Czasem zdarza mi się przysnąć na postoju. Przeglądanie telefonu znuży, krzyżówka zirytuje, a głowa sama opada na piersi… Zamykam wtedy oczy i odpływam. Niekiedy na tyle mocno, że rozbudza mnie dopiero wsiadający klient. Tak było i tym razem, z tą różnicą, że kobieta wpadła do auta jak bomba. Wskoczyła na tylne siedzenie, walnęła drzwiami – jakby to był czołg, a nie osobówka – i krzyknęła:
– Proszę jechać! No, już, już! Jedziemy!
Poderwałem się z siedzenia i na wpół przytomny próbowałem zrozumieć, skąd ten pośpiech. Dlaczego dziewczyna tak histeryzuje?
– No, jedź już, jedź! – powtarzała.
– Zaraz, zaraz. Co się dzieje? – z coraz większym zdumieniem otwierałem rozespane oczy i ustawiałem rozłożony fotel.
– Jedź, bo on mnie przez ciebie zabije!
– Kto? Dlaczego?
– Nieważne! Jedź! – obejrzała się za siebie w panice. – Do cholery! Już biegnie. Błagam!
– Dobrze, dobrze – poprawiłem jeszcze fotel i złapałem kluczyki. – Ale dokąd?
– Byle dalej! – zawołała, więc odpaliłem silnik i wrzuciłem jedynkę. Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, żeby gdziekolwiek ją wieźć, ale lepszy już chyba kurs bez celu niż wysłuchiwanie dzikich wrzasków.
– Szybciej! – krzyknęła jeszcze raz, a ja wyjechałem z zatoczki.
Wybiegła z domu tak, jak stała
Właśnie wtedy usłyszałem huk. Na szczęście nie zwolniłem, więc facetowi, który próbował nas dogonić, nie udało się złapać za klamkę i tylko trzepnął dłonią w klapę bagażnika samochodu. Adrenalina podskoczyła mi na maksa i już miałem się zatrzymać, żeby wyjaśnić temu gnojowi podstawowe zasady kultury, ale dziewczyna chyba wyczuła moje zamiary, bo jęknęła przejmująco:
– Błagam, jedźmy…
Zrozumiałem, że mam do czynienia z awanturą na tle miłosnym, i to najprawdopodobniej z udziałem damskiego boksera. Posłuchałem i przyspieszyłem jeszcze bardziej. Gość zupełnie zniknął nam z pola widzenia, a ona opadła na tylne siedzenie z taką ulgą, jakby gonił ją rozwścieczony byk, a nie człowiek.
Leżała w ciszy przez dłuższy czas, a ja przyjrzałem się jej dokładnie, żeby ocenić, kogóż to wiozę. No i muszę przyznać, że dziewczyna robiła bardzo sympatyczne wrażenie. Drobna szatynka ze szczupłą twarzą. Mały nos, duże oczy i wyraźnie zaznaczone kości policzkowe upodabniały ją do kota. Miała na sobie bluzę od dresu, legginsy i chyba jakieś klapki, więc domyśliłem się, że uciekła z domu tak, jak stała – najpewniej w środku koszmarnej kłótni.
– Kto to był? – zapytałem.
– Mój chłopak… Były już w zasadzie – odpowiedziała i jeszcze raz spojrzała w tylną szybę ze strachem.
– Nie bój się. Przejechaliśmy już dobry kilometr. Na pewno za nami nie biegnie.
– Nie znasz go. To prawdziwy świr!
– To po co się z nim wiązałaś? – zapytałem wprost, bo taką mam zasadę, że nigdy nie owijam w bawełnę.
– A skąd mogłam wiedzieć, że to taki czub? – odparła, wzruszając ramionami.
– Zrobił ci coś?
– Nie.
– Na pewno?
– Nie, nie… Wszystko w porządku. No, poza tym, że nie mam pojęcia, co teraz ze sobą zrobić. Przepraszam, ale muszę pomyśleć chwilę w ciszy – znów osunęła się w fotelu.
