Patrzyłem na Agatę, która siedziała przy stole, otoczona katalogami ślubnymi. Jej oczy błyszczały, jakby każda nowa strona była kolejną inspiracją. Czasem się uśmiechałem, chcąc podzielić jej entuzjazm, ale gdzieś w środku czułem narastający niepokój. Każdy katalog, każde nowe marzenie Agaty, oznaczało kolejne koszty.
Koniecznie chciała ją przebić
Widziałem, że jej przyjaciółka, która niedawno miała ślub, stała się punktem odniesienia. Agata była zdeterminowana, żeby nasze wesele było jeszcze bardziej wystawne. „To nasz dzień, Borys. Musi być idealny” – powtarzała, a ja tylko kiwnąłem głową, chociaż w mojej głowie pojawiały się pytania: „Czy to naprawdę o nasz dzień chodzi, czy o rywalizację?”
Agata przeszła do omawiania szczegółów wesela z pasją, której nie widziałem u niej nigdy wcześniej. Opowiadała o wynajęciu eleganckiego dworku na przyjęcie, o wymarzonej sukni, kwiatach sprowadzanych z Holandii i najlepszym zespole muzycznym. Każdy szczegół wydawał się być na miarę królewskiego ślubu. Siedziałem naprzeciwko niej, patrząc na listę wydatków, która zdawała się nie mieć końca.
– Zamówimy najlepszy catering. Chcę, żeby nasi goście wspominali to wesele przez lata – mówiła z uśmiechem, przewracając kolejne strony katalogów. – A do tego musimy mieć profesjonalnego fotografa. Zobacz, jakie zdjęcia robi ten człowiek!
W mojej głowie kotłowały się myśli. Wiedziałem, że nie stać nas na te wszystkie luksusy. Nasze oszczędności już teraz były napięte, a przecież to dopiero początek przygotowań. Ale jak miałem powiedzieć Agacie, że musimy przystopować? Patrzyłem na jej rozentuzjazmowaną twarz i czułem, że nie chcę odbierać jej tej radości.
– To nasz najważniejszy dzień, nie oszczędzajmy na nim – powiedziała, patrząc na mnie z błyskiem w oczach. Próbowałem się uśmiechnąć, ale w głębi duszy zaczynałem się zastanawiać: „Czy to jeszcze nasz dzień, czy raczej wyścig o to, kto zorganizuje bardziej luksusowe wesele?”
Skąd miałem na to brać?
Z każdym kolejnym tygodniem koszty rosły. Agata zamawiała catering z najdroższej restauracji, wynajmowała dekoratorów wnętrz, rezerwowała najlepszych usługodawców. Kiedy zaczęła mówić o limuzynie i fajerwerkach na zakończenie przyjęcia, poczułem, że coś we mnie pęka.
– Agata, nie przesadzasz? – zapytałem, starając się zachować spokój. – To wszystko kosztuje fortunę. Nie możemy sobie na to pozwolić.
Ona tylko machnęła ręką.
– Przecież możemy wziąć pożyczkę. Wesele mamy tylko raz w życiu! – powiedziała, jakby to było najprostsze rozwiązanie. Jej słowa sprawiły, że w mojej głowie pojawił się chaos. Pożyczka? Na wesele? Wiedziałem, że nie mogę na to przystać, ale nie chciałem też zniszczyć jej marzeń.
Wewnętrznie walczyłem ze sobą. Z jednej strony chciałem, żeby Agata była szczęśliwa, ale z drugiej miałem coraz większe obawy, że całe to wesele przestaje mieć jakikolwiek sens. Przestaliśmy rozmawiać o naszym życiu, o tym, co będzie po ślubie. Zamiast tego wszystko kręciło się wokół kosztów i tego, jak musimy zaimponować gościom.
To, co kiedyś było ekscytacją, teraz stawało się dla mnie źródłem nieustannego stresu. Patrzyłem na Agatę, która nadal przeglądała katalogi, i w mojej głowie pojawiło się pytanie: „Czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę, co robimy?”.
Pomysły były coraz dziwniejsze
W pewnym momencie zaczęło mnie to przerastać. Siedziałem przy stole, a Agata znowu opowiadała o nowych pomysłach – specjalnym oświetleniu na parkiecie, wynajęciu fotografa, który obsługiwał wesela celebrytów. Czułem, jak frustracja rośnie we mnie coraz bardziej.
– Myślę, że możemy jeszcze wynająć luksusową fotobudkę, to teraz takie modne. Goście będą zachwyceni! – powiedziała z uśmiechem, jakby nic innego nie miało znaczenia.
Nie wytrzymałem.
– Agata, dość! – powiedziałem ostrym tonem, czego wcześniej nigdy w naszym związku nie robiłem. Spojrzała na mnie zaskoczona. – Czy ty naprawdę myślisz, że to jest najważniejsze? Czy chodzi ci o nasze wesele, czy o to, żeby pokazać się przed znajomymi? To jest konkurs na najdroższe wesele, czy co?
Cisza. Jej zaskoczona mina powoli zamieniła się w coś w rodzaju bólu. Widać było, że ją zraniłem, ale nie mogłem tego powstrzymać. W końcu wszystko, co trzymałem w sobie przez ostatnie tygodnie, wypłynęło na powierzchnię.
– Przecież nasz wyjątkowy dzień… Chcę, żeby był idealny – odpowiedziała cicho, jakby nie rozumiała, skąd ta moja reakcja.
– Idealny? A co z nami? Co z naszą przyszłością? – powiedziałem, starając się nie podnosić głosu. – Od tygodni nie rozmawiamy o niczym innym niż pieniądze. Nie widzisz, że zamiast cieszyć się tym, że się pobieramy, tylko zamartwiamy się, jak sfinansować to całe szaleństwo?
