„Nasłałam policję na własnego brata. Miałam dość tego, że notorycznie wsiada po alkoholu za kierownicę”

kobieta, która dzwoni po policję fot. Adobe Stock, PheelingsMedia
Twierdził, że się czepiam, bo 2 piwka czy malutka wódeczka nie mają wpływu na umysł. Nie miałam pojęcia, jak do niego dotrzeć. Gdy opowiadałam mu o wypadkach z udziałem pijanych kierowców, był oburzony. – Żartujesz! Tamten facet był pijany jak bela. Ja w takim stanie nigdy nie wsiadam do samochodu!
/ 18.06.2021 09:57
kobieta, która dzwoni po policję fot. Adobe Stock, PheelingsMedia

Wczoraj miałam urodziny. Musiałam postawić szampana, podać drinki. Adam wypił najwięcej ze wszystkich. Byłam pewna, że do domu wróci taksówką, tak samo jak inni goście. Uparł się jednak, żeby usiąść za kierownicą. Nic do niego nie docierało... Dzisiaj bladym świtem zadzwonił do mnie. Aż gotował się ze złości.

– Powiedz, siostra, że to nie ty!
– Co nie ja? – wymamrotałam, bo byłam jeszcze zaspana.
– Że to nie ty zadzwoniłaś wczoraj na policję! – wyjaśnił. Od razu oprzytomniałam.
– Ja – przyznałam.
– Nie wierzę, naprawdę nie wierzę…
– Przecież uprzedzałam, że to zrobię.
– Zwariowałaś? Myślałem, że żartujesz! Wiesz, czym to się skończyło? Zgarnęli mnie do izby wytrzeźwień i zabrali prawo jazdy! Jak ja teraz będę pracował? Pomyślałaś o tym, kiedy wybierałaś numer 112?
– Adam, sam jesteś sobie winien. Gdybyś mnie posłuchał… – zaczęłam tłumaczyć, ale nie pozwolił mi dokończyć.
– Wiesz, kim jesteś? Wredną s***! Nie chcę cię więcej widzieć na oczy! Zapamiętaj to sobie! – wrzasnął i się rozłączył.

Po rozmowie z Adamem zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam w kuchni

Przypomniał mi się wczorajszy wieczór. Rozmawialiśmy, jedliśmy, sporo wypiliśmy. Gdy przyjęcie dobiegło końca, wszyscy goście wezwali taksówki. A dokładniej prawie wszyscy, bo Adam uparł się, że wróci do domu samochodem. Próbowałam go przekonać, by zostawił auto pod moim blokiem, ale nie chciał o tym słyszeć.

– Mogę prowadzić – bełkotał.
– Nie możesz! Bądź rozsądny – prosiłam.

Chciałam zabrać mu kluczyki, ale schował je do kieszeni.

– Jestem i dlatego pojadę własnym samochodem. Nie będę tłukł się jutro przez całe miasto, by go odebrać. Nie mam na to czasu.– Ruszył w stronę drzwi. – Nie martw się, siostra, czuję się świetnie – dodał.
– Ostrzegam cię, jeśli mnie nie posłuchasz, zawiadomię policję!
– A zawiadamiaj sobie, proszę bardzo – zachichotał i wyszedł z mieszkania.

Przez okno widziałam, jak chwiejnym krokiem zmierza na parking. Gdy wsiadł do auta, chwyciłam za telefon. Czułam, że jeśli tego nie zrobię, dojdzie do tragedii.

Choć szedł na miękkich na nogach, twierdził, że jest trzeźwy

Nieraz zastanawiałam się, dlaczego mój brat zachowuje się w ten sposób. Zawsze był przecież taki odpowiedzialny i poukładany. Gdy byłam mała, bronił mnie przed dzieciakami, kiedy podrosłam, wybijał mi z głowy głupie pomysły. Nie chciał, żebym wpakowała się w jakieś kłopoty. To dzięki niemu trzymałam się z dala od narkotyków i alkoholu, skończyłam studia, znalazłam świetną pracę. Rodzice dużo pracowali i nie poświęcali mi zbyt wiele uwagi. Tylko Adam zawsze miał dla mnie czas. To się nie zmieniło, gdy wyprowadził się z domu.

Wystarczyło, że zadzwoniłam i powiedziałam, że potrzebuję jego pomocy, a już pędził na ratunek. Był najlepszym starszym bratem pod słońcem. Nie pamiętam dokładnie, kiedy zorientowałam się, że Adam prowadzi po alkoholu. Chyba jakiś rok temu, gdy przypadkowo spotkałam go na ulicy. Wychodził z restauracji w towarzystwie kolegów z firmy. Zauważyłam, że jest po kilku głębszych.

– A co to, balujesz w środku tygodnia? – zapytałam zaskoczona.
– Wiem, że to nie w moim stylu, ale musiałem. Udało nam się podpisać znakomity kontrakt. Właśnie byliśmy to uczcić – odparł z dumą. – Pogratulujesz mi?
– No pewnie, gratuluję! Zawołać ci taksówkę? Bo do autobusu to raczej się nie nadajesz – uśmiechnęłam się.
– Nie trzeba. Wrócę samochodem – wyjął kluczyki i zaczął rozglądać się po parkingu w poszukiwaniu swojego auta.
– Chyba sobie żartujesz?! Przecież sporo wypiłeś – oburzyłam się.
– Eee tam sporo, jedną malutką wódeczkę, no, może dwie. Nawet nic nie poczułem – machnął ręką. – O, jest mój wóz…
– Ale…
– Żadnego ale, siostrzyczko. Dziękuję za troskę, ale jestem dorosły. Wiem, co robię – stwierdził i zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, otworzył drzwiczki, usadowił się za kierownicą i odjechał.

