Prowadził auto sprawnie, szybko i bezpiecznie. Przez życie szedł tak samo – ze świadomością celu i z ograniczonym zaufaniem do współuczestników ruchu. Obserwowałam go. Był zadbanym, eleganckim mężczyzną. Gładko ogolona twarz, modnie przystrzyżone włosy, wypielęgnowane dłonie i paznokcie, wyglansowane buty, garnitur, gustowny zapach perfum.
Jechaliśmy na spotkanie do jego siostry
Zwykła niedzielna wizyta, a wyglądał jak wycięty z żurnala. Zawsze tak wyglądał. Nawet w domu, w stroju zdawałoby się swobodnym, trzymał fason: żadnych rozwleczonych swetrów, dresów, przydeptanych kapci. Po mieszkaniu, urządzonym w futurystycznym, oszczędnym stylu, z ogrzewaniem w podłodze, chodził boso, w dżinsach i modnych, wygodnych blezerach, wkładanych na gołe ciało. Bardzo seksowna wersja. Już wcześniej robił na mnie wrażenie – swoim profesjonalizmem, pewnością siebie, wyrafinowaniem – ale przepadłam, gdy przyszłam z pierwszą wizytą i zobaczyłam go na bosaka, w dżinsach i w tym budzącym wyobraźnię blezerze.
Otworzył mi, a ja stałam w progu, gapiąc się na niego, i miałam wielką ochotę wsunąć dłonie pod miękką dzianinę, dotknąć jego skóry, poczuć skryte pod nią mięśnie, nad którymi pracował na siłowni…
– Wchodzisz? – zapytał.
– A pozwolisz mi wyjść?
Nie odpowiedział, tylko patrzył, a napięcie erotyczne między nami można było kroić. Przynajmniej tak mi się zdawało: że istnieje między nami seksualne przyciąganie na tyle potężne, by Krystian stracił kontrolę. Poznaliśmy się, gdy wpadłam w kłopoty. Wyszłam za mąż za wcześnie. Ale sądziłam, że miłość i wspólne plany wystarczą. Oboje studiowaliśmy medycynę, oboje wybraliśmy stomatologię, potem razem otworzyliśmy gabinet – nie ukrywam z dużą pomocą finansową jego rodziców.
Potem miłość się skończyła, zaś wspólny interes (gabinet rozrósł się do rozmiarów klinki) nie rekompensował ciągłych zdrad. Gdy zrobił dziecko sąsiadce, miałam dosyć. Rozwód byłby formalnością, gdyby nie klinika, którą mój mąż uznał za swoją własność – choć to ja ściągałam większość klientów – a teściowie, dzielnie wspierający syna lowelasa, zatrudnili speca od rozwodów.
Nie byłam na tyle głupia czy dumna, żeby ustąpić i budować wszystko od nowa. Popytałam i znalazłam swojego specjalistę od trudnych spraw rozwodowych. Krystian nie pozwolił puścić mnie z torbami, dowodząc, że bez mojego wkładu – czyli talentu i ciężkiej pracy – klinika nigdy by nie powstała. Przekonał też sędzię, że jeżeli odejdę, większość pacjentów pójdzie za mną. Prawdę powiedziawszy, okazał się tak przekonujący, że teściowie nagle zmienili front i gotowi byli mi zapłacić, żebym tylko została.
Jak interes padnie, z czego synuś utrzyma nową rodzinę?
Więc nie odeszłam – za dużo pracy włożyłam w stworzenie tej kliniki. Mniejsza o romanse mojego byłego męża, które teraz po mnie spływały. Nie mój cyrk, nie moje małpy. Już nie. Taką postawę Krystian uznał za rozsądną. Po zamknięciu sprawy zaczęliśmy się spotykać, bo Krystian nie romansował z klientkami. Ale skoro już nią nie byłam… Często zastanawiałam się, czemu wybrał mnie. Czemu pozwolił mi się wprowadzić do swojego sterylnego azylu i zaproponował zalegalizowanie związku ledwie po pół roku? Czyżbym zaliczyła próbę ogniową, zdała test? Gdy spytałam go wprost, czemu ja, odpowiedział:
– Bo jesteś piękną, zdolną i ambitną kobietą, która kieruje się w życiu zasadami, która zna swoją wartość, ma swoją dumę, lecz się nią nie unosi, która jest samodzielna i niezależna – wyliczył bez wahania. – A jako lekarka rozumiesz, jak ważne są planowanie i dbałość o szczegóły. Poza tym nie wywróciłaś mojego życia i domu do góry nogami. Wierzę, że nawet gdy pojawią się dzieci, uda nam się wszystko tak zorganizować, żeby nikt na tym nie ucierpiał. Ani dzieci, ani my, ani nasze kariery.
– Czytając między wierszami, podobam ci się, bo jestem zadbaną dentystką, której nie przeszkadza twoja pedanteria i życie według rozkładu jazdy. Która przedkłada biznes nad urażoną kobiecą dumę i która nie zmieni się w zapuszczoną kurę domową, nawet po urodzeniu dzieci.
