wieża Eiffla… A potem chyba już nie.

– To niedobrze – powiedziała adwokatka. – Więź fizyczna jest bardzo ważna. Jak jej nie ma, to pani mężowi łatwo będzie udowodnić, że brak więzi duchowej. A wtedy ekonomiczna jest bez znaczenia. Proszę mi wierzyć.

– Ale pewnie sąd weźmie pod uwagę, że my starzy jesteśmy!

– Pani żartuje – adwokatka uśmiechnęła się. – Moja babcia w wieku 82 lat wyszła za mąż za swojego rówieśnika. I założę się, że ma lepsze życie erotyczne niż ja – walnęła szczerze.

Niezły był z niego ogier

Pomyślałam, że sobie zażartowała, ale cień w oczach kobiety powiedział mi, że naprawdę niewiele trzeba, żeby ktoś miał lepsze życie erotyczne od jej. Cóż, albo jest sama, zapracowana, albo jej facet całkiem do niczego.

I wtedy przypomniałam sobie Olgierda za młodu. Niezły był z niego ogier. Cóż, trójki dzieci w kapuście nie znaleźliśmy. Czasami miałam wrażenie, że przydałby mi się elektryczny pastuch, żeby trzymać go ode mnie z daleka. I przypomniałam sobie, że kiedyś takie życzenie wyraziłam w obecności mojej siostry. Co ona powiedziała?

„Twój język wystarczy za dwa pastuchy”. Może… Rzeczywiście, w miarę upływu czasu Olgierd przestał być taki namolny. Ale, przyznaję bez bicia, nigdy mnie nie zdradził. Może wiedział, że potem to nie miałby czym mnie zdradzać.

– Czyli, mówi pani, że gdyby więź fizyczna była, to on szans by nie miał?

– Niewielkie. Nie bez długoletniego procesu, powoływania świadków.

Skinęłam głową.

– Czyli sugeruje pani, że mam ze starym iść do łóżka? – upewniłam się.

– Jeśli się pani uda – odparła.

Bezczynnie na to patrzeć nie będę

W domu wybadałam grunt. Olgierd był najeżony i miałam wrażenie, że na krawędzi wołania sąsiadów na pomoc, gdybym podniosła głos czy zrobiła gwałtowniejszy ruch.

– To chcesz rozwodu – rzuciłam.

Skinął głową.

– Może porozmawiamy przy kolacji? – spytałam łagodnie.

– Porozmawiamy? Nie ma o czym.

– O 52 latach małżeństwa?

52 latach koszmaru – rzucił z jakąś rozpaczliwą odwagą.

Miałam ochotę rzucić w niego siatką z polędwicą, którą trzymałam w dłoni. Wiedział o tym, bo zerknął na nią szybko. Ale ja tylko spokojnie położyłam ją na blacie kuchennym.

– Chciałabym ustalić, czy to był taki koszmar. Przy kolacji. To chyba możesz dla mnie zrobić.

Zrobiłam jego ulubione dania, postawiłam na stole nalewkę cytrynową, dwa kieliszki. Jedliśmy w milczeniu, ja polewałam. Potem zaczęłam wspominać nasze najlepsze lata, zanim pojawiło się trzecie dziecko i wszystko jakoś się pokręciło. Nie chciałam kolejnych ciąż, więc rzadko kiedy… Kiedyś nie było tak dobrze jak teraz – gumki, tabletki. Kiedyś był niepewny kalendarzyk albo szklanka wody zamiast. Ale tego wieczoru wspominaliśmy fajne chwile, śmialiśmy się, piliśmy – nie za dużo, ale żeby się rozluźnić.

Potem powiedział:

– Zaskoczyłaś mnie, Halinko. Myślałem, że będzie wojna. Wiesz, nasze życie mogło być cudowne…

– Jeszcze może być – powiedziałam.

I naprawdę tak pomyślałam. Co też alkohol robi z człowiekiem! Olgierd pokręcił głową.

– Za późno. Ludzie się nie zmieniają, nie w naszym wieku.

Tu akurat miał rację. Więcej na ten temat nie rozmawialiśmy. Życie wróciło do starego rytmu. Miesiąc później, na pierwszej rozprawie, Olgierd był pewien, że ma wszystkie karty. Ale kiedy sędzia spytała go, kiedy po raz ostatni uprawiał z żoną seks, już otwierał usta, pewnie chcąc powiedzieć, że 10 lat temu – gdy nagle sobie przypomniał. Popatrzył na mnie – a ja uśmiechnęłam się szeroko.

Wszystko zostało po staremu

– Bo, wysoki sądzie – powiedziałam – mąż może mówić, że go uwiodłam specjalnie, ale ja naprawdę go kocham, i on też mnie kocha, skoro tak łatwo dał się uwieść. Po prostu dopadł go kryzys starości, ale ja mu wybaczam.

Oczywiście sąd rozwodu nie zarządził. Wszystko zostało po staremu, z wyjątkiem tego, że Olgierd wyprowadził się do tej swojej rozwódki z pierwszego piętra. Jeśli sądził, że będę bezczynnie świecić oczami na całym osiedlu i wysłuchiwać współczujących komentarzy złośliwych plotkarek, to bardzo się pomylił. Ale to już całkiem inna historia…

Czytaj także:
„Moje synowe zrobiły sobie z mojego domu przedszkole. Mam dość traktowania mnie jak niańkę i kucharkę, niech mi płacą”
„Wredne sąsiadki plotkowały o moim synu. Zamknęły paszcze, dopiero gdy uratował przed pożarem grupę przedszkolaków”
„Mąż chciał położyć łapę na naszym majątku i chciał się mnie pozbyć. Szybciej zobaczy papiery rozwodowe niż moje pieniądze”

Redakcja poleca

REKLAMA