Nasze trzy rodziny przyjaźnią się od trzydziestu lat, od czasu, gdy sprowadziliśmy się do tego domu. Był nowego wówczas typu, już nie dom jednorodzinny, ale jeszcze nie blok mieszkalny. W jednej klatce schodowej są tylko trzy mieszkania, po jednym na piętrze.
Pod domem jest duży ogródek, który przynależy do nas wszystkich. Mieliśmy szczęście, że dobraliśmy się charakterami, dynamiką i (co tu kryć) poziomem wykształcenia. Inni na osiedlu nie mieli takiego farta i między sąsiadami dochodziło do kłótni o sposób wykorzystania ogródka lub też niecne zamiary zaanektowania go tylko dla rodziny, która mieszka na parterze.
Jak wspomniałam, nasze trzy rodziny to ominęło.
Przez te trzydzieści lat niemal wspólnie wychowywaliśmy nasze dzieci, jeździliśmy na wakacje, na wyprawy na grzyby. Ale, naturalnie, z racji płci i tematów do dyskusji, panowie trzymali się raczej w swoim kółku, a my, kobitki, w swoim.
To, zdarzyło się rok temu…
Tamtego dnia nasi mężowie wyszli na mecz piłkarski, a my postanowiłyśmy zrobić sobie babski wieczorny piknik. Znalazła się na nim dietetyczna sałata po grecku, grillowane warzywa i słabe piwa o owocowym smaku.
Kiedy z Halinką otwierałam pierwsze puszki, Irena dopiero schodziła z góry. Po jej ciężkim kroku i niezbyt uszczęśliwionej minie wywnioskowałyśmy, że nie czuje się zbyt dobrze.
– Ej, co ci jest? – zatroskałam się natychmiast. – Przeziębienie?
– Nie, Stefan – odparła ponuro. – Mam już go dosyć. Głupi kogut.
– Zdradza cię! – oburzyła się Halinka.
– Niestety, tak dobrze nie jest
Popatrzyłyśmy na siebie z Halinką zdumione. Dziwna odpowiedź w ustach kobiety, która od lat nieustannie kocha swego męża.
– Więc co jest grane? – Halina przysunęła się bliżej krzesła, na którym usiadła Ircia.
Nasza przyjaciółka westchnęła ciężko.
– Początkowo było to nawet ekscytujące, poczułam się jak za dawnych młodych lat… – uśmiechnęła się lekko, a potem spoważniała. – Ale teraz to już zakrawa na chorobę.
– Weź ty zacznij od początku – też usiadłam i podałam jej piwo. – Bo ja nic nie rozumiem.
Akurat to stwierdzenie nie do końca było prawdą, ale nie mogłam uwierzyć, że Stefan też! Musiałam to usłyszeć na własne uszy.
Czy oni powariowali?!
– No, wiecie, nie jesteśmy już tacy młodzi, co wyłazi najbardziej w „tych” sprawach. Pewnie wasi też czasem mają w nocy kłopoty. Stefan… no, on już dwa lata temu przestał się w nocy sprawdzać. Szybko tracił wigor i nie potrafił skończyć tego, co zaczął. Chłopina się starał, ale jak to mówiła moja mama: „Musisz być córeczko przygotowana na dzień, kiedy odkryjesz starą ludową prawdę, że dłużej dołka niż kołka”. Pamiętam, że wtedy strasznie mnie to rozśmieszyło i zawstydziło. No i właśnie dwa lata temu, akurat po tej hucznej imprezie, gdy ja obchodziłem pięćdziesiątkę, a ślubny pięćdziesiąt pięć, pomyślałam, że właśnie ten czas nadszedł.
Zerknęłam na Halinkę. Ona też słuchała z zapartym tchem.
– Nie powiem, żebym była z tego powodu smutna – ciągnęła Irena. – Jak wiecie, kocham Stefana, ale nigdy nie ceniłam jego łóżkowej fantazji. Na szczęście jest na tyle rozgarnięty, że zawsze zdawał sobie sprawę, że na udany seks nie składa się tylko jego satysfakcja, ale i moja… No i wyobraźcie sobie, że pewnej nocy, ze dwa miesiące temu, Stefan wypachnił się, wygolił, a ja już wiedziałam, że znowu niczego nie dokończy, i nie będę mogła usnąć do rana. A tu zaskoczenie, facet w pełnej gotowości! W pewnym momencie zadałam sobie w duchu pytanie, czy nadal jestem w łóżku z moim mężem, czy też z jego o dwadzieścia lat młodszą kopią? Fakt, było to szalenie przyjemne.
– Nie skończyło się na jednym razie? – spytała rzeczowo Halinka.
– Gdzie tam! Dopiero przy czwartym powiedziałam, że jeśli chodzi o mnie, to jestem zaspokojona na najbliższe sto lat. Cały następny dzień Stefan chodził dumny jak paw, jakby w pojedynkę wygrał drugą wojnę światową. Mało tego, pojechaliśmy na zakupy, żeby kupić mi sukienkę. I wyobraźcie sobie, że tak jak przed trzydziestu laty wziął mnie w przymierzalni. To była ostra jazda bez trzymanki, taki był napalony! Ledwo wróciliśmy do domu, powtórzył to na stole, pół godziny później dopadł mnie na sofie w saloniku. Ja nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłam.
To Stefan namówił resztę chłopaków
– Wczoraj też to z tobą robił?
– Robimy to codziennie od dwóch miesięcy. Kiedy go spytałam, co go napadło, stwierdził tylko z tym swoim męskim uśmiechem, że po prostu odmłodniał, ot tak – ciężko westchnęła. – Ja mam już tego dość.
Zapadła cisza. Ja i Halinka popatrzyłyśmy po sobie. Coś w jej oczach powiedziało mi, że Irka nie jest sama w swoim kłopocie z mężem.
– No to mamy problem – powiedziałam powoli. – Mój zachowuje się podobnie, choć może nie w takiej skali. I też od dwóch miesięcy.
– Jakby się zmówili. Trzej muszkieterowie… – dodała Halinka. – Coś tu śmierdzi. Kiedyś to nawet sobie marzyłam, żeby mój Olek był znowu taki jurny jak na początku naszej znajomości. Ale teraz w moim domu wieje grozą. Ale to ciekawe… – zastanowiła się. – Za każdym razem, gdy idziemy do łóżka, on coś łyka przed snem. Pytałam go nawet, co to, powiedział, że na rozrzedzenie krwi. Nie od dziś ma kłopoty z sercem, więc uwierzyłam. Ale potem dostawał właśnie tej chcicy…
Popatrzyłyśmy po sobie. Wbrew temu, co sądzą panowie, kobiety nie są takie głupie i potrafią dodać dwa do dwóch. Skoro trzech facetów nagle dostaje wigoru i zamęcza swoje żony, to musi być tego jakaś przyczyna.
Zjadłyśmy szybko naszą sałatkę i grillowane warzywa, a potem poszłyśmy każda do swojego mieszkania na przeszukanie. Pół godziny później spotkałyśmy się w saloniku Irki. Halinka położyła pudełko na stole i powiedziała:
– Znalazłam w śmieciach.
Ja położyłam obok takie samo pudełko, w połowie tylko opróżnione z małych niebieskich pastylek.
– Andrzej trzyma je w pudełku na spinki do mankietów – powiedziałam. – Sprytnie. Zazwyczaj tam nie zaglądam, bo i po co…
– I co teraz? – spytała Irka.
– To, co konieczne – powiedziałam. – Przecież każdy głupi wie, że od tych tabletek można dostać zawału. Albo co gorszego. Ja jeszcze nie jestem gotowa, by zostać wdową.
Nie wiedziałam, co powinnyśmy zrobić
Ale co tu ustalać, gdy nasi mężowie poczuli, że mogą sobie zafundować drugą młodość? Rada w radę doszłyśmy do wniosku, że nie ma ogólnej recepty na męską głupotę i każda powinna rozwiązać ten problem, dostosowując odpowiednie środki do danego egzemplarza męża.
Kiedy panowie wrócili rozbawieni z meczu, każdy w swoim domu stanął naprzeciwko furii. Chyba po raz pierwszy nasz dom rozbrzmiewał krzykami i kłótniami słyszalnymi pewnie w całej okolicy.
Okazało się, że pomysłodawcą „powrotu do młodości” był Stefan, który miał już dosyć porażek w łóżku.
To on po przeżytym sukcesie z żoną namówił przyjaciół, by poszli w jego ślady.
Nie opierali się zbytnio, bo przecież który chłop nie lubi seksu.
Na szczęście mój Andrzej zrozumiał, że zabawa w młodość może być groźna. Po długiej rozmowie postąpiliśmy, jak należało zrobić to od początku. Poszliśmy do lekarza i ten – po obejrzeniu wyników naszych badań stwierdził – że dwa razy w miesiącu możemy pozwolić sobie na odrobinę błękitnego szaleństwa. Ja byłam za!
Halinka natomiast poszła na ostro i oświadczyła, że jej mąż musi wybrać pomiędzy nią a pigułkami. Ona zawsze potrafiła ustawić swojego do pionu w ważnych domowych sprawach. Jedynie Ircia nie doszła ze swoim do porozumienia.
Dwa miesiące temu nasi chłopcy znowu pobiegli na mecz, a my obsiadłyśmy ekologiczno-dietetycznego grilla. Nigdy nie przypuszczałam, że stare narzekanie na naszych nie do końca sprawnych mężów może być takie przyjemne…
Cóż, młodości nie da się przywrócić
Czasami nasze ciało może i szwankuje. Czasami nie jesteśmy zadowoleni, bo chcielibyśmy więcej, pełniej i szybciej.
W końcu jednak człowiek przekonuje się, że ważniejszy jest duch, który napędza nas do codziennego działania. I jeśli ten duch nie rezygnuje z uroków życia, a z naszych oczu nie wyziera zrezygnowanie i obojętność, to znaczy, że nadal jesteśmy młodzi. Choć trochę inaczej.
Czytaj także:
„Mąż odmłodniał, gdy zaczął pracę na uczelni, a ja pękałam z zazdrości. Bałam się, że jakaś studentka mi go zabierze”
„Myślałam, że zięć to rycerz na białym koniu, który uratował moją córeczkę. Okazałam mu zaufanie, a on wytarł nim tyłek”
„Po 6 latach męczarni, zaszłam w ciążę. Jeden koszmar przerodził się w drugi. Diagnoza synka powaliła mnie na kolana”