Pierwszy raz, od czasu gdy urodziły się dzieci, miałam gdzieś wyjechać bez nich. Co więcej, nie było to obowiązkowe szkolenie czy służbowa delegacja, a po prostu weekend u mojej koleżanki, w Krakowie. Miałam wyrzuty sumienia, bo czułam się, jakbym uciekała od rodziny, a przecież to Marcin mnie namówił, żebym skorzystała z zaproszenia Agaty. Kupiła mieszkanie po latach wynajmowania i bardzo chciała, żebym ją tam odwiedziła.
Ja oczywiście także tego chciałam, ale nie wyobrażałam sobie zwalić jej się na głowę z moją wesołą trójeczką, mężem i psem! Miała dwa pokoje, a nie willę z ogrodem. Poza tym sama podkreśliła, że wolałaby, żeby to był babski czas na same przyjemności. Aż trudno mi było uwierzyć, że coś takiego jest możliwe, bo od ośmiu lat jestem bez przerwy zagoniona.
Niemal trzy dni delektowania się spokojem?! To było jak podróż w kosmos
Dla mnie już wyjście w pojedynkę do Biedronki było jak wakacje. Nie mogłam uwierzyć, kiedy Marcin zobowiązał się, że zajmie się dziećmi. Jego siostra mieszka niedaleko, więc obiecała wpadać i mu pomagać… Już w autobusie poczułam się zrelaksowana i szczęśliwa. Wyrzuty sumienia, które mnie dręczyły, nagle zeszły gdzieś na dalszy plan. Wyjęłam z torebki kolorowy magazyn i zaczęłam czytać artykuły jednym ciągiem. Nie musiałam przerywać co chwilę, żeby wytrzeć komuś buzię czy rozwiązać konflikt o piłeczkę kauczukową. Gdy dojechałam na miejsce, Agata już na mnie czekała na dworcu.
– Nie mogę uwierzyć, że jesteś! – zawołała rozpromieniona.
– Ja też! – rzuciłam się jej w ramiona.
Znajomy zapach jej perfum od razu przywiódł mi na myśl wspomnienia z lat szkolnych, gdy siedziałyśmy razem w ławce. Od tego czasu minęło już ćwierć wieku, a my nadal się przyjaźniłyśmy. Agata była singielką i mieszkała w Krakowie, robiła karierę w międzynarodowej firmie. Ja założyłam rodzinę i przeprowadziłam się do miasteczka, z którego pochodził mój mąż. Nie uważałam ani jej, ani swojej sytuacji za gorszą. Były po prostu inne.
Choć bywały wieczory, gdy umęczona po całym dniu padałam na twarz, a ona wysyłała mi zdjęcie z jakieś imprezy, na którym wyglądała jak milion dolarów. W takich chwilach zazdrościłam jej tej swobody i tego, że ma się gdzie tak wystroić i wymalować. Z drugiej strony, nie potrafiłabym wyobrazić sobie już życia bez mojej trójki urwisów. Idąc spać, zawsze całowałam ich główki wystające spod kolorowych kołder i gładziłam kędziorki.
Teraz jednak czekał mnie tydzień zabawy z innego świata. Mieszkanie Agaty jest na ostatnim piętrze nowoczesnego wieżowca ze szklaną windą. Wygląda jak żywcem wyjęte z magazynu o wnętrzach – nowoczesne meble, obrazy na ścianach, błyszczące kafle i niewiarygodna czystość. Zero zabawek, zero dziecięcych ubranek upchniętych tu i tam.
– Ale tu pięknie! Mieszkasz w pałacu, kochana! – zachwyciłam się, a ona spojrzała na nie z zadowoleniem.
Nie zdążyłam się jeszcze rozgościć, a Agata zarządziła wyjście na miasto.
– Może zjemy w domu? Mogę coś ugotować – zaproponowałam.
– Absolutnie. Przyjechałaś tu odpocząć od obowiązków. Żadnych garów! Idziemy do restauracji.
Przebrałyśmy się w bardziej wyjściowe ciuchy i poszłyśmy na miasto
Cóż… trzeba przyznać, że krakowskie ceny mnie trochę zbiły z tropu, ale zacisnęłam zęby. Kiedy podszedł kelner, Agata zamówiła nam dwie porcje spaghetti i po kieliszku wina.
– Ciasteczko z tego kelnera, nie? – zaśmiała się, gdy odszedł.
– Ciasteczko? – zaśmiałam się. – Czy ja wiem… – obejrzałam się za nim. – Jakoś już nie patrzę tak na facetów.
– Oj, coś ty się taka pruderyjna zrobiła?! To, że masz męża, nie znaczy, że nie masz oczu. Widziałaś te mięśnie? Ja bym się skusiła – rechotała.
Gdy podszedł do nas z daniami, nie omieszkała podjąć z nim flirtu. Wydawało mi się, że chłopak był trochę zawstydzony, ale Agacie wcale to nie przeszkadzało. Tak czy inaczej obiad był obłędny, a wino przepyszne. Czułam się błogo i bezstresowo. Po obiedzie poszłyśmy pospacerować po Starówce, a później jeszcze na zakupy. Wieczorem byłam już wykończona. Z ulgą wyłożyłam się na kanapie i sięgnęłam po pilota szczęśliwa, że mogę obejrzeć jakiś serial zamiast kolejnego odcinka „Świnki Peppy”.
– Nie chcesz wyjść na miasto? – zdziwiła się Agata.
– Dopiero wróciłyśmy.
– Ale nocne życie dopiero się zaczyna!
– Wybacz, odpuszczę. Nigdzie mi się nie chce już iść. Możemy zostać?
– Ale jutro wychodzimy, dobra?
Wie pan co? Ja właściwie wolałabym być w domu
Skinęłam głową, choć niezbyt mi to odpowiadało. Co ona zamierzała robić? Iść na jakieś tańce? Czy do pubu? Wiedziałam, że to nie będzie miejsce dla mnie, ale Agata się uparła i następnego dnia wciąż przypominała mi, że wieczorem wychodzimy. Była już dwudziesta pierwsza, kiedy zarządziła, że robimy makijaż i zamawiamy taksówkę. Przyjechałam tam, żeby oderwać się od swoich obowiązków i życia pani domu, ale czułam ogromny dyskomfort na samą myśl o wyczekiwaniu przy barze na drinka. Wolałabym masaż w spa, ale Agata nie chciała o tym słyszeć.
– Musisz się rozerwać, a nie rozleniwiać! – upierała się, więc w końcu się zgodziłam i poszłyśmy.
Kiedy tylko przekroczyłyśmy próg baru, wiedziałam, że to był błąd. Hałas muzyki i głośne rozmowy, a do tego ogromny tłok! Większość ludzi była dużo młodsza, choć było też trochę osób w naszym wieku. Ale od razu wiedziałam, że to osoby takie jak Agata: wolne, robiące karierę i kochające życie towarzyskie. Ja też lubiłam być taka jeszcze dekadę temu.
Wydawało mi się, że przestałam wychodzić, bo miałam dzieci i obowiązki, ale w tym barze zrozumiałam, że po prostu przestałam to lubić. Mimo to robiłam dobrą minę do złej gry i poszłam za Agatą na parkiet. Czułam, jak jakiś facet lustruje mnie wzrokiem. Podszedł do mnie i zaczął tańczyć obok. Po piosence zaprosił mnie do stolika.
– Napijesz się czegoś? – zapytał.
Nie powiem, to było bardzo miłe. Ale nie zamierzałam z nikim flirtować.
– Nie, dzięki – odparłam. – To nie jest miejsce dla mnie. Nie wiem właściwie, co tu robię.
– Możemy pójść gdzie indziej. Gdzie miałabyś ochotę teraz być?
– Szczerze? W pokoju moich dzieci! Dać im buziaki na dobranoc, a później sama położyć się spać.
Facet zaczął się śmiać i ulotnił się w ciągu kilku sekund. Po chwili tańczył z jakąś babką. Ten wieczór był straszny. Wytrwałam dwie godziny tylko po to, żeby nie robić scen, i potem poprosiłam Agatę, żebyśmy już wróciły. Nie była zadowolona, bo właśnie rozmawiała z tym samym flirciarzem, który wcześniej uwodził pół baru.
– Chodź już. Ten facet to strata czasu.
– Skąd możesz wiedzieć?
– Zaufaj mi. Mam dobre oko.
– No tak, wyhaczyłaś Marcina. Że też ja nie zwróciłam na niego uwagi, choć znaliśmy się tyle lat.
– Ej! – zaśmiałam się. – Bez takich!
– Wiesz, że żartuję. Jesteście dla siebie stworzeni. Może dla mnie też jest gdzieś jakiś książę z bajki.
– Po co ci facet? Ty lubisz wolność.
– Raczej jestem na nią skazana – odpowiedziała smutno.
Wiedziałam, że wypiła kilka drinków, więc nie zamierzałam ciągnąć już tematu, żeby nie skończyć wieczoru w smutnych nastrojach.
– A ja jestem skazana na pieluchy – odpowiedziałam żartem, choć nie marzyłam w tej chwili o niczym poza powrotem do domu.
Zamiast tego wróciłyśmy do mieszkania Agaty i położyłam się na kanapie. Następnego dnia rano zrobiłam jej śniadanie i namówiłam na spacer po plantach. Wolałam to niż włóczenie się po drogich knajpach i sklepach. Siedziałyśmy, gadając o dawnych czasach i śmiejąc się z poprzedniego wieczoru, kiedy to obie wpadłyśmy w oko jednemu facetowi.
– Niewiele się zmieniło od szkoły – zaśmiałam się. – Wciąż mamy to coś!
– To prawda. Tylko ty to coś przekułaś w coś prawdziwego – odpowiedziała smutno Agata.
– A ty niby nie? Masz karierę i mieszkanie w centrum Krakowa.
– Tak… mam. To prawda.
Spojrzałam na nią zdumiona. Moje wyobrażenie o jej lekkim i przyjemnym życiu jednak rozmijało się z rzeczywistością. Agata wcale nie była tak szczęśliwa, jaka się wydawała. Zrozumiałam, że samotność doskwiera jej bardziej, niż przypuszczałam. Zazdrościłam jej tego życia, gdy patrzyłam na nie z daleka, ale teraz, gdy to moje życie, rodzina i dom były daleko, dostrzegłam, jak wielką mają dla mnie wartość.
Tęskniłam za tymi moimi kochanymi urwisami i Marcinem
I za domem, który nie jest jak spod igły, ale tętni życiem i energią. Agata odprowadziła mnie na autobus i pożegnałyśmy się serdecznie. Wracając do domu, myślałam o niej i o mnie. Nasze życie bardzo się od siebie różniło, ale to, co pozostało na pewno bez zmian to była przyjaźń, którą bardzo ceniłam. Wróciłam do rodzinki szczęśliwa i wbrew pozorom wypoczęta. Wycałowałam maluchy i dałam im pamiątki z krakowskiego rynku – magnesy ze smokami na lodówkę.
– I jak było? Fajne to światowe życie?
– Fajne. Ale wiesz… Ja to jednak mam dużo prostszą naturę. Wystarczy mi wasza trójka, kawałek zielonej trawy i słońce.
Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić