„Na zewnątrz żona to miła i pobożna osoba. W domu mnie dręczy, terroryzuje, grozi otruciem”

Mężczyzna boi się żony fot. Adobe Stock, Rainer Fuhrmann
„– Ty się nie boisz, że cię kiedyś otruję? – zapytała nagle. Zakrztusiłem się. – No przecież poszłabyś do więzienia – powiedziałem, udając spokój. – Co by ci z tego przyszło? – Poszłabym albo bym nie poszła… – zaszeptała. – Ale byłabym wolna!”.
/ 30.06.2021 08:16
Mężczyzna boi się żony fot. Adobe Stock, Rainer Fuhrmann

Siedzi po drugiej stronie stołu, popija kawkę ze śmietanką w proszku i przygląda mi się. No więc zjadam tę owsiankę… Kiedy zgłaszałem nas do Niebieskiej Karty dzielnicowy najpierw parsknął śmiechem. Chyba myślał, że to żart.

– Panie Henryku, co pan opowiada? – zapytał po chwili. – Pana żona się znęca nad panem? Niemożliwe! To taka delikatna kobieta przecież…

Wszyscy tak ją widzą – kulturalna, spokojna, sympatyczna starsza pani, zawsze schludnie ubrana i uczesana, w obcasikach, z małą torebeczką przewieszoną przez ramię. Co niedziela w kościele, słuchaczka Uniwersytetu Trzeciego Wieku, śpiewa w osiedlowym chórze seniorów, z każdym zagada, zna sąsiadów i jest przez nich lubiana. Uważają ją za bardzo miłą. O, gdyby wiedzieli, jaka jest w domu!

Moja tragedia trwa od dziesięciu lat

Jestem schorowany, po bajpasach, mam początki parkinsona i wrzody żołądka. Za to ona cieszy się żelaznym zdrowiem, chociaż cały czas narzeka. Ludzie jej współczują: „Pani Ludmiło, z pani to prawdziwy anioł! – mówią. – Sama słabiutka, a jeszcze niesprawnym mężem się opiekuje. Tylko podziwiać!”.

Ludka jest moją drugą żoną. Pierwszą pochowałem dawno temu, dzieci nie mieliśmy. Ludkę poznałem przez daleką kuzynkę. Od razu mi się spodobała, bo była ładna, elegancka, zawsze uśmiechnięta, no i zgodna. Co tylko powiedziałem, ona natychmiast potakiwała:

– Słusznie, panie Henryczku – słyszałem. – Jaki pan rozsądny! Takich mężczyzn już teraz nie ma…

No i ja, stary dureń, dałem się złapać na ten sztuczny miód! Jak na smyczy zaprowadziła mnie do USC, a potem do ołtarza. Przez pierwsze trzy lata żyliśmy jako tako, chociaż ona już na drugi dzień po ślubie zaczęła wprowadzać swoje porządki. Nienawidzę owsianki, mam po niej sensacje trawienne, cały dzień źle się czuję. Szczególnie owsianka na mleku jest dla mnie jak trucizna. Ale mojej nowej żony to nie przekonało.

– Grymasisz jak dzieciak – stwierdziła. – Ja decyduję, co będziesz jadł na śniadanie. Owsianka jest smaczna i bardzo zdrowa. Nie wybrzydzaj! Na początku się upierałem, że nie i nie, ale musiałem się poddać. Zastosowała prostą metodę: nie zjesz owsianki, nie dostaniesz nic innego przez cały dzień! Talerz z tą breją stał na stole do wieczora, a mnie z głodu burczało w brzuchu! Ktoś mógłby powiedzieć, że są przecież sklepy, a w nich pełno pysznego jedzenia.

Oczywiście, tylko trzeba mieć pieniądze, darmo nic nie dają! A ja każdy grosz oddawałem Ludmile albo raczej – ona każdy grosz mi zabierała.

Po operacji skończyłem się jako mężczyzna

Bilet miesięczny, kosmetyki do golenia i pastę do zębów, ubrania, bieliznę, skarpetki ona kupowała.

– Ty się do tego nie nadajesz – mówiła. – Nie masz gustu ani rozeznania. Ja znam miejsca, gdzie wszystko jest o połowę tańsze, a twoja emerytura głodowa, więc trzeba oszczędzać. Mogłem pożyczyć od kogoś parę groszy, ale się wstydziłem. Co to za chłop, który nie ma swojej kasy, któremu kobieta wylicza każdą złotówkę? I tak mówili o mnie „pantoflarz”. Gdyby wiedzieli, jak jest naprawdę, umarliby ze śmiechu!

Więc się krztusiłem i jadłem tę zimnawą owsiankę, a ona siedziała naprzeciwko i patrzyła na mnie pogardliwie.

