„Nasz idealny ślub był zaplanowany od deski do deski, a ten drań zażądał rozwodu już rok po przysiędze. To mnie załamało”

kobieta myśli o rozwodzie fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Znalazłam piękną suknię, w której wyglądałam jak księżniczka. Obie mamy, które zabrałam na przymiarkę, popłakały się ze wzruszenia. Trzy razy szłam na próbny makijaż i fryzurę, by mieć pewność, że będę wyglądać tak, jak powinnam. Kiedy nadszedł wielki dzień, wszystko było dopięte na ostatni guzik i przebiegło bez najmniejszych zakłóceń”.
/ 30.06.2023 13:15
kobieta myśli o rozwodzie fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Przygotowywałam się do tego dnia trzy lata. Choć właściwie mogłabym powiedzieć, że całe życie. My, dziewczynki, już tak jesteśmy wychowywane. W nadziei na to, że włożymy białą suknię i że to będzie najpiękniejszy dzień naszego życia. Szkoda, że nie mówi się nam, iż to tylko  pierwszy z całej kolumny dni, które już takie piękne nie będą…

Poznaliśmy się z Irkiem na studiach

Mieliśmy wspólne tematy do rozmów, podobne podejście do przyszłego zawodu, podobaliśmy się sobie… Zaczęliśmy się spotykać, potem oficjalnie staliśmy się parą, w końcu razem zamieszkaliśmy. Irek był dla mnie tym jedynym i wierzyłam, że on czuje to samo w stosunku do mnie.

Układaliśmy swoje życie razem, powoli zaczynaliśmy planować wspólną przyszłość.  Gdy Irek poprosił mnie o rękę, miałam oczy pełne łez. To była magiczna chwila… Byliśmy w restauracji, w pewnym momencie kelner przyniósł talerz ze srebrną pokrywą. W tle rozległ się dźwięk skrzypiec. Irek uklęknął przede mną i zapytał, czy zostanę jego żoną. Bukiet czerwonych róż, który od niego dostałam, ledwie zmieścił się do taksówki.

– Dzieci kochane, nareszcie! – cieszył się tata.

– Szczęścia, szczęścia i jeszcze raz szczęścia! – powtarzała mama, która odkąd poznała Irka, widziała w nim swojego zięcia.

Nie spieszyliśmy się ze ślubem. To miał być najpiękniejszy dzień naszego życia, więc zamierzałam dopracować go w każdym calu. Datę wyznaczyliśmy na blisko trzy lata po zaręczynach. Musieliśmy zebrać pieniądze, bo nie chcieliśmy korzystać z pomocy rodziców.

Uzbrojona w prenumeratę magazynów ślubnych, śledziłam trendy, żeby być na bieżąco z tym, co się dzieje w branży.

Sprawdzałam, czytałam, pilnowałam, zapisywałam...

To było jak przygotowywanie się do wojny. Wojny błyskawicznej, bo trwającej niecałe dwadzieścia cztery godziny, ale za to totalnej. Wszystko musiało być idealne. Dopasowywałam serwetki pod kolor butów i kwiaty do przewodniego motywu. Irek nie bardzo włączał się w te misterne przygotowywania.

To znaczy, jak każdy facet chciał wiedzieć, gdzie będzie się bawił, co będzie jadł, i zastanawiał się, ile kupić alkoholu. Jednak cała reszta detali była na mojej głowie, ale ponieważ ja naprawdę to lubiłam, a on akceptował moje wybory, więc oboje byliśmy zadowoleni.

Znalazłam piękną suknię, w której wyglądałam jak księżniczka. Obie mamy, które zabrałam na przymiarkę, popłakały się ze wzruszenia. Trzy razy szłam na próbny makijaż i fryzurę, by mieć pewność, że będę wyglądać tak, jak powinnam. Kiedy nadszedł wielki dzień, wszystko było dopięte na ostatni guzik i przebiegło bez najmniejszych zakłóceń. Ceremonia była piękna, wesele bajeczne, goście bawili się do białego rana…

Nie sądziłam tylko, że niecały rok później będę mieć w sądzie sprawę o rozwód.

