„Straciłem ukochaną kobietę, więc ożeniłem się z pierwszą chętną. Krzywdzę żonę, bo jej nie kocham”

Mężczyzna przed domem fot. Getty Images, Miljan Živković
„Życie u boku osoby, do której nic się nie czuje, to zły pomysł. Moja żona to wspaniała osoba i należy jej się facet, który pokocha ją całym sercem. Ja, mimo najszczerszych chęci, nie dam rady, bo od bardzo dawna kocham inną...”.
/ 04.06.2024 13:15
Mężczyzna przed domem fot. Getty Images, Miljan Živković

Miesiąc temu, dokładnie o tej samej godzinie, szykowałem bagaże i rozmyślałem nad tym, czy zaplanowana już jakiś czas temu wycieczka do Italii pomoże uratować moje małżeństwo z Pauliną. Przez pięć wspólnych lat nasz związek zupełnie się rozpadł i przestaliśmy się rozumieć.

Nie umiem pokochać żony

Właściwie od początku niewiele mieliśmy ze sobą wspólnego. Chyba tylko ten kredyt hipoteczny na nasze lokum. Zależało mi na tym domu – chciałem mieć kawał zieleni wokół i regularnie koszoną trawę. Marzyłem o zwyczajnym, uporządkowanym życiu, ale okazało się, że to wcale nie gwarantuje radości…

Jest dla mnie jasne, że to małżeństwo jest pustą formą, z którą prędzej czy później będę musiał skończyć. Nie ma sensu tkwić u boku drugiej osoby jeśli uczucie wygasło. Moja żona to wspaniała osoba i należy jej się facet, który okaże jej prawdziwą miłość, na jaką zasługuje.

Mimo szczerych chęci i największych wysiłków, ja nie dam rady, bo moje uczucia od dawna są zarezerwowane dla innej kobiety… Relacja z tą osobą do prostych nie należała i stanowiła przeciwieństwo wyciszenia, za którym przecież przepadam. Zdaję sobie sprawę, że niewiele w tym sensu.

Poznaliśmy się na studiach

Wróciła na uczelnię po rocznej przerwie, którą spędziła, poznając ciekawe zakątki świata. Później opowiadała mi o swoich niesamowitych przeżyciach z tego okresu – nie były to typowe, zorganizowane wczasy, a raczej spontaniczne wyprawy w miejsca, gdzie nie docierają standardowe wycieczki. Przemierzyła Indie wzdłuż i wszerz, odwiedziła najodleglejsze tereny Rosji i podziwiała surowe piękno Islandii.

Trafiliśmy do tej samej grupy na ćwiczeniach. Od razu po pierwszym spotkaniu było dla mnie jasne, że Justyna to niezwykła dziewczyna, bardzo bystra i obdarzona takim poczuciem humoru, że rozbawiłaby nawet największego ponuraka. Niczym kolorowy ptaszek pośród znudzonych i pochłoniętych kreśleniem przyszłych architektów.

Nie da się zaprzeczyć, że kiedy tylko chciała, była w stanie skupić się na zadaniu i wtedy tworzyła wprost niewiarygodne szkice projektów. Wykładowcy nie mogli wyjść z podziwu. Właśnie dlatego na wieść o tym, że będziemy razem działać przy pracy na zaliczenie, odczułem prawdziwą radość. Zależało mi na tym, żeby dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

– Przed nami masa roboty – powiedziałem na naszym pierwszym spotkaniu.

– No, musimy się z tym ekspresowo uporać – roześmiała się Justyna. – Za trzy tygodnie lecę podziwiać bezkresne stepy i nie mam pewności, kiedy wrócę.

– Słucham? – byłem totalnie zaskoczony.

– Bez nerwów, zrobię, co w mojej mocy, żeby zdążyć wrócić na prezentację. Profesor nie musi być świadomy, że uporaliśmy się z tym szybciej, niż przewidywał – tłumaczyła.

Patrzyłem na nią jak zaczarowany

Ani mi przez myśl nie przeszło, żeby zaprotestować. Przez następne trzy tygodnie cały mój wolny czas poświęciłem Justynie i naszemu zadaniu. Tak właśnie, w tej kolejności. Kiedy razem pracowaliśmy nad tym niełatwym projektem, totalnie straciłem dla niej głowę. Jej huśtawki nastrojów i upór doprowadzały mnie czasem do białej gorączki, ale jedno spojrzenie w jej roześmiane oczy sprawiało, że cała złość od razu mi przechodziła. To, co wspólnie stworzyliśmy, przeszło moje najśmielsze marzenia. Byłem przekonany, że z oceną końcową pójdzie nam jak z płatka.

Justyna w tym czasie szykowała się do wyjazdu. Podziwiałem jej pozytywne nastawienie i zaradność. Dumałem nad źródłem jej energii życiowej. Parę dni później, już po tym, jak wyjechała, całkiem niespodziewanie otrzymałem od niej telefon.

