„Najpierw byłam gospodynią domową i matką, a teraz opiekunką męża-emeryta. Miałam dość bycia poczciwą jak stare kapcie”

Kobieta przed emeryturą fot. iStock by Getty Images, Teraphim
„Brakowało mi kontaktu z ludźmi. Marzyłam o rozmowach i dyskusjach. Chciałam się stroić i malować. Ale Tadkowi nie robiło różnicy, w co byłam ubrana, siadając do kolacji. Jego świat kręcił się wyłącznie wokół meczów, jedzenia i spania”.
/ 02.08.2024 19:30
Kobieta przed emeryturą fot. iStock by Getty Images, Teraphim

– O rany, ale ty marudzisz, jak jakiś stuletni dziadek! – westchnęłam z rezygnacją, gdy Tadzio po raz kolejny oświadczył, że nie ma zamiaru iść do sąsiadów na imieninowe przyjęcie.

Żyjemy w takiej okolicy, gdzie wszyscy dobrze się znają i często wpadają do siebie w gości. Imieniny u kogoś z sąsiedztwa to po prostu obowiązkowa pozycja w terminarzu każdego mieszkańca. Nie ma potrzeby przynosić jakichś wymyślnych upominków, w zupełności wystarczy porządna flaszka dla sąsiada albo coś słodkiego dla jego żony.

Ostatnimi czasy jednak hitem są bony podarunkowego. Dla Marylki przygotowałam voucher do drogerii. Pani za ladą umieściła go w kopercie, dołączając kartkę, na której napisałam parę ciepłych słów ode mnie i Tadzia. Przy okazji wizyty w galerii sprawiłam sobie nowiutkie szpilki i wpadłam do salonu fryzjerskiego. A teraz Tadzio stroi mi fochy.

Ostatnio sama byłam u Włodzia i Basi! – wytknęłam mu. – I wiesz co? Czułam się niezręcznie! Wszyscy przyszli w parach! Co do jednego! A ja miałam wrażenie, że jestem jakąś wdową! Rusz się i wskakuj w białą koszulę, idziemy!

Trochę ponarzekał, ale ostatecznie się zgodził. Jednak siedzenie obok małżonka, który ewidentnie czuł się nieswojo i wyczekiwał momentu, aż będziemy mogli się zwinąć, nie sprawiało mi przyjemności.

– Zachowywałeś się strasznie – wygarnęłam mu, gdy dotarliśmy do mieszkania. – Maryla kilka razy dopytywała, czy się pokłóciliśmy i czy wszystko gra!

Mogłaś pójść sama – zripostował. – Nie musiałaś mnie ciągnąć na siłę. Nie przepadam za chodzeniem gdziekolwiek. Wolę, jak jesteśmy razem w domu. Jutro mogę przygotować obiad. Ale błagam, nie zmuszaj mnie więcej, żebyśmy znowu szwendali się wśród ludzi. Przez czterdzieści lat musiałem „bywać na salonach” i szczerze mówiąc, chcę od tego odpocząć.

Było to po prostu niesprawiedliwe

Fakt – przez cztery dekady prowadził aktywne życie społeczne. Angażował się w działalność sportową, co wiązało się z ciągłymi wyjazdami, załatwianiem spraw i spotkaniami przy kieliszku. No i rzecz jasna całe to oglądanie meczów, a potem chodzenie na imprezy po nich. Ja w tym czasie byłam uziemiona z dzieciakami, a poza tym wtedy nie było w zwyczaju, żeby zabierać żony na takie wydarzenia. To był męski świat...

Przez całe życie byłam na utrzymaniu Tadeusza, który prowadził dobrze prosperujący biznes. Poza tym wychowywanie naszej gromadki dzieci, z których najmłodsze dopiero co zakończyło edukację w szkole średniej, było moim głównym zajęciem. Kiedy Jasiek wyrósł na tyle, że nie musiałam spędzać z nim każdego wieczoru, zasugerowałam mężowi, abyśmy gdzieś wyszli tylko we dwoje. Raz wybraliśmy się do kina, a innym razem odwiedziliśmy knajpkę z kuchnią meksykańską, w której grali muzycy.

Jednak z czasem, gdy na świecie pojawiła się nasza wnuczka, Zosia, znowu zajęłam się pieluchami. Marta, moja synowa, starała się mnie przekonać, czemu tak szybko, zaledwie pół roku po tym, jak dziecko przyszło na świat, koniecznie musiała (i chciała) już wracać do pracy.

– Chociaż to niewielka firma, mam sporo zamówień do zrealizowania – cierpliwie tłumaczyła mi sytuację.

Pamiętam, że jej praca polegała na sprowadzaniu i naprawianiu urządzeń dentystycznych. Nie zapomniałam o tym i przy każdej wizycie u stomatologa przychodziło mi do głowy pytanie, czy to właśnie przedsiębiorstwo mojej synowej dba o sprawność tego „kombajnu”, a dokładniej mówiąc – fotela wyposażonego we frezarki i kranik, z którego leci woda do przepłukania jamy ustnej.

