Przez ostatnie dwa lata to ja – tylko ja! – zajmowałam się organizacją naszego ślubu. Co w tym czasie robił mój ukochany? Zazwyczaj załatwiał jakieś inne, niezwykle ważne sprawy i nie miał czasu na wybieranie odcieni serwetek czy decydowanie o rozmiarach kwiatowych kompozycji. Taki już był, nic na to nie mogłam poradzić.
Wszystko było na mojej głowie
Pozostawało mi się z tym pogodzić albo szukać kogoś bardziej idealnego. Super pomysł, ale powodzenia w poszukiwaniach. No nic, najważniejsze że darzyliśmy się jako taką miłością. No i snuliśmy plany o wspólnej przyszłości, podróżach i dzieciach. „Za dziesięć lat i tak nikt nie będzie pamiętał, czy wybrałam gładkie, czy wzorzyste obrusy na weselne stoły” – myślałam, wertując internet w poszukiwaniu idealnych dodatków weselnych.
O wiele ważniejsze, by po dziesięciu latach mąż wciąż patrzył na mnie z uczuciem… Tymczasem mój Romeo wpatrywał się namiętnie w ekran komputera, mrucząc coś o pracy. Wiecznie pracował. Bez przerwy stukał w klawisze, wysyłając wiadomości do kolegów z firmy, przełożonych i klientów.
– Wybacz, ale nie dam rady – tłumaczył. – Wiesz że muszę odłożyć pieniądze na naszą ceremonię i podróż poślubną. Idź beze mnie – powtarzał za każdym razem, gdy namawiałam go na wyjście do kina, teatru czy dokądkolwiek indziej.
Zwykle udawało mi się wyciągnąć na miasto którąś z moich koleżanek, ale odkąd jedna została mamą bliźniaków, a druga ogłosiła kolejną radosną nowinę, coraz częściej wychodziłam… z kolegą z biura. Patryk nie był o niego zazdrosny, bo przeczuwał, że z Krzyśkiem nic mnie nie łączy, poza tym urodą nie grzeszył.
Był wspaniałym przyjacielem
Krzyś w gruncie rzeczy był rewelacyjnym przyjacielem i kompanem. Bez względu na to, czy szliśmy na wystawę obrazów Zdzisława Beksińskiego, czy na adaptację dzieła Słowackiego, on zawsze wykazywał autentyczne zainteresowanie. Po każdym takim wyjściu przeważnie spędzaliśmy kolejne godziny w jakiejś knajpce albo kafejce, popijając drinki i gadając o tym, czego byliśmy świadkami. Sama przyjemność. Szkoda tylko, że pewnego razu przeholowałam z procentami i zaczęłam nawijać o moim związku.
– W sumie to prawie zawsze siedzę w domu. No, ewentualnie chodzę dokądś z tobą. A przecież związek z Patrykiem miał wyglądać zupełnie inaczej. Wiesz, myślałam, że będziemy coś robić razem. Choćby seks, już nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio…
Następnego dnia dopadła mnie gigantyczna chandra. Czułam się strasznie, bo dotarły do mnie wszystkie te rzeczy, o których mówiłam, a nawet sekrety, które wyjawiłam. Niezależnie od tego, że to kumpel, nie powinien być wtajemniczony w każdy drobiazg z mojego życia, a już na pewno nie w prywatne sprawy.
Był dziwnie zdenerwowany
– Słuchaj, Karolina… – odezwał się parę dni później, gdy przygotowywaliśmy sobie kawę w biurze, a ja próbowałam zachowywać się tak, jakby nic niezręcznego się nie wydarzyło. – A może jednak zastanów się nad tą sprawą z ślubem, co? Jeżeli coś cię gryzie…
– Nic mnie nie gryzie, Krzysiek. Naprawdę przepraszam za tamto, byłam wtedy wstawiona. Potraktujmy to jako skutek przedślubnych nerwów.
– Wiesz, decyzja należy do ciebie, ale pamiętaj, że w razie czego możesz przyjść i pogadać. Lepiej przesunąć termin ceremonii niż później walczyć w sądzie o rozwiązanie małżeństwa.
– Jasne, dzięki że się martwisz. To dla mnie ważne, że mogę ci zaufać – przytuliłam go szybko i popędziłam do swoich spraw.
