Moja młodsza siostra, Agata, zadzwoniła, kiedy wracałam z delikatesów.
– Cześć, Moniczko! Co tam słychać? – zapytała.
– No proszę! Chyba ze cztery miesiące się nie odzywałaś – powitałam ją.
– Oj, sama wiesz, jak jest. Szukaliśmy z Kubą mieszkania. Do tego praca, wyjazdy… Czasem wieczorami jestem tak zmęczona, że po prostu leżę i gapię się w sufit – tłumaczyła.
– Rozumiem, ale... – zaczęłam.
– A co u ciebie? Ty też mogłabyś czasem zadzwonić – przerwała mi.
– Dzwoniłam i to kilka razy. Nie odbierasz, nie oddzwaniasz… – odparłam na to z lekkim wyrzutem.
– No, parę razy mogło się tak zdarzyć, sorry. Czasem pada mi komórka, czasem nie mam już pieniędzy na karcie. Ale mniejsza z tym. Jak tam? Spotykasz się z kimś, czy wciąż wypłakujesz oczy za Wojtkiem?
– Jestem sama. I żeby było jasne – za Wojtkiem już nie tęsknię. Zabrałam się za remont kuchni, wyszukałam już nawet piękne, turkusowe kafelki.
– Sama remontujesz? – spytała.
–A skąd, pan Zbyszek remontuje.
– Przystojny? – zainteresowała się.
– Pięćdziesięcioletni ojciec dwójki dorosłych dzieci – ucięłam dyskusję.
– To co? Może jakaś kawa w tym tygodniu? Rzeczywiście trochę się nie widziałyśmy – przyznała Agata.
Umówiłyśmy się na piątek
Po powrocie do domu, rozkładając zakupy, pomyślałam o starszym bracie. Z Jarkiem też nie widziałam się całe wieki… Wybrałam jego numer zaraz po tym, jak zapełniłam lodówkę. Nie odbierał, co w sumie mnie nie zdziwiło – jego komórka od lat żyła swoim własnym życiem. Jarek w ogrodzie, telefon w domu. Jarek w garażu, telefon na balkonie – tak to mniej więcej wyglądało. Oddzwonił, kiedy przeglądałam wnętrzarski magazyn poświęcony kuchniom.
– Cześć, siostra! Co tam? – zapytał.
– Jesz? Nie wiesz, że nie mówi się z pełną buzią? – zażartowałam.
– A, daj spokój! Dopiero kwadrans temu wróciłem z delegacji. Od rana nie miałem niczego w ustach, a tu jeszcze wypadek na trasie… Pod Radomiem TIR zablokował drogę i utknąłem w niekończącym się korku – powiedział Jarek.
Zapytałam o dzieciaki. Moja siedmioletnia chrześnica niedługo miała imieniny, a trzyletnie bliźniaczki pewnie ostro dawały im popalić.
– Majka ma zapalenie uszu. Iza wygląda, jakby też ją coś brało, Matylda śpi dzisiaj u koleżanki – relacjonował.
– Biedna Maja. Ucałuj ją od cioci.
– Jasne – powiedział Jarek, wciąż mlaskając mi do słuchawki.
– Co ty tam tak uparcie przeżuwasz?
– Kanapkę z ogórkiem, nic godnego polecenia. A co dobrego u ciebie? Jakieś wakacyjne plany, czy zamierzasz spędzić kolejne lato w mieście?
– Lubię lato w mieście. Ale zamierzam wybrać się nad morze.
– Masz na myśli Bałtyk? No, to możesz już zacząć modły o znośną pogodę – zarechotał brat. – Kiedy dwa lata temu byliśmy w Mielnie, prało żabami przez tydzień. Z tego wszystkiego moja Olka tak się zraziła do rodzimych klimatów, że teraz chce tylko zagranicę. Chociaż w Egipcie też niezbyt jej się podobało. Klątwa faraona, jeśli wiesz, o czym mówię.
– Wiem, wiem. Chyba co trzeci rodak ma za sobą te przeżycia. Wakacje za tysiąc pięćset mają swoją cenę – roześmiałam się. – Słuchaj, to kiedy się widzimy? Wpadłabym do was na grilla w któryś weekend.
– Spoko, tyle że w tym tygodniu zwalają nam się na głowę teściowie, a w przyszłym jedziemy w góry. Rodzice zajmą się szkrabami i cieszymy się na te parę dni we dwoje. Ale zdzwonimy się jakoś – usłyszałam.
– Okej, to odezwij się, jak tylko będziesz mieć chwilę – poprosiłam.
– Jasne, zadzwonię. Cholera, muszę kończyć, bo dziewczynki chyba coś zrzuciły. Cześć, siostra! Trzymaj się! – Jarek pożegnał się ze mną w takim pośpiechu, że nie zdążyłam nawet zapytać, co tam słychać u Olki.
Wiedziałam, że niebawem ma się bronić. Studiowała zaocznie i marzyła już tylko o tym, żeby w końcu dostać dyplom. Nie dziwiłam się, że ma dość – opieka nad trójką dziewczynek i ciągła nauka musiały być dla niej mocno wyczerpujące…
W piątek ubrałam się do pracy szczególnie starannie, włożyłam nową kieckę i ładnie ułożyłam włosy. Agata zawsze zjawiała się odpicowana na wysoki połysk i nie chciałam czuć się przy niej niezręcznie. Niestety, dochodziło południe, kiedy siostra wysłała mi esemesa, w którym odwołała nasze spotkanie. Pisała, że wypadło jej coś nagłego. Nie sprecyzowała co, obiecała za to, że niebawem się zdzwonimy.