– Trywializując? Tak. Kocham cię, ale oboje wiemy, że miłość to za mało, żeby stworzyć udany i trwały związek. A ja chcę zminimalizować ryzyko rozwodu. Mam już czterdziestkę, swoje przyzwyczajenie i sporą wiedzę na temat tego, co się może nie udać w małżeństwie. Nie zdradzę cię, zawsze będziesz mogła na mnie liczyć. Ale podoba mi się, że masz własne życie, własne sprawy i gdybyś musiała, poradziłabyś sobie sama. To… niebywale seksowne. Podobnie jak fakt, że nosisz pończochy pod kitlem. Akurat takie niespodzianki lubię. A skoro już o tym mowa, jesteśmy dopasowani seksualnie. Tym bardziej doceniam, że nigdy nie próbowałaś niczego załatwiać przez łóżko. Nie toleruję godzenia się za pomocą seksu, bo to działa na moment. Bez szczerej rozmowy problemy dalej zostaną. A jeszcze bardziej nie trawię odstawiania od łoża za karę. Lubię seks, ale mogę się bez niego obejść. Dlatego gdy jakaś dziewczyna próbowała tak mną manipulować, kończyłem znajomość.
– Aha, zapamiętam – mruknęłam kpiąco.
– Czyli zgadzasz się? Możemy zacząć planować skromną uroczystość? Bo zakładam, że podobnie jak ja nie masz ochoty na wielką szopę weselną.
– Nie mam, ale… pozwól mi się chociaż zastanowić. Skoro to oświadczyny z rozsądku, a małżeństwo ma być biznesem na całe życie, chciałabym twoją propozycję porządnie przeanalizować. I dać przemyślaną odpowiedź.
– Oczywiście – odparł spokojnym tonem.
Znowu moja ironia chybiła celu
Jego twarz nie wyrażała zawodu. Właściwie nie wyrażała niczego. I dotarło do mnie, że naprawdę mam co rozważać. Analizując za i przeciw, więcej znalazłam argumentów za związkiem z Krystianem. Z dużą dozą prawdopodobieństwa stworzymy zgodne, przyjazne małżeństwo, które nie będzie się wzajemnie dręczyć ani rozgrywać własnych gierek. Uczciwość, szczerość, otwartość w wyrażaniu oczekiwań i ewentualnych pretensji, wzajemny szacunek gwarantowały stabilność i trwałość tego zawartego z rozsądku mariażu.
Musiałam liczyć się z monotonią, ale coś za coś. Bezpieczeństwo łączy się z pewnego rodzaju nudą, przewidywalnością… Więc czemu się wahałam? Skąd lęk? Przecież kochałam Krystiana, a nasz seks był więcej niż udany. Właśnie! Dlatego tak zabolało mnie stwierdzenie, że mój przyszły mąż mógłby się bez niego obejść. Bo ja nie wyobrażałam sobie tego wykalkulowanego związku bez seksu, bez wyrażania uczuć poprzez bliskość fizyczną.
Tylko wtedy Krystian dawał się ponosić emocjom, namiętności, choć nawet wówczas nie do końca. To on nas prowadził, on decydował, ja stawałam się w jego ramionach bezwolna. Miał nade mną władzę. A ja nad nim? Wątpliwe. Patrzyłam, jak prowadzi samochód – pewnie i ostrożnie zarazem – i zrozumiałam, że wcześniej czy później zapragnę więcej, właśnie dlatego, że go kocham. Zechcę zajrzeć w zakamarki, tam, gdzie mnie nie wpuszcza.
Skoro ja oddaję mu siebie, chcę wzajemności
Wiem, z czego wynikała jego wstrzemięźliwość, chorobliwa wręcz niechęć do utraty kontroli nad sobą, otoczeniem, emocjami. Dzieci alkoholików tak mają. A tego akurat Krystian nie ukrywał – że jego ojciec zniszczył mu dzieciństwo i wykastrował z wiary w ludzi. No ale jeśli mieliśmy się pobrać, powinien mi zaufać i spuścić uczucia ze smyczy samokontroli. No, chyba że ich nie miał, nie dla mnie, że była między nami wyłącznie kalkulacja, a te oświadczyny z rozsądku. Poczułam, że się duszę w klimatyzowanym, luksusowym wnętrzu limuzyny.
– Zatrzymaj się – powiedziałam.
– Poczekaj, zaraz będziemy na miejscu.
Siostra Krystiana mieszkała trzydzieści kilometrów za miastem. Ona od wspomnień uciekła geograficznie, osiedlając się wraz z mężem i dziećmi na wsi, na skraju sporego kompleksu leśnego. By dotrzeć do jej domu, trzeba było zjechać z głównej drogi i kilka kilometrów jechać traktem. Gdy zagłębiliśmy się między drzewa, powtórzyłam:
– Zatrzymaj się.
– Naprawdę nie wytrzymasz? – zapytał, nie patrząc na mnie.
– Nie. Niedobrze mi. Muszę wysiąść. Natychmiast. Proszę. Zatrzymaj się, tylko wjedź nieco głębiej, o tam, jest przecinka.
