To nie ma sensu. Sama widzisz, że nadajemy na zupełnie innych falach – powiedział Robert po kolejnej kłótni. – Zastanówmy się, czy nie powinniśmy się rozstać.
Zmartwiałam. Przecież to tylko kłótnia. To normalne, że ludzie czasem nie zgadzają się ze sobą. Co nie znaczy, że zaraz trzeba się rozstawać. Nie nie, tylko nie rozstanie. Nie przeżyję tego. Nie chcę być sama. Nie chcę być porzucona. przecież w gruncie rzeczy jest nam dobrze...
– Nawet w żartach tak nie mów – powiedziałam, siląc się na uśmiech.
– Już nie kłóćmy się proszę.
– Ale...
– Robert, proszę – przytuliłam się do niego.
Rzeczywiście kłóciliśmy się coraz częściej. I nawet trudno powiedzieć o co. Przeważnie były to drobiazgi bez znaczenia. Inaczej myśleliśmy, czego innego pragnęliśmy, o co innego nam w życiu chodziło. Mimo wszystko kurczowo trzymałam się myśli, że pisane nam jest wspólne życie. Po ostatniej sprzeczce Robert nagle przestał mieć czas na spotkania. Zawsze były jakieś pilne zajęcia. A kiedy w końcu się spotykaliśmy był milczący i nieobecny.
Któregoś dnia zapukał do moich drzwi posłaniec z pięknym bukietem kwiatów. Była do nich dołączona karteczka z krótkim tekstem: "Karolinko. Przeżyliśmy ze sobą wiele pięknych chwil i chciałem Ci za nie podziękować. Nie chcę Cię ranić, ale my naprawdę nie pasujemy do siebie. Na pewno gdzieś czeka przeznaczona Ci prawdziwa miłość. Robert".
Nawet nie miał odwagi powiedzieć mi to prosto w oczy. Poczułam jak ziemia osuwa mi się spod nóg.
– Co pani jest? Proszę pani, czy pani źle się czuje? – usłyszałam jak przez mgłę głos posłańca z kwiaciarni.
Po roku od tego zdarzenia wpadliśmy na siebie z Robertem na ulicy.
– Pięknie wyglądasz, Karolino – bąknął speszony. – Wiesz...
– Poczekaj, pogadamy. Usiądźmy na chwilę przy kawie – wskazałam głową pobliską kafejkę. Zamówiliśmy kawę i przez chwilę panowało krępujące milczenie. Robert odezwał się pierwszy.
– Wiem, to nie było w porządku. Chciałem cię przeprosić za...
– Nie musisz mnie za nic przepraszać – przerwałam biorąc go za rękę. – Przecież nie miałeś innego wyjścia. Nie przyjmowałam do wiadomości, że chcesz odejść, a ty byłeś zbyt delikatny, by powiedzieć mi to wprost. Dziś myślę, że te kwiaty były naprawdę pięknym gestem.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Naprawdę nie masz do mnie żalu?
– A skąd! Ze wszystkim miałeś rację. I z tym, że powinniśmy się rozstać i z tym, że kto inny mi pisany. Do tego tę miłość zawdzięczam właśnie tobie.
To była święta prawda. Bo kiedy ocknęłam się z omdlenia wtedy, przy tych kwiatach, zobaczyłam nad sobą stroskaną twarz chłopaka z kwiaciarni. Arek zaopiekował się mną tak skutecznie, że wkrótce zostaliśmy parą i teraz prawie codziennie jestem obsypywana kwiatami. Tak to już bywa, że koniec starego oznacza też początek nowego, często dużo lepsze etapu w życiu. Na szczęście!
Więcej prawdziwych historii:
„Mój syn choruje na ostrą białaczkę szpikową. Przeżył tylko dlatego, że rozpadło się małżeństwo moich rodziców”
„Myślałam, że się przyjaźnimy, a ona powiedziała mojemu mężowi o moim romansie. Żmija zniszczyła mi małżeństwo”
„Za miesiąc mam ślub, a z mojego narzeczonego wychodzi agresywny tyran. Mam wątpliwości. Czy powinnam za niego wyjść?”