„Nasza miłość była usłana cierpieniem i łzami, ale los miał na nas plan. Choroba ustąpiła, a ja znów mogłam kochać”

Zakochana para fot. Adobe Stock, Prostock-studio
„Był mocno zszokowany i przerażony. Prawie każdy mężczyzna na jego miejscu by się wycofał. I właśnie na taki scenariusz byłam przygotowana. Lecz on podjął to wyzwanie! Powiedział, że mnie kocha i nie pozwoli na to, bym właśnie w takim momencie została sama”.
/ 13.08.2022 16:30
Zakochana para fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Mężczyznę mojego życia poznałam wiele lat temu, ale przed długi czas tylko się przyjaźniliśmy. Pracuję w fundacji, która zajmuje się akcjami charytatywnymi na rzecz dzieci. Pewnego dnia wpadłam na pomysł, żeby w wakacje wystawić w jednym ze szpitali dziecięcych przedstawienie lalkowe.

Znajomy polecił mi aktora-lalkarza:

– Nie jest znany z nazwiska ani tym bardziej z twarzy – powiedział – ponieważ, jak to lalkarz, gra ukryty za parawanem. Ma za to wielkie serce, i gdy dowie się, że chodzi o chore dzieciaki, na pewno nie odmówi pomocy.

Muszę zacząć żyć na nowo

I rzeczywiście, Rafał pojawił się na pierwszym naszym charytatywnym przedstawieniu, potem na kolejnych. Widziałam jego zaangażowanie i oddanie sprawie, zachwycił mnie też jego optymizm i to, że zawsze miał dobry nastrój, mimo poważnych rodzinnych kłopotów.

Jego żona zmagała się wówczas z chorobą nowotworową. Swój czas dzielił więc między nią, pracę zawodową i występy dla ciężko chorych dzieciaków. W tamtym czasie Rafał był dla mnie tylko kolegą z pracy, przede wszystkim dlatego, że oboje byliśmy w stałych związkach. Wkrótce jednak zbliżyło nas do siebie nieszczęście – on owdowiał, a mnie opuścił mąż.

Ja czułam się zdradzona i porzucona, Rafał był zrozpaczony po stracie żony, o którą walczył do samego końca. Potrzebowaliśmy siebie jak przyjaciele, wspieraliśmy się nawzajem. Coraz lepiej się poznawaliśmy, zaczęliśmy inaczej na siebie patrzeć.

Któregoś dnia pomyślałam, że dość już łez, i że muszę zacząć żyć na nowo. Koledzy właśnie organizowali kulig na Mazurach, więc zadzwoniłam do Rafała, by spytać, czy się wybierze. Ku mojemu zdziwieniu, zgodził się natychmiast. Wsiedliśmy do sań. Był cudowny mroźny dzień. Ognisko, kiełbaski, wesołe towarzystwo…

Wszystko to sprawiło, że powróciliśmy do żywych. Potem nadszedł wieczór, a my rozbawieni i rozgrzani gorącym winem znów udaliśmy się na przejażdżkę. I wtedy nagle poczuliśmy, że coś dziwnego stało się między nami… Coś zaiskrzyło. Poczuliśmy się tak, jakbyśmy byli na świecie tylko my dwoje i gwiaździsta noc. Zrobiło się bardzo zimno, mimo koca przykrywającego nam kolana.

Rafał przytulił mnie więc do siebie i nagle… mnie pocałował. Świat zawirował. Tętent końskich kopyt, uginające się pod ciężarem śniegu gałęzie świerków – scena jak z filmu. Rafał przygarnął mnie jeszcze mocniej i tak wtuleni w siebie dojechaliśmy do celu podróży.

Byłam zaskoczona, bo do tej pory postrzegałam Rafała jako trochę zagubionego mężczyznę. Opiekuńczy, ciepły, ale zawsze trochę wycofany. Nagle przekonałam się, że to silny facet, który wie, czego chce. Skupiona na własnych problemach, nie zauważyłam, jak się zmieniał, podczas choroby żony nabierał siły wewnętrznej, którą dopiero teraz dostrzegłam w każdym jego słowie i geście.

Zaczęliśmy się spotykać

Rafał stawał się dla mnie kimś najbliższym. Pragnęłam dzielić z nim życie, ale bałam się, że gdy dowie się całej prawdy o mnie, nie zdecyduje się na poważniejszy związek. A prawda była taka, że ja, podobnie jak jego zmarła żona Malwina, zmagałam się z nowotworem. Nawet w tym samym czasie miałam operację. Nie mówiłam mu wtedy o tym, bo nie chciałam go dodatkowo obciążać swoimi kłopotami, kiedy woził ją na chemioterapię i razem przechodzili przez piekło.

Teraz nie mogłam dłużej ukrywać prawdy. Zwłaszcza że po kolejnej wizycie na onkologii okazało się, że znów pojawił się maleńki guzek, który koniecznie trzeba usunąć.
Nie wiedziałam, jak zacząć tę trudną rozmowę. Kiedy już zebrałam się na odwagę, Rafał wyprzedził mnie dosłownie o sekundę i powiedział:

– Myślę, że tam na górze zostało postanowione: „Te dwie osoby są sobie przeznaczone. Trudna część ich życia już się skończyła. Malwina jest tutaj, oni mają być razem”.