– Nie da się tak po prostu oznajmić lekarzom, którzy nabyli u nas swoje wyposażenie, że nasza spółka przez najbliższy rok nie będzie świadczyć im usług serwisowych – kontynuowała swój wywód synowa. – Jeżeli chociaż raz zdecydują się na konkurencję, przepadną dla nas już na dobre. Mama to chyba rozumie, prawda? Zwyczajnie nie możemy pozwolić sobie na utratę tych wszystkich kontraktów, o które walczyliśmy w pocie czoła! Szczególnie że jakiś czas temu pożegnał się z nami mój czołowy sprzedawca, a od pół roku nie udało nam się zdobyć ani jednego świeżego zleceniodawcy.

Przepadłam na kolejne lata

Co mogłam zrobić w takiej sytuacji? Nie było innego wyjścia, jak tylko pomóc z małą Zosieńką. Przecież nie zostawia się takiego bobasa pod opieką kogoś obcego. W ten sposób zleciały mi kolejne dwa lata – na przewijaniu, karmieniu i oglądaniu bajek o gadatliwej śwince. A gdy nadszedł moment, kiedy Zosia mogła już zostać z nianią, a ja wreszcie odzyskałam wolność i chęć do spotykania się z ludźmi, Tadzio mi zdziadzial.

– Jestem już emerytem – oświadczył, jakbym o tym nie miała pojęcia, a sama przecież zorganizowałam mu imprezkę na pięćdziesiąt osób! – Nie zmuszaj mnie do robienia czegoś, na co nie mam najmniejszej ochoty. Wystarczająco się już w życiu naharowałem, teraz chcę mieć święty spokój.

Tyle że akurat to, od czego on tak bardzo się wzbraniał, stanowiło esencję moich najskrytszych pragnień.

– Słuchaj, mam pomysł na relaksujący wieczór – powiedział kiedyś mój małżonek. – Co powiesz na to, żebyś ty się odprężyła w wannie, a w tym czasie ja zrobię nam coś dobrego do jedzenia? Potem wygodnie usiądziemy przed telewizorem, a na koniec zafunduję ci masaż stóp. Brzmi znacznie przyjemniej niż włóczenie się po okolicy, nie sądzisz?

Westchnęłam, mając świadomość, że się starał. Od czasu do czasu, wśród pomruków i teatralnego wywracania oczami, wyskakiwał z pomysłem wypadu do kina czy przechadzki, by podziwiać świąteczne dekoracje. Tyle że nie o to mi chodziło. Brakowało mi kontaktu z ludźmi. Marzyłam o rozmowach, przysłuchiwaniu się innym, wymianie poglądów. Chciałam dumać nad tym, w co się ubrać i jak ułożyć fryzurę, by dobrze się prezentować wśród innych kobiet. Bo Tadkowi było obojętne, w czym zasiadałam do kolacji.

Wsparcie otrzymałam od mojego dziecka

Przez długi czas czułam się mocno przygnębiona po ostatniej imprezie u Maryli. Moje samopoczucie tylko się pogorszyło, gdy po tygodniu zadzwoniła do nas chrzestna naszego syna, zapraszając na rocznicę ślubu. Uroczystość miała mieć wytworny charakter i odbyć się w restauracji. Momentalnie poczułam entuzjazm na myśl o tym cudownym wieczorze i zaczęłam zastanawiać się nad swoim strojem.

– Wykluczone, ja się na to nie piszę – oświadczył stanowczo Tadek, a mnie ręce opadły. – Nigdy nie pałałem sympatią do jej faceta, a poza tym to chrzestna Mikołaja, nie moja. Niech on idzie świętować.

Stanęłam przed dylematem – wybrać się w pojedynkę, czy tak długo suszyć głowę Tadeuszowi, aż w końcu ulegnie i pójdzie, choć potem zrobi nieszczęśliwą minę i zepsuje cały wieczór. Rezygnacja z tak świetnej okazji do spotkania znajomych nawet nie wchodziła w grę.

– Marta pojechała na zjazd dentystów – westchnął zmęczony Mikołaj. – Nasza córeczka jest pod opieką drugich dziadków, a ciocia Hania już kilka razy do mnie wydzwaniała, dopytując się, czy przyjdę na jej rocznicę. Nie wypada odmówić, w końcu dała nam sporą sumę na wesele…

Kwestia została rozstrzygnięta. Tadeusz został w mieszkaniu, natomiast ja udałam się na przyjęcie z Mikołajem. Było to całkiem przyjemne, gdy mój dorosły potomek troszczył się, bym miała pełny kieliszek i podawał mi okrycie. Nie odczuwałam osamotnienia przy stole i nie musiałam sama wracać po zakończeniu imprezy. Uznałam to wyjście za niezwykle udane. Szczerze mówiąc, rozmowy z innymi ludźmi sprawiały mi radość.

