Najzabawniejsze, że to akurat ja napaliłem się na tę imprezę jak głupi i nawet musiałem przekonywać Gosię, żebyśmy pojechali się zabawić. W końcu, żenił się mój najlepszy kumpel, a my, odkąd urodził się Mateusz, czyli od ponad roku, nie byliśmy na prawdziwej balandze. Jasne, były jakieś szybkie wypady do znajomych czy do pubu, ale zawsze z zapowiedzią powrotu przed północą. Jak Boga kocham, jak te dwa kopciuszki, jeszcze trochę i zacząłbym butów pilnować, żeby jakiegoś na schodach nie zgubić!
– Powinieneś być wdzięczny, że mama w ogóle zostaje z Mateuszem – przypominała Gosia. – A nie jeszcze wieszać na niej psy, że chce się wyspać.
Oj tam, oj tam, w końcu to jej wnuk, więc chyba normalne, że się nim czasami zajmie, nie? Ale żony nie przegadasz. Poza tym, co ja mogę? Jakby nie patrzeć, mieszkamy u teściowej i to ona dyktuje warunki.
Tak jakoś wyszło...
Nie planowaliśmy tego, tak samo jak nie planowaliśmy Mateusza, bo kto przy zdrowych zmysłach chce mieć dzieciaka w wieku dwudziestu dwóch lat? Co prawda, byliśmy już wtedy parą. Kochałem Gosię i nic tego nie mogło zmienić, nawet niespodziewana ciąża. Zresztą, dziś darzę ją takim samym uczuciem, bo jest z niej ekstra laska. Wszyscy kumple mi jej zazdroszczą, a teraz, kiedy doszła do siebie po porodzie, jest chyba jeszcze ładniejsza. No, poszczęściło mi się, choć na początku, kiedy Gosia zaszła w ciążę, nasza przyszłość stanęła pod znakiem zapytania, ale jej tłumaczyłem, że wszystko się ułoży. I uwierzyła mi.
Lekko nie jest, zasuwam po dwanaście godzin dziennie, a i tak nie starcza pieniędzy na wszystkie wydatki, ale przynajmniej za mieszkanie nie płacimy. Może i Gocha ma rację, że powinienem teściową po rękach całować? Nazywam ją teściową, ale po prawdzie to my ślubu nie braliśmy, więc to matka mojej partnerki. Od razu uprzedzam pytania, czemu to, mimo iż tak się kochamy, nie stanęliśmy jeszcze przed ołtarzem? Właściwie nie wiem... Na początku mieliśmy tyle innych spraw na głowie, że dokładać do tego jeszcze wesele byłoby dramatem.
Teraz w zasadzie moglibyśmy, ale Gosia mówi, że nie ma pośpiechu. Może i racja, bo co by to zmieniło w naszym życiu? Ja jestem raczej ugodowy człowiek, chociaż moi starzy cały czas zrzędzą, nie mogąc się pogodzić z faktem, że ich syn żyje na kocią łapę. Mieszkają w dziurze, gdzie sąsiad wie, co będzie u ciebie na obiad i wydaje im się, że cały świat patrzy na grzech ich pierworodnego. Bardzo się cieszę, że się stamtąd wyrwałem do większego miasta, tyle że brakuje mi trochę kumpli, dlatego tak się napaliłem na to wesele. Raz, że to najlepszy przyjaciel się żeni, dwa, że spotkam znowu wszystkich znajomych, trzy, że miałem ochotę na mega imprezę.
– Zabalujemy jak dawniej – zakręciłem Gosią w piruecie.
– No nie wiem – studziła mój zapał. – Nie wyglądam najlepiej po tej ciąży...
Długo zajęło mi przekonywanie jej, że jest wręcz przeciwnie. Ustawiłem kobitkę przy lustrze, sypałem komplementami jak confetti i w końcu uznała, że okej, nie jest może aż tak źle. Zaraz jednak wyniknął następny problem, nie do przeskoczenia.
– Przecież nie mam nawet co na siebie włożyć – stwierdziła z rezygnacją, nie zaglądając nawet do szafy.
Zajrzałem więc ja i zacząłem wyciągać kiecki, w których mi się najbardziej podobała, ale ona stwierdziła, że w starych łachach to może iść do Biedronki na zakupy, a nie na wesele, trzasnęła ze złością drzwiami od łazienki i tyle ją widziałem. Nie miałem więc wyjścia, obiecałem, że skołuję trochę kasy i kupi sobie kreację, jaka jej się spodoba.
To był błąd, choć nie od razu się pokapowałem
Sukienka była droga jak cholera, ale uznałem, że nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tym bardziej, że Gosia naprawdę wyglądała w niej jak gwiazda filmowa. A co, niech wieśniakom gały powypadają z wrażenia, jaką mam seksowną dziewczynę! Skąd mogłem wiedzieć, że ta śliczna kreacja ma dekolt, który odsłania wszystko, co powinno być zakryte, skoro przy domowej prezentacji Gosia zarzuciła na siebie jeszcze złote bolerko? Miała to bolerko przez całą drogę i połowę imprezy i póki go nie zdjęła, było naprawdę fajnie.
