Ziewając, wstawiłam mleko na gaz. Marcin lubił pić na śniadanie kakao, a ja lubiłam dogadzać mężowi, zwłaszcza gdy wracał nad ranem, bardzo zmęczony. Od kilku miesięcy jeździł nocami na taksówce. Tak zdecydował, bo w nocy konkurencja była mniejsza i nieraz trafiały się kursy za taką kasę, że przez cały tydzień by tyle nie zarobił. A my byliśmy młodym małżeństwem na dorobku, mieliśmy do spłacenia kredyt za mieszkanie, a ja w budżetówce nie zarabiałam wiele. Cóż było robić, musiałam pogodzić się z sytuacją. Tłumaczyłam sobie, że przecież zawsze tak nie będzie...
Mało mieliśmy czasu dla siebie
Marcin przesypiał pół dnia, a ja pracowałam w domu kultury popołudniami. Niekiedy robiliśmy sobie wolny weekend, ale wiedziałam przecież, że dla taksówkarza w sobotnie noce zarobek jest największy. Nie nalegałam więc zbytnio na te wieczory. Kredyt nad nami wisiał, każdy grosz się liczył. Nawet zaczęłam się rozglądać za jakimś dodatkowym zajęciem dla siebie, żeby trochę dorobić, ale ciężko było. Kroiłam właśnie chleb, gdy usłyszałam, jak Marcin wchodzi do mieszkania. Zanim jednak zdążyłam się z nim przywitać, zniknął w łazience. Chciałam mu powiedzieć, że śniadanie gotowe, ale... przez drzwi usłyszałam jego śmiech – rozmawiał z kimś przez komórkę. Jakoś tak mimowolnie nastawiłam uszu.
– Żebyś ty widział, jakie ja laski wiozłem – śmiał się Marcin cicho. – Nogi po same pachy, w kieckach takich, że mój pasek do spodni jest szerszy i koniecznie chciały, abym do nich na kawkę wpadł – roześmiał się, tym razem głośniej, a pode mną ugięły się kolana.
Od tej pory musiałam mieć męża na oku! Myślałam, że padnę. „To ja specjalnie wstaję o świcie, kakao mu szykuję, kanapki robię, a on u jakichś dziewczyn kawkę sobie popija?!” – byłam wściekła. Żeby to chociaż tylko o kawkę chodziło, ale.. mój Marcin to przystojniak, zawsze się baby na niego gapiły. A wiadomo, chłopa wystarczy tylko na chwilę z oka spuścić, a jak jeszcze mu na drodze staną chętne, rozrywkowe panienki, to można spodziewać się najgorszego. „A ja mu jeszcze śniadanie mam szykować po tym wszystkim? O niedoczekanie!”. Wróciłam do kuchni, kakao wylałam do zlewu, chleb schowałam do chlebaka. Zaparzyłam sobie kawę, usiadłam za stołem i chociaż krew mnie zalewała, czekałam spokojnie. Po chwili w kuchni zjawił się mój szanowny małżonek.
– Cześć, kochanie, ależ jestem padnięty – cmoknął mnie w czoło i rozglądał się dookoła. – Nie ma śniadania?
– Już się chyba najadłeś – odburknęłam.
– Niby gdzie? – otworzył chlebak. – Coś ty taka dziwna, źle się czujesz? – wyciągnął z woreczka kilka kromek.
– A to cię w ogóle obchodzi? – podniosłam głos, wkurzona, bo spokojnie smarował chleb masłem, jakby nic się nie stało.
– No to połóż się jeszcze troszkę, koło mnie, poprzytulamy się… – chciał mnie objąć, ale zrobiłam szybki unik.
– A co, panienki w miniówkach ci dzisiaj nie wystarczyły? – wycedziłam przez zęby. – Wszystko słyszałam, jak się komuś chwaliłeś.
Wtedy Marcin roześmiał się i zaczął tłumaczyć, że tak tylko gadali z kumplem, bo tamten się przechwalał, jakie to laski dzisiaj wiózł, no to on nie chciał być gorszy. A rzeczywiście odwoził dzisiaj dwie dobrze podchmielone kobitki, bardzo rozrywkowe. I nawet zapraszały go do siebie, ale przecież by nie poszedł, ma swoje zasady. A poza tym to wbrew regulaminowi.
– Już ty się przepisami nie zasłaniaj – odburknęłam i nagle coś przyszło mi do głowy. – A może ja dzisiaj pojadę z tobą na nockę, to sama się przekonam, kogo wozisz i przy okazji cię przypilnuję.
Myślałam, że będzie oponować, ale nie
Wzruszył tylko ramionami i powiedział, że jak nie mam nic ciekawszego do roboty, to proszę bardzo, mogę z nim jeździć. A pod wieczór stanęłam w przedpokoju z torbą pełną kanapek i dużym termosem z kawą, gotowa na nocną fuchę. Przejeździłam z nim całą noc. A potem jeszcze jedną i następną. I nie powiem, nawet mi się spodobało.
Te wszystkie historie opowiadane przez pasażerów, ich kłopoty, bolączki, radości, a czasem nawet całe życiorysy, to było lepsze niż niejeden film w telewizji. No, w każdym razie, nudzić się raczej nie można było. A przy okazji pilnowałam mojego ślubnego, żeby mu co głupiego do głowy nie przyszło. Bo lasek, i to całkiem niezłych, samotnie wracających nad ranem do domu, sporo się trafiało. Ale jak tylko zaczynały szczebiotać i wdzięczyć się do Marcina, odzywałam się odpowiednio, i zamykały buźki. Czasem nawet wyręczałam męża za kierownicą, zwłaszcza przed świtem, gdy oczy mu się kleiły.