– Przepraszam, Gosiu, ale nie umiem tak żyć. Duszę się – Irek wyglądał na przybitego faktem, że musi mi to oznajmić, ale nie tym, że po sześciu latach związku odkrył, iż przestał mnie kochać. Po prostu.

Wszystko wygasło. Miłość znikła

Zapewniał, że nie chodzi o inną kobietę.

– Nie zdradzałem cię i nie zdradzam. Nie w tym rzecz. Przepraszam, ale nie potrafię być z tobą, wiedząc, że już cię nie kocham. Nie jestem w stanie.

Takie po prostu... Rok po ślubie, który planowałam trzy lata, zostałam rozwódką. Czułam się dziwnie. Jakbym poruszała się we mgle, jakby nagle wrzucono mnie do wielkiego, obcego miasta, w którym kazano mi żyć, wypełniać dziwne zadania… Nie mogłam się pozbierać.

Miałam wrażenie, że widzę ironiczne uśmiechy na każdej mijanej twarzy. Patrzcie, to ta kretynka, co trzy lata planowała ślub, a nawet rok nie była żoną!

Dużo czasu zabrało mi otworzenie się na nowy związek

Bo to przecież bez sensu. Znowu dam całą siebie, a ktoś zdepcze mnie w kilka minut. Nie miałam ochoty na żadne randki, tym bardziej w ciemno, które proponowali mi znajomi i rodzina. Wzruszałam ramionami, gdy mama mówiła, że jej znajoma ma takiego miłego bratanka…

Na moje szczęście życie lubi zaskakiwać. Nie chciałam się z nikim wiązać, ale podczas pracy nad nowym projektem poznałam Mikołaja. I nagle… jakby trafił we mnie piorun. Nie mogliśmy oderwać od siebie oczu. Czy to ta mityczna miłość od pierwszego wejrzenia? A może raczej erotyczny pociąg od pierwszego uśmiechu?

Trzymaliśmy się z dala od siebie, póki trwał projekt. To byłoby nieprofesjonalne i źle bym się czuła, gdybym spotykała się poza pracą z jednym ze współpracowników, ale kiedy tylko zamknęliśmy projekt…

Wylądowaliśmy najpierw w łóżku, potem na randce

Jednej, drugiej, dziesiątej… Mikołaj pracował w innym mieście, ale mimo to utrzymywaliśmy ze sobą stały kontakt. Spędzaliśmy ze sobą weekendy i święta, braliśmy urlop w tym samym czasie i razem gdzieś wyjeżdżaliśmy. To była zupełnie inna chemia niż z Irkiem, choć starałam się ich ze sobą nie porównywać. Inny facet, inny etap w moim życiu, inna ja.

Nie byłam już tamtą naiwną panienką, która czekała na wymarzony dzień, bo wiedziałam doskonale, co liczy się naprawdę. To, co będzie potem. Każdy kolejny dzień małżeństwa liczył się sto razy bardziej niż sam dzień ślubu.

I teraz, gdy przejrzałam na oczy, widziałam to bardzo dobrze. Bo każdy dzień spędzony z Mikołajem pokazywał mi, jak mocno można angażować się w związek, a nie tylko w nim „być”. Mikołaj też był po rozwodzie, więc tym bardziej doceniał fakt, że ma obok siebie kogoś, kto chce z nim stworzyć coś solidnego, szczerego, na długo.

– Mam dość tych dojazdów – oświadczył którejś leniwej niedzieli, gdy jedliśmy śniadanie.

– Ja też. Niedługo będę musiała się zbierać, by dotrzeć do domu o ludzkiej godzinie i przygotować się na jutro do pracy.