– To powiedz mi chociaż, dokąd jedziemy.
– Na razie nie wiem…
– Jak to? – zdziwiłem się. – Może rodzice? Jacyś znajomi?
– Nie mam tutaj nikogo… – w jej głosie pojawiła się płaczliwa nuta. – Pochodzę z Wybrzeża…
– To może jakiś hotel?
– Nie wzięłam ze sobą pieniędzy. Niczego ze sobą nie wzięłam – wyjaśniła i rozpłakała się na całego, a ja zdałem sobie sprawę, że właśnie rozstrzygnęła się sprawa mojego wynagrodzenia.
Zaproponowałem jej nocleg u siebie
Uznałem więc, że nie ma co dalej bez sensu kręcić się po mieście i spalać paliwo, za które nikt mi nie zapłaci, i zaparkowałem na najbliższym postoju. Dziewczyna wpadła wtedy w jeszcze większy szloch. Zaproponowałem jej, że zabiorę ją na policję, która na pewno pomoże jej odzyskać rzeczy pozostawione w mieszkaniu chłopaka, ale odmówiła.
– Nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z tym chamem, nie dam rady… – tłumaczyła.
Nie chciała też dzwonić do rodziny, bo i tak nikt by po nią nie przyjechał. Jak mówiła, jej rodzice wściekliby się, że zerwała zaręczyny z dobrze ustawionym narzeczonym z rodzinnego miasta. Schronisko dla kobiet, o którym wspomniałem, również odpadało.
– Nie wytrzymam w takim miejscu. Może jutro, pojutrze, ale gdybym pojechała tam dzisiaj, to coś bym sobie chyba zrobiła… – płakała, a ja spoglądałem na zegarek w telefonie.
Mijało pół godziny rozmowy, a mnie kończyły się argumenty. Nie miałem wielkiego wyboru. Mogłem albo wyrzucić ją zapłakaną z samochodu, albo… No, właśnie. Wybrałem to drugie rozwiązanie i zaproponowałem, że przenocuję ją u siebie w domu.
– To miłe, ale nie mogę. Muszę odmówić, podziękować… – odpowiedziała zakłopotana.
– Dlaczego?
– Nie znamy się. To jakoś tak dziwnie…
– Dziwnie? Ja mam wrażenie, że dziwniej niż teraz już chyba nie będzie – zażartowałem, a ona po raz pierwszy się uśmiechnęła. – Boisz się czy wstydzisz? No, mów!
– I jedno, i drugie.
– Wstydzić nie masz się czego, bo nikt się nie dowie. A bać? No, cóż. Można chyba uznać, że najgorsze masz za sobą.
– W sumie tak… – zmarszczyła czoło.
– Jezu, sama nie wiem… Nie chciałabym sprawiać kłopotu.
– Jeden nocleg to żaden problem – zapewniłem i odwiozłem ją do swojego mieszkania.
Spędziliśmy razem resztę dnia i jak na okoliczności, w których przyszło nam się poznawać, nawet miło spędziliśmy czas. Miała na imię Ola i bardzo chętnie o sobie opowiadała. Pochodziła z małej miejscowości, a do naszego miasta przyjechała studiować kosmetologię. Uczyła się i pracowała, żeby zarobić na czesne. Poznała też faceta, który wydawał się naprawdę sympatycznym gościem, więc gdy po kilku miesiącach znajomości zaproponował, żeby się do niego wprowadziła, przyjęła jego zaproszenie.
Niestety, gdy tylko gość poczuł, że stała się od niego zależna, postanowił zniewolić ją zupełnie. Nie wypuszczał z domu, urządzał sceny zazdrości, znęcał się psychicznie, dręczył bezsensownymi pretensjami, a raz nawet pobił.
Gdy mnie zobaczył, zeszła z niego para
Pocieszałem ją, jak mogłem, i obiecałem, że pomogę jej odebrać rzeczy, które w popłochu zostawiła, ale nie wydawała się przekonana do tego pomysłu.
– Ty go nie znasz… – jęknęła.
