„Narzeczony pojechał odebrać obrączki i już nie wrócił. Stchórzył? Prawda wyszła po roku i była jeszcze gorsza”

Mój narzeczony zaginął tuż przed ślubem fot. Adobe Stock, missty
„Uznałam, że spóźnił się na pociąg i przyjedzie następnym. Ale nie przyjechał. Ani następnym, ani późniejszym. Zaginął. Przepadł bez wieści, jak kamień w wodę. Nikt nie wiedział, co się z nim stało. Szalałam z niepokoju. Trwające tygodniami poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów. Wiadomo było, że zjawił się u jubilera, a potem trop się urwał”.
/ 14.10.2022 17:15
Mój narzeczony zaginął tuż przed ślubem fot. Adobe Stock, missty

Patrząc na córkę i jej narzeczonego, myślałam o tym, jacy oni piękni i zakochani. Siedzieli na tarasie przytuleni do siebie i oglądali coś na ekranie telefonu. Eryka była dzisiaj na ostatniej przymiarce sukni ślubnej.

Dzisiaj wszystko wydaje się prostsze...

Bezwiednie cofnęłam się myślami trzydzieści lat wstecz i zobaczyłam samą siebie: młodą, piękną, całą w skowronkach. Wyglądałam jak moja córka teraz. Nie miałam nawet dwudziestu lat, ale zakochana byłam tak samo, a może nawet bardziej. On miał na imię Eryk i był ode mnie pięć lat starszy. Przyjechał odwiedzić rodziców – lekarzy pracujących w tutejszym ośrodku zdrowia. Nigdy nie zapomnę naszego pierwszego spotkania. Dosłownie na siebie wpadliśmy.

– O, przepraszam – wybąkałam, czerwieniąc się na widok chłopaka, którego niechcący uderzyłam drzwiami. – Nie zauważyłam pana.

– Nic się nie stało, zdarza się – odpowiedział z uśmiechem. – Tam, gdzie normalny człowiek ma twarz, u mnie są guziki od koszuli – dodał i znowu szeroko się do mnie uśmiechnął.

Faktycznie, stał dwa stopnie niżej, a i tak patrzył na mnie z góry. A patrzył w taki sposób, że… dałam się namówić na spacer. Ten i kolejny, bo Eryk zaczął coraz częściej odwiedzać rodziców. Wcześniej, zajęty studiowaniem we Wrocławiu, nie miał czasu na regularne wizyty. Teraz nie miał problemu, by go znaleźć. Zwykle prosto z dworca przychodził do mnie do pracy. Spędzaliśmy razem całe soboty i niedziele. Potem Eryk wracał do Wrocławia, a ja zostawałam na wsi. Coraz bardziej zakochani, tęskniliśmy za sobą do następnego weekendu. Tygodnie zmieniały się w miesiące, mijały kolejne pory roku, zakochanie przeszło w miłość i w pewność, że odnaleźliśmy swoje szczęście…

Zdecydowaliśmy się na ślub

Nie chcieliśmy czekać. Eryk kończył studia i tylko tygodnie dzieliły go od przeprowadzki do mnie na wieś, gdzie zamierzaliśmy wspólnie żyć. Rozpoczęliśmy przygotowania. Nie było to takie łatwe jak teraz. Wszystko trzeba było wystać i wyczekać. Ale czy zakochaną parę cokolwiek zdoła zniechęcić, powstrzymać? Nie istniały dla nas przeszkody nie do pokonania. Liczyła się tylko nasza miłość i nasze szczęście. Miało trwać długo, bardzo długo…

Niestety, niektórym nie jest ono pisane. Tamtego dnia siedziałam w pracy jak na szpilkach. Eryk pojechał do Wrocławia odebrać obrączki. Nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę ten symbol naszego uczucia.

„Pewnie zaraz tu będzie” – myślałam, patrząc na zegarek. – „Pociąg musiał już przyjechać”.

Ale kolejne minuty mijały, a Eryk nie przychodził. Widząc moje zniecierpliwienie, koleżanka zlitowała się nade mną i kazała biec na dworzec. Zarzuciłam płaszcz i pognałam jak na skrzydłach w stronę stacji. Kasjerka w okienku potwierdziła, że pociąg przyjechał i odjechał, ale Eryka nie widziała. Była pewna: wysiadły tylko cztery osoby, mojego narzeczonego wśród nich nie było. To mała miejscowość, każdy tu każdego zna, a Eryka trudno przeoczyć. Uznałam, że pewnie spóźnił się na pociąg i przyjedzie następnym. Ale nie przyjechał. Ani następnym, ani żadnym późniejszym. Zaginął. Przepadł bez wieści, jak kamień w wodę. Nikt nie wiedział, co się z nim stało, gdzie jest. Szalałam z niepokoju…

Trwające tygodniami poszukiwania nie przynosiły żadnych efektów. Wiadomo było, że zjawił się u jubilera, odebrał obrączki… i tu trop się urwał.

