„Nie mogłem oprzeć się kochance i przeżyłem sanatoryjny romans. Wszystko było jak w bajce, aż poznałem jej tajemnicę”

zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Kawee
„Przełknąłem ślinę. To były jedne z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Może nawet najtrudniejsze. Podobną rozpacz przeżywałem po śmierci Stasia i Bożeny, ale w tym momencie nie byłem pewien, czy to nie było trudniejsze, bo oni odeszli i nie miałem wyboru, a tutaj mogłem decydować o naszym losie”.
/ 16.03.2023 07:15
zakochany mężczyzna fot. Adobe Stock, Kawee

Patrzyłem w piękne oczy Elizy i nie chciało mi się wierzyć, że to nasze ostatnie spotkanie. Nie chciało mi się wierzyć… Tak… A przecież to ja podjąłem taką właśnie decyzję. I wiedziałem, że będę tęsknił, będę cierpiał prawdziwe katusze na myśl, że już jej nie zobaczę. A przez najbliższy czas będę samego siebie przeklinał. Nie mogłem jednak inaczej.

– Jesteś idiotą, wiesz? – powiedziała.

Powinienem się obrazić? Zapewne, jednak nie mogłem, czy raczej nie umiałem. Gniewać się na nią to jak zbrukać świętość. Mimo wszystko, mimo tego, czego się dowiedziałem.

– Jestem idiotą – zgodziłem się. – Pewnie każdy to powie. Ale zrozum, kochana, nie mogę inaczej.

Pokręciła głową z niedowierzaniem.

– Zdajesz sobie sprawę, jak to wygląda? – spytała. – Z mojej strony tak, jakbyś nigdy nie żywił do mnie żadnego uczucia.

– To nieprawda! – zaprotestowałem. – I doskonale o tym wiesz!

Patrzyła na mnie długo, bardzo długo, przez kilkanaście sekund. W czasie rozmowy takie spojrzenie wydaje się wiecznością.

– Wiem – westchnęła. – Ale zupełnie cię nie rozumiem. Przecież chcę być z tobą, ośle! Z nikim innym, tylko z tobą!

Przełknąłem ślinę. To były jedne z najtrudniejszych chwil w moim życiu. Może nawet najtrudniejsze. Podobną rozpacz przeżywałem po śmierci Stasia i Bożeny, ale w tym momencie nie byłem pewien, czy to nie było trudniejsze, bo oni odeszli i nie miałem wyboru, a tutaj mogłem decydować o naszym losie.

– I gdyby było inaczej, niż jest – odparłem drżącym lekko głosem – miałabyś przed sobą najszczęśliwszego człowieka na świecie. Gdybyś mnie nie oszukała.

– Nie oszukałam! – prawie krzyknęła i ściszyła głos. W ogródku kawiarni było jeszcze parę osób. – Po prostu nie powiedziałam wszystkiego.

– Właśnie… – teraz ja patrzyłem długo w jej urodziwą twarz. – Nie powiedziałaś mi najważniejszego. Tak naprawdę nic o tobie nie wiedziałem.

– I dobrze by było, gdyby tak zostało – oznajmiła z goryczą.

– Chyba też bym wolał – przyznałem.

– Tylko że w życiu tak się nie da.

W oczach Elizy pojawiły się łzy

Nie mogłem znieść myśli, że ją ranię, a jednocześnie czułem ogromny żal o to, co zrobiła, jak mnie zwodziła.

– Wiesz, co jest twoim problemem? – spytała.

Nie odpowiedziałem.

– Powiem ci, Zbyszku – podjęła Eliza po krótkiej chwili. – Masz zbyt delikatne sumienie.

„W ogóle mam sumienie” – chciałem odpowiedzieć. Milczałem jednak. Dość już zadawania sobie cierpienia. A jeszcze tydzień temu nic nie zapowiadało, że tak się skończy historia, która rozpoczęła się tak pięknie.

Sanatorium w Nałęczowie odwiedziłem już drugi raz. Teraz jako pensjonariusz, a nie gość. Bo poprzednio przyjechałem w odwiedziny do żony. Podupadła na zdrowiu po nagłej śmierci naszego synka, do tego była w kiepskiej kondycji psychicznej. Wyrzucała sobie, że to jej wina, że mogła go lepiej pilnować. To była bzdura!

