Ja i Rafał poznaliśmy się w dość nietypowej sytuacji. Jechałam rowerem z uczelni i straciłam równowagę. Przewróciłam się i niestety skręciłam nogę w kostce. Była nienaturalnie wykręcona, a ja nie mogłam się ruszyć z bólu. Oczywiście telefon wyleciał mi z kieszeni, gdy się przewróciłam i leżał w krzakach. Wszystko wydarzyło się w parku. Nigdzie nie było żywej duszy.
Nie było mi wcale do śmiechu
Próbowałam więc niezdarnie doczołgać się w kierunku, w którym, jak się domyślałam, powinien leżeć mój telefon, ale nie było to łatwe. Z bólu ciemniało mi w oczach.
– Ciekawy sposób na spędzanie wolnego czasu: czołganie się po parku – usłyszałam nad sobą głos.
Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam nad sobą anioła, a przynajmniej tak wyglądał w pierwszej chwili. Wysoki, blond mężczyzna, który pochylał się w moim kierunku, stał na tle drzew, a słońce przeświecało jego gęstą czuprynę i tworzyło swoistą aureolę.
– Bardzo śmieszne – powiedziałam poirytowana i wskazałam na swoją stopę. – Usiłuję dotrzeć do telefonu i wezwać pogotowie.
– Przepraszam, nie zauważyłem – powiedział, a w głosie słychać było autentyczne zmieszanie. – Już dzwonię – wyjął z kieszeni swój telefon i zadzwonił, a gdy było już wiadomo, że czekamy na karetkę, dziarsko ruszył w kierunku krzaków i zaczął je przetrząsać, by odnaleźć mój telefon.
Przywiózł mi rower i został
Następnie pomógł mi wygodniej usiąść, pozbierał mój rower z drogi i usiadł obok mnie. Wtedy wreszcie mu się przyjrzałam i mimo bólu musiałam przyznać, że to bardzo przystojny mężczyzna o niezwykłych, hipnotyzujących, niebieskich oczach.
– Poczekam z tobą. Wezwać kogoś, żeby przyszedł po rower? Bo raczej nie pozwolą ci go zabrać – powiedział. Fakt, nie zastanawiałam się nad tym. Powiedziałam, że nie mam nikogo tutaj, że mieszkam w akademiku, a koleżanka jest na uczelni.
– Jeśli nie boisz się, że ci go ukradnę, to mogę go przechować, a jak wrócisz do akademika, to ci go podrzucę.
Popatrzyłam na mój rower, który był tak naprawdę starym gratem. Od dawna nosiłam się z zamiarem jego wymiany na nowy. Nawet, więc gdyby mi go nie oddał, żadna strata. Wręcz będę zmotywowana do kupna lepszego i bezpieczniejszego. Podał mi swój numer telefonu, żebym mogła się z nim skontaktować.
No i tak to się zaczęło. Przywiózł mi rower zgodnie z obietnicą i zaprosił mnie na kawę. Od tego czasu spotykaliśmy się już regularnie. Po dwóch latach wzięliśmy ślub.
Nasz związek się zmieniał
Pełni entuzjazmu, wigoru i miłości zaczęliśmy się starać o dziecko. Oboje chcieliśmy mieć co najmniej dwójkę. Po około roku prób wreszcie zaszłam w ciążę. Rafał dbał o nas. Był przy mnie cały czas. Kiedy na świat przyszła Marysia, byliśmy najszczęśliwsi na świecie. Rafał chodził uśmiechnięty od ucha do ucha. Byliśmy pełną rodziną.
Lata mijały, a nas niestety zaczęła dobijać codzienna rutyna. Wbrew planom poprzestaliśmy na jednym dziecku. Ciągle coś się działo: a to ja nie miałam pracy, a to on zmieniał zatrudnienie, a to kredyt na mieszkanie, a to choroba rodziców. Szereg różnych okoliczności sprawiał, że decyzję o drugim dziecku ciągle odkładaliśmy w czasie, aż wreszcie było za późno na to, bym mogła zajść w ciążę. Różnica wieku między rodzeństwem też byłaby już ogromna.
Nie zauważyliśmy też niestety momentu, kiedy to codzienne życie doprowadziło do tego, że przestaliśmy żyć ze sobą, a żyliśmy obok siebie. Marysia skończyła 20 lat, była już na studiach, a my byliśmy, jak para współlokatorów. Nawet spaliśmy już w osobnych pokojach.
Potrzebowaliśmy ratunku
Któregoś dnia nie wytrzymałam i postanowiłam z nim porozmawiać. Kiedy wrócił z pracy, zjadł obiad i usiadł w fotelu, żeby obejrzeć wiadomości, z bijącym sercem postanowiłam spróbować ratować nasz związek.
Przyniosłam album ze zdjęciami z naszych pierwszych lat, kiedy byliśmy nierozłączni. Potem oglądaliśmy kolejne. Popłakaliśmy się nawet ze wzruszenia przy niektórych fotkach.
– Spróbujmy wzniecić dawny żar – powiedział Rafał i przytulił mnie namiętnie. – Jest nawet okazja. Pamiętasz Romka?