Eryk jakby rozpłynął się we mgle

Pogrążyłam się w czarnym dole rozpaczy. Całe dnie spędzałam w swoim pokoju, coraz bardziej tracąc chęć do życia. Bez Eryka nie widziałam sensu w dalszym trwaniu. Ale żyłam – jak maszyna. Sen, potem praca, znów sen i znów praca. Praca pozwalała mi na chwilę zapomnieć o moim nieszczęściu, a w snach Eryk szedł do mnie z obrączkami…

Nie wiedzieć kiedy minął rok. Pewnego dnia do mojego pokoju zapukała mama, mówiąc, że mam gościa. Zdziwiłam się – od zaginięcia Eryka nie utrzymywałam z nikim kontaktu. W salonie stała elegancka kobieta koło czterdziestki.

– Pani… Asieńka? – zapytała.

– Tak – potwierdziłam z rosnącym zdumieniem. – W czym mogę pani pomóc?

Kobieta uśmiechnęła się.

– W zasadzie w niczym. Przyszłam tylko coś przekazać – wyjęła z kieszeni gustowne pudełeczko. – Pomyślałam, że to ważne. Jechałam dzisiaj pociągiem z Wrocławia. Przysiadł się do mnie młody mężczyzna, przystojny i bardzo wysoki. Mówił, że wraca od jubilera, od którego odebrał obrączki, bo niedługo bierze ślub…

Zamarłam. Eryk? Czy to na pewno był on? Od jego zaginięcia upłynął ponad rok. Oszołomiona patrzyłam na kobietę, która niezrażona moją miną kontynuowała:

– Mówił, że narzeczona na niego czeka i właśnie do niej jedzie. Opowiadał o pani. „Moja Asieńka” powtarzał. Miło nam się rozmawiało, ale ponieważ miałam za sobą długą drogę, w końcu zasnęłam. Gdy się obudziłam, pani narzeczonego już nie było. Wtedy zauważyłam na siedzeniu pudełeczko, które musiało mu wypaść. Od razu pomyślałam, że muszę je oddać, bo jak bez obrączek ślub brać? Ponieważ dużo o pani opowiadał, bez trudu tu dotarłam. Proszę – podała mi pudełeczko. – Ja już uciekam. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! – rzuciła jeszcze na odchodnym.

Odzyskałam obrączki, ale to na Eryka czekałam

Stałam jak zaczarowana, ściskając w dłoni pudełeczko. Czy to na pewno był Eryk? Niemożliwe, przecież by przyszedł. Ale… ale jeśli to naprawdę on był w pociągu, to znaczy… to znaczy, że żyje! I na pewno zaraz przyjdzie, na pewno, skoro tyle o mnie opowiadał, to znak, że nie zapomniał. Musi się zjawić! Nie zrobiłby mi tego, nie zniknąłby znowu bez słowa! Ale i tym razem nie przyjechał. Jubiler, do którego zaniosłam obrączki znalezione przez tamtą kobietę, potwierdził, że to jego wyrób, ale upierał się, że sprzedał je przed rokiem. Pewnemu młodemu człowiekowi. Bardzo wysokiemu. Pamięta dokładnie, bo chłopak cały czas mówił, że Asieńka będzie zachwycona.

Przepytywani ponownie przez policję pracownicy wrocławskiego dworca nie kojarzyli, by widzieli kogoś odpowiadającego rysopisowi Eryka. Nikt go nie pamiętał. Tylko starszy pan sprzedający w holu obwarzanki powiedział, że coś mu świta, ale to było już dawno, zeszłej zimy, na pewno nie w ostatnich dniach. Wtedy pewien wysoki, przystojny młodzieniec kupił u niego dwa obwarzanki.

„Dla mnie i dla Asieńki” – powiedział.

