Oto po szesnastu latach związku postanowiliśmy z Krzyśkiem wziąć ślub. W sumie nie wiem, dlaczego akurat teraz, w naszej relacji nie nastąpił żaden przełom. Po prostu dojrzeliśmy do małżeństwa, którego dotychczas – w sensie prawnego aktu – nie potrzebowaliśmy.
To znaczy ja dojrzałam, bo to był akurat mój pomysł
– A co by się stało, gdybym miała wypadek i zabraliby mnie do szpitala? Nie podaliby ci chyba żadnej informacji na mój temat. Nie wiem dokładnie, ale przecież wedle prawa jesteśmy dla siebie obcymi ludźmi. Niepokojące, jak się nad tym zastanowić.
Dotychczas żyliśmy na luzie, oboje rozwiedzeni, nie rwaliśmy się z powrotem do ołtarza. Dobrze nam było tak, jak było. Lata mijały. Ale gdy człowiek raz zacznie o czymś myśleć, to już nie może przestać. Co by było, gdyby to lub tamto. W końcu decyzja zapadła. Uroczystość miała być skromna, tylko my i świadkowie, a ich rolę pełnić mieli Krzysia brat i moja siostra.
I wtedy właśnie, gdy już nawet kupiłam sukienkę, poznałam Jacka. Spotkaliśmy się na ulicy. Jeszcze nie nawiązałam znajomości z facetem, że tak powiem, przypadkowym. I od dawna już nie szukam znajomości z facetami. Kiedyś to co innego.
To był powód, dla którego rozpadło się moje małżeństwo – zakochiwałam się nieustannie. Na ogół na krótko i niepoważnie, jak nastolatka, którą pozostałam odrobinę za długo. To były tak naprawdę nic nieznaczące przygody, ale zanim się opamiętałam, byłam już po rozwodzie.
Kiedy wreszcie poznałam Krzyśka i poczułam, że tym razem to naprawdę TEN, postanowiłam skończyć z dotychczasowym życiem. I przez te szesnaście lat byłam mu absolutnie wierna, i w czynach, i w myślach.
Dojrzałam do solidnego związku
Żadnych skoków w bok, żadnych kłamstw. Byłam z siebie dumna. I szczęśliwa. Krzyś to dobry facet o łagodnym usposobieniu, chwilami nieporadny, ale inteligentny i zabawny. Tworzyliśmy zgraną parę. Rzadko się kłóciliśmy. W zasadniczych sprawach zawsze byliśmy zgodni.
I nagle to. Poznaliśmy się w sklepie. Konkretnie – w kolejce do kasy. Moją uwagę przykuły jego oczy. Bliźniacze leśne stawy, zielone, spokojne. Patrzyły prosto na mnie, a ja poczułam, że mięknę. Zapłacił za swoje zakupy, ale nie odszedł daleko. Czekał na mnie.
– Czy mogę chwilę pani potowarzyszyć? – głos miał tak samo głęboki jak spojrzenie, bardzo seksowny.
Szedł koło mnie. Stanęliśmy na przystanku. Prowadziliśmy jakąś zdawkową rozmowę. Modliłam się, żeby autobus natychmiast przyjechał, żebym wsiadła i uwolniła się od niego. Ale jakaś wyższa siła – tak sądziłam – sprzysięgła się. Autobus nie nadjeżdżał.
– Jestem Jacek Nowosielski.
– Agata – nazwiska nie podałam.
– No to bingo! Jak się spotkają Jacek i Agatka to nie można takiej okoliczności lekceważyć. Proponuję kawę…
– Śpieszę się.
I to była prawda, ale nagle przestała mieć znaczenie. Jak owca na rzeź dałam się zaprowadzić do pobliskiego bistro. I oto siedziałam przy kawie, ciastku i kieliszku wina.
Jak to się stało, że nagle zapomniałam o wszystkich obietnicach, którym posłuszna byłam przez szesnaście lat? To nie była kwestia jego wyglądu, bo nie był nawet specjalnie przystojny. Tylko te oczy. Jak otchłań, w którą chciałoby się zanurzyć. A kiedy się uśmiechał, miał w sobie coś z małego chłopca, figlarnego i niegrzecznego. Tak samo prowadził rozmowę, nieustannie zmieniając jej nastrój – a to żartował i droczył się, a to poważniał.
Siedzieliśmy, a w głowie dźwięczała mi jedna myśl – wyjdziemy stąd i koniec. Nie umówię się, nie wezmę numeru telefonu, nie podam swojego… Wzięłam i podałam. SMS przyszedł jeszcze tego samego dnia, a następnego się spotkaliśmy. Co za historia.
Robiłam to naprawdę wbrew sobie. Nie umiałam się oprzeć
Jeszcze tylko ten jeden raz, myślałam. To tylko jedno niewinne spotkanie. Przebierałam się z godzinę – dżinsy, sukienki, spódnice. Nie mogłam się zdecydować. Ubyło mi lat i rozumu. Chodziliśmy po parku, a potem zaszyliśmy się w małej kafejce. Dwie godziny minęły i nawet raz nie pisnęłam o czekającym mnie ślubie. Powiedziałam, że mam faceta, ale nie jesteśmy małżeństwem.
Sama wiem, jak mogło to zabrzmieć: niezobowiązujący układ. On przedstawiał się jako singiel zmęczony samotnością. Podczas trzeciego spotkania zaproponował, byśmy poszli do niego. Mieszkał w eleganckim apartamencie. Nowoczesne, chłodne wnętrze, zawsze takie lubiłam. Usiadłam w głębokim fotelu i spróbowałam wyobrazić sobie, jak by mogło wyglądać moje życie tu, z tym człowiekiem.
