„Naszą rodziną opiekowały się... bociany. Wierzcie lub nie, ale gdy się pojawiały, wszystko zaczynało się układać”

dom, którym od pokoleń opiekują się bociany fot. Adobe Stock, MoiraM
Tata spytał mamy, który dom chciałaby sobie wybrać. – Tylko taki, na którym jest bocianie gniazdo – odparła. Taka chata była w wiosce tylko jedna, o wiele skromniejsza od innych. To jednak mamie nie przeszkadzało. Gdy bociany przyleciały, zaszła w ciążę, a pola zaczęły dawać bujne plony.
/ 30.08.2021 11:02
dom, którym od pokoleń opiekują się bociany fot. Adobe Stock, MoiraM

Moi przodkowie ze strony mamy pochodzili z Kresów. Rodzinie powodziło się dobrze, a babcia była przekonana, że to dzięki bocianom, które uwiły sobie gniazdo na dachu stodoły i wracały tu co rok.

– To posłańcy aniołów – opowiadała swoim córkom. – One przynoszą na świat nowe życie, one ostrzegają przed pożarami i nieszczęściami.

Babcia wierzyła także, że boćki dobrze wiedzą, co się dzieje w chałupie między małżonkami, i jeśli awantura wisi w powietrzu, ostrzegają klekotaniem, by ważyć słowa. Więc choć babcia zazwyczaj się awanturowała, gdy dziadek wracał z gospody pijany, to jeśli wcześniej boćki klekotały, nic nie mówiła.

– Że to magiczne ptaki, dowodzi historia naszej rodziny – opowiadała mi wiele lat później mama. – Tamtego dnia, kiedy Ruscy weszli do wioski, o świcie moich rodziców obudziło klekotanie bocianów. Kiedy wyjrzeli przez okno, zobaczyli, że ptaki odlatują. To był znak, że miejsce przestało być bezpieczne. Dziadek zaordynował ucieczkę. Razem z nami do lasu uciekło jeszcze kilka rodzin. Ci, co zostali, pod wieczór przeżyli koszmar.

Moja mama zakochała się w partyzancie

Wzięli ślub i w dniu zakończenia drugiej wojny światowej ja przyszłam na świat. Kilka miesięcy później moi rodzice w ramach repatriacji wyjechali na Ziemie Odzyskane. Kiedy dotarli do opuszczonej wioski niedaleko Wrocławia, tata spytał mamy, który dom chciałaby sobie wybrać.

– Tylko taki, na którym jest bocianie gniazdo – odparła.

Taka chata była w wiosce tylko jedna, o wiele skromniejsza od innych. To jednak mamie nie przeszkadzało. Do wioski zleciały bociany, które na kilku domach założyły gniazdo, ale to na naszym pozostało puste. Było tak przez dwa lata, a mama patrzyła na nie z niepokojem.

– Nie dość, że nie mogłam zajść w ciążę, to jeszcze plony były marne, choć innym dobrze się darzyło. Zaczęłam myśleć, że źle dom wybrałam.
– Mamo, przecież bociany nie przynoszą dzieci – powiedziałam wtedy.
– Tak? To dlaczego gdy trzeciego roku przyleciały, ja zaszłam w ciążę, a pola zaczęły dawać piękne plony?
– Przypadek – wzruszyłam ramionami.

Wtedy mama opowiedziała kolejną historię. Na początku lat pięćdziesiątych we wsi wybuchł wielki pożar. Ludzie brali, co kto zdołał unieść, i uciekali w pole. Tata wpadł do gospodarstwa i zaczął zaprzęgać konie, a jednocześnie wołał do mamy, żeby wynosiła z domu co cenniejsze rzeczy. Ale ona nie ruszyła się z miejsca, tylko wskazała na bociany, które spokojnie stały w gnieździe.

– One nas osłonią swoimi skrzydłami – orzekła i wróciła do gotowania obiadu.

Tata denerwował się, że przez przesądną babę stracą dorobek życia, ale mama miała rację – po kilku minutach wiatr ucichł, a pogorzeliska dopaliły się do ostatniego suchego źdźbła trawy.

I tak uwierzyłam w moc bocianów

Tadzio wraz ze studentami z wydziału biologii zjechał do naszej wioski, żeby badać boćki. Dostał lokum w naszym domu i pół roku później byliśmy już po słowie, a w wakacje odbyło się huczne wesele. Mój mąż wraz z rodzicami mieszkał w domu jednorodzinnym, gdzie dostaliśmy dla siebie całe piętro. Z okna miałam piękny widok na ogród, bardzo jednak brakowało mi boćków. Powiedziałam o tym Tadziowi, a on zbudował na szczycie rozłożystego grabu platformę, na której boćki mogły zbudować gniazdo. Jednak żaden nie chciał skorzystać z okazji.

Ale brak bocianów był jednym z mniejszych problemów w moim życiu. Nie mogłam zajść w ciążę. Zaczęłam się leczyć, ale to nie pomagało. Wreszcie po czterech latach bojów lekarz oświadczył, że nie widzi szans na dziecko. To był najsmutniejszy wieczór w naszym domu. Kiedy następnego dnia wstałam rano, usłyszałam klekotanie. Zdziwiona rozsunęłam zasłony i znieruchomiałam. Na drzewie na wprost naszego okna zobaczyłam bocianią parę, która zaczynała wić sobie gniazdo. Dwa miesiące później okazało się, że jestem w ciąży. A mój mąż dostał wreszcie awans, na który czekał od lat.

Tak, wiem, bociany nie przynoszą dzieci. Nie załatwiają lepszych plonów ani awansów. Mimo to wierzę w dobre bocianie anioły. Spoglądam teraz na puste gniazdo, które czeka, aż znowu do niego przylecą. Kiedy prawnuczka pyta, gdzie teraz są, odpowiadam, że w niebie, gdzie szykują dla ludzi prezenty na cały przyszły rok, który zacznie się z nadejściem wiosny. I opowiadam jej historię rodziny, którą opiekowały się bocianie anioły. 

Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub

Redakcja poleca

REKLAMA