Zapamiętał go, bo chłopak cały czas się uśmiechał i nawet pochwalił się obrączkami. Dziwne… Sprawa, nagłośniona przez lokalne media, spotkała się z pewnym odzewem. Na policję zgłosiło się kilka osób, które twierdziły, że także jechały w przedziale z młodym człowiekiem, który opowiadał o narzeczonej Asieńce i chwalił się obrączkami. Zawsze kończyło się to tak samo: zmęczeni zasypiali, a gdy się budzili po pewnym czasie, wysokiego mężczyzny już nie było. Nie udało się także odszukać eleganckiej kobiety, która przyniosła mi obrączki i jako ostatnia widziała Eryka. Znów było tak, jak przed rokiem. Znowu nadzieja mieszała się we mnie z rozpaczą. Znów niczego nie pojmowałam. Eryk zaginął. Ponownie.

Pojawił się, ktoś go widział, ktoś z nim rozmawiał, ale w moim świecie nadal go nie było. Były tylko obrączki. Cierpiałam i nikt nie wiedział, jak mi ulżyć. Wróciłam do schematu: sen, potem praca, znów sen i praca. Teraz jednak w snach nie widywałam już Eryka, więc nie znajdowałam w nich nawet namiastki ukojenia.

Zaczęły się bezsenne noce

Czarne godziny wypełnione czytaniem. Pochłaniałam książki, dzięki którym odpływałam w inny świat, gdzie tak bardzo nie cierpiałam. Czytałam dosłownie wszystko i pewnego dnia wpadła mi w ręce książka o „niespokojnych duszach”. Autor dowodził, że wokół nas jest wiele dusz, które nie mogą zaznać spokoju, bo zostawiły za sobą jakieś niedokończone sprawy. Czyżby Eryk był taką duszą? Uczepiłam się tego, bo lepsze takie wytłumaczenie niż żadne. Zaczęłam szukać informacji o zjawiskach paranormalnych i o osobach, które się nimi zajmują.

W ten sposób trafiłam do pani Elżbiety. Mama ostrzegała mnie, że to pewnie jakaś oszustka, która żeruje na ludzkim nieszczęściu, ale nie zraziła mnie. Musiałam się dowiedzieć i byłam skłonna za to zapłacić. Bałam się, że jak ktoś mi nie wyjaśni, co się stało, to w końcu zwariuję. A na pewno nigdy nie ruszę dalej. Podobno ludzie giną w trakcie wykonywania ważnego zadania Spotkałam się z panią Elżbietą i opowiedziałam jej całą historię. Wysłuchała mnie, pokiwała głową i powiedziała:

– Zdarza się, że ludzie giną, będąc w trakcie wykonywania jakiegoś ważnego zadania. Ciało umiera, ale dusza nadal pragnie dokończyć dzieła. To najprawdopodobniej spotkało pani narzeczonego. Zmierzał do pani z obrączkami, gdy śmierć go zaskoczyła i uniemożliwiła ich dostarczenie. Ale nie przerwała myślenia o realizacji celu. Dusza pozostała niespokojna i dlatego pojawiała się w pociągu. Eryk wciąż i wciąż jechał do pani z obrączkami. Niestety, nie trafiał na właściwego, jakby to ująć, dostawcę. Pomogła mu dopiero tamta kobieta, zapewne jakiegoś rodzaju medium, świadome lub nie, która znalazła pudełko z obrączkami i je pani oddała. Zadanie zostało wykonane. To wyjaśnia, czemu Eryk nie odwiedza już pani w snach.

Wróciłam do domu dziwnie ukojona

Niby potwierdziło się to, co podejrzewałam, czyli że Eryk nie żyje i nigdy do mnie wróci, ale dowiedziałam się także czegoś innego. Nie zostałam porzucona, nasza miłość nie trwała długo, co nie znaczy, że nie była wieczna: Eryk nie przestał mnie kochać nawet po śmierci. Dobrze, że wypełnił swoją misję i odnalazł spokój. Teraz mogłam pozwolić mu odejść i sama iść dalej.

– Mamo! – głos córki przywołał mnie do rzeczywistości. – Chodź do nas.

Podeszłam do nich.

– Zobacz – wyciągnęła w moją stronę telefon. – Taki będzie tort. Piękny, prawda?

– Piękny – potwierdziłam. – A wszystko inne już macie? – zawahałam się na moment i dodałam: – Obrączki też?

– Tak – potwierdzili zgodnie. – Wszystko. Obrączki przekazaliśmy świadkowi. Teraz już tylko czekamy na wielki dzień. Mam nadzieję, że nic go nie zakłóci.

Nie ma prawa. Los nie byłby aż tak okrutny.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA