– Cześć, mamo, co tam słychać? – rzuciłam wesoło do słuchawki, kiedy moja rodzicielka wreszcie odebrała telefon.
Mieszkała 200 km ode mnie, a ja nie miałam czasu na podróże, więc często rozmawiałyśmy przez komórkę.
– A nic ciekawego, kochanie – odparła. – Tylko nogę skręciłam.
– Słucham?! – zawołałam przerażona. – I dopiero teraz mi to mówisz?!
Wprost nie mogłam uwierzyć, że nie zadzwoniła do mnie z tą wieścią wcześniej.
– Nie chciałam cię martwić – przyznała bez cienia skruchy. – Wchodziłam do kurnika po jajka na śniadanie, źle stanęłam i klops. Przewróciłam się, noga spuchła jak diabli, sąsiad zawiózł mnie na pogotowie, szybko założyli gips i to wszystko – powiedziała, jakby nic się nie stało.
– Mamo, ale jak ty sobie radzisz sama? Przyjadę do ciebie – podjęłam tę decyzję w jednej chwili.
– Córuś, nie trzeba – zapewniła mnie.
– Chociaż, oczywiście, jeśli chcesz mnie odwiedzić, to nie będę protestowała i zapraszam – dodała.
– Mamo, przyjeżdżam, pomogę ci i odetchnę od miejskiego zgiełku – powiedziałam, sama zaskoczona własnym argumentem, bo na co jak na co, ale akurat na miejski zgiełk nigdy nie narzekałam.
– Dobrze, no to czekam z utęsknieniem! – roześmiała się mama.
Mogłam sobie pozwolić na taką wycieczkę. Pracuję jako korektorka w wydawnictwie, więc po prostu dałam znać w redakcji, że przez kilka dni popracuję zdalnie, i nie było kłopotu – już niejednokrotnie tak robiłam. Spakowałam kilka ciuchów i laptop i ruszyłam w kierunku podlaskiej wsi.
Tak szybko sobie kogoś znalazła?
Moi rodzice wyprowadzili się tam już na emeryturze. Najpierw patrzyłam na nich jak na wariatów i nie widziałam w tym żadnego sensu. Bo co można robić na wsi? Ogródek kopać? Siedzieć przy ognisku? Nad rzekę iść albo do lasu? Zgoda, ale najwyżej przez dwa tygodnie. Potem umarłabym z nudów! Taką samą przyszłość wróżyłam rodzicom, którzy przez całe swoje życie byli bardzo aktywni. Oni jednak postawili na swoim.
Kupili mały domek i kawałek ziemi. Wreszcie mieli wymarzony ogródek, kury, kaczki i psa. Gdy pytałam ich o nudę, powtarzali, że tu nie można się nudzić, bo przecież cały czas jest coś do roboty. I, co skrajnie mnie zdumiewało, wyglądali na szczęśliwych. Niestety, wszystko ma swój kres, zwłaszcza sielanka.
Rok temu zmarł tata. Zachorował nagle. Okazało się, że to bardzo agresywny nowotwór. Nie minęły trzy miesiące, jak zgasł, i mama została sama. Planowałam ją zabrać do siebie, ale ona nawet nie chciała o tym słyszeć. Twierdziła, że nie po to wyprowadzała się na wieś, żeby na stare lata wracać do miasta.
Te wszystkie wspomnienia tłukły mi się po głowie, gdy jechałam samochodem do mamy. Mijałam malownicze krajobrazy i myślałam o tym, że mama robi się coraz starsza i niebawem będzie musiała zamieszkać ze mną. Sama nie da sobie rady, a ja na wieś na pewno się nie przeniosę. Odkąd przed dziesięcioma laty rozwiodłam się z mężem, mieszkałam sama, a moje lokum było na tyle duże, że obie czułybyśmy się tam swobodnie.
Na miejsce zajechałam późnym wieczorem i ze zdumieniem spostrzegłam, że w dużym pokoju nadal świeci się światło. Czyli mama nie spała. A gdy weszłam do domu, moim oczom ukazał się przedziwny widok. Moja rodzicielka siedziała przy stole z jakimś mężczyzną i w dodatku… grała w karty! Zaśmiewali się przy tym do łez. Zamurowało mnie. Czyżby sobie kogoś znalazła?! Nie, to po prostu nie mieściło mi się w głowie. Przecież tata zmarł zaledwie przed rokiem…
– Dobry wieczór – rzuciłam oschle, a oni dopiero wtedy mnie zauważyli.
– O! Dobry wieczór, skarbie! – odpowiedziała mi roześmiana mama, wcale się nie pesząc. – Dobrze, że jesteś.
– Dobry wieczór – mężczyzna odwrócił się do mnie, a ja z niedowierzaniem odnotowałam, że jest jakieś dwadzieścia lat młodszy od mamy!
I piekielnie przystojny… Było coś magnetycznego w jego postawie, szelmowskim uśmiechu i spojrzeniu czarnych oczu. Przestraszyłam się, bo zidentyfikowałam w swoich uczuciach odrobinę zazdrości.
– Nie przeszkadzam przypadkiem? – zapytałam kąśliwie, a mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.
– Oszalałaś chyba! – skarciła mnie.
– To ja się już będę zbierał – facet poderwał się i skierował do drzwi, lecz nagle zwrócił się do mnie:
– Gdzie moje maniery! Antoni jestem – rzucił i skłonił się szarmancko.
– Dorota – wymamrotałam.
– No dobrze, do zobaczenia – powiedział z uśmiechem do nas obu i wyszedł.
– A to szelma! – westchnęła mama. – Ale gdyby nie on, pewnie byłoby mi tu dużo ciężej… – westchnęła.
– Wiesz – zaczęłam zakłopotana – nie spodziewałam się, że ty… że kogoś masz – wyrzuciłam z siebie, a ona spojrzała na mnie tak, jakbym jej właśnie oświadczyła, że na podwórku wylądowało UFO.
– Córuś, co ty wygadujesz? – spytała zdumiona. – Antek to mój sąsiad!
I opowiedziała mi, że on jest wdowcem, pisze książki. Uciekł na wieś od wspomnień i czasem jej pomaga.
Bawiłam się naprawdę doskonale
– To chyba jeszcze nic zdrożnego? Poza tym on jest niewiele starszy od ciebie! A ja zastępstwa za twojego ojca nie szukam – dodała z naciskiem.
– Przepraszam, po prostu weszłam tu i wyglądało, jakby… Sama nie wiem – zaczęłam się plątać, bo było mi wstyd.
– Wybadałam go, byłby dla ciebie idealny – dodała mama z uśmiechem, co pozostawiłam bez komentarza.
Kolejny dzień upłynął nam spokojnie. Dużo rozmawiałyśmy, zrobiłam zakupy, znalazłam nawet chwilę, żeby wyjść z psem na spacer do lasu nieopodal. Przechadzałam się między drzewami i niespodziewanie dla mnie samej naszła mnie myśl, że mogłabym to robić codziennie, szybko jednak ją w sobie zdusiłam. Sama widziałam, że mama radziła sobie nieźle i tak naprawdę potrzebowała jedynie niewielkiej pomocy.
Wieczorem, gdy zasiadłyśmy do kolacji, rozległo się pukanie do drzwi.
– Już jest, otwórz mu! – zawołała mama, a ja nie musiałam pytać, o kim mówi.
– Dobry wieczór – powiedział Antoni, gdy otworzyłam mu drzwi. – Przyniosłem dobre wino i karty.
Wszedł do pokoju jak do siebie.
– To co, może mała partyjka? – zapytał z tym swoim czarującym uśmiechem.
Mama, która całe życie była zagorzałą przeciwniczką hazardu, zaczęła pospiesznie robić na stole miejsce do gry. Patrzyłam na tę scenę z niedowierzaniem, wybałuszając oczy. Co tu się wyrabiało pod moją nieobecność?! Trochę z braku wyboru, a trochę z ciekawości przyłączyłam się do nich.
Po godzinie przepadłam całkowicie. Bawiłam się świetnie! Zaśmiewałam do łez z żartów Antka i z nieudolnych prób oszukiwania, które podejmowała moja mama. To był naprawdę wspaniały wieczór.
– Widzisz, córuś, a ty mówisz, że na wsi jest nudno – westchnęła mama.
– Nie, tak nie może być! – oświadczył teatralnie mój nowy znajomy.
Wziął sobie za punkt honoru, że wyprowadzi mnie z błędu, i zaproponował wycieczkę rowerową następnego dnia.
– No nie wiem… – mruknęłam.
– Mogę uprowadzić twoją córkę na wycieczkę? – zwrócił się do mamy.
– Właśnie na to liczyłam! – zachichotała, a ja poczułam, że spłonęłam rumieńcem jak pensjonarka.
– Ale ja nie wzięłam roweru… – zauważyłam niepewnie.
– Pożyczę ci swój – mama natychmiast znalazła rozwiązanie.
Wówczas Antek spojrzał na mnie w taki sposób, że moje serce zadrżało.
– No dobrze – westchnęłam. – Poddaję się. Tylko żadnych dalekich wypraw! Nie jestem typem sportsmenki, a raczej typowym mieszczuchem – uprzedziłam go na wypadek, gdyby myślał, że mam nie wiadomo jaką kondycję.
I takim oto sposobem umówiłam się, czy też raczej… zostałam umówiona na randkę. Chyba na randkę. Sama nie wiedziałam, czy to ma do czegokolwiek prowadzić.
Poczułam, że kamień spadł mi z serca
Rano trzy razy zmieniałam strój. Nie miałam bladego pojęcia, że dobranie ciuchów, w których będzie mi wygodnie i w których będę się jakoś prezentować, okaże się takim wyzwaniem! W końcu jednak się udało. W tym przekonaniu utwierdziło mnie spojrzenie, jakim obrzucił mnie Antoni, gdy wyszłam z domu. Było bardziej wymowne niż potok słów...
