„Narzeczona marzyła o dużym weselu, więc wziąłem kredyt na 150 tysięcy. Złamane serce kosztowało mnie więcej niż ślub”
„I nagle mnie to uderzyło. Nie tylko zostałem upokorzony przed całą rodziną i znajomymi. Nie tylko kobieta, którą kochałem, właśnie zostawiła mnie bez słowa. Zostałem też z długiem, który mieliśmy spłacać razem. Sam”.

- redakcja
Nigdy nie marzyłem o wystawnym weselu. W zasadzie nie marzyłem nawet o ślubie – przynajmniej nie w takim, bajkowym wydaniu, jakie od zawsze miała w głowie Sandra. Kiedyś wydawało mi się, że miłość wystarczy, że wystarczy wspólne życie, małe mieszkanie, ciepło dwóch osób, które chcą ze sobą być. Ale Sandra miała inną wizję. Od pierwszego dnia mówiła o białej sukni, o sali balowej w luksusowym hotelu, o setkach gości, o perfekcyjnej muzyce i kwiatach, które miały zdobić każdy kąt. Próbowałem negocjować, przekonywać, że to szaleństwo.
Zaciągnąłem kredyt
Moje oszczędności były skromne, a Sandra twierdziła, że nie możemy pozwolić sobie na kompromisy. „Albo idealnie, albo wcale” – powtarzała jak mantrę. Przełknąłem to. Kochałem ją. Chciałem, żeby ten dzień był dla niej najpiękniejszym w życiu. Przekonywałem samego siebie, że warto, że przecież po ślubie zaczniemy wszystko razem i jakoś to spłacimy. Mimo to w mojej głowie wciąż brzmiały słowa Dawida, mojego najlepszego przyjaciela: „Stary, naprawdę chcesz zaczynać małżeństwo od długu?”
Teraz, stojąc w garniturze przed ołtarzem, czekałem na Sandrę. W myślach odtwarzałem każdą chwilę, która doprowadziła nas do tego momentu. Wiedziałem, że się denerwuje, że chciała, żeby wszystko było perfekcyjne. Ale nie podejrzewałem, że tego dnia, w tej chwili, jej po prostu tu nie będzie. Orkiestra grała cicho, a goście szeptali między sobą. Czekałem. Minęło pięć minut. Potem dziesięć. Sandra miała wejść do kościoła dokładnie o siedemnastej, w blasku zachodzącego słońca, przy dźwiękach skrzypiec.
Taki był plan. Wszystko było zaplanowane co do minuty. Ale jej nie było.
Spojrzałem na Dawida, który stał obok, z rękami w kieszeniach. Wzruszył ramionami.
– Może suknia się popruła – mruknął.
Goście zaczynali się niecierpliwić. Szeptali, przesuwali się w ławkach. Moja matka nerwowo ściskała ojcu ramię. Ojciec patrzył na mnie z tym swoim surowym wyrazem twarzy. Ksiądz podszedł bliżej i pochylił się do mnie.
– Panie Kamilu, może warto zadzwonić do narzeczonej?
Przełknąłem ślinę. Włożyłem rękę do kieszeni i wyciągnąłem telefon. Wybrałem jej numer. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Nic. Zaczynałem czuć, jak serce bije mi coraz szybciej. Spojrzałem na Monikę, świadkową Sandry. Stała nieruchomo, ale jej wzrok uciekał gdzieś w bok.
– Monika, gdzie ona jest? – spytałem, ale cicho, tylko dla niej.
Nie odpowiedziała od razu. Wzięła głęboki wdech i zacisnęła dłonie na bukiecie.
– Kamil… – zaczęła, ale w jej oczach zobaczyłem coś, co ścisnęło mnie za gardło.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, wcisnęła mi do ręki telefon.
– Sandra zostawiła wiadomość – powiedziała ledwo słyszalnym szeptem.
Patrzyłem na ekran. Wiadomość od Sandry. Ręce mi zadrżały, gdy nacisnąłem „odczytaj”.
Przepraszam. Nie mogę tego zrobić. Uciekam. Nie szukaj mnie.
Tak po prostu uciekła?
Patrzyłem na ekran telefonu, ale litery zaczynały się rozmazywać. Sandra uciekła. Po prostu… uciekła.
– Coś ty powiedziała? – wyszeptałem do Moniki, ale ona tylko pokręciła głową, jakby nie wiedziała, jak mi to wytłumaczyć.