Fantazja to moja specjalność – wizja spodobała mi się. Jacek usadowił się koło mnie i objął mnie w pasie. Najwyraźniej szykował się do pierwszego pocałunku. Miał taką głupią minę. Co za idiotka – ta myśl przeszyła mnie nagle jak kula z pistoletu.
– Słuchaj, muszę wyjść, natychmiast. To nieporozumienie. Strasznie mi przykro, naprawdę przepraszam cię!
– Zwariowałaś? Co tobie? Nie mam złych zamiarów, chyba mi ufasz?
– Oczywiście, że ci ufam, ale jeszcze raz powtarzam – to nieporozumienie.
– Ale po co ten pośpiech? Umówmy się, nie zrobię nic, czego byś sobie nie życzyła. Przecież możemy jeszcze posiedzieć i pogadać?
– Nie, nie możemy.
– Jasne. Żegnaj, Agato. Drzwi są otwarte – uśmiechnął się smutno.
Poczułam wielką ulgę. Zapomnieć, jak najszybciej zapomnieć. W markecie kupiłam parę rzeczy potrzebnych do przyrządzenia superkolacji.
„Kocham cię, Krzysiu” – myślałam głośno. Nieważne, czy ktoś słyszał. Ale kolacja nie okazała się super.
Krzysiek milczał i z wyraźną niechęcią słuchał mojej paplaniny
Sprawiał wrażenie nieobecnego. Przez kolejne dni zachowywał się podobnie. Zero seksu, zero czułości. Chłód i dystans.
– Ślubu nie będzie – wypalił wreszcie któregoś wieczoru.
– A to dlaczego? Coś się stało?
– Sama lepiej wiesz!
– Nie, nie wiem…
– Przestań się zgrywać.
Spojrzał wymownie. Wiedział. Tylko skąd?
Nieważne, przede wszystkim muszę mu wszystko wytłumaczyć, trudno.
– Musimy porozmawiać.
– Nie chce mi się z tobą rozmawiać.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Ktoś mnie z Jackiem zobaczył? I natychmiast doniósł? Ale przecież mogłam siedzieć w kawiarni czy spacerować z kimkolwiek – kolegą z pracy, dawnym, spotkanym przypadkowo znajomym, przecież nie trzymaliśmy się z Jackiem za ręce, nie patrzyliśmy sobie w oczy, nic z tych rzeczy.
Nawet jakby się o tym od kogoś dowiedział, powinien mnie spytać. Może wcale bym nie kłamała, może opowiedziałabym mu, co się wydarzyło. Dlaczego miałby od razu podejrzewać najgorsze?
„Ślubu nie będzie”. Co za głupota. Przecież w końcu nic się nie stało! Wrócił do domu późno, kompletnie pijany. Zwalił się na kanapę. Komórka wypadła mu z kieszeni spodni i wylądowała na podłodze. Podniosłam ją. Popatrzyłam – spał jak zabity.
Poszłam do sypialni i przejrzałam rejestr połączeń. Żaden z numerów nie należał do Jacka, a w każdym razie nie był tym, który od Jacka dostałam. Krzysiek kilka razy rozmawiał z bratem, inne numery też na ogół zidentyfikowałam. Poza trzema. Wpisałam je w wyszukiwarkę. Nie miałam wielkich nadziei, a jednak.
Drugi numer należał do biura detektywistycznego. Wprasowało mnie w fotel. Nie mogłam oczom uwierzyć. To jakiś absurd. To nie jest możliwe. Serce mi dudniło, ręce się trzęsły. Zalała mnie dzika wściekłość. Jednym susem znalazłam się przy Krzyśku.
– Ej, obudź się natychmiast, wstawaj, do cholery! Wstawaj!
Patrzył nieprzytomnym wzrokiem.
– Nasłałeś na mnie detektywa? Ktoś mnie śledzi? Od kiedy? Mów, bo nie wiem, co ci za chwilę zrobię! Naprawdę miałam ochotę go walnąć, gdy tak patrzył z rozdziawioną buzią.
– Widać warto było – wymamrotał. – Dowiedziałem się przynajmniej, jakie ziółko z ciebie.
– Ziółko? Ile czasu mnie śledziłeś, żeby takie wnioski wyciągać?
– Wystarczająco długo, jak widać.
Zerwaliśmy ze sobą
On nie mógł znieść „prawdy” na mój temat, ja – dokładnie tego samego o nim. O co chodziło, dowiedziałam się kilka miesięcy później od bratowej Krzyśka. Była ciężko wkurzona na męża, gdy wpadłyśmy na siebie w galerii handlowej. Właśnie się pokłócili. Weszłyśmy do knajpki i zamówiłyśmy po koniaku.
– To był pomysł Olka – oświadczyła.
– Co? Co było pomysłem jej męża?
– Żeby cię przetestować.
– Nic nie rozumiem…
– No wiesz, wszystko przez ten ślub. Wydało im się podejrzane, Olkowi, ale i Krzyśkowi, że nagle chcesz za niego wyjść. Po tylu latach. Olek wymyślił, że to może być z twojej strony podstęp. Żeby się rozwieść i Krzysia z torbami puścić. Gdybyś na przykład kogoś miała… I dla Olka byłaby to strata. Razem prowadzą firmę.
Pewnie, mogłam oskubać obu. I zacząć nowe życie. Dziwne, że nigdy nie przeszło mi to przez myśl. A jemu – tak. Dręczyło mnie jeszcze jedno. Czy możliwe, że Jacek mógł brać udział w tej szopce? Był testerem na wierność? Zadzwoniłam, ale nie oddzwonił, więc chyba znałam już odpowiedź.
Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”