Kiwnęłam głową. To ojciec przyjaciółki naszej córki, z którym Rafał pracował.
– Mają domek nad jeziorem i planują jechać tam na majówkę. Może zabierzemy się z nimi? Proponował mi to w zeszłym tygodniu – pomysł bardzo mi się spodobał, więc przyklasnęłam mu z entuzjazmem.
Uśmiechnęłam się radośnie i rzuciłam mu się na szyję. Może jeszcze jest dla nas nadzieja? – pomyślałam.
Liczyłam na nowy początek
No i pojechaliśmy. Miejsce rzeczywiście było piękne. Ów domek okazał się natomiast sporą rezydencją, bo był piętrowy i miał po kilka pokoi na każdym piętrze. Można więc było spokojnie przyjechać nawet z większą ekipą. Ja jednak cieszyłam się, że jesteśmy tam tylko my, druga para i nasze córki.
Pierwsza noc w nowym miejscu była cudowna – namiętna i wyjątkowa. Poczułam się jak młoda dziewczyna. Miałam wrażenie, że dla naszego związku czas się cofnął. Chodziliśmy, trzymając się za ręce, przytulaliśmy się, było absolutnie niesamowicie. To było jak nowy początek naszego małżeństwa.
Pewnego wieczora mężczyźni zorganizowali ognisko. Było bezchmurne niebo, więc iskry pięknie rysowały się na tle gwiazd. Piekliśmy kiełbaski i ziemniaki, śmialiśmy się, było romantycznie, ale i wesoło. W pewnym momencie zagadałyśmy się z mamą Izy i nawet nie zauważyłam, kiedy i gdzie zniknął Rafał.
Znalazłam męża z tą gówniarą
– Nie widziałaś taty? – zapytałam siedzącej obok mnie Marysi, ale tylko pokręciła głową i wzruszyła ramionami, patrząc dalej w telefon. Ta dzisiejsza młodzież…
Postanowiłam więc się przejść i poszukać męża. Może uda nam się spędzić jakieś samotne parę chwil w lesie? – pomyślałam.
Poszłam do domu, ale tam go nie znalazłam. Wyszłam więc drugim wejściem i poszłam w kierunku niewielkiego strumienia, który płynął za budynkiem. Nagle do moich uszu dobiegł szelest, ciche westchnienia i szepty. Ruszyłam ostrożnie w kierunku, z którego dobiegały dźwięki. Stałam za rogiem domu, w cieniu jakiegoś krzewu, gdy zobaczyłam to, o czym nie zapomnę do końca życia.
Światło, które padało z okien domu, delikatnie oświetlało miejsce, gdzie stał Rafał i Iza, koleżanka mojej córki. Chwilę też mi zajęło, zanim mój umysł pojął to, co zobaczyły oczy. Ona stała oparta o drzewo, a on za nią… Kiedy zrozumiałam, co widzę, zaczęłam krzyczeć jak opętana.
Co za wstyd!
Spłoszona parka gwałtownie zaczęła naciągać na siebie ubranie. Nadbiegli też pozostali domownicy i zaległa niezręczna cisza, która po chwili przerodziła się w wielką awanturę. Tylko Marysia nie przekrzykiwała się z nikim i uciekła z płaczem do domu.
Tłumaczenia były żałosne. Zresztą… jak to wytłumaczyć? Nie da się. Stało się, co się stało i niestety nie ma tutaj wątpliwości. Jeszcze tego samego dnia wszyscy rozjechaliśmy się do swoich domów.
Wyrzuciłam go z domu
Kiedy weszliśmy do naszego mieszkania, Rafał próbował się tłumaczyć. Przerwałam mu jednak:
– Jak mogłeś mi to zrobić? Jak mogłeś nam to zrobić? I to teraz? Ten wyjazd miał ratować nasz związek, a nie go pogrążyć! – wykrzyczałam do niego.
Mogłam pozwolić sobie na upust emocji, bo Marysię po drodze podrzuciliśmy do dziadków – mimo późnej godziny. Była już dorosła, ale nie chciałam, by brała w tym udział.
– Nie wiem… samo jakoś tak wyszło… sama wiesz… tam było tak niesamowicie…
– Przestań, bo to, co mówisz, jest po prostu żałosne. Spakuj się, rano ma cię tu nie być – powiedziałam i zatrzasnęłam za sobą drzwi do sypialni.
W tej chwili byłam bardzo wdzięczna rodzicom, którzy kupili mi to mieszkanie jeszcze zanim zostaliśmy małżeństwem. Dzięki temu mogłam się pozbyć tego… brakowało mi słów…
Od tego czasu minęły już trzy lata i do dziś nie lubię majówki. Niestety kojarzy mi się źle, bo dla mnie skończyła się rozwodem.
Anna, 43 lata
Czytaj także: „Mąż uważał, że on zarabia prawdziwą kasę, a ja tylko na waciki. Zdziwił się, gdy zobaczył stan konta” „Dla mojego męża ważniejszy jest komputer niż ja. W końcu odkryłam, co on tam wyprawia wieczorami”
„Kochanka nie mogła pogodzić się z tym, że wróciłem do żony i dzieci. Prześladowała mnie nawet na urlopie”