Nie mogła odpowiadać za to, że pijany kierowca ściął przystanek, na którym czekali. Nie mogła się winić za to, że ją tylko lekko zawadził, a Stasia… Na wspomnienie zmasakrowanego ciała naszego synka zawsze ściska mnie w gardle i tak będzie z pewnością aż do śmierci. Kto wie, gdybym to ja z nim wtedy był na przystanku, może też bym podobnie myślał? Ale nie byłem i ciągłe narzekania Bożeny z czasem zaczęły mnie irytować. Dlatego namówiłem ją na turnus rehabilitacyjny. Powinna pójść między ludzi, spotkać się z kimś, może wygadać… A ponieważ miała złe wyniki badań, zyskałem poparcie naszego lekarza.

Cóż, posiedziała miesiąc w pięknym miejscu, lecz niewiele to pomogło. Jej dusza umierała, a wraz z nią ginęło i ciało. Po paru miesiącach wykryto u Bożenki raka. Raka trzustki, a to jest jak wyrok. W ciągu trzech lat straciłem rodzinę.

Byłem tak zrozpaczony, że pewnie niebawem podążyłbym za nimi, gdybym nie musiał opiekować się mamą. Nie mogłem jej tego zrobić. Śmierć wnuka i synowej były dostatecznym ciosem. 

Minęło parę lat i sam potrzebowałem jakiejś terapii. Lekarz chciał mnie skierować gdzieś do Lądka-Zdroju, ale wolałem sanatorium bliżej Kielc, właśnie w Nałęczowie. Po pierwsze, w każdej chwili mógłbym wrócić, gdyby mama potrzebowała pomocy, a po drugie… Po drugie, chciałem się chyba zmierzyć z demonami przeszłości. A przecież to właśnie tutaj spędziliśmy z żoną ostatnie w miarę pogodne chwile podczas moich odwiedzin.

Sam przyjazd bolał, widok ośrodka sprawił, że odżyły wspomnienia, czułem jednak również paradoksalną ni to ulgę, ni jakąś dziwną radość. Chodziłem po znajomych korytarzach, po terenie rekreacyjnym i wspominałem. A potem był wieczorek zapoznawczy.

Elizę zauważyłem już wcześniej

Wyszła poprzedniego dnia do ogrodu, chyba właśnie przyjechała, i przechadzała się wokół pięknie utrzymanego klombu. Westchnąłem w duchu. Szczupła, zgrabna i pełna wdzięku. Poruszała się jak sylfida. W tej chwili zdałem sobie sprawę, od jak dawna jestem zupełnie sam.

Ale zaraz skarciłem się w duchu. Nie przyjechałem tutaj romansować, tylko ratować zdrowie. W sumie nie wiadomo w jakim celu, bo przecież nie miałem dla kogo żyć, oczywiście poza matką. Nie planowałem nikogo poznawać, nie było mi to potrzebne, a przynajmniej tak sądziłem, tak sobie wmówiłem. Tylko że moje opinie i postanowienia, jak się okazało, nie miały najmniejszego znaczenia. Dowiódł tego właśnie wieczorek zapoznawczy.

Siedziałem przy długim, wspólnym stole, obok miałem starszą panią, z drugiej strony równie starszego pana. Byłem chyba jednym z najmłodszych uczestników turnusu, tak się jakoś złożyło. Eliza siedziała naprzeciwko, nieco po lewej. Zerkałem na nią co chwila, bo była po prostu zjawiskowo piękna. Trudno się powstrzymać przed patrzeniem na kogoś takiego. Podrywał ją dziadek, a ona się śmiała z jego zalotów, ale bez złośliwości, tak samo uroczo jak wszystko, co robiła.

W pewnym momencie spojrzała na mnie i miałem wrażenie, że widzę w jej oczach prośbę. Uznałem, że mi się zdawało, ale niebawem znów pochwyciłem jej wzrok. Ewidentnie miała dość coraz bardziej natarczywych awansów starego mężczyzny.
Na szczęście zespół dansingowy zaczął grać, więc wstałem i obszedłem stół, aby poprosić ją do tańca. Kiedy podniosła się z krzesła, najwyraźniej wdzięczna, pochwyciłem pełne niechęci, a może nawet nienawistne spojrzenie zalotnika. Rozbawiło mnie to na tyle, że roześmiałem się w drodze na parkiet.

