„Nauczyłam syna otwartości, bo nie chciałam, żeby wyrósł na dzikusa. Teraz boję się, że wpadnie w łapska jakiegoś zbira”

chłopiec, który jest zbyt ufny fot. Adobe Stock, dvoinik
„– Pytał, czy lubię dzikie zwierzęta. A jak odpowiedziałem, że tak, to pochwalił się, że ma w domu mnóstwo ciekawych filmów z Afryki. I że widać na nich zwierzęta na wolności, a nie w klatkach. I że jak chcę, to może mi kilka pożyczyć – uśmiechnął się”.
/ 14.12.2022 19:15
chłopiec, który jest zbyt ufny fot. Adobe Stock, dvoinik

Oboje z mężem staramy się wychowywać naszego synka – dziś dziewięcioletniego – na osobę otwartą na świat i nowe znajomości. Jasiek nigdy nie miał więc problemów z zawieraniem przyjaźni na placu zabaw, nie bał się rozmawiać ze sprzedawczynią w sklepie, nie uciekał, gdy przy drabinkach zaczepiła go mama innego malucha. Cieszyliśmy się z tego bo chcieliśmy, żeby był odważny i pewny siebie.

Dziś jednak zastanawiam się, czy ta radość nie była przedwczesna, a nasze nauki nie przyniosły więcej złego niż dobrego. Dlaczego? Bo okazało się, że Jasiek zbyt ufa obcym. I teraz boimy się, że przez to spotka go coś złego.

Uciekł przede mną, czy mi się wydawało?

Wszystko zaczęło się dwa tygodnie temu. Dzień był wyjątkowo piękny i ciepły, więc zabrałam synka na wycieczkę do zoo. Przez dłuższy czas krążyłam z nim po alejkach dzielnie dotrzymując mu kroku. Ale po godzinie miałam dość. Założyłam niewygodne buty i nogi tak mnie bolały, że marzyłam tylko o tym, by usiąść. Tymczasem Jaśka ciągle rozpierała energia i ani myślał o odpoczynku.

– No dobrze, to ja sobie przycupnę na chwilę, a ty biegnij do wybiegu ze słoniem. Tylko uważaj na siebie i nigdzie się nie oddalaj. Bo jeszcze się zgubisz – ostrzegłam.

– O rany, przestań! Nie jestem maluchem – rzucił i pobiegł.

Usadowiłam się wygodnie na ławce i zaczęłam przeglądać wiadomości w telefonie. Co jakiś czas zerkałam w stronę wybiegu. Chciałam mieć synka na oku.

Na początku wszystko było w porządku. Jasiek stał przy ogrodzeniu w grupce ludzi i przyglądał się potężnemu zwierzęciu. W pewnym momencie dostrzegłam jednak, że odszedł na bok i rozmawia z jakimś mężczyzną. Nie znałam go, więc wstałam z ławki i ruszyłam w ich stronę. Gdy mężczyzna dostrzegł, że się zbliżam, na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Witam panią. Gratuluję synka. Jasiek to bardzo rezolutny i ciekawy świata chłopiec. W przyszłości na pewno poradzi sobie w życiu – powiedział i zanim zdążyłam zareagować, odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim krokiem. Po chwili skręcił w najbliższą alejkę i zniknął mi z oczu.

Poczułam niepokój.

– Skąd ten pan wiedział, jak masz na imię? Sam mu powiedziałeś? – starałam się panować nad emocjami, bo nie chciałam przerazić synka.

– Powiedziałem, jak zapytał. Zawsze mówiliście z tatą, że trzeba się grzecznie przedstawić – odparł.

– No tak… – zmieszałam się. – A ten pan też się przedstawił? 

– Tak. Ma na imię Eryk i mieszka tu niedaleko. Dlatego często przychodzi do zoo na spacery.

– Naprawdę? I co jeszcze mówił?

– Pytał, czy lubię dzikie zwierzęta. A jak odpowiedziałem, że tak, to pochwalił się, że ma w domu mnóstwo ciekawych filmów z Afryki. I że widać na nich zwierzęta na wolności, a nie w klatkach. I że jak chcę, to może mi kilka pożyczyć – uśmiechnął się.

Powiedziałam o wszystkim mężowi

Poczułam, że oblewa mnie zimny pot. Czyżby Jaśka zaczepił zboczeniec?

– O Boże, synku, dlaczego jesteś taki nieostrożny? Dlaczego mnie od razu nie zawołałeś? – krzyknęłam.

– A dlaczego miałem zawołać? Przecież ten pan był bardzo miły. I tylko rozmawialiśmy… Mamo, dlaczego jesteś zdenerwowana? Zrobiłem coś złego? – patrzył na mnie przestraszony.

– Nie… To znaczy trochę… – plątałam się, bo nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. – Porozmawiamy o tym później. Dobrze?

– No dobrze… A teraz możemy pójść jeszcze raz do małp? One są takie śmieszne...

Skinęłam głową choć nie miałam ochoty na dalszą wycieczkę. Liczyłam jednak na to, że synek zapomni o całym incydencie i na razie nie będzie zadawać pytań. Nie zamierzałam oczywiście uciekać od tematu, ale najpierw chciałam porozmawiać z mężem.

Po powrocie do domu, gdy synek poszedł do swojego pokoju, opowiedziałam o wszystkim Markowi. Przeraził się. Chciał nawet jechać na policję. Wybiłam mu to z głowy, bo przecież tylko by się ośmieszył. Raz, że nawet nie wiedzieliśmy, gdzie szukać tego mężczyzny, dwa, w sumie nic złego nie zrobił. Gdyby próbował wyprowadzić Jaśka z zoo, to co innego. Ale facet nawet go nie dotknął.

Nie wiemy, jak mu to powiedzieć...

– Uważasz, że należy o wszystkim zapomnieć? – zdenerwował się mąż. 

– Wręcz przeciwnie. Musimy jak najszybciej porozmawiać z Jaśkiem. Wytłumaczyć mu, że nie wszyscy ludzie są dobrzy i mili. I że nie powinien rozmawiać z każdym, kto go zaczepi. Bo ten ktoś może mu zrobić krzywdę.

– No dobrze, ale przecież sami uczyliśmy Jaśka otwartości i zaufania do ludzi… Jak teraz zaczniemy mówić o złoczyńcach i czających się wszędzie niebezpieczeństwach, to mały będzie miał mętlik w głowie – zastanawiał się na głos mąż. – Albo zacznie traktować wszystkich dorosłych mężczyzn jak zagrożenie. 

– No właśnie. Dlatego trzeba to zrobić mądrze. Zastanów się nad tym. Ja też pomyślę – ucięłam.

I od tamtego czasu siedzimy i myślimy. Ale choć bardzo się staramy, niestety, niczego sensownego nie udało nam się wymyślić. I jesteśmy tym coraz bardziej przybici.

Przecież nie zawsze, nie w każdej sytuacji możemy być przy synku, chronić go, pilnować, sprawdzać, czy nic mu nie grozi. Na razie jeszcze godzi się z tym, że gdy wychodzi ze szkoły, ktoś z bliskich go odbiera, a potem ma go przez cały czas na oku. Ale coś czuję, że to się wkrótce zmieni. Jasiek przecież dorasta, będzie domagał się coraz większej swobody. 

Kilka dni temu rozmawialiśmy na ten temat z przyjaciółmi. Poradzili nam, żebyśmy po prostu kategorycznie zabronili synkowi rozmawiać z obcymi osobami. Bo większość rodziców tak robi. Nie podoba nam się takie rozwiązanie. Raz, że to przeciwieństwo tego, czego uczyliśmy go wcześniej, dwa, nie chcemy, żeby wyrósł na dzikusa, który wszystkiego i wszystkich się boi. Przecież po świecie nie chodzą sami źli ludzie. Tych dobrych, miłych jest zdecydowanie więcej… Nie wolno przesadzać… Chyba.

Czytaj także:
„Żona wyjechała do pracy, a ja zostałem sam z córką. Dobrze się czułem jako >>kogut domowy<<. Do czasu...”
„Były mąż choć założył już nową rodzinę, krążył wokół mnie jak sęp. Myślałam, że chce wrócić, ale on uknuł inny plan”
„Dla przypadkowej dziuni wystawiłem najlepszego przyjaciela. Teraz próbuję wszystko odkręcić, ale on nie chce mnie znać”

Redakcja poleca

REKLAMA