„Nie cierpię zajmować się wnukiem. To mały beksa, którego matka rozpieściła do granic możliwości”

Dziadek zły na wnuka fot. Adobe Stock, Tyler Olson
Może wcale nie taki zły chłopak z tego mojego wnuczka. Niby beksa, histeryk i mazgaj, jakich mało. A jak przyszło co do czego, wykazał się nie lada odwagą.
/ 06.06.2021 18:21
Dziadek zły na wnuka fot. Adobe Stock, Tyler Olson

Słońce dopiero pokazywało się zza szczytu i pewnie wcale bym go nie zauważył, gdyby warkocz idącej przede mną druhny Dorotki nie rozjarzył się nagle niczym złoto. Oślepiony, opuściłem wzrok niżej i, co za los, moje spojrzenie padło akurat na jej zgrabne nogi, którym harcerskie pionierki jakimś cudem jeszcze dodawały uroku. Aż westchnąłem, dobrze, że za zakrętem ukazał się góralski szałas i mój jęk zginął w powodzi radosnych okrzyków. Zastęp miał prawo czuć się wykończony wędrówką, ale, Jezu, co za matoł aż tak się wydziera?!

– Nie chcę! Puść mnie, nigdzie nie pójdę! Dziadziuuu! Ratunku!
Obejrzałem się i zobaczyłem lustro na drzwiach szafy a w nim rozczochrany siwy łeb i opuchnięte oczy. Koniec pięknych snów, pora wrócić do żałosnej rzeczywistości – tyle zostało z druha Henryka…
– Przestań histeryzować, Kacper, bo, słowo daję, nie wytrzymam – syknął za drzwiami damski głos. – Nie po to załatwiałam wizytę na cito, żebyś mi teraz cyrki wyprawiał!

No tak, to moja córka Aśka i jej nieznośny syn… Po jaką cholerę zgodziłem się, żeby ze mną zamieszkali? Dopiero kilka dni, jak się wprowadzili, a już afera od świtu. Huknęło otwierane z impetem okno w sąsiednim pokoju i rozległ się wrzask słyszalny chyba nawet na rogatkach miasta.
– Ratunku! Biją mnie, biją… i pożar!

Nakryłem głowę kołdrą w błogiej nadziei, że moi krewni wkrótce wyjdą i będę mógł spokojnie napić się kawy, bo o powrocie na górską polanę nie było już mowy. Muszę pogadać z Aśką, tak nie może być… Co z tego, że posprzątała mieszkanie, skoro jestem prawie ślepy i wcale mi kurz nie przeszkadza? Brudne okna też nie. Strasznie natomiast wkurzam się, gdy nie mogę się rano wyspać!

Mój wnuk to mazgaj, nie ma co!

Albo niech wraca do męża albo niech się rozwiedzie, co to za przerwy na małżeńskie przemyślenia moim kosztem? „Jadzia by się nie skarżyła” – myślę i tylko to mnie powstrzymuje przed wybuchem, ale cóż… Gdyby moja żona żyła, z pewnością jakoś by ogarnęła tę trudną sytuację a ja nie umiem, tylko usuwam się coraz bardziej w cień, niedługo już zabraknie dla mnie miejsca! Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Teraz im się na subtelności zebrało! Oczywiście, Aśka i, rzecz jasna, z kolejną prośbą. Czy mógłbym się zająć Kacprem, bo właśnie dostała telefon od koleżanki – zarobi parę groszy, jeśli pomoże tamtej w przeprowadzce.

– Ale on jest niegrzeczny – wzdrygnąłem się. – Będzie mi tu wrzeszczał. Córka spojrzała na mnie z żalem jakimś? Niby co, miałem po wysłuchaniu tej karczemnej awantury czuć się zachwycony, że zostaję z wnusiem? Przecież to potwór z piekła rodem!
– Teraz już będzie grzeczny – zapewniła. – Po prostu nie chciał iść do dentysty. I jak widać, postawił na swoim.

Oj, przydałoby mu się harcerstwo dla wyprostowania charakterku, oczywiście, gdy już chłopak trochę podrośnie… Chociaż z drugiej strony, sama druhna Dorotka nie zmusiłaby mnie, żebym się udał do stomatologa. Nawet Jadzia nie mogła mnie przekonać, do dziś mam traumę z dzieciństwa. Doskonale pamiętam tę grozę, która zimnymi mackami rozłaziła się po klasie, gdy nadchodził czas kontroli uzębienia i w drzwiach stawała pielęgniarka wyciągając za sobą po dwie ofiary do gabinetu…

Dentystka była stara i brzydka jak wiedźma, równie zresztą nieprzyjemna. Pewnego dnia, chłopcu przede mną wyrwała przez pomyłkę zdrowy ząb, aż na korytarzu było słychać wściekły ryk delikwenta i chrzęst kruszonej kości! A ja… po prostu wyskoczyłem przez okno.
– Tatuś, zostawiam go w pokoju przed telewizją – Aśka znów wlazła mi do sypialni. – Wrócę, gdy tylko będę mogła, dobrze?

