Moja randka w ciemno okazała się niewypałem. Jednak to dzięki niej los się do mnie uśmiechnął...
Uważnie zerknęłam w lustro. Jeszcze tylko odrobina nabłyszczającego lakieru na włosy i jestem gotowa. Jasnobeżowa bluzka przyjemnie kontrastowała z nabytą w osiedlowym solarium opalenizną, nowa spódnica zgrabnie podkreślała nogi.
Umówiłam się z mężczyzną z ogłoszenia
– Nadal sądzę, że to niepoważne – głowa Asi pojawiła się w drzwiach łazienki.
– Aśka, nie zaczynaj. To tylko jedno spotkanie. Nie spodoba mi się, to wstanę i wyjdę. Zresztą tak ładnie napisał – „Młody, przedsiębiorczy, samotny w nowym mieście, szuka ideału z kilkoma wadami”. Urocze, prawda? – zachwycałam się.
– Żałosne, ale cóż... Wyglądasz okay – mruknęła moja współlokatorka.
– Nie okay, tylko oszałamiająco. Dla tej randki poszłam się nawet prażyć w solarium – zaśmiałam się, sięgając po płaszcz i torebkę.
– Jedno, co z tego będziesz miała, to przeziębienie – pokiwała głową Aśka, zerkając za okno. – Już mocno pada, a zapowiadali, że pod wieczór lunie jeszcze bardziej – prorokowała złowieszczo.
– Z cukru nie jestem – uśmiechnęłam się do lustra, kolejny raz sprawdzając wygląd, a potem zadzwoniłam po taryfę.
Do „Starego fortu” dotarłam nieco przed czasem. Sala świeciła jeszcze pustkami.
Usiadłam w jednej z nisz, zamówiłam wino i dyskretnie rozejrzałam się wokoło, ale wyglądało na to, że mojej „randki” jeszcze nie było. Koło dziewiętnastej dwanaście zaczęłam się trochę niepokoić.
Facet ewidentnie się spóźniał, albo mnie wystawił
Może i jestem staroświecka, ale czy to nie mężczyzna powinien pojawiać się pierwszy na tego typu spotkaniach?
W końcu zjawił się. Właściwie, gdyby nie to, że nie spieszyło mi się z powrotem na deszcz, to już chyba bym wyszła. Początkowo myślałam, że to jakaś groteskowa pomyłka. Stał nade mną wysoki łysol, ubrany w skórę.
– No, to rozumiem! Babeczka, jak złoto – ciężko klapnął na sofę, jednocześnie bez cienia żenady lustrując mój dekolt. – Sorry, słońce, za spóźnienie, robota mi wypadła niespodziewana – rzucił z szerokim uśmiechem, co pozwoliło mi się przyjrzeć sporym brakom w jego uzębieniu.
Tylko bez paniki – nakazałam sobie.
– Złociutka! – tym razem to do kelnerki – podaj mi browara, a dla mojej pani jeszcze jedno winko!
Mojej pani?! – to już nie był wstyd, to była żenada stulecia.
Modliłam się tylko o dwie rzeczy – żeby zadzwoniła moja komórka, bo mogłabym udawać, że muszę lecieć i żeby nie wszedł tu teraz nikt ze znajomych.
Modliłam się, by nikt mnie z nim nie zobaczył
Już słyszę, jak w moim banku plotkują, że zadaję się z jakimś lokalnym mafiosem.
– No, coś taka markotna, moja piękna? – zainteresował się tymczasem mój „adorator”, wyciągając w moją stronę łapę wielkości średniego bochna chleba. – Jerzy jestem, a ty, złotko?
– Ewelina – wymamrotałam...
– Ewelina, super fajna z ciebie dziewczyna! – ryknął, dodając, że w wolnych chwilach pisuje poezję. – Wydam to kiedyś może, jak czas znajdę, bo teraz ani chwili wolnej nie mam – westchnął.
– A czym się zajmujesz? – zapytałam.
– Motoryzacja.
– Jakiś salon prowadzisz? – drążyłam.
– Od razu tam salon. Kilka aut się wyklepie, resztę przywiezie z Niemiec, wiesz, jak jest – mruknął, ale zaraz nawet się rozkręcił.
Z tego, co zrozumiałam, te przywiezione z Niemiec były najzwyczajniej kradzione, więc wolałam tego nie komentować.
Aśka zadzwoniła tuż przed ósmą.
– I jak tam książę z ogłoszenia? – kpina w jej głosie była wręcz namacalna.
– Co?! Jak to zalał mi pan mieszkanie?! – palnęłam pierwszą rzecz, jaką ślina mi na język przyniosła, a potem poderwałam się od stolika.
– Przepraszam cię, co za niefart. Nowy sąsiad zalał mi właśnie mieszkanie – łgałam.
– Odwiozę, beemwica stoi pod lokalem – zaoferował.
– Yyy, brat jest w pobliżu. Umawialiśmy się, że mnie odbierze. „Jezu, co ja wygaduję?!” – myślałam, biegnąc przez lokal.
– Zadzwonię! – usłyszałam jeszcze za plecami, dopadając drzwi lokalu.