– Nieładnie wyśmiewać się z cudzego nieszczęścia – napomniała mnie niby surowo, ale z uroczym uśmiechem.

– Ma pani na myśli nieszczęście, że musiała cierpieć zaloty tego miłego pana, czy to, że idzie ze mną tańczyć?

Roześmiała się perliście, a we mnie zmiękło serce. Nie zamierzałem się zakochać, to prawda, ale też nie miałem nic przeciwko temu, jak się okazało, tylko nie zdawałem sobie sprawy z własnych uczuć i pragnień. Ileż można nosić żałobę? Całe życie? Pewnie tak, szczególnie po śmierci dziecka i ukochanej kobiety. Jednak pamięć i żal po stracie nie musi od razu znaczyć, że nie można układać sobie życia na nowo. Oczywiście jeśli ma się okazję i ochotę.

A ja, po poznaniu Elizy, zrozumiałem, że apetyt na życie jeszcze mi nie minął.
Tamtego wieczoru tańczyliśmy bardzo dużo. Usiedliśmy też obok siebie i nieustannie bawiły mnie twarde spojrzenia starego mężczyzny. Rany, czy on naprawdę sądził, że ma jakieś szanse u tej o wiele młodszej, niesłychanie atrakcyjnej kobiety? A kiedy wieczorek się skończył, poszliśmy do mojego pokoju. Eliza miała w swojej sali trzy towarzyszki, ale ja dopłaciłem, żeby dostać jedynkę. Nie miałem ochoty wysłuchiwać historii chorób współlokatorów.

Nie, nie rzuciliśmy się na siebie, w ogóle nie przypuszczałem, że do czegoś takiego dojdzie. Chciałem po prostu pobyć z nią nieco dłużej, a ona nie miała nic przeciwko rozmowie.

– Widzę w tobie smutek – powiedziała w pewnej chwili bardzo poważnym tonem.
Zmieszałem się, tym bardziej że to stwierdzenie padło w momencie, kiedy usiłowałem błysnąć jakimś dowcipem, a nigdy nie byłem w tym dobry.

– Smutek? – zamilkłem na chwilę.

– Tak, jest go we mnie dużo. Chyba zbyt wiele – przyznałem. 

 Opowiedz mi o tym – poprosiła.

Nie chciałem. Nie umiałem – tak sądziłem w tamtej chwili. Ale ona tego pragnęła, wręcz żądała. I zacząłem dukać. Początkowo szło mi nieskładnie, powszechnie wiadomo, że mężczyźni mają problem z emocjami, a konkretnie z ich uzewnętrznieniem. Pomogła mi – zadawała pytania, uzupełniała to, czego nie potrafiłem sprawnie wypowiedzieć. Skończyło się tak, że obojgu kapały nam z oczu łzy. W pewnej chwili Eliza się rozszlochała.

– Jesteś niezwykły – powiedziała, kiedy zdołała się uspokoić. – Po czymś takim ktoś inny byłby wrakiem. A ty wyglądasz świetnie.

– Świetnie? – zaśmiałem się gorzko, zupełnie bez wesołości. – Kiedyś wyglądałem o wiele lepiej, uwierz mi.

– Wyglądasz doskonale i jesteś wspaniały – oznajmiła, a mnie dosłownie zatkało. Taki komplement z ust pięknej kobiety…

A potem jakoś to się stało samo, że została u mnie na całą noc, wbrew regulaminowi sanatorium. A kiedy się okazało, że mieszkamy niedaleko siebie, bo ona w Skarżysku Kamiennej, mało nie zacząłem skakać z radości. Byłem szczęśliwy! Znowu byłem szczęśliwy! Do czasu…

Po turnusie oczywiście nie zakończyliśmy znajomości. Spotykaliśmy się u mnie, bo tak było najwygodniej, przynajmniej według Elizy. Ale w pewnej chwili zacząłem coś podejrzewać. Dostrzegałem jej ukradkowe spojrzenia na telefon, smutek, czy też raczej niepokój, jaki czasem gościł na jej twarzy…

Nie chciała o sobie wiele mówić, chociaż chciałem naturalnie czegoś się o niej dowiedzieć. Wreszcie pewnego dnia pojechałem za nią do Skarżyska. Kiedy podjechaliśmy pod ładny dom jednorodzinny na przedmieściach, myślałem, że kogoś po drodze odwiedza, bo przecież mówiła mi, że wynajmuje mieszkanie z koleżanką. Ale ona otworzyła pilotem bramę i wjechała do środka. A ja stanąłem niedaleko na ulicy i czekałem. Czekałem całą noc. Rano wszystko stało się jasne.