Horror zaczął się, jak przystało w dobrym dreszczowcu, tuż po północy. Trochę wypiliśmy, trochę poszaleliśmy na parkiecie i zrobiło się za ciepło. Zdjąłem marynarkę, powiesiłem na oparciu krzesła i wyszedłem z panem młodym ochłodzić się na zewnątrz. Kiedy wróciłem, Gosia tańczyła z jakimś małolatem, a że nie byłem nigdy przesadnie zazdrosny, a przynajmniej tak mi się wydawało, dosiadłem się do znajomych.
– Ależ ta twoja żona to super laska – wyraził uznanie kolega siedzący przodem do parkietu. – Ma branie lepsze niż panna młoda.
Byłem odwrócony plecami do tańczących, więc przyjąłem to stwierdzenie jako zasłużony komplement i tylko skinąłem głową. „Pewnie, że laska” – pomyślałem. „A ta cała panna młoda mogłaby jej co najwyżej buty wiązać!”. Pogadałem jeszcze chwilę, wychyliłem toast, po czym naszła mnie ochota na papierosa. Wyszedłem więc przed dom weselny i poprosiłem o ogień jakiegoś gimnazjalistę, który czaił się za rogiem, kopcąc jak lokomotywa.
– Tańczyłeś już z tą lalą w złotej sukni? – spytał, bez obciachu przechodząc na ty.
W złotej sukni była moja Gosia, więc kiwnąłem tylko głową.
– Ale ma mleczarnię, co? – stęknął młody. – Człowieku, cały skarb faraona na wierzchu! Zobaczysz, że zaraz ją któryś wyprowadzi w krzaki.
Zastanawiałem się właśnie, czy mu zasunąć kopa, gdy zdeptał kiepa i rzucił:
– Lecę, człowieku. Może jeszcze zdążę z nią zatańczyć i popatrzeć sobie z bliska, zanim ktoś ją zawinie na resztę nocy.
Zaciągnąłem się jeszcze raz, głęboko i spokojnie, dając sobie czas na poskładanie wszystkiego do kupy, potem odrzuciłem do połowy wypalonego papierosa i zdecydowanym krokiem podążyłem na salę sprawdzić rewelacje małolata.
Na parkiecie szalała moja Gosia
Zarumieniona od tańca i wypitego alkoholu, a wokół niej kłębił się wianuszek adoratorów. Złote bolerko, w którym rozpoczynała imprezę, wisiało na oparciu krzesła i nic nie przysłaniało już wątpliwych zalet jej nowej kreacji. Nic nie przysłaniało też jej piersi, gówniarz mówił prawdę. Człowiek nie mógł oderwać oczu! Bardzo fajna sukienka, tyle że na randkę w zaciszu domowego ogniska, a nie na publicznej imprezie. A Gosia świadoma, albo i nieświadoma hipnotyzującego działania swoich obnażonych wdzięków, wirowała właśnie z jakimś wiejskim erotomanem, śmiejąc się perliście z jego prostackich dowcipów.
Nie czekając na koniec tańca, odsunąłem go od mojej kobiety zdecydowanym ruchem, rzucając w przelocie „odbijany”, objąłem Gosię wpół i wyprowadziłem na zewnątrz. W przelocie ujrzałem jeszcze zabójczy wzrok małolata, który prorokował, że ktoś mu sprzątnie boginię sprzed nosa i wyprowadzi w okoliczne chaszcze… Za plecami w objęciach kolegów szarpał się facet, wygrażając mi na cały głos:
– Przecież nie miała obrączki! To wolny kraj, niech się bawi, z kim chce!
Gosia ani trochę nie była stremowana zaistniałą sytuacją. Wyglądało nawet, że dobrze się bawi, bo moje zarzuty zbywała śmiechem i stwierdzeniem, iż jestem po prostu zazdrosny. Na prośbę, aby zarzuciła na siebie bolerko, tylko parsknęła:
– Sam je sobie włóż! Masz jakąś obsesję, człowieku. W końcu się zaczęłam dobrze bawić, a ty wszystko psujesz!
Trochę wypiła, fakt, i to mogło ją w jakiś sposób usprawiedliwiać, ale i tak czułem się upokorzony. Jak mogła nie dostrzegać, że grono jej adoratorów myślało tylko o jej biuście? A może właśnie to sprawiało jej przyjemność? „Boże, wcale nie znam Gosi tak dobrze, jak mi się zdawało” – myślałem. Nie ustępowałem i ona nie ustępowała. Nie da sobie popsuć imprezy i nie włoży nic na siebie, nie jestem jej ojcem, żebym miał jej pilnować!
Nie jestem też jej mężem, przypomniała mi. Koniec końców, resztę imprezy spędziliśmy, siedząc przy stole i czekając na umówiony samochód, który miał po nas przyjechać o świcie. Gosia nie włożyła bolerka, a ja zrezygnowałem z wychylania kolejnych toastów i jak zły pies odganiałem od niej kolejnych, coraz bardziej pijanych, kandydatów do tańca. Nie zamieniliśmy już ze sobą ani słowa. Szlag by trafił to wesele!
Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”