Nachyliłem się, żeby pocałować Ewelinę, ale ona odsunęła się gwałtownie i uciekła przede mną wzrokiem.
– Czy coś nie tak? – zapytałem zdumiony jej reakcją.
– Nie – odparła spokojnie. – Ja po prostu się nie całuję na pierwszej randce…
– A na drugiej? – drążyłem temat.
– Na drugiej też nie. I na trzeciej też, jeśli chciałeś o to zapytać.
– Ale tak w ogóle to się czasem całujesz? – zapytałem żartobliwie.
– Nie. Przeszkadza ci to? W jej pytaniu była ewidentna prowokacja, a jednocześnie irytacja spowodowana moimi pytaniami. Dlatego, żeby jej do siebie nie zniechęcać, skłamałem gładko: – Ależ skąd. W ogóle mi to nie przeszkadza. Do zobaczenia. Odszedłem, udając, że odmowa pocałunku nie zrobiła na mnie wrażenia. Byłem pewien, że Ewelina się ze mną zwyczajnie drażni, udając niedostępną.
Nie lubiłem łatwych kobiet. Wolałem te, o które musiałem zabiegać
Owszem, znajomi z imprezy, na której poznałem tę laskę, ostrzegali mnie, żebym ją sobie odpuścił. Lecz gdy chciałem się dowiedzieć dlaczego, usłyszałem tylko, że jest dla mnie za porządna. Przyznam, zdenerwowało mnie to. Zupełnie jakbym do tej pory spotykał się tylko z samymi puszczalskimi... A to nie do końca tak. Nie lubiłem łatwych kobiet. Wolałem te, o które musiałem zabiegać, choćby trochę.
Chociaż faktem jest, że zwykle nie musiałem zabiegać zbyt długo. Ale co mogłem poradzić na to, że kobiety mnie lubiły i nie potrafiły się oprzeć mojemu urokowi? Byłem więc przekonany, że najdalej na czwartej randce Ewelina pozwoli mi się nie tylko pocałować, ale zgodzi się nawet na coś więcej. A tymczasem spotykałem się już z nią od kilku miesięcy – i nic!
To były zwykłe, standardowe spotkania z cyklu „kino, kolacja i spacer”. Tyle tylko, że nie miały żadnego ciągu dalszego. I nie myślę tu o seksie. Ja naprawdę marzyłem, żeby w końcu chociaż ją pocałować. Co gorsza, nie dostrzegałem w zachowaniu Eweliny ani grama kokieterii. Ona zwyczajnie tego nie chciała...
Zacząłem się zastanawiać, czy ten związek ma sens...
Wtedy pomyślałem, że być może w ogóle nie interesują jej mężczyźni, a spotkania ze mną to tylko kamuflaż dla otoczenia. Powiedziałem jej nawet o swoich podejrzeniach, zapewniając, że należę do ludzi tolerancyjnych. Strasznie się wtedy na mnie zdenerwowała.
– Jestem osobą wierzącą. Takie przypuszczenie mnie obraża – oznajmiła mi. A potem przestała odbierać telefony. Dopiero po dwóch tygodniach przestała się na mnie boczyć. Zacząłem się zastanawiać, czy ten związek ma sens. I czy to jest w ogóle związek. Bo chociaż znajomi uważali nas za parę i wielu mi gratulowało, że wreszcie mam kogoś na stałe, ja sam nie wiedziałem, jak to z nami jest.
Do tej pory związek z kobietą kojarzył mi się zwiększą bliskością. I sam się sobie dziwiłem, że wciąż jestem z kimś, dla kogo po wielu miesiącach znajomości nawet pocałunek to coś zbyt intymnego. Z drugiej strony, im lepiej poznawałem Ewelinę, tym wspanialszą osobą mi się wydawała.
Pracowała jako nauczycielka historii w katolickim liceum. Interesowała się wieloma sprawami, była błyskotliwa, inteligentna i miała naprawdę ogromną wiedzą. A przy tym była niesamowicie atrakcyjną kobietą. Jej długie, kasztanowe włosy i świetna figura od razu zrobiły na mnie wielkie wrażenie. Ubierała się skromnie, lecz dziewczęco i po prostu ładnie. Byłem pewien, że co najmniej połowa jej uczniów musi być w niej śmiertelnie zakochana.
Musisz sobie poszukać jakiegoś świętego, skoro taka z ciebie świętoszka
Sam też czułem, że się w niej zakochuję. No i byłem w kropce, bo mimo wszystko nie czułem się powołany do życia w celibacie. Dlatego zacząłem rozważać zakończenie tego dziwnego związku. Wtedy nagle i całkiem niespodziewanie, po pół roku znajomości, Ewelina pocałowała mnie na pożegnanie. To dało mi nadzieję, że teraz wszystko się zmieni. Że wreszcie nasz związek stanie się normalny, taki jak wszystkie związki, które znałem. A jednak nic takiego nie nastąpiło.
Przez kolejne pół roku nie posunęliśmy się ani o krok poza krótkie pocałunki. Uznałem, że tak dalej być nie może i powiedziałem o tym Ewelinie.
– Uważam, że na takie sprawy jest czas po ślubie… – odpowiedziała mi.
– Dziewczyno! – złapałem się za głowę. – Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku! Ludzie nie czekają już do ślubu!
– Ja czekam – wzruszyła ramionami. – Takie są moje zasady i tyle.
– Tak? A jak się po ślubie okaże, że z mężem nie pasujecie do siebie w… – zdenerwowany szukałem odpowiedniego określenia – No, w tych sprawach?
– Ja nie biorę ślubu po to, żeby pasować do siebie w tych sprawach! – krzyknęła. – I mogę być tylko z kimś, dla kogo to też nie będzie najważniejsze!
– Więc musisz sobie poszukać jakiegoś świętego, skoro taka z ciebie świętoszka! – odparowałem. – Ja jestem normalnym facetem i nie zamierzam tracić życia na odmawianiu sobie przyjemności.
Tego wieczoru zdałem sobie sprawę, że dalszy związek z Eweliną nie ma najmniejszego sensu i że czas się rozstać. Przede wszystkim nie czułem się jeszcze gotowy na ślub. Tym bardziej nie miałem ochoty na życie w celibacie. Poza tym nie wiedziałem, co miałoby mnie czekać po ewentualnym ślubie. A nuż Ewelina powiedziałaby, że seks, jej zdaniem, można uprawiać wyłącznie w celach prokreacyjnych?! Choć nie padła ani z mojej, ani z jej strony żadna deklaracja, oboje wiedzieliśmy, że ta kłótnia to koniec.
Szalony seks dawał mi mniej przyjemności niż pocałunek z Eweliną...
Trzy dni później poznałem sympatyczną bezpruderyjną dziewczynę. Tydzień później następną. I następną… Myślałem, że kiedy wrócę do dawnego trybu życia, poczuję ulgę, choćby czysto fizyczną. Ale nie. Najbardziej wyszukany i szalony seks dawał mi mniej przyjemności niż pocałunek z Eweliną. Nie rozumiałem, dlaczego tak się dzieje, lecz miałem nadzieję, że to minie. Może po prostu odzwyczaiłem się od smakowania tych owoców i muszę znów przywyknąć?
Aż któregoś dnia rano obudziłem się z poznaną poprzedniego dnia koleżanką w jej mieszkaniu. Wstając, poprosiła, żebym szybko się ubrał, bo dzwonił jej mąż, o którego istnieniu nie miałem pojęcia! Wyjaśniła mi, że ten mąż, znając jej ogromny temperament, nie ma nic przeciwko temu, żeby czasem zaspokoiła go z kimś innym. I jeśli byłbym zainteresowany, to możemy się czasem spotkać.
– Chłopie! – zaśmiała się, widząc brak entuzjazmu z mojej strony. – Mamy dwudziesty pierwszy wiek! Czas wolnej miłości i wolnych związków! Słuchając jej, od razu przypomniało mi się, co jeszcze niedawno wykładałem Ewelinie. Tylko teraz ujrzałem swoje słowa jakby w krzywym zwierciadle. I, przyznam szczerze, trochę się przestraszyłem. Nie chciałem skończyć kiedyś w takim chorym układzie, którego częścią mimowolnie w tej chwili zostałem. Postanowiłem do tego nie dopuścić.
Jeszcze tego samego dnia pojawiłem się u Eweliny. W garniturze i z kwiatkami.
– Wyjdziesz za mnie? – zapytałem, otwierając pudełko z pierścionkiem. Natychmiast się rozpromieniła.
– Zdaję sobie sprawę, jakie masz poglądy i co to oznacza – ciągnąłem. – Ale wszystko to wytrzymam, bo bardzo cię kocham i chcę, żebyś została moją żoną. Zamiast odpowiedzi otrzymałem pocałunek. A potem Ewelina sama wsunęła moją dłoń między guziki swojej bluzki. Tego, co nastąpiło potem, nie jestem w stanie opisać słowami. Było to najbardziej niezwykłe doznanie w moim życiu.
Po wszystkim, z trudem łapiąc oddech, zapytałem moją ukochaną: – Co się stało? Przecież ty… Uśmiechnęła się do mnie.
– Musiałam mieć pewność, że masz wobec mnie poważne zamiary – odparła. – Tylko z kimś takim warto to robić.
Czytaj także:
„Seks z mechanikiem był dziki i namiętny. Popełniłam mezalians, co z tego? Kiedy mi się oświadczył, zaczęłam kalkulować"
„Najdroższa Janinka odeszła dzień przed ślubem. Zostawiła po sobie uśmiech i piękny pierścionek”
„Z siostrą pokłóciłyśmy się o spadek. I nigdy nie zdążyłyśmy pogodzić. Zginęła w wypadku, a ja nie przestanę żałować”