Już żałuję, ale nie mogę inaczej

– Nie wolno nam tego zrobić – powiedziałem wbrew sobie. Wszystko we mnie krzyczało „Zgódź się, ona tego chce tak samo jak ty”. – Eliza, nie wolno nam. Może mam zbyt delikatne sumieniem, jak mówisz, ale na pewno nie chcę zniszczyć życia twoim bliskim. Wystarczy, że sam doświadczyłem nieszczęścia.

Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Była gotowa porzucić męża, odejść od niego i córek, bo przecież w tej sytuacji sąd orzekłby rozwód z jej winy i przyznał mężowi opiekę nad dziećmi.

– Nie wolno – powtórzyła powoli. – Powiedz po prostu, że mnie nie kochasz. Że tylko się mną zabawiłeś.

Właśnie dlatego chciałem się spotkać na neutralnym gruncie. Gdybyśmy siedzieli u mnie, pewnie skończyłoby się w łóżku i wszystko przerabialibyśmy na nowo.

– To nie w porządku – powiedziałem. – Wiesz, że to nieprawda.

– Tak – przyznała. – Na początku walczyłam ze sobą. Myślałam, że to będzie tylko sanatoryjny romans. Ale cię pokochałam…

Gdyby Eliza była wolna, czułbym się szczęśliwy.

– Delikatne sumienie – powtórzyłem w zamyśleniu. – Uwierz, nie o to nawet chodzi. Ale nie chcę budować szczęścia na nieszczęściu innych. To nigdy się dobrze nie kończy.

Siedzieliśmy w milczeniu przez jakiś czas, każde z nas pogrążone we własnych myślach.

– Powinnaś widzieć, jak dorastają twoje dzieci – odezwałem się wreszcie. – Czy twój mąż coś wie? Rozmawiałaś z nim?

Co powiedzieć? Żegnaj? 

Potrząsnęła przecząco głową.

– Między nami nie jest ostatnio dobrze, ale nic mu jeszcze nie mówiłam.

– I nie mów – westchnąłem. – Nie masz pojęcia, ile mnie to kosztuje, ale…

Nie umiałem dokończyć. Co powiedzieć? Żegnaj? Więcej się nie zobaczymy? Eliza jednak doskonale wiedziała, co chcę przekazać. Wstała i spojrzała na mnie z góry,

– Nie będziesz tego żałował? – spytała.

– Już żałuję – mruknąłem. – Ale inaczej nie wolno. Sama chyba rozumiesz.

Odwróciła się bez słowa i odeszła. Wyglądała na skrzywdzoną i urażoną. Było mi źle, ale czułem też ulgę. Nie wolno budować własnego szczęścia na nieszczęściu innych – powtarzałem sobie w duchu, ale te słowa dźwięczały pusto. Straciłem kobietę, którą pokochałem. Nie potrafiłem się nawet gniewać o to, że mnie oszukiwała. Pokazała mi bowiem, że potrafię jeszcze być szczęśliwy…

Zapłaciłem rachunek i zacząłem się zbierać, kiedy usłyszałem sygnał przychodzącej wiadomości. Spojrzałem na ekran komórki i skrzywiłem się lekko. Od Elizy – pewnie napisała coś przykrego. Ale to nie były pretensje ani wyrzuty, tylko krótki SMS:

„Masz rację, tak nie wolno. Dziękuję za wszystko”.

Czytaj także:
„Jestem matką jego dziecka, a on na ulicy udaje, że mnie nie zna. Nie chce, żeby się wydało, że zdradził żonę przed ślubem”
„Nie dość, że matka zdradziła tatę i zniszczyła naszą rodzinę, to zażądała połowy majątku. Okradła z pieniędzy własne dzieci”
„Janka zdradziła mnie z moim bratem i wychodzi za niego za mąż. Moja w tym głowa, żeby ich ślub zamienił się w koszmar”

Redakcja poleca

REKLAMA