– Rafał, to przepiękne słowa… – zaczęłam. – Ale muszę powiedzieć ci coś ważnego. W tym samym czasie co Malwina – ja też walczyłam z rakiem. Myślałam, że mi się udało, ale niestety jeszcze nie mogę być pewna wygranej. Znów pojawił się guzek. Mam nadzieję, że nie jest złośliwy, ale trzeba go wyciąć. Niedługo mam operację. Może się okazać, że znów będziesz przez to przechodził. Zastanów się, czy masz na to dość sił…

Był mocno zszokowany i przerażony

Prawie każdy mężczyzna na jego miejscu by się wycofał. No może nie od razu, bo nie wypada, ale za jakiś czas. I właśnie na taki scenariusz byłam przygotowana. Lecz on podjął to wyzwanie! I nie wahał się ani przez moment, bo jak powiedział – kocha mnie i nie pozwoli na to, bym właśnie w takim momencie została sama. I rzeczywiście – był przy mnie. Zamieszkaliśmy razem.

W przeddzień operacji Rafał zawiózł mnie do szpitala. Do tego samego, do którego nie tak dawno woził Malwinę. Tam musiał się zmierzyć nie tylko ze strachem o ukochaną osobę. Pierwsze stresujące zdarzenie miało miejsce tuż po wejściu na onkologię. Stałam w kolejce do rejestracji, a Rafał pod oknem, w ręku trzymał torbę z moimi rzeczami. Niespodziewanie podeszła do niego jakaś kobieta i powiedziała:

– Dzień dobry, jak dobrze pana widzieć, co słychać u Malwiny? Przywiózł ją pan na badania kontrolne?

Zdrętwiałam, bo sytuacja była bardzo niezręczna. Rafał jednak spokojnie odpowiedział, że Malwina nie żyje. Podziwiałam go za ten spokój… Gdy następnego dnia mnie operowali, siedział pod blokiem operacyjnym, a potem codziennie mnie odwiedzał. Opiekował się wtedy nie tylko mną, ale też paniami, które leżały na mojej sali. Robił za posłańca – chodził do kiosku, kupował prasę, napoje. Wszystko o co poprosiły.

Następne tygodnie były koszmarem oczekiwania na wynik. Podjęłam decyzję, że jeśli guzek okaże się złośliwy, odejdę od Rafała. Samej będzie mi o wiele trudniej, ale nie mogę być egoistką. Przekonałam się, że jest człowiekiem wyjątkowym, który zasługuje na miłość, jak nikt na świecie. Nie przestraszył się bólu kolejnego odejścia. Mógł uciec, żeby nie przeżywać śmierci partnerki raz jeszcze albo zostać i walczyć, być z nią.

Nie mogłam go obciążać kolejną traumą

Opowiadał mi kiedyś, że będąc z ciężko chorą Malwiną, przez dwa lata robił wszystko, co łączyło się z najbardziej intymną obsługą, której wymaga osoba w ciężkim stanie. Robił to w sposób naturalny, bo chciał jej pomóc. Za mocno go kochałam, żeby znów go na to narażać.

Los okazał się jednak łaskawy. Tym razem to nie był rak. To była nasza wspólna nagroda za poświęcenie. Pamiętam dzień, kiedy musiałam się stawić u lekarza prowadzącego, który miał już moje wyniki badań. Gdy rozpromieniona wyszłam z gabinetu, Rafał podniósł mnie do góry, zakręcił wokół siebie i powiedział:

– Jesteś moim prezentem od życia. Będę go odpakowywać każdego dnia, by odkrywać kolejną niespodziankę.

Wkrótce wzięliśmy ślub. Zimą, w rocznicę „naszego” kuligu. Wesele odbyło się w zajeździe na Mazurach, w samym środku puszczy. Oczywiście odbył się też kulig. Jesteśmy zgraną, świetnie rozumiejącą się parą, idealnym małżeństwem. Jeździmy razem na rowerowe wycieczki, chodzimy na spacery. Staramy się spędzać ze sobą każdą chwilę, żeby nie tracić ani sekundy na rozłąkę. Być może dlatego, że otarliśmy się o śmierć.

Ktoś miał na nas plan

Rafał na stałe zaczął pracować ze mną w fundacji. Występuje też, jak dawniej, w charytatywnych lalkowych teatrzykach dla dzieci, ale nie tylko – pomaga również w innych akcjach organizowanych przez fundację. Jest bardzo aktywny.

Cieszymy się każdą spędzoną wspólnie chwilą. Rafał we wszystkim mnie wspiera, mobilizuje do działania i podtrzymuje na duchu, gdy zaczynam bać się przyszłości. Czasem bowiem nachodzą mnie czarne myśli. Pytam go wtedy przestraszona:

– Co będzie, gdy choroba wróci?

Ukochany mąż przytula mnie wtedy mocno do siebie i zapewnia:

– Wszystko będzie dobrze.

Powtarza też swoją teorię o planie, który ktoś na górze miał wobec nas. Dał nam obojgu nowe życie nie po to, by je zabrać. Dość już lęków i łez. Przeszliśmy przez piekło, a teraz przyszedł czas na spokojne życie. 

Czytaj także:
„Przyjaciółka postanowiła mnie zeswatać z kolegą swojego faceta. Przeżyłam szok, gdy na randkę przyszedł... mój były”
„Matka mojej ukochanej niszczy nam życie. Ciągle wydzwania i chce, żeby córka była na każde zawołanie jak służąca”
„Córka była zazdrosna, że wnuczka chętniej spędza czas ze mną niż z nią. Byłem świetnym dziadkiem, a ona to psuła”

Redakcja poleca

REKLAMA