W drodze powrotnej do domu, gdy Mikołaj prowadził samochód, zadzwoniła do mnie Marta.

– Co tam słychać? – zagadnęłam radośnie. – Siedzisz przy kieliszku i podpisujesz kontrakty?

Gdyby tylko mama miała pojęcie – w głosie Marty słychać było totalne wyczerpanie. – Prelekcje trwają do szesnastej, a później uczestnicy jedzą, piją i prowadzą negocjacje biznesowe. A ja łażę w kółko, gadam, rozdaję wizytówki na prawo i lewo i prezentuję foldery. Szlag, jak ja tego nie cierpię…

Jeszcze do niedawna całe to zadanie spoczywało na barkach jej najlepszego handlowca. Zatrudniała co prawda jeszcze dwóch innych, ale oni kompletnie sobie nie radzili.

Robert był stworzony do tej roboty – opowiadała Marta. – Potrafił wcisnąć piasek na pustyni. Zanim zaczął u mnie, handlował wykładzinami po biurach. A teraz klops.

Długo rozważałam tę naszą rozmowę. Nigdy nie miałam etatu, moje doświadczenie ograniczało się do zajmowania się domem i pilnowania dzieciaków, ale jeśli coś sprawiało mi prawdziwą frajdę, to gadanie z ludźmi. Pomyślałam sobie, że mogłabym robić dokładnie to, czym zajmował się ten handlowiec. No bo skoro on dał radę ogarnąć temat wykładzin od zera, to dlaczego ja miałabym nie podołać?

Czegoś takiego mi brakowało w życiu

Nadszedł odpowiedni moment, gdy kolejny raz wybrałam się do dentystki. Od lat korzystałam z usług tej samej pani stomatolog, która była córką mojej przyjaciółki. Znałyśmy się praktycznie od zawsze. Gdy skończyła zakładać mi plombę, zaczęłam wypytywać ją o urządzenie do wiercenia, regulowany fotel dentystyczny oraz o sterylizator. Tak jakoś w trakcie pogawędki wspomniałam, że moja synowa prowadzi firmę zajmującą się sprzętem stomatologicznym, więc gdyby pani doktor kiedyś chciała coś wymienić na nowe, to mogłaby się do niej zgłosić...

Jakiś czas później radosny telefon od synowej oznajmił mi, że udało jej się sfinalizować transakcję sprzedaży unitu dentystycznego za okrągłą kwotę 80 000 zł. Nabywczynią okazała się moja lekarka, która niedawno uruchomiła kolejny gabinet. W ten sposób, całkiem nieświadomie, dokonałam swojej pierwszej sprzedaży fotela stomatologicznego wraz z całym wyposażeniem, choć wtedy jeszcze nie miałam bladego pojęcia, że tak się to fachowo określa.

Obecnie moja wiedza obejmuje nie tylko fotele, ale również autoklawy, czyli specjalne urządzenia służące do sterylizacji, a także różne mikroskopy i kompletne wyposażenie niezbędne w pracy dentysty. Zgadza się, Marta dała mi szansę i pracuję u niej jako przedstawiciel handlowy. Okazuje się, że mam do tego smykałkę! Oczywiście, nie obyło się bez licznych szkoleń i przyswajania ogromnej ilości wiedzy, ale byłam pełna zapału i chęci do nauki.

W końcu udało mi się osiągnąć taki styl życia, jaki preferuję. Podróżuję po konferencjach, zabierając ze sobą nasze foldery reklamowe i przedstawiając ofertę firmy. Biorę udział w przyjęciach, umawiając się na spotkania z dentystami oraz dyrektorami przychodni medycznych. Dzięki temu cały czas mam kontakt z ludźmi, co sprawia mi ogromną przyjemność. Wygląda na to, że nigdy nie jest za późno, by zacząć swoją przygodę z pracą. Po powrocie do domu, zmęczona całym dniem, cieszę się na myśl o moim kochanym zrzędzie, który czeka na mnie z ciepłym posiłkiem, ciekawym filmem i chęcią spędzenia wieczoru tylko we dwójkę. Bo właśnie tego mi trzeba do pełni szczęścia!

Weronika, 58 lat

Czytaj także:
„Szwagier kumpla zajada kawiory, a sępi po ludziach jak biedak. Myślał, że mnie oszuka, ale trafił na sprytniejszego”
„Nie chciałam żyć w cieniu skromnych ambicji partnera. Wygrałam na loterii, zostawiłam go i ruszyłam spełniać marzenia”
„Mój mąż i siostra zrobili mi niespodziankę na wakacjach nad morzem. Znienawidziłam oboje w jednej chwili”

Redakcja poleca

REKLAMA