„Nie mam dzieci, więc chciałam oddać mieszkanie w spadku córce kuzyna. Szybko okazało się, że nie zasługuje na nic”

załamana kobieta fot. Adobe Stock, pikselstock
„– Słuchaj, ta starucha ma własne mieszkanie. Była lekarką, więc na pewno ma mnóstwo szmalu na koncie – te słowa sprawiły, że stanęłam jak wryta. Nie ruszając się z miejsca, nadal przysłuchiwałam się rozmowie. – Tak sobie myślę. Ma też dużo szykownych błyskotek. Mam przeczucie, że wkrótce to wszystko trafi w moje ręce”.
/ 15.01.2025 08:30
załamana kobieta fot. Adobe Stock, pikselstock

Od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, co się stanie z tym, co mam, gdy odejdę z tego świata. Nie zarobiłam kokosów, ale harując przez całe życie, zdołałam odłożyć parę groszy. Byłam właścicielką mieszkania, na którym nie ciążyły żadne długi z tytułu kredytów ani zaległości w opłatach. Mój samochód miał prawie osiemnaście lat, ale nadal jeździł, a ja dokładałam starań, żeby o niego dbać i utrzymywać go w dobrym stanie technicznym tak długo, jak to tylko możliwe.

Udało mi się zgromadzić całkiem spore oszczędności. Starałam się odłożyć tyle, na ile było mnie stać, ponieważ wiedziałam, że świadczenia emerytalne będą niższe niż wynagrodzenie za pracę, a zależało mi na utrzymaniu podobnego standardu życia, bez ciągłego zamartwiania się o przyszłość i rezygnowania z drobnych przyjemności. Poza tym, w razie jakiejś choroby, nie daj Boże, zawsze lepiej mieć jakiś finansowy bufor bezpieczeństwa. Jeżeli natomiast uda mi się cieszyć dobrym zdrowiem, to kto wie, może pozwolę sobie na odrobinę szaleństwa? Jakiś wyjazd w egzotyczne miejsce? A może, idąc w ślady japońskich seniorów, zwiedzę trochę świata? Czas pokaże.

Moje życie uczuciowe nie wyszło

Nie mam własnej rodziny. Kiedy byłam nastolatką, straciłam głowę dla pewnego mądrego przystojniaka. On zdecydował się wyjechać do Izraela. Marzył o tym, żebym pojechała razem z nim, a potem chciał, żebyśmy razem wyemigrowali do USA... Ale nie miałam na tyle odwagi. Jak mogłabym tak po prostu wszystko zostawić? Rodziców, rodzeństwo, cały mój świat, wszystkie marzenia i cele, które sobie postawiłam...? On z kolei nie miał możliwości tu zostać, nawet jakby tego pragnął.

Korespondowaliśmy ze sobą, starając się podtrzymywać uczucie, ale z biegiem czasu wiadomości przychodziły coraz mniej regularnie. Stopniowo oddalaliśmy się od siebie, coraz mniej o sobie wiedzieliśmy i mieliśmy ze sobą coraz mniej wspólnych tematów. W końcu dojrzeliśmy do tego, aby zaakceptować smutną rzeczywistość. Ani ja nie wyjadę do niego, ani on nie powróci do kraju. Moje serce było w kawałkach, które z czasem się zrosły, ale ślad po ranie pozostał. Od tamtej pory nie poszukiwałam nikogo nowego, a i nikt nie odnalazł mnie…

Poświęciłam się pracy

Wybrałam zawód pediatry i wszystkie dzieci, które leczyłam, stały się moimi dziećmi. Niczym silna lwica, zaciekle walczyłam o ich zdrowie i dobre samopoczucie. Nie raz musiałam negocjować z niedomagającym systemem opieki zdrowotnej, przekonywać rodziców, że swoim postępowaniem wyrządzają szkodę własnym maluchom, a czasem nawet siłować się ze śmiercią, która już wyciągała swoje szpony po moich małych pacjentów.