– Jak sobie życzysz.
Krystian skręcił w boczną dróżkę, przejechał kilkadziesiąt metrów i zatrzymał auto przy sporym głazie narzutowym. Wysiadłam, przeszłam kilka kroków. Wzięłam głęboki oddech. Czułam, że na mnie patrzy. Czułam jego wzrok na swoich plecach. Czekał. Nie rozumiał, co się dzieje. Pytanie, czy się martwił się, czy raczej był niezadowolony z powodu nagłego odstępstwa od harmonogramu dnia, który nie zakładał przystanku w lesie? Ale takie rzeczy się zdarzają! Też wolałam porządek od bałaganu – w życiu i w pracy, w głowie i wokół siebie – ale nie da się wszystkiego przewidzieć, zaplanować. Świat może nas zaskoczyć.… Jak? Choćby tak.
Obróciłam się i podeszłam do auta
Oparłam się o maskę, sięgnęłam pod spódnicę i zdjęłam majtki. Zakołysałam nimi na palcu, uśmiechając się leciutko. Ryzykowałam. I to było piekielnie podniecające. Nie erotyczna sytuacja w lesie, ale igranie z Krystianem. Chłód aury wkradał się w moje intymne zakamarki i przegrywał z żarem pożądania. Tylko jedna osoba mogła go ugasić. O ile podejmie wyzwanie, o ile pozwoli sobie na szaleństwo… Usłyszałam trzask otwieranych drzwiczek. Krystian wysiadł z auta. Jego twarz była jak zastygnięta kamienna maska. Tylko mała żyłka na skroni pulsowała szybko, dowodząc, że wcale nie był taki opanowany.
– Co ty wyprawiasz? – spytał.
– Manipuluję tobą poprzez seks – zagrałam va banque. – Chcę, żebyśmy to zrobili, teraz, tutaj. Chcę poczuć, że pragniesz mnie na tyle, by zrobić coś…
– Chyba żartujesz? – wycedził, niemal nie otwierając ust. – Pomijając, że ktoś nas może zobaczyć…
– Mam to gdzieś! Gorąco mi, choć nie mam na sobie majtek. Jeżeli drżę, to nie z zimna. Na razie. Udowodnij mi, że to nie będzie tylko związek z rozsądku.
– A w przeciwnym razie co? Odmówisz?
Wzruszyłam ramionami.
– Tak. Nie wyjdę za mężczyznę, który może się obyć bez seksu ze mną. Bo wcześniej czy później odkryje, że może się obyć również beze mnie. Nie da się przewidzieć wszystkiego. Nie masz żadnej pewności, że kiedyś nie spotkasz kobiety, którą pokochasz nie tylko głową…
– Przestań bredzić! – krzyknął; pierwszy raz podniósł na mnie głos. – I wsiadaj do auta, bo przeziębisz sobie pęcherz albo przydatki.
I tak mało romantycznie skończy się ta przygoda. Pożądanie opadło we mnie jak suflet nagle wyjęty z piekarnika.
Zagryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać
Odwróciłam się i podeszłam do drzewa. Objęłam je, przyciskając policzek do szorstkiej kory. Przegrałam. Idiotka! Co ja sobie myślałam? Że pan doskonały wyjdzie z ram i zrobi coś wbrew sobie? Nie dla mnie… I wtedy usłyszałam szpetne przekleństwo, a potem chrzęst żwiru. Gdy Krystian przylgnął do moich pleców, odkryłam, że rozzłoszczony potrafi być nieco brutalny. Bezpardonowo zadarł mi spódnicę, złapał za biodra, a nieco później ocierałam się o korę, jęcząc. Krystian ciężko dyszał, a na koniec głośno krzyknął, jak nigdy wcześniej. Przez chwilę trwaliśmy jeszcze, przytuleni, złączeni… Gdy się wycofał, odczułam chłód, i naraz wystraszyłam się, że osiągnęłam swoje, sprowokowałam go, ale nigdy mi tej utraty kontroli nie wybaczy.
– Kocham cię… – szepnęłam.
Inaczej nie umiałam się wytłumaczyć, przeprosić.
– Ja też, do cholery! Jak mam ci to mówić, kobieto, żebyś wreszcie uwierzyła? Nie mogę zwariować dla innej, skoro ty doprowadzasz mnie do szaleństwa. Czy naprawdę musieliśmy odstawić numerek w lesie, bez zabezpieczenia, żebyś to pojęła? Może jestem przyblokowanym pedantem i mam kłopoty z wyrażaniem emocji, ale ty nie jesteś lepsza. Zabiłbym tego twojego byłego! Zafundował ci kompleksy, z którymi ja muszę walczyć…w lesie, ryzykując przyłapanie, nieplanowaną ciążę i…
– …przeziębienie pęcherza – zaszemrałam. – Oraz tłumaczenie się przed twoją siostrą, czemu wizytę zacznę od kąpieli. Ale może jak powiemy jej o ślubie, to nie będzie drążyć, co?
W odpowiedzi wybuchnął śmiechem.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”