W dniu ślubu Patryk od rana był nie w sosie, raczej wkurzony niż zestresowany.
– Spokojnie, pierwszy ślub bierze się tylko raz – próbowałam go rozśmieszyć.
Nic to nie dało. Zakładał garnitur z ponurą miną, mamrocząc coś cicho pod nosem. Podczas sesji fotograficznej odwracał się profilem, a nawet plecami.
– Jakiś ten pan młody taki nerwowy – stwierdził rozbawiony fotograf. – Przeważnie to panna młoda jest zdenerwowana. Jak już złożycie przysięgę, to powinien się uspokoić.
Po przybyciu do urzędu urzędniczka poprosiła o nasze dokumenty tożsamości, coś zapisała, podpisaliśmy jakieś papiery… W rzeczywistości nie byłam aż tak opanowana, na jaką wyglądałam. A na dodatek podpisując dokumenty, nie miałam zielonego pojęcia, co znajduje się w treści. Równie dobrze mogłabym właśnie podpisywać kredyt na willę za basenem.
Po prostu wyszedł
Patryk chodził po sali ślubnej w taki sposób, jakby stąpał po rozżarzonych węglach. Nagle przystanął.
– Wybaczcie, ale muszę… – machnął ręką w kierunku wyjścia.
Pot spływał mu po twarzy, a ręce nie mogły znaleźć spokoju.
– W porządku, leć. Poczekamy na ciebie przed budynkiem.
Stałam tam w mojej białej sukni, obserwując gości w ich eleganckich kreacjach i wyszukanych fryzurach. Mijały minuty. Urzędniczka traciła cierpliwość, aż w końcu wskazała na zegarek i oznajmiła, że musimy wejść do środka albo ustąpić miejsca następnej parze, bo nie może na nas dłużej czekać. Poprosiłam mojego przyszłego szwagra, żeby poszedł sprawdził, co u Patryka. Kiedy wrócił, był blady jak kreda.
– Kinga… on zniknął…
– Co masz na myśli?
– Auto również przepadło…
Czułam, że całe moje ciało sztywnieje. Sięgnęłam do torby po komórkę i wykręciłam numer ukochanego. Pierwszy sygnał, drugi, trzeci, piąty… Cisza. Próbowałam wmówić sobie, że to nic takiego, ale w głębi duszy zdawałam sobie sprawę, że to już finito. Przepadło. Koniec? Opadłam na kanapę w przedpokoju, podczas gdy do sali, gdzie miały odbyć się ceremonie, wkraczali następni nowożeńcy wraz z gośćmi.
To ja tam miałam być
Właśnie teraz, kiedy mielibyśmy przysięgać sobie miłość i wierność, przyjmować życzenia i radować się tym dniem, dookoła rozbrzmiewał szum. Głosy bliskich i wszystkich przybyłych zlewały się w jednostajne buczenie pszczelego roju. Czułam się jak w studni, a po ciele rozchodziły się ciarki. Umysł zdominowała jedna, dręcząca myśl. Jak on mógł?
Ciągle roztrząsałam to w głowie, aż poczułam, że robi mi się niedobrze. Nasze mamy krzątały się nerwowo, o czymś rozmawiały, ale nie docierało do mnie ani jedno słowo. Dlaczego wystawił mnie na takie poniżenie? Akurat dzisiaj, przy tylu osobach… Nagle poczułam czyjś dotyk na ramieniu. Uniosłam oczy. To był Krzysiek.
– Masz ochotę opuścić to miejsce, czy może jednak zdecydujesz się na ceremonię?
– Jak? Przecież nie ma narzeczonego – wyszeptałam bezgłośnie.
– To wyjdź za mnie!
Pomimo stresu, nie mogłam powstrzymać chichotu. A może to właśnie ze stresu się śmiałam?
– Z czego się śmiejesz? – sprawiał wrażenie lekko dotkniętego.
– No bo… my? Mężem i żoną? Przecież tylko się przyjaźnimy – zwróciłam mu uwagę.
– Dziewczyno, jestem w tobie zakochany od dobrych trzech lat! Na jakim świecie żyjesz, skoro do tej pory tego nie zauważyłaś!
Oświadczył mi się!