Aśka miała rację - niepotrzebnie robiłam sobie nadzieję
Prognozy Aśki sprawdziły się – wcześniejsza ulewa zamieniła się w oberwanie chmury. Parasolka odmówiła posłuszeństwa przy kolejnym porywie wiatru, a moje nowe, zamszowe buciki wyglądały po chwili jak dwie źle wyżęte ścierki. Nie minęły jeszcze dwie minuty i byłam przemoczona do suchej nitki.
Na szczęście podjechała taksówka. Do mieszkania dotarłam przemarznięta na kość, cała dygocząc z zimna.
– Wskakuj pod gorący prysznic – Aśka odłożyła trzymaną w ręku książkę i dodała, że zaraz zrobi mi grzanego wina. – Już po randce? Gdybym była złośliwa, powiedziałabym – a nie mówiłam.
Rzeczywiście, prysznic i wino pozwoliły mi odzyskać dobry humor.
– Dziewczyno, żebyś ty go widziała – opowiadałam Aśce, konając ze śmiechu.
Rano przyszło osiem SMS-ów. Wszystkie oczywiście od Jerzego, a każdy rymowany, utrzymany we wręcz frywolnym tonie. Numer zmieniłam następnego dnia, więc zaczął mailować.
– Szkoda, że nie dałaś mu jeszcze adresu – kpiła Aśka.
– Dobra, wiem, zrozumiałam. Możesz w końcu przestać? – wkurzyłam się.
Jerzy stał się namolny, musiałam zmienić numer telefonu
Przestała. Sama zresztą nie lepiej wpadła, umawiając się z kuzynem koleżanki, który okazał się jakimś nachalnym typem. Po kilku tygodniach udało mi się już na dobre zapomnieć o istnieniu Jureczka, kiedy wpadłam na niego w... tramwaju.
– No, no, nieładnie. Numer nie odpowiada, na emaile nie odpisujesz – zarechotał, ciągnąc za sobą jakiegoś szatyna w garniturze.
– Widzisz, ja wróciłam do mojego byłego – skłamałam.
Ścisk w tramwaju był niemiłosierny, a w samym środku tego tłoku ja, Jureczek obwieszony złotem i jego znajomek. Wysiadłam na następnym przystanku. Wolałam się spóźnić do pracy, niż dalej bawić gapiów. Jureczek został w tramwaju, za to szatyn złapał mnie za ramię.
– Może wstąpimy na szybką kawę? Podają tu fantastyczną szarlotkę – powiedział, wskazując na pobliską kafejkę.
– Przepraszam, ale nie znam pana – warknęłam.
Bóg jeden wie, co to za typek, skoro zadaje się z Jureczkiem.
– BMW się popsuło, czy już rozbite? – syknęłam złośliwie.
Chyba nie załapał.
– Moje audi jest w warsztacie – powiedział, dziwnie na mnie patrząc.
– A, chodziło pani o samochód Jerzego. Nie wiem, czy powinienem o tym mówić, ale ma chwilowe kłopoty z prawem jazdy.
– Czyżby odebrali mu prawko za jazdę pod wpływem?
Jego uśmiech powiedział mi wszystko. Potem ponowił propozycję wspólnej kawy i dodał, że jako adwokat Jerzego wolałby już więcej nie rozmawiać o swoim kliencie.
– Adwokat? – musiałam wyglądać naprawdę głupio.
– A co myślałaś? – spontanicznie przeszedł na ty – że jestem jakimś jego podejrzanym znajomkiem?
Staliśmy na środku chodnika, umierając ze śmiechu. Potem zaczęło padać, więc jakoś tak się złożyło, że przenieśliśmy się do kawiarni.
Szarlotka rzeczywiście była pyszna. A Mirek... Cóż, Mirek za parę tygodni zostanie moim mężem. Siedzimy właśnie na balkonie i zastanawiamy się, kogo jeszcze zaprosić na nasz ślub.
– Jerzy musi być! – upiera się Mirek.
– Przecież to dzięki niemu się poznaliśmy.
– Nie! Nie chcę tego typa na ślubie – mówię twardo, ale zaraz nieco mięknę.
Właściwie, może i Mirek ma rację? Przecież gdybym wtedy nie odpowiedziała na ogłoszenie Jerzego, nigdy nie poznałabym Mirka.
– No dobra, może i racja. Dopisz go na listę – zgadzam się, dolewając nam wina.
W sumie co za różnica? Najważniejsze, że spotkałam wreszcie tego właściwego – myślę, patrząc, jak Mirek dokłada sobie szarlotki.
Piekę mu co tydzień, w końcu przy niej wszystko się zaczęło.
Czytaj więcej prawdziwych historii:
„Chciałam zostawić córeczkę w oknie życia. Owinęłam ją w koc, zaniosłam, położyłam... i wtedy ona zaczęła głośno płakać”
„Przez niego straciłam wszystkie swoje oszczędności. Uwierzyłam, że się ze mną ożeni i to uśpiło moją czujność”
„Ożeniłem się z nią tylko dlatego, że była w ciąży. Bardziej niż nasz syn, obchodziły ją koleżanki. Wytrzymałem 2 lata”