Machnąłem ręką – niechże już idzie, jednego mniej! Mały siedział przed ekranem jak zahipnotyzowany, wpatrując się w jakieś durne bajki, zostawiłem go więc swojemu losowi i poszedłem przygotować kawę. Siedziałem z nią w sypialni, ale nawet na odległość wnerwiał mnie debilny rechot z telewizora. Cały czas wrzeszczą! I dziwić się potem, że dzieciaki przy każdej okazji reagują krzykiem – pewnie myślą, że tak ma być!

Żal mi się zrobiło miglanca, że mu się taki wykrzywiony obraz świata prezentuje, no i jak jeszcze pomyślałem o dentyście, który go czeka… Jakoś pierwszy raz wzbudził we mnie cieplejsze uczucia.
– O, dziadziuś – ucieszył się Kacper na mój widok. – Nie śpisz już?
– To, że jestem stary, nie znaczy, że do końca ogłuchłem – wytknąłem mu. – Wolałbym, żebyś nie odstawiał takich cyrków przed całą kamienicą. Ktoś cię potraktuje poważnie i wezwie policję.

Pokiwał głową a potem stwierdził, że to przez mamę. Po co się uparła, żeby zabrać go do lekarza? Do innych dzieci przychodzi wróżka zębuszka, sama zabiera ząbek i jeszcze zostawia za to pieniążek pod poduszką! Mały spryciarz, patrzcie go! Nawet na mleczakach chciałby zarobić. Mam nadzieję, że będzie mu lepiej szło w biznesie niż tatusiowi, choć, Bogiem a prawdą, na razie nic na to nie wskazuje. Żeby jakoś nawiązać rozmowę, zapytałem, czy jego ząb się kiwa? A on mi na to, że nie wie, bo się brzydzi dotykać! Co za mięczak!

– Bez obrazy – zwróciłem mu uwagę. – Jesteś chłop czy kalesony? Niby skąd jakaś wróżka ma wiedzieć o twoim zębie, skoro sam udajesz greka? Chyba zabiłem mu ćwieka. W końcu straciłem cierpliwość do tej „baby” i poszedłem na całość.
– Chcesz zobaczyć, jak postępuje prawdziwy mężczyzna? No to, patrz! – i na oczach dzieciaka wyjąłem z ust sztuczną szczękę, po czym założyłem ją z powrotem. Mało mu gały z orbit nie wyszły, a potem wsadził palec do paszczy i oznajmił, że ząb się rusza.

Kułem żelazo, póki gorące i nie minęło dziesięć minut, a zawiązaliśmy wokół zęba chyba metrową nitkę, czerwoną, rzecz jasna, żeby wróżka ją zauważyła.
– Ale nie pociągniesz, dziadziu? – upewniał się.
– Nie, na dziś mam dość twoich wrzasków – wzruszyłem ramionami. – Poza tym, wiesz jak jest… Nie wypada! Faceci sami załatwiają takie sprawy – zostawiłem go z rozdziawioną paszczą i odmeldowałem się spod ryczącego pudła.

Spełniłem swoją powinność, teraz pozostawało mieć nadzieję, że Kacper po prostu zaplącze się w nitkę i będzie po kłopocie. Swoją drogą, Aśka chyba całkiem oczadziała, żeby z powodu kiwającego się mleczaka ciągnąć chłopca do dentysty. Mało ma problemów?

Jutro spotkanie koła filatelistycznego, więc wyjąłem klasery, żeby poszukać jakichś znaczków na ewentualną wymianę. Przedtem kupowałem, ale teraz ceny żywności i leków tak wzrosły, że emerytura ledwo wystarcza… Aśka i jej smyk na wspólnym garnuszku też nie poprawiają sytuacji. Siedziałem sobie spokojnie, gdy ryk z sąsiedniego pokoju mało nie zwalił mnie z krzesła. Zdążyłem tylko złapać się za rozszalałe serce…

– Mam go! Mam go, dziadku! – Kacper wpadł prawie z drzwiami. – Patrz!
Na końcu nitki dyndał zakrwawiony ząb a mały patrzył na mnie spłakany, ale szczęśliwy. Nie mogłem w to uwierzyć, gdy opowiadał, że sam to zrobił. Taki mazgaj?
– W końcu jestem mężczyzną – wyjaśnił, gdy już trochę się uspokoił.
– Na to wygląda, wbrew wszelkim pozorom – odparłem.

Położyliśmy ząb przy jego łóżku, żeby wróżka zębuszka nie miała wątpliwości, komu przynieść nagrodę, a potem zaproponowałem wspólne obejrzenie klasera. Może nawet szablę po pradziadku dam mu potrzymać, jeśli Aśka się zgodzi? Zaimponował mi smyk, nie da się ukryć. Będą z niego ludzie.

Czytaj także:
Swoje niespełnione ambicje moja mama przeniosła nie tylko na dzieci, ale też na wnuki
Na własne oczy widziałam, jak Kaśka obściskuje się z kochankiem. A przecież wzięła ślub pół roku temu
Sąsiadka zaraziła mnie grypą. Byłem wściekły, ale kolejną chorobę spędziliśmy już razem

Redakcja poleca

REKLAMA