Agata spuściła wzrok. Była zraniona, ale ja byłem na granicy wytrzymałości. Nasza miłość zaczęła topnieć w cieniu finansowych wymagań i presji. Wiedziałem, że musimy coś zmienić, zanim te przygotowania całkowicie nas zniszczą.
Musi spuścić z tonu
Kolejny wieczór spędziliśmy w ciszy. Agata odsunęła katalogi na bok, ale widziałem, że wciąż myślała o wszystkich tych planach. Czułem, że musimy porozmawiać poważnie, zanim to nas całkowicie zniszczy. Zebrałem się na odwagę.
– Agata, musimy się zatrzymać – powiedziałem, siadając obok niej.
Spojrzała na mnie, nieco zmieszana.
– Nie możemy dalej tak postępować. Myślisz o weselu jak o pokazie, ale przecież chodzi o nas, o nasz związek. Nie o to, żeby zaimponować znajomym.
Jej oczy zaszkliły się, jakby wreszcie coś do niej dotarło.
– Nie chcę, żeby ktoś mówił, że nasze wesele było gorsze od innych…
Wziąłem ją za rękę, starając się zachować spokój.
– Kochanie, to nie konkurs. Nasze małżeństwo nie zacznie się od tego, czy mieliśmy limuzynę czy kwiaty z Holandii. Ważne jest to, że chcemy być razem, że kochamy się i chcemy zbudować coś trwałego. A jeśli zaczniemy nasze życie z długami na karku, to nie będzie dobry start.
Agata spojrzała mi w oczy i po raz pierwszy zobaczyłem, że zaczyna rozumieć. Była w niej walka – z jednej strony chęć pokazania się przed światem, z drugiej rzeczywistość, którą musiała zaakceptować. Zrozumiała, że to, co robimy, wymyka się spod kontroli.
– Masz rację – powiedziała w końcu, ściszonym głosem. – Przepraszam, chyba dałam się ponieść...
Czułem, że pierwszy raz od dawna rozmawiamy o czymś ważnym, o naszej przyszłości, a nie o tym, co myślą inni.
Zaczęła myśleć logicznie
Kilka dni później usiedliśmy razem, aby przemyśleć wszystkie plany. Agata zgodziła się na rezygnację z kilku kosztownych pomysłów – pożyczki, limuzyny, drogich atrakcji. Było jej trudno, widziałem to. Każde cięcie wydatków wydawało się dla niej małą porażką. Zrezygnowała z części dekoracji, z fajerwerków na zakończenie, a zamiast sprowadzanych kwiatów wybraliśmy lokalne. Zamiast najdroższego fotografa, wynajęliśmy kogoś poleconego przez znajomych.
– Przepraszam cię – powiedziała nagle, patrząc na mnie. – Chyba za bardzo skupiłam się na tym, co ludzie powiedzą. Naprawdę chciałam, żeby to był wyjątkowy dzień. Ale teraz widzę, że za bardzo się zapędziłam.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się delikatnie.
– Rozumiem, kochanie. Też chciałem, żeby było pięknie, ale nie możemy żyć tylko dla opinii innych – odpowiedziałem, ściskając jej dłoń. – Najważniejsze, że mamy siebie. To nasz ślub, nasza przyszłość. Nie potrzebujemy luksusów, żeby być szczęśliwi.
Agata skinęła głową, choć widziałem, że wciąż odrobinę to przeżywa. Wiedziałem jednak, że podjęliśmy słuszną decyzję. Chciałem, żeby nasze małżeństwo zaczęło się bez napięcia, bez przytłaczającego poczucia, że wszystko robimy dla kogoś innego.
Tego wieczoru czułem, że zrobiliśmy krok w stronę prawdziwego zrozumienia. Zamiast dążyć do przepychu, zaczęliśmy skupiać się na tym, co najważniejsze – na sobie nawzajem. Byłem wdzięczny, że Agata zrozumiała, że miłość nie mierzy się luksusami.
Wszystko udało się doskonale
Wesele odbyło się w bardziej stonowanej, ale wciąż pięknej oprawie. Kiedy patrzyłem na Agatę w jej sukni, uśmiechającą się szczerze i bez zmartwień, czułem, że podjęliśmy właściwą decyzję. Nie było fajerwerków, nie było limuzyny, ale była nasza miłość – i to wystarczyło. Goście bawili się świetnie, a my, zamiast martwić się o pieniądze i koszty, cieszyliśmy się chwilą.
Podczas ceremonii spojrzałem na Agatę, a ona na mnie – oboje wiedzieliśmy, że przeszliśmy przez trudny okres, ale teraz jesteśmy silniejsi. Nasz ślub nie był najdroższym, najbardziej luksusowym wydarzeniem roku, ale był dokładnie taki, jaki powinien być – o nas, dla nas.
Po wszystkim usiedliśmy razem na tarasie, patrząc na zachód słońca, a ja w końcu poczułem spokój. To nie przepych, ale te małe, intymne chwile miały dla mnie największe znaczenie. Zrozumiałem, że gonitwa za luksusem mogła zniszczyć naszą relację, ale udało nam się zatrzymać w odpowiednim momencie.
Borys, 29 lat
Czytaj także:
„Nie powiem dzieciom, że mają brata, którego porzuciłam lata temu. Mąż też nic nie wie, więc niech tak zostanie”
„Moje dziecko może mieć usta szwagra, albo oczy mojego męża. Po 1 szalonej nocy, nie wiem kto zrobił mi brzuch”
„Nad Bałtykiem złowiłam boskiego Hiszpana. On się zgubił, a ja z przyjemnością wskazałam mu drogę do mojej sypialni”