– I po co było się rzucać? – pytała. – Na obiad będzie kapuśniak. Lubisz? Kpiła za mnie w żywe oczy, bo kapusty też nie cierpię. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, że ona tak specjalnie mnie dręczy. I że robi to od czasu mojej operacji na prostatę, kiedy skończyłem się właściwie jako mężczyzna.

Może byśmy się rozwiedli? Proooszę!

Na każdym kroku wbijała mi szpile!

– Do czego ty się nadajesz? – warczała. – Myślałam, że biorę sobie chłopa, a dostałam podróbę! Oszukałeś mnie. To powinno być karalne, wiesz? I wymierzała mi te kary na różne sposoby! Na przykład, raz podawała mi herbatę… Celowo przechyliła tak czajnik, że wrzątek sparzył mi całą dłoń i kawałek przedramienia. Strasznie bolało.

– Moja wina? – śmiała się. – Niezguła z ciebie, kręcisz się, podstawiłeś łapę i teraz jęczysz. Sam jesteś sobie winien.

Wmawiała mi, że już brałem lekarstwa, albo że ich nie brałem, więc czasami połykałem tabletki podwójnie, a czasami wcale! Byłem skołowany, dopóki nie dostałem w aptece małego pudełeczka z podziałką na pory dnia. Odtąd noszę je przy sobie i już nie daję się pod tym względem oszukiwać. A znów kiedyś wymyśliła taką torturę: jadłem zupę, a ona coś szyła…

– Ty się nie boisz, że cię kiedyś otruję? – zapytała nagle. Zakrztusiłem się.

– No przecież poszłabyś do więzienia – powiedziałem, udając spokój. – Co by ci z tego przyszło? – Poszłabym albo bym nie poszła… – zaszeptała. – Ale byłabym wolna!

– Możemy się rozejść – wypaliłem odważnie. – Chcesz? Ja się zgadzam!

– O, twoje niedoczekanie! Wolę być wdową niż rozwódką! I kiedyś będę! Na krok mnie od siebie nie puszcza. Wszędzie chodzimy razem – do przychodni, do sklepu, na bazarek. Znajomych nie mamy, to znaczy ona ma, nawet sporo, ale do nas nikogo nie zaprasza, a jak wychodzi, zabiera klucze, tak żebym ja nie mógł się nigdzie ruszyć. Przy ludziach też traktuje mnie okropnie.

– Wytrzyj nos – mówi półszeptem. – Znowu ci gil wisi! I chyba rozporek masz niedopięty, znowu tam gmerałeś? Jesteś obrzydliwy… Natychmiast umyj ręce, tam jest toaleta. Tylko się nie zachlap!

Robię się purpurowy ze wstydu. Ludzie wspaniałomyślnie udają, że nie słyszą, ale oglądają mnie sobie ukradkiem i śmieją się pod nosem. Ale tej jeszcze mało!

– Boże, mój Boże – wzdycha. – Co ja z tobą mam, Henryczku?! Założyłeś majtkopieluchę? Nie patrz tak! Znowu popuścisz, a ja będę prała całą noc te twoje brudy! Mało razy tak było?

Nigdy tak nie było! Nic nie popuszczam, panuję nad fizjologią. Jestem chory, ale nie niedołężny! Cały się trzęsę. Skoczyło mi ciśnienie. Ciężko oddycham…

Tak, ona osiągnęła swój cel!

– Panie dzielnicowy, czy to wystarczy na Niebieską Kratę? – pytam. Policjant chyba nie wie, co powiedzieć.

– Panie Henryku, może do rodziny jakiejś by się pan wyprowadził? – proponuje wreszcie.

– Nikogo nie mam. Zresztą, kto by tam brał sobie na kark starego dziada?

– No to już nie wiem, co radzić. Może z jakimś psychologiem by pan pogadał? Bo co ja mogę? Jest pan na oko zadbany, czysty, bez śladów pobicia. Nie ma skarg w naszej kartotece, sąsiedzi nie donosili o żadnych awanturach. Pana żona ma dobrą opinię, nikt o niej złego słowa nie powie. To taka delikatna kobieta…

Czytaj także:
„Mój brat był rozpuszczony jak dziadowski bicz. Wyrósł na nieodpowiedzialnego pasożyta-moczymordę i nas zrujnował”
„Nie szukałam miłości, panicznie bałam się dzieci. Wtedy w moim życiu pojawił się on i… jego córka”
„Matka wychowała mnie na swoją prywatną opiekunkę. Ja się nigdy nie liczyłam, zawsze musiało być po jej myśli”

Redakcja poleca

REKLAMA