Z Robertem poznaliśmy się na studiach. Nie byliśmy na jednym roku, ale mieliśmy razem niektóre zajęcia. Ścięliśmy się na jednych ćwiczeniach o jakąś głupotę. Potem Robert podszedł do mnie i przeprosił, że zareagował tak ostro. Od słowa do słowa, od rozmowy do rozmowy zostaliśmy serdecznymi kumplami, a później przyjaciółmi. Po dwóch latach on zaczął jednak wyraźnie o mnie zabiegać. W końcu zasugerował, że oczekuje po naszej relacji czegoś więcej. I tak zaczęliśmy ze sobą chodzić. Były spacery, kawki, herbatki, parę obiadów czy kolacji w różnych lokalach. Na jednym z takich wyjść Robert się oświadczył.
Nigdy nie był zbyt romantyczny
Zrobił to dość sztywno, w małej knajpce, podczas deseru. Jego brak zaangażowania zrzuciłam na stres i nerwy, a nie wyobrażałam sobie innej odpowiedzi, niż „tak”. Następnego dnia pochwaliłam się swoim dwóm przyjaciółkom. Trochę skonsternowane, wymieniły spojrzenia.
– No co? – zdziwiłam się.
– Nie obraź się, Martyna – zaczęła jedna – ale ten twój Robert jest trochę dziwny.
– Dziwny? – nie rozumiałam, o co jej chodzi. – Co masz na myśli?
– On o ciebie rozpytywał, nim zaczął te swoje podchody – dodała druga.
– Może chciał mnie lepiej poznać – mruknęłam, wzruszając ramionami.
– Albo lepiej się zorientować w twojej sytuacji – wtrąciła ta pierwsza. – W tym, ile masz kasy.
Rzeczywiście, moi rodzice byli lekarzami, więc pieniędzy nigdy mi nie brakowało. Oczywiście, to nie tak, że chciałam ciągnąć od nich w nieskończoność, miałam już nawet pewną pracę na oku, ale póki co, obiecali wspierać mnie podczas studiów. Nie uważałam jednak, żeby przyjaciółki miały rację.
Stwierdziłam, że zwyczajnie mi zazdroszczą
Miesiąc po zaręczynach Robert wprowadził się do mnie. To była normalna kolej rzeczy – ja miałam duże mieszkanie kupione przez rodziców, on wynajmował zaledwie pokoik z kolegami. Cieszyłam się, bo liczyłam, że zaczniemy spędzać z sobą jeszcze więcej czasu. I rzeczywiście, z początku tak było. Zwłaszcza gdy skończyliśmy studia, a ja zaczęłam pracę w studiu architektonicznym. Robert twierdził, że ciągle czegoś szuka, ale jeszcze nie znalazł właściwej posady. Któregoś dnia wrócił do domu bardzo poruszony. Myślałam, że dostał pracę, ale to nie było to. Jak się okazało, zadzwoniła do niego siostra, Baśka. Podobno właśnie wróciła ze Stanów i zatrzymała się tu, w Polsce, tylko w innym mieście. Miała tam osiąść na stałe. Robert uparł się, że musi ją koniecznie odwiedzić. Nie protestowałam – w końcu to była jego siostra. Nie widzieli się pewnie długi czas. Sęk w tym, że Robert zaczął mówić tylko o niej. Co tydzień znajdował pretekst, żeby ją znów odwiedzić, a z tego, co opowiadał, Baśka wydawała się strasznie nieporadna. Skoro we wszystkim musiał jej pomagać…
Zachodziłam w głowę, jakim cudem wyjechała do Stanów i tam nie zginęła. Mimo to imponował mi tym, jak bardzo się o nią troszczy. Wydawał się taki kochany. W końcu postanowiłam zaprosić Baśkę do nas. Robert z początku nie wydawał się tym pomysłem zachwycony, ale ostatecznie się zgodził. Na jego siostrę czekałam pełna niepewności. Wiedziałam, że jest dla niego ważna i miałam nadzieję, że się polubimy. Baśka wpadła do nas spóźniona. Robert chciał ją odebrać z dworca, ale zapewniła go, że dotrze sama. Miała bardzo mocny makijaż i dość skąpe ubrania, w tym bluzkę z imponującym dekoltem.
Poza tym, zachowywała się dość dziwnie
Była nerwowa, trzymała się na dystans i na moje pytania odpowiadała tak jakoś pokrętnie. Widziałam, jak co chwila ucieka wzrokiem w jego stronę, jak oboje wymieniają się uśmiechami. I właśnie z tego powodu poczułam do niej sympatię. Bo co z tego, że była trochę dziwna, skoro tak świetnie się dogadywali? Baśka nie została u nas długo – przyjechała jedynie na weekend. Za to mój narzeczony jeździł do niej coraz częściej. Czasami myślałam, że tylko szuka pretekstu, żeby się do niej wybrać. A to miała problem z sąsiadem, a to zwichnęła nogę, a to rzucił ją facet. Kiedy Robert znów zaczął się zbierać do wyjścia i oświadczył, że jego siostra tym razem potrzebuje pomocy przy remoncie, nie wytrzymałam.
– Teraz remont? – rzuciłam. – I co jeszcze, Robert? Ona nie ma swojego życia?
