Moi przodkowie ze strony mamy pochodzili z Kresów. Rodzinie powodziło się dobrze, a babcia była przekonana, że to dzięki bocianom, które uwiły sobie gniazdo na dachu stodoły i wracały tu co rok.
– To posłańcy aniołów – opowiadała swoim córkom. – One przynoszą na świat nowe życie, one ostrzegają przed pożarami i nieszczęściami.
Babcia wierzyła także, że boćki dobrze wiedzą, co się dzieje w chałupie między małżonkami, i jeśli awantura wisi w powietrzu, ostrzegają klekotaniem, by ważyć słowa. Więc choć babcia zazwyczaj się awanturowała, gdy dziadek wracał z gospody pijany, to jeśli wcześniej boćki klekotały, nic nie mówiła.
– Że to magiczne ptaki, dowodzi historia naszej rodziny – opowiadała mi wiele lat później mama. – Tamtego dnia, kiedy Ruscy weszli do wioski, o świcie moich rodziców obudziło klekotanie bocianów. Kiedy wyjrzeli przez okno, zobaczyli, że ptaki odlatują. To był znak, że miejsce przestało być bezpieczne. Dziadek zaordynował ucieczkę. Razem z nami do lasu uciekło jeszcze kilka rodzin. Ci, co zostali, pod wieczór przeżyli koszmar.
Moja mama zakochała się w partyzancie
Wzięli ślub i w dniu zakończenia drugiej wojny światowej ja przyszłam na świat. Kilka miesięcy później moi rodzice w ramach repatriacji wyjechali na Ziemie Odzyskane. Kiedy dotarli do opuszczonej wioski niedaleko Wrocławia, tata spytał mamy, który dom chciałaby sobie wybrać.
– Tylko taki, na którym jest bocianie gniazdo – odparła.
Taka chata była w wiosce tylko jedna, o wiele skromniejsza od innych. To jednak mamie nie przeszkadzało. Do wioski zleciały bociany, które na kilku domach założyły gniazdo, ale to na naszym pozostało puste. Było tak przez dwa lata, a mama patrzyła na nie z niepokojem.
– Nie dość, że nie mogłam zajść w ciążę, to jeszcze plony były marne, choć innym dobrze się darzyło. Zaczęłam myśleć, że źle dom wybrałam.
– Mamo, przecież bociany nie przynoszą dzieci – powiedziałam wtedy.
– Tak? To dlaczego gdy trzeciego roku przyleciały, ja zaszłam w ciążę, a pola zaczęły dawać piękne plony?
– Przypadek – wzruszyłam ramionami.
Wtedy mama opowiedziała kolejną historię. Na początku lat pięćdziesiątych we wsi wybuchł wielki pożar. Ludzie brali, co kto zdołał unieść, i uciekali w pole. Tata wpadł do gospodarstwa i zaczął zaprzęgać konie, a jednocześnie wołał do mamy, żeby wynosiła z domu co cenniejsze rzeczy. Ale ona nie ruszyła się z miejsca, tylko wskazała na bociany, które spokojnie stały w gnieździe.
– One nas osłonią swoimi skrzydłami – orzekła i wróciła do gotowania obiadu.
Tata denerwował się, że przez przesądną babę stracą dorobek życia, ale mama miała rację – po kilku minutach wiatr ucichł, a pogorzeliska dopaliły się do ostatniego suchego źdźbła trawy.
I tak uwierzyłam w moc bocianów
Tadzio wraz ze studentami z wydziału biologii zjechał do naszej wioski, żeby badać boćki. Dostał lokum w naszym domu i pół roku później byliśmy już po słowie, a w wakacje odbyło się huczne wesele. Mój mąż wraz z rodzicami mieszkał w domu jednorodzinnym, gdzie dostaliśmy dla siebie całe piętro. Z okna miałam piękny widok na ogród, bardzo jednak brakowało mi boćków. Powiedziałam o tym Tadziowi, a on zbudował na szczycie rozłożystego grabu platformę, na której boćki mogły zbudować gniazdo. Jednak żaden nie chciał skorzystać z okazji.
Ale brak bocianów był jednym z mniejszych problemów w moim życiu. Nie mogłam zajść w ciążę. Zaczęłam się leczyć, ale to nie pomagało. Wreszcie po czterech latach bojów lekarz oświadczył, że nie widzi szans na dziecko. To był najsmutniejszy wieczór w naszym domu. Kiedy następnego dnia wstałam rano, usłyszałam klekotanie. Zdziwiona rozsunęłam zasłony i znieruchomiałam. Na drzewie na wprost naszego okna zobaczyłam bocianią parę, która zaczynała wić sobie gniazdo. Dwa miesiące później okazało się, że jestem w ciąży. A mój mąż dostał wreszcie awans, na który czekał od lat.
Tak, wiem, bociany nie przynoszą dzieci. Nie załatwiają lepszych plonów ani awansów. Mimo to wierzę w dobre bocianie anioły. Spoglądam teraz na puste gniazdo, które czeka, aż znowu do niego przylecą. Kiedy prawnuczka pyta, gdzie teraz są, odpowiadam, że w niebie, gdzie szykują dla ludzi prezenty na cały przyszły rok, który zacznie się z nadejściem wiosny. I opowiadam jej historię rodziny, którą opiekowały się bocianie anioły.
Czytaj także:
Uratowałam czyjeś dziecko, ale straciłam własne. Zapłaciłam najwyższą cenę
O mały włos doszłoby do kazirodztwa. Przed ślubem okazało się, że mój ukochany to kuzyn
Beata w 7 dni wakacji miała 8 facetów. Jej narzeczony nie uwierzył i wziął z nią ślub