Od zawsze byłam świadoma, że życie nie pisze wyłącznie kolorowych, radosnych scenariuszy, ale nigdy nie dopuszczałam do świadomości, że także do mojego świata może wkraść się smutek i cierpienie. „Złe rzeczy przydarzają się wyłącznie tym, którzy zasłużyli sobie na to” – wmawiałam sama sobie. Och, jaka byłam naiwna. Teraz, jako 30-letnia rozwódka, mogę stwierdzić, że w życiu najbardziej powinniśmy spodziewać się tego, co niespodziewane.
Mirek zaimponował mi swoją pewnością siebie
Mojego obecnie już byłego męża poznałam, gdy rozpoczęłam studia. Wynajmowałam wówczas mieszkanie z przyjaciółką, z którą znałam się jeszcze z piaskownicy. To było ciasne M3, ale my – dwie młode dziewczyny na progu niezależności – byłyśmy z niego dumne jak z własnej willi z basenem i kortem tenisowym. Cena była okazyjna, bo właściciel wynajmował lokal niemal bez wyposażenia. Niemal, bo w kuchni i łazience znajdowało się wszystko, czego potrzebowałyśmy, ale pokoje były „gołe”.
Nie był to duży problem. Z domów rodzinnych zabrałyśmy nasz skromny dobytek, który posłużył nam do urządzenia sypialni. Obie dostałyśmy od rodziców niewielką kwotę na start, dzięki której mogłyśmy wyposażyć salon, naszą wspólną przestrzeń.
– Sylwia, musimy mieć tę sofę – powiedziała podekscytowana Anka, wskazując na zdjęciu mebel w stylu vintage. – Wyobraź sobie, jak pięknie będzie się komponowała z tą komodą – dodała, przerzucając kilka stron w katalogu.
Tak to już jest z Anką – potrafi zarażać swoim entuzjazmem. Jeszcze tego samego dnia zamówiłyśmy upatrzone meble. Dwa dni później w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu.
– Dzień dobry, przywieźliśmy te niewiarygodnie ciężkie meble, które pani zamówiła – oznajmił wesoły głos w słuchawce. – Na które piętro niegodni słudzy mają wnieść przesyłkę?
– Pierwsze piętro, panowie. Nie nadźwigacie się zbytnio – odpowiedziałam, rozbawiona humorystycznym powitaniem jednego z dostawców.
Gdy zobaczyłam, jak dwaj mężczyźni, na oko 40- i 20-latek, dźwigają okazałą sofę po stromych schodach, zrobiło mi się ich szkoda, ale panowie radzili sobie ze swoim zadaniem nadspodziewanie dobrze.
– Hej, jestem Mirek – przedstawił się młodszy z dostawców, gdy mijał mnie w drzwiach, niosąc ciężki i nieporęczny mebel. – Ładną sofę sobie wybrałaś – dodał, puszczając do mnie oko.
– Sylwia, albo bierzesz numer od tego ciacha, albo ja to zrobię – powiedziała Anka, gdy dostawcy zeszli do samochodu po komodę.
– Zachowuj się – odpowiedziałam i żartobliwie skarciłam ją przyjacielskim kuksańcem.
– Przecież on wygląda jak grecki bóg i najwyraźniej wpadłaś mu w oko – odparła i natychmiast zamilkła, bo pracownicy salonu meblowego zbliżali się już do naszych drzwi.
Po kilku chwilach nowiutkie meble stały już w naszym mieszkaniu, czekając na rozpakowanie i ustawienie. Mirek wręczył mi potwierdzenie odbioru i poprosił o podpis. Złożyłam parafkę w wykropkowanym miejscu i już miałam iść po portmonetkę, by wręczyć dostawcom napiwek za ich trud, ale nie miałam okazji.
– To dla firmy, a teraz coś dla mnie – powiedział, podając mi czystą kartkę, którą przed chwilą wyrwał z notesu.
Dosłownie zamurowało mnie, a twarz zalał mi pąsowy rumieniec. Stałam tak przez kilka sekund, które mi wydawały się wiecznością. Wyraźnie rozbawiony moim zaskoczeniem Mirek powiedział: „Zapisz tu swoje imię i numer telefonu. Chętnie poznam bliżej koneserkę stylowych mebli”. Był przy tym tak pewny siebie, że jego słowa zabrzmiały dla mnie jak rozkaz. Bez namysłu zapisałam mu informacje, o które poprosił (a raczej których się domagał) i oddałam kartkę.
Nigdy nie ulegałam tak łatwo podrywom, zwłaszcza niezbyt wyrafinowanym, ale tym razem po prostu nie mogłam postąpić inaczej. Jego postawa, emanująca pewnością i męstwem, zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Poza tym, co tu dużo mówić, Mirek od razu mi się spodobał.