Goście zaczynali coś podejrzewać. Widziałem, jak matka podnosi się z ławki, jak ojciec ściska pięści. Ktoś w tłumie nerwowo się zaśmiał. Dawid podszedł do mnie i ścisnął mnie za ramię.
– Stary, chodźmy stąd – powiedział cicho.
Ale ja nie mogłem się ruszyć. Miałem wrażenie, że jeśli tylko postawię krok, to wszystko się zawali. Jakbym trzymał w rękach budynek, który w każdej chwili może runąć. Spróbowałem zadzwonić do Sandry jeszcze raz. Sygnał. Drugi. Trzeci. Potem poczta głosowa.
– Myślisz, że ona… – głos Dawida urwał się w połowie.
– Nie wiem – przerwałem mu. Bo naprawdę nie wiedziałem.
Wtem matka podbiegła do mnie, trzymając za rękę mojego ojca.
– Kamil, co my teraz powiemy ludziom? – syknęła, ściskając moją dłoń tak mocno, że aż zabolało.
Ojciec spojrzał na nią z irytacją.
– Chrzanić ludzi – mruknął. – Co z kredytem?!
I nagle mnie to uderzyło. Nie tylko zostałem upokorzony przed całą rodziną i znajomymi. Nie tylko kobieta, którą kochałem, właśnie zostawiła mnie bez słowa. Zostałem też z długiem, który mieliśmy spłacać razem. Sam.
Czułem się jak w koszmarnym śnie
Nie pamiętam, jak wyszedłem z kościoła. Nie pamiętam twarzy gości, spojrzeń pełnych litości, rozczarowania i szoku. Pamiętam tylko, jak Dawid wepchnął mnie do samochodu i powiedział:
– Jedźmy do jej rodziców. Może wiedzą, gdzie jest.
Nie wiedzieli. Kiedy otworzyła nam drzwi matka Sandry, uśmiechała się jeszcze szeroko, jakby nie dotarły do niej żadne wieści.
– Kamil, co ty tutaj robisz? Gdzie jest Sandra? – zapytała beztrosko.
Poczułem, jak ściska mnie w żołądku.
– Ja? – zaśmiałem się gorzko. – Myślałem, że to wy mi powiecie.
Ojciec Sandry wszedł do przedpokoju, widać było, że coś jest nie tak.
– Kamil, mów jasno – powiedział poważnym tonem.
–Jak to możliwe, że nie przyszła do kościoła? Zostawiła mi SMS-a, że nie może tego zrobić. Nie odbiera telefonu – wyjaśniłem, czując, jak mój głos się łamie.
Wtedy zza rogu wyszła Monika, jej siostra.
– Kamil… – zaczęła. – Możemy porozmawiać?
Spojrzałem na nią i już wiedziałem.
– Wiedziałaś – powiedziałem cicho, a ona spuściła wzrok.
– Nie wiedziałam, że naprawdę to zrobi – odpowiedziała drżącym głosem.
– Ale wiedziałaś, że ma wątpliwości – rzuciłem oskarżycielsko.
Zamiast odpowiedzieć, po prostu pokiwała głową. W tamtej chwili poczułem, że wszyscy mnie oszukali.
Nie mieściło mi się to w głowie
Wyszedłem bez słowa. Dawid ruszył za mną, ale nie próbował mnie zatrzymać. Szliśmy do samochodu w milczeniu, a w mojej głowie dudniła tylko jedna myśl: Zostałem z niczym. Wróciłem do mieszkania, które mieliśmy dzielić po ślubie. Białe balony, których nie zdążyłem zdjąć, unosiły się przy suficie. Na stole stało jeszcze wino, które mieliśmy wypić na spokojnie po weselu.
Miało być idealnie. Miało być jak w bajce. Zamiast tego byłem sam, a na moim koncie ciążył kredyt na sto pięćdziesiąt tysięcy złotych. Następnego dnia poszedłem do banku.
– Panie Kamilu, kredyt został zaciągnięty wspólnie – powiedział pracownik, wertując dokumenty. – Jeśli pana narzeczona nie będzie partycypować w spłacie, obowiązek ten spada na pana.
– A jeśli ona… – zawahałem się. – Jeśli ona po prostu zniknie?
Mężczyzna spojrzał na mnie znudzonym wzrokiem.
– To nie ma wpływu na umowę. Banku nie interesuje, co stało się między państwem prywatnie. Dług jest długiem.
Opuszczając placówkę, czułem, jak narasta we mnie gniew. Sandra nie tylko mnie upokorzyła. Zostawiła mi problem, który mieliśmy dźwigać razem.