To była kusząca propozycja

– Cześć! A może miałbyś ochotę dołączyć do mojej wyprawy? – zapytała niespodziewanie. – Nie masz pojęcia, jakie tu są niesamowite widoki! Moja kumpela akurat też się tu wybiera ze swoim facetem, więc mógłbyś się z nimi zabrać.

– Eee... no... ten – wydukałem kompletnie zaskoczony propozycją.

Nie sądziłem, że wpadnie na coś takiego bez żadnego ostrzeżenia…

– Daj spokój, będziemy się świetnie bawić – powiedziała z całym przekonaniem.

– W porządku. Pojawię się na miejscu – przystałem na jej pomysł, nie zadając dodatkowych pytań.

Sięgnąłem po pieniądze, które odłożyłem i ruszyłem w drogę. Bodajże nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się zrobić czegoś tak spontanicznie, bez przemyślenia ewentualnych konsekwencji. Ale nie mam poczucia, że popełniłem błąd. Te chwile pozostaną w mojej pamięci na zawsze – ekscytujące eskapady w nieznane zakątki, długie przechadzki we dwoje, zachwyt nad nowymi miejscami, upajanie się winem i konwersacje ciągnące się do bladego świtu, czułe pocałunki... Otaczający nas ludzie stanowili jedynie tło, zupełnie nieistotne w obliczu naszej więzi.

Wróciliśmy jako para

Wręcz promieniowaliśmy szczęściem. Mimo że na pierwszy rzut oka wydawaliśmy się zupełnymi przeciwieństwami, to nawet tata Justyny przyznał, że mam dobry wpływ na jego rozpieszczoną córeczkę.

Przy tobie jest spokojniejsza – pewnego dnia powiedział mi takie słowa. – Kto wie, może teraz rzadziej będzie opuszczać dom, mniej podróżować. Ukończy studia, zajmie się moją firmą. Marzę o tym, by zobaczyć wnuczęta – powiedział z rozmarzonym wzrokiem.

– Moim zdaniem to jej nieprzewidywalność sprawia, że jest taka ujmująca – odpowiedziałem mu wtedy.

Tata mojej dziewczyny nie podzielał mojego punktu widzenia.

Musisz wziąć sprawy w swoje ręce i nadać ton waszej relacji – stwierdził. – Justyna jest zagubiona i niezdecydowana, a jeśli pozwolisz jej kierować, to oboje na tym ucierpicie.

Mieliśmy różną wizję życia

Jak się później okazało, miał rację. Justynę ciągnęło w świat, marzyła o podróżach i odkrywaniu nowych miejsc, a ja chciałem wreszcie ukończyć naukę i znaleźć pracę. Przyswajanie wiedzy wymagało ode mnie większego wysiłku niż od niej, dlatego musiałem się bardziej przyłożyć do studiów. Dużym kłopotem były również finanse. Po prostu nie mogłem sobie pozwolić na częste wycieczki poza granice kraju. Moi rodzice i tak musieli z wielu rzeczy zrezygnować, żebym mógł zdobywać wykształcenie.

Moja dziewczyna początkowo wykazywała zrozumienie dla mojego położenia, ale jednak z czasem dało się zauważyć, że traci cierpliwość. Kłótnie między nami zdarzały się coraz częściej. Wprawdzie stale darzyliśmy się gorącym uczuciem, ale żyłem w stanie ciągłego napięcia, niczym na tykającej bombie. Nigdy nie mogłem przewidzieć, kiedy nastąpi wybuch.

Nie chciałem jej blokować

Gdy zobaczyłem, jak moja ukochana miota się w tej sytuacji, jakby uwięziona w klatce, w pewnej chwili sam zasugerowałem jej, aby raz czy drugi pojechała gdzieś beze mnie.

– Serio nie będziesz miał nic przeciwko jeśli pojadę z Kasią i Mirkiem do Gruzji? – Justyna dopytywała z powątpiewaniem.

Widać, że aż cię roznosi – odpowiedziałem. – Zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa.

– Nie zapomnij, że w każdej chwili mogę ci dołożyć trochę kasy – subtelnie wspomniała moja luba.

Jasne, że odmówiłem. Z jakiej racji miałaby się ze mną dzielić? Poza tym, nie miałem zamiaru być na jej utrzymaniu.

Od tego momentu nasze relacje zaczęły się pogarszać. Justyna nie ograniczyła się do pojedynczego wyjazdu. Wyjeżdżała za granicę coraz częściej i na coraz dłuższe okresy. Ja z kolei znalazłem dorywczą pracę.

Widywaliśmy się rzadko

Często, kiedy ogarniała mnie zazdrość, wdawałem się z nią w kłótnie. Oskarżałem ją o romanse, przecież w trakcie jej wypadów mogło się wydarzyć wszystko. Ani ona, ani ja nie zamierzaliśmy odpuścić – zrezygnować z naszej relacji czy osobistych zamierzeń i zainteresowań. Ale nawet po najbardziej zażartej awanturze byliśmy w stanie dojść do porozumienia i przeżyć parę cudownych dni.