– Mylisz się, dziewczyno. Widywałem już takich u siebie w taksówce. Oni są mocni tylko w gębie. Jak im się postawić, szybko miękną.
– Na pewno?
– Nic się nie martw. Musisz odzyskać ubrania. Telefon, kartę płatniczą… Jak będziesz bez tego żyła? No jak?
– Masz rację. Przydałaby się zwłaszcza karta… Zapłaciłabym ci za kurs…
Wieczór upłynął prędko, a gdy Ola zaczęła ziewać, uznałem, że czas go kończyć. Pościeliłem jej w sypialni, a sam przeniosłem się na kanapę w salonie, choć wiedziałem, że jest potwornie niewygodna.
Następnego dnia pojechaliśmy do tego gnojka. Olka z początku histeryzowała, ale na szczęście okazało się, że to jednak typowy przedstawiciel swojego gatunku. Wypadł na klatkę schodową, zaczął wrzeszczeć, wymachiwać łapami, grozić, że ją zabije, ale gdy tylko zobaczył, że nie jest sama – dojrzał mnie na półpiętrze, gdzie czekałem na rozwój wypadków – zeszła z niego para.
– A ty co!? – burknął.
– Jajco – wszedłem na górę. – Coś ci się nie podoba?
– Ty mi się nie podobasz!
– To może zadzwonimy na policję i im będziesz tłumaczył, dlaczego nie chcesz oddać tej pani jej rzeczy. No to jak? Oddajesz czy dzwonimy? – wyciągnąłem telefon z kieszeni.
Nie zrobiłem tego do końca bezinteresownie
Jeszcze coś tam pomarudził, żeby ratować honor, ale w zasadzie wystarczyło, że wymownie spojrzałem mu w oczy, by odpuścił. Zabraliśmy wszystko, co należało do Olki, i pożegnaliśmy damskiego boksera ozięble.
– Zabiję cię! Zabije was oboje! – krzyczał z okna, kiedy wsiadaliśmy do samochodu, ale nie przejąłem się tym za bardzo. Za to Olka wyglądała na przerażoną.
– Czemu tak się trzęsiesz? – zapytałem, gdy ruszyliśmy spod bloku.
– No, jak co? Słyszałeś, co wygadywał – odparła, a ja się roześmiałem. – Nie wiem, co cię tak bawi.
– To, że wierzysz w pogróżki takiego ciołka.
– A ty nie?
– Nic a nic – machnąłem ręką beztrosko, ale jej to nie uspokoiło. Dalej trzęsła się jak osika, a mnie znów zmiękło serce.
– Ola…
– Co?
– Chcesz jeszcze dzisiaj u mnie spać?
– Prawdę mówiąc, to tak – odpowiedziała, patrząc w przednią szybę. – Czułabym się bezpieczniej.
Została jeszcze na kilka nocy, a potem… Potem zadomowiła się na stałe i jest nam ze sobą bardzo dobrze. Damski bokser dał jej spokój, a Olka w kilka tygodni stanęła na nogi. Znalazła pracę, wróciła na studia, poukładała sprawy z rodziną. Jest teraz silną, niezależną kobietą i… moją narzeczoną. Kochamy się bardzo, a nawet planujemy wspólne życie. Jeśli mam być zupełnie szczery, to muszę przyznać, że już wtedy, kiedy rozkleiła się na tylnym siedzeniu mojego samochodu, pomyślałem, że to naprawdę fajna dziewczyna. Ale nie przyznaję się do tego publicznie, bo wyszłoby na to, że nie pomogłem jej tak do końca bezinteresownie.
Czytaj także:
„Mój rycerz nie pojawił się na białym koniu, ale… w białym Passacie. Cieszyłam się, że w końcu ktoś zadba o moje serce i krowy”
„Dusiłam się w związku z Kubą, a on postanowił mi się oświadczyć. Z opresji wybawił mnie... mój przyszły mąż”
„Zakochałem się w dziewczynie poznanej na plaży. Robiłem wszystko, żeby się z nią umówić, ale ona skrywała tajemnicę"