Łudziłam się, że to jednorazowy wyskok, chwilowe zaćmienie umysłu

Przecież Adam był zawsze taki rozsądny. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, że siadając po pijanemu za kierownicą, może stracić prawo jazdy lub, co gorsze, spowodować wypadek. A wtedy czekałyby go poważne kłopoty. W pierwszym przypadku straciłby pracę, bo przedstawiciel handlowy musi jeździć samochodem. W drugim – sprawa karna. I to zakładając, że nikomu nic poważnego by się nie stało. A gdyby się stało?

Niestety, brat zdawał się o tym nie myśleć. Pił na imprezach czy rodzinnych spotkaniach, a potem wsiadał do samochodu. Kiedy próbowałam protestować, tłumaczyć, że to głupota, że może zdarzyć się nieszczęście, potwornie się denerwował. Twierdził, że się czepiam, bo dwa piwka czy malutka wódeczka nie mają żadnego wpływu na kierowcę. Przecież nieraz prowadził po drinku i nic złego się nie stało.

– Nie martw się, siostrzyczko, jestem dobrym człowiekiem. Bóg nad takimi czuwa. Nic złego się nie stanie – uspokajał mnie.

Czułam się bezsilna. Nie miałam pojęcia, jak do niego dotrzeć. Nadzieja pojawiła się pół roku temu. Wszystkie media pokazywały wtedy przez cały dzień relację z tragicznego wypadku na południu kraju. Pijany mężczyzna stracił panowanie nad kierownicą i zabił na pasach matkę z dwójką dzieci. Gdy to obejrzałam, bardzo się zdenerwowałam i natychmiast zadzwoniłam do brata.

– Włącz telewizor – powiedziałam. – Pokazują straszny wypadek.
– Widziałem. Koszmarna tragedia. Gdybym dorwał bandytę, który to zrobił, tobym mu nogi z d*** powyrywał. Mam nadzieję, że do końca życia nie wyjdzie z kryminału – odparł oburzony.
– A wiesz, że to mogłeś być ty? Też pijany wsiadasz za kierownicę! – wypaliłam.

Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Miałam nadzieję, że brat wreszcie przejrzał na oczy, zrozumiał, że postępuje źle. Zaraz zrobi rachunek sumienia i obieca, że nigdy więcej… Nic z tego!

– Chyba żartujesz! Tamten facet był pijany jak bela. Ja w takim stanie nigdy nie wsiadam do samochodu. Nie jestem idiotą! – odparł urażonym głosem.

Ręce mi opadły. Nie potrafiłam zrozumieć, jakim cudem brat nie dostrzega, że w niczym nie różni się od tamtego mężczyzny. Że on także pewnie lekceważył zagrożenie. Wierzył, że alkohol mu nie zaszkodził, że dojedzie do celu szczęśliwie. Głęboko przeżyłam ten wypadek. Obiecałam sobie wtedy, że nigdy nie poczęstuję brata alkoholem. Gdy mnie odwiedzał, stawiałam przed nim tylko filiżankę z herbatą lub kawą. Gdy domagał się czegoś mocniejszego, kategorycznie odmawiałam. Nie kłamałam, że mam pusty barek i zapomniałam pójść do sklepu. Mówiłam wprost, że nie chcę go mieć na sumieniu.

Przejechał zaledwie trzysta metrów, potem zatrzymała go policja

Dotrzymywałam danego sobie słowa. Aż do wczoraj. Przecież to były moje urodziny. Musiałam postawić szampana, poczęstować gości drinkami. Adam wypił najwięcej ze wszystkich. Łudziłam się, że tym razem, podobnie jak pozostali, wróci do domu taksówką. Przecież ledwie trzymał się na nogach. Ale on po raz kolejny uznał, że jest trzeźwy. Schował kluczyki do kieszeni i pomachał mi na pożegnanie. Stałam w oknie i patrzyłam jak chwiejnym krokiem idzie w stronę parkingu.

Padał deszcz ze śniegiem, było ślisko. Nie zastanawiałam się ani sekundy dłużej. Wzięłam ze stołu telefon, zadzwoniłam na policję i powiedziałam:

Za chwilę spod mojego domu wyruszy samochód z pijanym kierowcą.

Podałam swój adres, markę samochodu, numer rejestracyjny i kierunek, w którym pojedzie Adam. Słyszałam, jak policjant natychmiast wysyła patrol. Brat ruszył, ale wiedziałam, że nie ujedzie daleko… To, co stało się później, już wiecie. Adama zatrzymali trzysta metrów od mojego bloku. Stracił prawo jazdy. Jeszcze nie wiadomo, na jak długo, bo o tym zdecyduje sąd. Myślę jednak, że na dwa lata. To dlatego jest na mnie taki wściekły.

Pewnie wydzwania teraz po rodzinie i opowiada, jaka to jestem wredna. A niech sobie wydzwania. Nie mam wyrzutów sumienia. Nie zrobiłam tego złośliwe, po to, by mu dopiec czy skomplikować życie. Postąpiłam tak, bo chciałam go ochronić! Przecież jest moim bratem, najlepszym na świecie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym go stracić. Dlatego wolę już, żeby mnie oczerniał, a nawet znienawidził, niż leżał w grobie lub siedział w więzieniu. Rzeczywiście, do tej pory miał szczęście, bo być może ktoś nad nim czuwał. Ale myślę, że wcześniej czy później jego anioł stróż, czy nawet sam Bóg, straciłby cierpliwość.

Czytaj także:
Oświadczyłam się mojemu chłopakowi. Wszystko przez ciotkę, która miała 3 mężów
Mama zmarła, gdy miałam 4 latka. Tata kłamał, że nie mam innej rodziny
Syn mojego faceta specjalnie prowokuje awantury, żeby nas skłócić

Redakcja poleca

REKLAMA