Odczekałam 2 tygodnie. Telefon milczał
W końcu wybrałam numer Agaty, chociaż było mi trochę przykro, że niemal za każdym razem to ja robię ten pierwszy krok.
– Monika, kochana! Co tam? Słuchaj, przepraszam za tamten piątek, ale naprawdę w ostatnim momencie zawaliły mi się wszystkie plany.
– Ale wszystko w porządku? Bo zabrzmiało to prawie dramatycznie.
– Nie, nie, wszystko dobrze. Po prostu znajomi mojego Kuby zaproponowali nam spontaniczną wycieczkę do Pragi i nie potrafiłam zrezygnować z takiej fajnej okazji.
– Czyli zwyczajnie wystawiłaś mnie do wiatru? – zażartowałam.
– Jezu, no nie stawiaj wszystkiego na ostrzu noża! Kuba chciał jechać i…
– Agata, ja żartowałam – weszłam jej w słowo. – Słuchaj, to może wybierzemy się na basen? Dawniej lubiłyśmy pływać... Znalazłabyś czas w sobotę? Tak koło dziesiątej, może trochę później? – zapytałam.
– Koło dziesiątej? Nie żartuj, siostra! W każdą sobotę Kuba robi mi do łóżka śniadanie. Tak go sobie wytresowałam i nie zamierzam mu odpuszczać. Cały tydzień haruję, więc sobota jest święta – wstajemy koło południa i wybieramy się razem na rower. Później słuchamy starych płyt, kochamy się, na obiad prawie zawsze jest pizza, potem znowu słodkie lenistwo, a wieczorem jakiś pub.
– Rozumiem, pełna sielanka. Dla starej siostry nie znajdziesz już czasu – rzuciłam z przekąsem.
– Jezu, od razu nie znajdę czasu! No, sorry, czasem coś wypada, ale nie musisz od razu dramatyzować! – obruszyła się Agata. – Słuchaj, muszę kończyć, bo zaraz jadę z Kubą do Ikei, a jestem w proszku. I nie gniewaj się, dobra? Zobaczymy się jakoś.
– To pa, młoda – powiedziałam.
– Pa, moja stara siostro – rzuciła Agata żartobliwym tonem i dodała, że niedługo do mnie zadzwoni.
Nie ma tu dla mnie miejsca
Niestety, chociaż minął miesiąc, Agata milczała. Nie odzywał się też Jarek, choć przecież wyraźnie dałam mu do zrozumienia, że chętnie bym do nich wpadła. Chciałam wręczyć prezent chrześnicy, pogadać sobie z Olą, spędzić weekend za miastem, gdzie od niedawna mieszkał brat. Tyle że obiecane zaproszenie na grilla wciąż nie nadchodziło… Z końcem lipca schowałam dumę do kieszeni i ponownie zadzwoniłam do brata.
– Cześć! Sorry za moje milczenie, ale mamy tu prawdziwy młyn. Matyldę dopadła jakaś dziwna alergia i jeździmy z nią po lekarzach, dziewczynki dla odmiany mają anginę. Można oszaleć. Niby środek lata, a stale się nas trzymają jakieś choróbska. Miałem nawet do ciebie dzwonić jakoś w ubiegłym tygodniu, ale z kolei wypadło mi coś nagłego w firmie i sama widzisz – tłumaczył Jarek.
– To może wpadniecie do mnie? Olka nie będzie musiała skakać koło gościa, a ja chętnie poskaczę. Gdybyście przyjechali w ten piątek, mogłabym…
– Przepraszam cię, ale ten weekend odpada. Robimy podjazd przed domem i umówiłem się z robotnikami. Z kolei w przyszłym tygodniu na parę dni wyjeżdżam służbowo i Olka będzie pewnie wykończona samodzielną opieką nad dziewczynkami. Odezwę się, obiecuję. Tylko jeszcze nie wiem kiedy. Ustalać terminu nie ma sensu, lepiej się zdzwonić – powiedział.
Chociaż mówiłam sobie, że to głupie, zachciało mi się płakać. W dzieciństwie byliśmy sobie bliscy, niemal nierozłączni. Zawsze, kiedy myślałam o przyszłości, wyobrażałam sobie siebie w otoczeniu rodzeństwa. Jednak minęło trochę lat i teraz widujemy się jedynie w święta i podczas rodzinnych uroczystości.
Jest mi przykro. Rozumiem, że oboje mają swoje rodziny, a ja jestem singielką. Ale jestem też ich siostrą, a oni zachowują się tak, jakby w ich życiu nie było już dla mnie miejsca…
Czytaj także:
„Mąż mojej ukochanej wyprzedał jej najcenniejsze rodzinne pamiątki, żeby spłacić swoje długi. Jak można być taką hieną?”
„Zdzierałem łokcie na emigracji, by żonie i dziecku nie zabrakło ptasiego mleczka. Co za to dostałem? Pozew o rozwód”
„Doniosłam na męża, bo jeździ autem po alkoholu. Zniszczyłam moje małżeństwo, a teściowa najchętniej spaliłaby mnie na stosie"