Ten przystojniak skradł moje serce
Tydzień później poszliśmy na randkę. Okazało się, że ujmujący dostawca mebli ma do zaoferowania coś więcej niż tylko pięknie wyrzeźbione ciało i przystojną twarz. Był oczytany, inteligentny i ambitny. Miał dokładnie sprecyzowany plan na życie i realizował go krok po kroku. Dzięki pracy w salonie meblowym, mógł opłacać studia. W przyszłości chciał zająć się reklamą. Marzył o rodzinie i niewielkim domku za miastem.
Kilka dni później spotkaliśmy się ponownie. Potem była następna randka i kolejne. Nawet nie wiem, kiedy poczułam do niego coś więcej. Po roku znajomości uznaliśmy, że czas zamieszkać razem.
– Ty chyba oszalałaś – stwierdziła Anka, gdy powiedziałam jej, że będzie musiała poszukać sobie nowej współlokatorki. – Przecież ten facet to gracz. Już zapomniałaś, z jaką łatwością zdobył twój numer?
– Nie wydaje ci się, że przesadzasz? Przecież...
– Nie, nie wydaje mi się – przerwała mi bezpardonowo. – Z takim facetem można randkować, ale nic więcej. Z nim nie stworzysz niczego poważnego. Zobaczysz, prędzej czy później złamie ci serce.
Moja kochana Anka – zawsze miała skłonności do dramatyzowania. Nie miałam jej tego za złe, bo doskonale ją znałam i wiedziałam, jaka jest. Miesiąc później Mirek i ja zamieszkaliśmy razem. Mój ukochany oświadczył mi się w naszą czwartą rocznicę. Rok później byliśmy już małżeństwem. Wszystko układało się idealnie.
Mężczyzna z moich snów okazał się zwykłym draniem
Życie wielu par zmienia się po ślubie, ale nas to nie dotyczyło. Czas mijał, a Mirek nadal był we mnie wpatrzony jak w księżniczkę namalowaną na pięknym obrazku. Nie szczędził mi komplementów, potrafił zaskakiwać romantycznymi gestami. Nawet gdy wychodził z kolegami, zawsze wracał o przyzwoitej godzinie i nigdy nie dawał mi powodów do niepokoju. Wtedy myślałam, że nie mogłam wymarzyć sobie lepszego męża.
Kubeł zimnej wody wylał się na moją głowę pół roku temu. Mirka zmogło przeziębienie i nie poszedł do pracy. Kiedy siedziałam w biurze, zrobiło mi się go szkoda. „Mój troskliwy mąż leży sam w łóżku, a ja przerzucam dokumenty” – pomyślałam. Chwilę później poprosiłam szefową o wolne na resztę dnia.
– Jasne Sylwia, jeżeli ze wszystkim jesteś na bieżąco, możesz już uciekać – odpowiedziała.
Złota kobieta. Wyrozumiała przełożona to prawdziwa rzadkość w dzisiejszych czasach. Pozbierałam swoje rzeczy i popędziłam do sklepu, by kupić produkty na rosół. Nic nie stawia na nogi tak skutecznie, jak talerz ciepłej zupy.
Chciałam mu zrobić niespodziankę, więc cichutko otworzyłam drzwi i na palcach weszłam do przedpokoju. Nagle usłyszałam dochodzące z zamkniętej sypialni przytłumione odgłosy rozkoszy. Uśmiechnęłam się lekko zakłopotana i pomyślałam, że mój mąż czuje się już lepiej, skoro zabija nudę filmami dla dorosłych, ale w tej samej chwili spostrzegłam, że obok jego butów stoi para damskich i z całą pewnością nie moich kozaków.
Rzuciłam na podłogę siatki z zakupami i popędziłam do pokoju. Gdy otworzyłam drzwi, doznałam kolejnego szoku. Z moim mężem zabawiała się Anka, żmija, którą uważałam za najlepszą przyjaciółkę. Gdy mnie zobaczyła, zaczęła ubierać się w popłochu i mówić coś niezrozumiale. Wpadłam w szał. Nie chciałam słuchać żadnego tłumaczenia. Wyrzuciłam tę lafiryndę z mieszkania w samej bieliźnie, zanim zdążyła założyć na siebie wszystkie ubrania. W tamtej chwili najmniej interesowało mnie, co pomyślą sąsiedzi.
Okazało się, że Mirek zaczął z nią sypiać już na początku naszego związku, zanim zdążyłam się z nim zamieszkać. Teraz już wiem, dlaczego ta flądra odradzała mi przeprowadzkę. Przyjęłam potworne ciosy od dwóch najbliższych mi osób. Trudno. Pozbieram się, ale ani on, ani ona nie mogą liczyć na wybaczenie z mojej strony. Moje małżeństwo jest już przeszłością, a Anki nie chcę znać.
Czytaj także:
„Chciał uciec z młodszą kochanką, a żonę zostawić bez grosza. Myślał, że łatwo ją przechytrzy. Nie docenił kobiecego sprytu”
„Wiedziałam, że nie mam u niego szans, ale nocami śniłam o naszym spotkaniu. Po tym, co o nim odkryłam, szybko mi minęło”
„Haruję na 2 etaty, a i tak straciliśmy dach nad głową. Bezczelność, że nikt nie chce pomóc samotnej matce z maluchami”