Kierowcą byłam niezłym. W dodatku, jak się przekonałam, pasażerowie, zwłaszcza mężczyźni, chętniej zostawiali większe napiwki kobiecie. Jednak po tygodniu te nocne kursy trochę mnie zmęczyły. Mój chłop był w porządku, nie miałam co go dalej pilnować, więc postanowiłam odpuścić. Ta noc miała być ostatnią, spędzoną przeze mnie w taksówce męża. I właśnie, gdy wracaliśmy już do domu, zamachał na nas jakiś facet, podtrzymujący zgiętą wpół kobietę, w widocznej ciąży.
– Na centrali ciągle zajęte – wykrzyknął mężczyzna. – Żonie wody już odeszły, dwa tygodnie przed terminem, a mój wóz, jak na złość w warsztacie – szybko otwierał tylne drzwi.
Spojrzałam na męża, ledwie patrzył na oczy, bo ta noc była wyjątkowo pracowita.
– Ja poprowadzę – zaproponowałam i szybko zamieniliśmy się miejscami.
Ulice były puste, poranny ruch miał się dopiero zacząć, więc mogłam sobie pozwolić na szybką jazdę. Tym bardziej że dochodziły mnie coraz głośniejsze pojękiwania kobiety, a w lusterku widziałam przerażoną twarz jej męża. Właściwie to sama bałam się, że ona może urodzić w naszej taksówce. Więc dociskałam gaz, nie bacząc na protesty Marcina. I zdążyliśmy, chyba naprawdę w ostatniej chwili.
– Dziękuję, uratowała nas pani – facet wcisnął mi w dłoń zwitek banknotów.
Dopiero po chwili zorientowałam się, że była to kwota trzykrotnie przewyższająca zapłatę za kurs – przyszły tatuś rzeczywiście musiał stracić głowę.
– Nerwy to ty masz ze stali – Marcin pokręcił z uznaniem głową. – Ja bym chyba spanikował, ona tak strasznie jęczała…
Następnej nocy porządnie się wyspałam
Wszystko wróciło do normy. Rano jak zwykle czekałam z gorącym kakao i kanapkami na powrót męża. Wszedł do kuchni, ale... minę miał nieszczególną.
– Szef do mnie dzwonił i pytał, czy to prawda, że żona ze mną jeździ – powiedział, patrząc na mnie złym wzrokiem. – Wzywa mnie, jak nic mi karę dowali albo i zwolni… Co tobie w ogóle do głowy wtedy strzeliło! A ja się głupi zgodziłem.
– Przecież nic złego nie zrobiłeś – wzruszyłam ramionami. – Pójdę i pogadam z twoim prezesem, głowy mi przecież nie urwie.
No i poszłam, bojowo nastawiona, chociaż tak po prawdzie, trochę się obawiałam tej rozmowy. Bo jeżeli te moje jazdy były wbrew przepisom, prezes gotów był zwolnić Marcina. Ale uśmiechnął się na mój widok i kawkę nawet zaproponował. A potem stwierdził, że muszę zaprzestać tych nocnych kursów razem z mężem.
– To mogę i bez męża – palnęłam.
– Poważnie pani mówi? – spytał. – Moglibyśmy panią zatrudnić w naszej korporacji jako kierowcę.
I zaczął wyjaśniać, że brakuje im kierowców na nocne zmiany, a ja wykazałam się refleksem i opanowaniem. Dostali podziękowanie od pasażera, którego wiozłam z rodzącą żoną do szpitala.
– Nie wiedziałem, o kim on mówił, bo nie zatrudniamy w korporacji żadnej kobiety. A on taki był wdzięczny pani taksówkarce – uśmiechnął się. – Więc gdyby pani się zdecydowała, to tylko przeszkolenie by trzeba przejść, o egzamin się nie obawiam… – patrzył na mnie wyczekująco.
Pomyślałam o napiwkach, które bym dostawała. Przynosiłabym do domu drugą, porządną pensję, a nie te grosze za moje pół etatu w domu kultury. No i pracowałabym razem z moim chłopem, w tych samych godzinach, miałabym go na oku.
To był całkiem niezły pomysł
Nie zastanawiając się dłużej, zgodziłam się. Gdy Marcin się o tym dowiedział, w pierwszej chwili oniemiał.
– Ty chyba zwariowałaś, kobieto! – postukał się palcem w czoło. – Wiesz, jakie oszołomy się trafiają? Jak ty sobie poradzisz z pijanymi, przecież będą cię zaczepiać, mogą być nawet agresywni.
– Pijanych nie będę brać – powiedziałam stanowczo. – A skoro ty sobie radzisz z napalonymi laskami, które zapraszają cię na poranną kawkę, to ja sobie poradzę z każdym jednym chętnym na moje wdzięki. Już ty się o mnie nie martw.
Jeżdżę na nocnych zmianach już drugi miesiąc i krzywda mi się nie stała. Wbrew obawom Marcina, wcale nie jestem narażona na agresję ze strony pasażerów. Wręcz przeciwnie, są dla mnie wyjątkowo uprzejmi, a ich życzliwość przekłada się bardzo wymiernie na wysokość moich napiwków. Dzięki temu nasz kredyt spłaca się z wyprzedzeniem.
Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”