– Przestań – mruknął. – Siostra poprosiła mnie o przysługę. O co ci chodzi?
– O co mi chodzi? – wybuchłam. – Naprawdę? No, skoro Baśka jest taka ważna, to może z nią się ożenisz?
Nic nie odpowiedział. Pozbierał rzeczy i wyszedł, a ja zostałam sama, trochę zła na siebie, że dałam się ponieść emocjom. Po wyjeździe Roberta było mi trochę przykro. Rozumiałam, że chce pomóc siostrze, ale sama czułam się zaniedbywana. Dla mnie praktycznie nie miał czasu. Od miesiąca przebąkiwałam, że fajnie byłoby wyjść we dwoje do kina, nie pamiętałam już nawet, kiedy ostatni raz obejrzeliśmy coś razem w domu, a kran stale przeciekał, chociaż zwróciłam mu uwagę na to już z pięć razy. A do niej jechał pomagać przy remoncie. „Może ze mną rzeczywiście jest coś nie tak?”, myślałam. „Wściekam się na faceta, że pomaga siostrze. Czy nie powinien mieć dobrych relacji z rodziną?”. Mimo wszystko, nie potrafiłam się nie boczyć na narzeczonego, gdy wrócił. Zadziwił mnie jednak, gdy wyskoczył z zaproszeniem na romantyczną kolację.
– Przepraszam, że ostatnio spędzamy ze sobą tak mało czasu – powiedział mi przy stoliku. – Mogłaś poczuć się pomijana, a tego nigdy nie chciałem.
Uśmiechnęłam się do niego
– Daj spokój, Robert – stwierdziłam. – Jak zwykle pewnie trochę przesadzam. Trudno przecież, żebyś wypiął się na siostrę.
Było naprawdę miło. Rozmawialiśmy, Robert żartował jak kiedyś, jeszcze na studiach, ja się śmiałam. Dopóki nie zadzwonił jego telefon. Mój narzeczony spojrzał na wyświetlacz, a ja dostrzegłam jego minę. Czar prysł w ułamku sekundy.
– To ona, prawda? – zapytałam cicho.
Robert uśmiechnął się przepraszająco.
– Muszę odebrać.
Któregoś dnia po pracy postanowiłam odwiedzić rodziców Roberta. Jego mama już dawno mnie zaprosiła, tylko ja jakoś nigdy nie mogłam dotrzeć. Poza tym, byłam niemal pewna, że w domu siedziałabym sama, bo mój narzeczony na pewno musiałby jechać z czymś do Baśki. Mama Roberta bardzo się ucieszyła na mój widok. Zrobiła nam kawy, ukroiła ciasta, które sama upiekła i pogrążyłyśmy się w rozmowie.
– No, to mów, Martynko, co tam u was słychać – odezwała się. – Robert tak rzadko do mnie dzwoni, że nie mam o niczym pojęcia.
– A, nic takiego się nie dzieje – stwierdziłam. – Ja pracuję, Robert wciąż czegoś szuka. No i dużo czasu spędza u siostry…
– Siostry? – jego mama wyglądała na zdziwioną. – Kochanie, ale Robert nie ma żadnej siostry!
Zdębiałam. Patrzyłam na nią, jakbym widziała ją po raz pierwszy w życiu.
– Nie ma? – powtórzyłam, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg. – To Baśka nie jest jego siostrą?
– A w życiu! – stwierdziła matka Roberta z przekonaniem. – Baśka to miała na imię ta była Roberta. Ta, która zostawiła go dla jakiegoś bogatego bufona.
Oczywiście, po rozmowie z niedoszłą teściową, zerwałam zaręczyny. Jak się okazało, Robert wrócił do Baśki dokładnie wtedy, gdy rzekomo przyjechała ze Stanów. Tak naprawdę nigdy nie przestał jej kochać i liczył, że jeszcze będą razem. W międzyczasie szukał sobie dobrze sytuowanej dziewczyny, na tyle naiwnej, by nie pytała, na co mu jej pieniądze.
Właśnie dlatego związał się ze mną
Dzięki moim pieniądzom, Robert mógł zaimponować Baśce. Kupować jej drogie prezenty, bywać z nią tak często, wcale nie pracując. Bo przecież ja dbałam o nasze utrzymanie, płaciłam rachunki. Czy kiedykolwiek mnie kochał? Nie sądzę. Może przez pewien czas lubił, zanim jeszcze zaczął o mnie zabiegać. Teraz mieszkam sama, skupiam się na pracy. Mam duże wsparcie w rodzicach i nie szukam miłości. Nie śpieszy mi się do związku, a tym bardziej do kolejnych zaręczyn. Na razie wystarczają mi kumple z pracy, z którymi póki co utrzymujemy przyjacielskie stosunki. I myślę, że szybko się to nie zmieni, bo drugi raz nie popełnię tego samego błędu.
Czytaj także:
„Ślub miał być początkiem szczęścia, a był zwiastunem tragedii. Rodzice postawili na swoim, a ja straciłam miłość życia”
„Odwołałam ślub 2 godziny przed ceremonią i porzuciłam narzeczonego, ale dzięki temu poznałam miłość życia”
„Narzeczony porzucił mnie przed ołtarzem, więc... wyszłam za kumpla. Nie po to przez 2 lata planowałam ślub, żeby się nie odbył”