Moje życie upływało na takich właśnie zmaganiach – na radosnych zwycięstwach i przykrych niepowodzeniach. Ale nie mam na co narzekać. Miałam satysfakcjonującą pracę, dobrych znajomych i oddanych przyjaciół.

Kiedy wreszcie mogłam cieszyć się zasłużoną emeryturą, dotarło do mnie, że być może mam jeszcze sporo czasu przed sobą, ale... niczego nie można być pewnym. Kto wie, ile jeszcze tu pożyję. Zaczęłam się więc rozglądać po bliższych i dalszych krewnych, szukając odpowiedniego spadkobiercy. Byłoby naprawdę przykro, gdyby cały mój dorobek poszedł na marne albo wpadł w ręce obcych ludzi.

Odnowiłam kontakt z kuzynem

Zdecydowałam się pomóc jednemu z dalszych krewnych, który przed paroma laty owdowiał. Z tego co pamiętam, mieli córkę. Nasza relacja nie była zbyt bliska, a po odejściu ukochanej Rafał jeszcze bardziej zdystansował się od reszty rodziny. Niemniej, wciąż jest rodziną. Delikatnie wypytałam o ich sytuację wśród znajomych. Ponoć los ich nie oszczędzał. Rafał popadł w depresję po stracie małżonki, stracił zatrudnienie i ogólnie kiepsko sobie radził. Choć jeszcze nie wybieram się na tamten świat, postanowiłam odnowić więzi i w testamencie przekazać swój dobytek dziewczynie, która straciła mamę. Jako ciocia zaopiekuję się nią, zastępując jej rodzicielkę.

Nawiązałam z nimi kontakt i wyszłam z propozycją, aby Nina przez cały okres nauki na uczelni, którą – zgodnie z tym, czego się dowiedziałam – zacznie po wakacjach, gdy tylko zda egzamin dojrzałości, mieszkała u mnie. Głowiłam się nad tym, w jaki sposób przygotować moją sypialnię, żeby odpowiadała wymaganiom współczesnej studentki. Ja mogę spać na wersalce w pokoju dziennym, a dla niej to zawsze korzyść i oszczędność, bo uniknie wydatków na akademik albo wynajem pokoju.

– Halinko, wprost nie do opisania, jak bardzo jestem ci wdzięczny za tę propozycję! Dosłownie ratujesz mi życie. Dzięki tobie mam pewność, że uda mi się opłacić Nince naukę... – usłyszałam w telefonie wzruszony, niemalże łamiący się głos kuzyna.

Lekko zakasłałam, czując rosnące wzruszenie.

– No już, już, nie wyolbrzymiaj. Po to właśnie jest rodzina, żeby wzajemnie się wspierać. 

Nina zamieszkała ze mną

Po upływie kilku miesięcy Nina zamieszkała ze mną pod jednym dachem. Z tego co wiem, świetnie poradziła sobie z egzaminem dojrzałości i dostała się na wymarzony kierunek... Byłam szczęśliwa, że wspieram tak utalentowaną i sumienną pannę. Gdybym posiadała własną pociechę, marzyłabym, aby była dokładnie taka jak Nina.

Oboje stawili się na miejscu. Ona z bagażem, on z wiązanką, co było wprawdzie miłym, choć niekoniecznym upominkiem.

– Tutaj będziesz mieszkać – wskazałam na wejście po prawej stronie przedpokoju.

Sąsiad z naszej dzielnicy, który zna się na remontach, odświeżył farbą ściany i doradzał przy wyborze umeblowania, a później zmontował sprzęty. Lepiej orientował się w tym temacie ode mnie, bo jego córka, również studentka, miała podobnie udekorowane lokum, zatem Nina raczej nie powinna być niezadowolona.

– Wpadło mi do głowy, że nie będę kupować dużo rzeczy. Ty będziesz sobie wybierać, co ci pasuje...

– Ciociu, jak miło z twojej strony! – Nina uściskała mnie serdecznie.

Wyglądało na to, że mój pomysł przypadł jej do gustu

Była trudną współlokatorką

Nie powiem, że wspólne mieszkanie było dla mnie bułką z masłem. Przez długi czas żyłam w pojedynkę i przywykłam do takiego stanu rzeczy. Dawniej opiekowałam się dwoma kotkami, co w pewnym sensie krępowało moją swobodę, ale ich odejście bardzo przeżyłam i postanowiłam już nigdy nie przygarnąć żadnego czworonoga. Przystosowanie się do drugiej osoby to jeszcze większe wyzwanie.

Nina, jako młoda, dorosła kobieta, potrzebowała swobody i własnego kąta, co musiałam uszanować. Jednocześnie liczyłam na to, że w naszych stosunkach będzie obowiązywać zasada wzajemności. Wydawało mi się, że ona również powinna respektować moje nawyki i zasady.

A ona? Non stop okupowała łazienkę, godzinami tam siedziała. Nawet jej mówiłam, że kupię jej takie lusterko do robienia makijażu, z lampkami dookoła, żeby mogła się stroić na bóstwo w swojej sypialni. Gdzie tam, ona woli łazienkę, a ty czekaj, aż będziesz mogła się załatwić. Dogadałyśmy się, że ja płacę za wodę i prąd, Rafał nie musi się dokładać. Ale nie myślałam, że rachunek za prąd wzrośnie trzy razy, a za wodę pięć razy! Nina kochała długie prysznice i nie krępowała się stać pod gorącą wodą nawet godzinę. A do tego te jej nocne powroty do domu…

Próbowałam być wyrozumiała

Wiadomo, że na studiach nauka to podstawa i oczywiste jest, że spędza się czas z koleżankami, bo przecież trzeba razem robić jakieś zadania czy projekty, no i jeszcze sobie pomagać przed egzaminami albo zaliczeniami. Rozumiałam też, że studia to nie tylko zakuwanie i imprezy też odgrywają sporą rolę w życiu studenta, ale wracanie do domu o czwartej nad ranem to już lekka przesada. Tym bardziej, że ja nie mam mocnego snu i łatwo mnie obudzić.

Próbowałam zachować wyrozumiałość i nie narzekać na Ninę niczym jakaś zgorzkniała baba, która już nie pamięta, jak to było, kiedy sama była nastolatką. Liczyłam na to, że gdy już sobie poszaleje, to w końcu się uspokoi, zmądrzeje i ułoży sobie życie. Ostatecznie planowałam jej zostawić w spadku cały swój dobytek, więc zależało mi na tym, żeby okazała się równie rozsądna i odpowiedzialna, za jaką ją początkowo uważałam. Wtedy bez żadnych wyrzutów sumienia mogłabym poczynić odpowiednie zapisy w ostatniej woli.

Podsłuchałam rozmowę

Jednak z upływem dni sytuacja nie ulegała żadnej poprawie. Wręcz przeciwnie, sprawy przybrały jeszcze gorszy obrót, a ja powoli nabierałam coraz większych wątpliwości odnośnie tego jej studiowania. Cóż, trudno. Skoro nie dostrzegała, iż przekracza moje osobiste granice, zdecydowałam się przeprowadzić z nią poważną rozmowę. Gryzłam się w język, że od razu nie wyznaczyłam konkretnych reguł naszej koegzystencji i dzielenia mieszkania, ale lepiej późno niż wcale.

Stanęłam przed wejściem do pokoju Niny. Drzwi nie były do końca zamknięte. Miałam już zapukać, ale się wstrzymałam, bo usłyszałam, że z kimś rozmawia przez komórkę. Nie chciałam jej przerywać. Stwierdziłam, że przyjdę później, a teraz może zagotuję wodę na herbatę dla nas obu…

– Słuchaj, ta starucha ma własne mieszkanie. Była lekarką, więc na pewno ma mnóstwo szmalu na koncie – te słowa sprawiły, że stanęłam jak wryta.

Nie ruszając się z miejsca, nadal przysłuchiwałam się rozmowie.