Wlepiłam w niego wzrok, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. Mrugałam powiekami i starałam się oddychać spokojnie, ale to było trudne. O co tu chodzi? Czy ktoś sobie robi sobie ze mnie głupi dowcip? A może to jest ukryta kamera? Mój facet, z którym byłam przez sześć lat, zwiał sprzed ołtarza w urzędzie, a teraz przyjaciel, który w gruncie rzeczy był mało ciekawym facetem, wyznaje mi miłość. To jakiś totalny absurd, coś zupełnie niepojętego!
Krzysiek poderwał mnie z miejsca i zaczął namiętnie całować.
– Zostaniesz moją żoną? – wymruczał, przerywając na chwilę całowanie.
Jego słowa wybrzmiały niezwykle donośnie w nagłej ciszy, która zapanowała dookoła. Wszystkie spojrzenia skierowały się na nas, splątanych w czułym uścisku…
– Słucham?
– To są moje oświadczyny. Znasz mnie od lat, wiesz, jaki jestem. No więc jak będzie?
W sumie miał rację, w ostatnich dniach więcej czasu spędzałam z Krzyśkiem niż ze swoim chłopakiem. No i rozmawialiśmy ze sobą dużo częściej. Cały ten dzień był istnym obłędem, więc dorzucenie jeszcze jednego wariactwa…
– Okej, bierzemy ślub – naprawdę to powiedziałam!
Nie wiedziałam, co się dzieje
Chaos, który wybuchł w urzędzie, o mało nie zmiótł całej instytucji z powierzchni ziemi. Wieść rozeszła się wśród gości z prędkością światła, a wszyscy zaczęli błagać o opamiętanie.
– Czy to jakiś dowcip? Chcesz sobie zmienić pana młodego? – moja mama była bliska łez, a przyszła teściowa jej przytakiwała. To istne szaleństwo! Nie rób tego, kochanie…
– Ten cyrk zaczął Patryk – ucięłam. – Przed chwilą udowodnił, jak bardzo mnie szanuje. Nawet nie potrafił mi prosto w twarz powiedzieć, że nie chce tego ślubu. Wolał dać nogę jak ostatni tchórz! Wolał mnie ośmieszyć! Są rzeczy, których nie da się puścić w niepamięć.
Kierowniczka USC stanowczo sprzeciwiła się koncepcji zastąpienia pana młodego inną osobą, argumentując, że Urząd Stanu Cywilnego to nie market, w którym można oddać jeden produkt i wymienić na inny. Okazało się, że najszybciej ślub da się przełożyć na termin wyznaczony nie później niż miesiąc przed ceremonią. Przegraliśmy walkę z papierkowymi przepisami.
– Cóż, skoro nie ma innego wyjścia, trudno. Ale za wesele już zapłaciliśmy, więc zamierzam się nim cieszyć. Nie pozwolę, żeby dwa lata przygotowań i taka impreza poszły na marne. Idziemy się bawić! Papiery podpiszemy za miesiąc.
– Czyli robimy wszystko na odwrót? – Krzysiek uśmiechnął się. – Świetny pomysł, podoba mi się.
To był po prostu odlot!
Balanga ciągnęła się do samego świtu, mimo że na początku ludzie trochę nie wiedzieli co robić. Nic dziwnego, brakowało pary młodej, a przyszły mąż był inny niż ten z zaproszeń. Z pozoru wszystko wyglądało absurdalnie, a przynajmniej takie wydawało się… na początku. Po paru kolejkach atmosfera zrobiła się luźniejsza, nawet wśród znajomych Patryka. No i wszystkich porwało na parkiet!
W ciągu miesiąca ja i Krzysiek faktycznie stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Kameralna ceremonia, tylko ze świadkami i najbliższymi. To było piękne, szczere i naturalne wydarzenie. Bez nadętego zgrywania, dopięte na ostatni guzik, bo życie dosłownie pokazało nam, że czasem plany biorą w łeb…
Kinga, 32 lata
Czytaj także:
„Z grzeczności zabrałam na wakacje do Grecji teściową i szwagierkę. Ze wstydu za nie prawie zapadłam się pod ziemię”
„Mój ślub miał być idealny, a rujnowały go pechowe wypadki. Odkryłam, komu przeszkadzało moje szczęście”
„Wesele mojej siostry przypominało stypę. Rodzice zmusili ją do ślubu, bo przecież panna z brzuchem to wstyd”