Pojechaliśmy przed siebie, gawędząc o tym i owym. Żadnych trudnych tematów. Dawno nie czułam się tak dobrze. Gdy zajechaliśmy nad staw położony pośrodku lasu, aż westchnęłam z zachwytu.
– Pięknie tu, prawda? – drgnęłam, usłyszawszy jego głos tak blisko siebie, że poczułam jego oddech na płatku ucha.
– Tak – potwierdziłam niepewnie.
Gdy jednak poczułam, jak oplatają mnie jego ramiona, ufnie się w nie wtuliłam i cały mój strach zniknął. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, nie licząc się z czasem. Nie myślałam o niczym, po prostu rozkoszowałam się błogim poczuciem bezpieczeństwa, którego nigdy jeszcze nie doświadczyłam z mężczyzną. Mogłabym tak stać przez wieki!
Nagle znów dopadł mnie strach. Przeraziłam się tego, jak bardzo było mi dobrze. Przecież przyjechałam tu tylko na kilka dni, dopóki mamie nie zdejmą gipsu i nie poczuje się lepiej! (Choć właściwie, pomijając nogę, nie narzekała na samopoczucie). Mimo tlącej się gdzieś we mnie świadomości, że tam, w Warszawie, czeka na mnie mój prawdziwy świat, nie potrafiłam się oprzeć pokusie – i coraz głębiej wchodziłam w znajomość z Antonim.
Spędzaliśmy razem coraz więcej czasu, nie tylko w trójkę, z mamą, ale także sami. Przekonałam się, jak wspaniałym jest człowiekiem i jak bardzo brakuje w moim życiu kogoś takiego jak on… Całymi dniami mogłam z nim chodzić po lesie albo po prostu wygrzewać się w ogródku. Uwielbiałam z nim rozmawiać, ale też po prostu cieszyć się jego obecnością, gdy obydwoje pracowaliśmy z laptopami na kolanach. To była sielanka.
Im bardziej zbliżał się dzień mojego wyjazdu, tym było mi smutniej. No nie potrafiłam już wyobrazić sobie życia bez Antoniego, a wiedziałam, że niebawem będę musiała wrócić do swojego samotnego życia w stolicy.
– Może zostaniesz? Nie tylko ja się ucieszę… – powiedziała w końcu mama, siadając obok mnie z kubkiem herbaty.
– Mamo, muszę wracać tam, gdzie moje miejsce, a on… On nie powinien stąd wyjeżdżać. Każde z nas ma swój świat i najlepiej będzie, jeśli tak zostanie – odparłam z westchnieniem.
– Przecież dobrze się razem bawiliście – przypomniała mi mama.
– Owszem, i te piękne chwile chyba będą musiały mi wystarczyć – uśmiechnęłam się, chociaż tak naprawdę to miałam ochotę zapłakać.
Nie powiedziałam tego mamie, ale między mną a Antonim nie padły żadne deklaracje. Nawet przez sekundę nie rozważaliśmy tego, co będzie dalej. Widać dla niego byłam jedynie krótkotrwałą przygodą… Widać nie traktował tego serio.
Za nic na świecie nie odważyłabym się pierwsza poruszać tego tematu. Bałam się, bo nie wiedziałam, co on do mnie czuje. I przerażał mnie fakt, że w mojej głowie coraz częściej pojawiały się wizje przyszłości, a w nich my dwoje mieszkający razem w tej głuszy. Wbrew sobie, w wyobraźni widziałam, jak pracuję zdalnie, i tylko czasem jeżdżę do stolicy. „Pisarz i korektorka to układ idealny” – rozmarzyłam się, lecz zaraz wróciłam do rzeczywistości. A rzeczywistość była taka, że musiałam spakować torbę i wrócić wreszcie do swojego prawdziwego życia.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła, zastygłam w oczekiwaniu. Antek wpadł do domu jak bomba.
– Jak dobrze, że zdążyłem! – zawołał na mój widok. – Słuchaj, ja wiem, że pewnie o tym nie myślałaś, ale ja muszę to powiedzieć. Kocham cię! Zostań, proszę. Przecież ci tu dobrze, a ja zwariuję, jeśli wyjedziesz – przerwał, żeby wziąć oddech, a po chwili dodał: – Zresztą ja jestem pisarzem, ty korektorką, to się musi udać!
W tej samej sekundzie poczułam, jak kamień spada mi z serca.
Czytaj także:
„Przyjaciółka postanowiła mnie zeswatać z kolegą swojego faceta. Przeżyłam szok, gdy na randkę przyszedł mój były”
„Narzeczony mnie zostawił, a nieznośna sąsiadka chciała mnie swatać ze swoim wnukiem. Ta kobieta zwariowała”
„Matka chciała mnie swatać na siłę, bylebym wyszła za mąż, a raczej za gospodarkę i hektary”