– Tak sobie myślę. Ma też dużo szykownych błyskotek. Mam przeczucie, że wkrótce to wszystko trafi w moje ręce. Nie bez powodu mnie tu ściągnęła, mówiłam ci przecież. Przez lata udawała, że nie wie o tym, że istnieję, a teraz nagle próbuje być ciocią.

Byłam wściekła

Ach, nie tak prędko, moja droga. Stopniowo zaczęłam zmieniać trasę okrętu o nazwie testament, kierując go w stronę pewnej fundacji opiekującej się chorującymi dziećmi. Może i były mi nieznane, ale z pewnością wymagały pomocy, a przy tym nie tak zachłanne i niewdzięczne. Co się dzieje w głowie tej małolaty? Może powinnam odbyć rozmowę z jej tatą? Niech się dowie, w jaki sposób jego latorośl wypowiada się o osobie, która od paru miesięcy praktycznie ją utrzymuje.

– Tato, wierz mi, jeszcze nadrobisz straty, tylko pozwól mi działać po swojemu. A może staruszka będzie uczestniczyć w jakimś nieszczęśliwym zdarzeniu, co?

O rany, ależ się przestraszyłam! Nie na darmo mówią, że strach ma wielkie oczy. Słyszałam, jak ta smarkula rozmawiała z tatą! A więc Rafał był w pełni świadom, co jego córka o mnie myśli. Kto wie, może sam ją do tego nakłaniał? Jeśli mnie uszy nie mylą, jeśli kapuję, o co jej chodziło, jeśli to nie był niby dowcip w złym guście… to ona dawała do zrozumienia, że byłaby zdolna mnie skrzywdzić… Matko jedyna! Wolałam nie wnikać, czy to paplanie, czy raczej kompletny zanik przyzwoitości, skrupułów i jakichkolwiek zahamowań.

Wyrzuciłam gówniarę z domu

Wpadłam jak burza do jej pokoju i poleciłam jej się pakować. W tej chwili.

– Już dzisiaj spakuj manatki i wynocha!

– Ale dokąd mam teraz…?

– Mam gdzieś, gdzie się podziejesz! Ani dnia dłużej nie wytrzymam z tobą pod jednym dachem. Okłamałaś mnie i chciałaś mnie wykorzystać. 

– No i co, szpiegowałaś mnie? 

Zastanawiam się, jakie kolejne informacje wypłyną na wierzch, jeśli będę drążyć temat? Ale nie miałam na to najmniejszej ochoty. Targały mną złość i przerażenie, a chęć pozbycia się tej niewdzięcznicy z domu i z mojego życia tylko wzrosła. Może gdyby ta panna trochę pomyślała, zastanowiła się, może gdyby kierowała się rozumem, a nie sprytem, to starałaby się mnie ułagodzić. Ale nie, ona zaczęła się zbierać, przeklinając tak, że aż uszy więdły. I jeszcze miała czelność mnie obrażać.

– Zgrzybiała jędza! I tak tego całego majdanu ze sobą nie weźmiesz, jak kopniesz w kalendarz.

– Wynocha podła smarkulo!

Już od miesiąca mieszkam w pojedynkę. Zero kontaktu ze strony kuzyna czy jego córki. Chyba dobrze się stało, bo kto wie, czy nie zrobiłabym się miękka, jakby zaczęli mnie błagać o wybaczenie. Na całe szczęście ostatnia wola czeka w kancelarii. Lokal, w którym mieszkam oraz całe moje oszczędności po śmierci trafią do organizacji wspierającej dzieci zmagające się z nowotworami.

Halina, 73 lata

Czytaj także: „Synowe mnie nie lubią, bo ponoć traktuję je jak śmieci. Powinny mnie słuchać, bo lebiody nie znają nawet przepisu na rosół”
„Siostra lubiła wszystkimi rządzić. Gdy zaczęła krzyczeć na babcię, ta szybko jednym zdaniem postawiła ją do pionu”
„Mąż na emeryturze został pajacem w internecie. Wszyscy widzą, jak jem szlam z jarmużu, a on liczy złotówki”

 

Redakcja poleca

REKLAMA