– Właśnie. Marnujemy mnóstwo czasu w drodze.

– No ale co poradzisz…

Zamieszkajmy razem. Przeprowadź się do mnie albo ja znajdę pracę u ciebie.

To nie tak, że czekałam na tę deklarację

Raczej oboje dojrzeliśmy to podjęcia takiej decyzji. Znalazłam pracę u niego w mieście. Lepiej płatną, dającą większą satysfakcję, jakby pode mnie skrojoną. Znak od losu? A jeśli znów się nie uda…?

Miesiąc po przeprowadzce Mikołaj poprosił mnie o rękę. Nie przygotował tego, nie zaplanował. Leżeliśmy już w łóżku, przytulając się, całując, a on nagle spytał:

– Wyjdziesz za mnie?

– A nie boisz się powtórki z rozrywki? – zawahałam się. – Raz już nam nie wyszło.

– Ale nie ze sobą. Poza tym teraz jesteśmy mądrzejsi. Już nie popełnimy tych samych błędów, mam nadzieję. Kocham cię i pragnę, chcę z tobą być, chcę nałożyć ci obrączkę na palec, żeby cały świat widział, że do siebie należymy. I chcę to mieć na piśmie.

– Dużo chcesz… – uśmiechnęłam się. – Okej, zróbmy to! Pobierzmy się. Choć dziwnie będzie zapraszać ludzi na drugie wesele…

– A musimy? To znaczy, czy musimy robić wesele? Weźmy ślub minimalistyczny, tylko my i świadkowie. Zróbmy to inaczej niż za pierwszym razem, bez tego całego szumu.

Zakochałam się w tym pomyśle

Zrobić na odwrót niż za pierwszym razem. Bez fety, bez dopracowywania miliona detali. Skupiając się na nas i na tym, co robimy – bierzemy ślub, chcemy być razem, budujemy związek, tworzymy małżeństwo.

Musieliśmy poczekać miesiąc, bo wtedy był pierwszy wolny termin w urzędzie. Mieliśmy czas, by znaleźć okazyjną wycieczkę na podróż poślubną. Padło na Santorini. Poza świadkami nikomu nic nie powiedzieliśmy. Niech mają niespodziankę.

Zaraz po podpisaniu dokumentów popędziliśmy na lotnisko. Jeszcze przed odprawą zrobiliśmy zdjęcie naszych dłoni z obrączkami i wysłaliśmy do naszych bliskich. A potem wyłączyliśmy komórki. Pierwszy posiłek jako małżeństwo zjedliśmy w samolocie, tam też wznieśliśmy pierwszy toast tanim szampanem. Nigdy nic nie smakowało mi bardziej…

Wkrótce będziemy obchodzić dziesiątą rocznicę. Dziesięć lat temu wyszłam za wspaniałego faceta, który kocha mnie do dziś, i to jeszcze mocniej. Nasz ślub był robiony na wariata, ale nie zmieniłabym w nim żadnego szczegółu. To naprawdę jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia.

Kolejne następowały po sobie dość szybko. Dwie kreski na teście ciążowym, pierwsze momenty z Elizą, potem kolejne dwie kreski i narodziny Alicji. Zdarzają się łzy, kłótnie, ale więcej jest w moim życiu dobrych chwil. I wcale nie musimy planować ich co do sekundy. Może w tym tkwi sekret szczęścia? Dać się ponieść emocjom, oddać lejce losowi…

Czytaj także:
„Cała moja rodzina przeżyła koszmar, kiedy dowiedzieliśmy się, że mój brat ma stanąć przed sądem, mimo że był niewinny”
„Byłam przekonana, że tata całe życie mnie wspiera. Dopiero obca kobieta pomogła mi odkryć bolesną prawdę”
„Po wypadku nie pamiętałem, kim jestem. Żona i córka były dla mnie jak obce. Niestety, okazało się, że to nie wina amnezji”

Redakcja poleca

REKLAMA