Wyciągnąłem telefon i jeszcze raz spróbowałem do niej zadzwonić. Oczywiście, bez skutku. Wtedy coś we mnie pękło. Napisałem SMS-a:
Nie uciekasz przed ślubem. Uciekasz przed konsekwencjami. Ale nie dam ci o nich zapomnieć.
Wysłałem. I czekałem.
Nie miała w sobie grama odwagi
Czekałem na odpowiedź, ale telefon milczał. Minęła godzina, potem dwie. Sandra nie odpisała. Aż do następnego dnia.
Kamil, przepraszam. Spotkajmy się. Muszę ci wszystko wyjaśnić.
Patrzyłem na te kilka słów i czułem, jak wrze mi krew. Teraz chciała rozmawiać? Po wszystkim? Po tym, jak zostawiła mnie na pastwę spojrzeń gości, po tym, jak musiałem tłumaczyć się przed bankiem, po tym, jak cała rodzina patrzyła na mnie ze współczuciem?
Ale musiałem ją zobaczyć. Musiałem usłyszeć, jak próbuje się tłumaczyć.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Sandra przyszła pierwsza. Była bledsza niż zwykle, pod oczami miała cienie. Przez sekundę pomyślałem, że wygląda tak, jakby naprawdę coś ją to kosztowało. Ale potem przypomniałem sobie o długu, z którym mnie zostawiła, i gniew powrócił. Usiadłem naprzeciwko niej, nie mówiąc ani słowa.
– Kamil… – zaczęła cicho. – Nie wiem, od czego…
– Może od tego, kiedy dokładnie postanowiłaś mnie zostawić? – przerwałem ostro.
Opuściła wzrok.
– Nie wiem… Od jakiegoś czasu czułam, że coś jest nie tak…
– I mimo to brałaś kredyt? Planowałaś wesele? Udawałaś do samego końca?!
Podniosła na mnie oczy, wilgotne od łez.
– Myślałam, że jeśli wszystko będzie idealne, to uwierzę, że to właściwe… Że gdy zobaczę tę salę, gości, suknie… że poczuję, że to to.
Zaśmiałem się gorzko.
– No i co? Pomogło?
Nie odpowiedziała.
Zostałem sam z długami
Sandra siedziała naprzeciwko mnie, ze wzrokiem wbitym w stół. Oczekiwała, że coś powiem, że ją rozumiem, że jej wybaczę. Ale ja nie miałem już nic do powiedzenia.
– Zostawiłaś mnie z długiem na 150 tysięcy złotych – powiedziałem w końcu. – Masz jakiś plan, czy po prostu liczyłaś, że jakoś to będzie?
Przełknęła ślinę.
– Chcę pomóc w spłacie… Będę pracować, mogę ci przelewać pieniądze co miesiąc…
Prychnąłem.
– Nie wierzę ci. Uciekłaś raz, uciekniesz znowu.
Podniosła na mnie wzrok.
– Kamil… ja naprawdę nie chciałam cię skrzywdzić.
Zaśmiałem się cicho i pokręciłem głową.
– Ale skrzywdziłaś. I nie tylko mnie. Moich rodziców, twoich rodziców, wszystkich ludzi, którzy wierzyli, że to ma sens. Ale wiesz co? Trudno. Przeżyję. Spłacę ten kredyt sam. Nie chcę nic od ciebie.
Wstałem. Sandra patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.
– Już nie musisz przede mną uciekać – dodałem, sięgając po płaszcz. – Bo mnie już nie ma.
Wyszedłem z kawiarni. Gdy zimne powietrze uderzyło mnie w twarz, poczułem coś, czego się nie spodziewałem. Ulgę. Tak, miałem przed sobą lata spłacania długu. Tak, moje życie runęło na moich oczach. Ale wiedziałem jedno – nie chciałem już żyć w iluzji. Czasem największy dług to nie pieniądze, ale zaufanie, które ktoś ci zabrał i nigdy nie oddał.
Kamil, 28 lat
Czytaj także:
„Nie po to przeszłam na emeryturę, żeby niańczyć cudze dzieci. Dodatkowa kasa kusi, ale chyba wolę święty spokój”
„Mąż kpił, że chcę zrobić prawo jazdy po 50-tce, bo nie nadaję się na kierowcę. Teraz będzie się prosił o podwózkę”
„Teściowa ciągle mi dogryzała. W końcu 1 zdaniem sprawiłem, że zrobiła się czerwona jak piwonia”