Gdy spojrzeć na sytuację z szerszej perspektywy, to taki układ był nie do utrzymania. Zarówno ja, jak i ona zdawaliśmy sobie z tego sprawę. Wydaje mi się, że w tamtym momencie żadne z nas nie było gotowe na kompromisy, bo nieco samolubnie podchodziliśmy do życia. Podczas naszej ostatniej awantury powiedziałem Justynie wprost, że zachowuje się jak egoistka.

– Masz stuprocentową rację, jestem egocentryczką! Wszyscy wiedzą, że tata zawsze mnie rozpieszczał! – wrzasnęła. – Ale nawet przez chwilę nie pomyślałeś, z jakiego powodu tak bardzo zależy mi na tych wyjazdach i ciągłym imprezowaniu. Przede wszystkim, za parę lat będę musiała zająć się tatą, który poza mną nie ma nikogo bliskiego, a dodatkowo czeka mnie przejęcie sterów w jego firmie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak często o tym rozmyślam, jak bardzo mnie to przeraża i jak nieuchronne to jest. Kasę, którą teraz szastam, będę musiała oddać co do grosza. Taki mam obowiązek, nic nie dostaje się za friko…

– Tata się o ciebie niepokoi i chciałby, abyś w końcu się ustatkowała.

– Wiem i na pewno tak zrobię, ale to jeszcze nie ten moment. Czuję, że potrzebuję więcej czasu – szczerze przyznała.

To nie miało szans

Moja dziewczyna niedługo potem otrzymała ofertę uczestnictwa w programie wymiany studenckiej we Włoszech. Była to dla niej ogromna okazja. Nie byłem zaskoczony, kiedy poinformowała mnie o swojej decyzji wyjazdu. Wtedy wszystko się skończyło. Próbowała jeszcze ratować naszą relację, zapewniała, że będzie utrzymywać ze mną kontakt i przyjeżdżać do Polski, jak tylko znajdzie czas. Ja jednak nie widziałem w tym żadnego sensu.

Nasze relacje cierpiały przez to, że często wyjeżdżała, a tak długi brak kontaktu tylko pogorszył sprawę. Nie chciałem już dłużej tego ciągnąć...

Z żoną dobrze się układało

Gdy ona była poza krajem, ja obroniłem dyplom, zacząłem pracę w prestiżowej firmie architektonicznej, ożeniłem się, wziąłem kredyt i stałem się właścicielem nieruchomości.

Dla obserwatorów z boku razem z żoną sprawialiśmy wrażenie radosnej pary. Żadne z nas nie znosiło sprzeczek, więc gdy tylko pojawiały się niesnaski, od razu dążyliśmy do kompromisu. Brzmi cudownie, czyż nie? Problem w tym, że ja  dusiłem się w tej naszej sielance. Chyba jednak czegoś mi brakowało. Miłości. Z mojej strony brakowało miłości i wiedziałem, że moja żona to czuje.

Spotkałem dawną miłość

Jakieś dwa tygodnie temu, kiedy wraz z małżonką wracaliśmy z urlopu we Włoszech, na terminalu lotniczym, oczekując w kolejce do kontroli biletowej, dostrzegłem Justynę. Już prawie dekada upłynęła od momentu, gdy widzieliśmy się po raz ostatni. Owszem, zdarzyło nam się od czasu do czasu wymienić świątecznymi życzeniami, ale poza tym nie utrzymywaliśmy ze sobą kontaktu. Czułem silną potrzebę, żeby chociaż przez moment zamienić z nią parę słów – nie potrafiłem się oprzeć. Usłyszałem, że zamierza na dobre osiąść w kraju i przejąć stery rodzinnego biznesu.

Justyna przestała być tą młodą, spragnioną przygód dziewczyną. Teraz emanowała dystansem do rzeczywistości, stała się dojrzałą kobietą. Wyciszyła się i uspokoiła.

– Widzę, że podróżowanie wreszcie ci się spodobało? – posłała mi życzliwy uśmiech.

– Od zawsze mnie to kręciło, ale sama wiesz… – zacząłem się tłumaczyć ze smutkiem.

– Jasne, rozumiem. Wybacz – powiedziała z powagą w głosie – Nie chciałam cię urazić.

Zrobiło mi się głupio. Mam tyle do powiedzenia, tyle pytań do zadania. Chciałbym po prostu pogadać! Ale nie w takim miejscu jak lotnisko, przy Paulinie i masie ludzi dookoła. Wydaje mi się, że obydwoje chcemy zmian. Ale najpierw muszę ogarnąć parę spraw. Potem może ją odzyskam...

Karol, 33 lata

Czytaj także:
„Chciałam być bezdzietną kobietą sukcesu, a zaszłam w ciążę ze stażystą. Nigdy się nie przyznam, czyje to dziecko”
„Domek na wsi miał być moją zieloną oazą i ukoić nerwy. Zamiast tego miałam smród, stres i komornika na głowie”
„Dla męża byłam tylko kolejnym domowym sprzętem, a nie kobietą. Uznałam, że czas zakończyć tę szopkę”

Redakcja poleca

REKLAMA