„Na weselu córki żona mojego eks wyglądała jak gwiazda, ja jak uboga krewna. Nawet to przedstawienie mi ukradła”

Zraniona kobieta na ślubie fot. Adobe Stock, Svetlana
„Kurza twarz! Rzeczywiście! Ta zołza też tam będzie! O ile ją znałam, wyelegantowana do bólu zębów. Trudno, jakoś to zniosę, dla Małgosi warto się poświęcić, potem już nigdy tej baby nie wpuszczę do swego życia”.
/ 27.05.2022 07:30
Zraniona kobieta na ślubie fot. Adobe Stock, Svetlana

Chcesz tego dnia prezentować się elegancko? Jeżeli szukasz pomysłu, jak ubrać się na ślub i wesele dziecka, sprawdź nasze propozycje” – przeczytałam w internecie.

– Aj! – syknęłam, spojrzawszy na cenę pierwszej z brzegu kreacji. Była poza moim zasięgiem. Ta i kilka następnych.

Zniechęcona wyłączyłam komputer. Będę musiała inaczej sobie poradzić, byłam w tym dobra, zawsze udawało mi się obejść piętrzące się trudności. Nie ma na zieloną szkołę Małgosi? Pożyczę od koleżanki. Trzeba kupić zimowe buty? Wezmę nadgodziny. Byłam mistrzynią wiązania końca z końcem, żyłyśmy skromnie, lecz godnie. Tata Małgosi wypłacał nam śmiesznie niskie alimenty, jednocześnie robiąc błyskotliwą karierę.

Był mężczyzną spełnionym

Wybudował wielki dom, zasadził drzewa, spłodził córkę, którą ja wychowałam. Kiedy okazało się, że Małgosia wyrosła na ładną i niegłupią dziewczynę, wszedł w rolę dumnego ojca, z przyjemnością prezentującego córkę po salonach, na które nie miałam wstępu. Ale nie żałowałam, bo i czego?

Małgosia wyrosła na mądrą kobietę i w dodatku ładną. W ślubnej sukni, którą wybrałyśmy, wyglądała jak marzenie. Białe cudo to prezent ode mnie, zresztą jak część weselnych kosztów. Spłukałam się do czysta, ale byłam zadowolona. Nie mogłam postąpić inaczej, raz się wydaje córkę za mąż.

Resztę astronomicznych kosztów wesela pokrył wielkopańskim gestem tata Małgosi. Zanosiło się na poważne towarzyskie wydarzenie, na którym nie powinnam wyglądać jak kopciuch.
Przed oczyma stanęli mi Tadek, były mąż, i jego ładna, lecz pretensjonalna, żona Joanka.

Mrugnęłam szybko, żeby pozbyć się tej wizji. Kurza twarz! Rzeczywiście! Ta zołza też tam będzie!  O ile ją znałam, wyelegantowana do bólu zębów. Trudno, jakoś to zniosę, dla Małgosi warto się poświęcić, potem już nigdy tej baby nie wpuszczę do swego życia…

Postanowienie nie opuszczało mnie, kiedy w skromnej sukience, wyprostowana jak struna, wchodziłam do weselnego pałacu. Przede mną kroczyła dumnie Joanka uwieszona u ramienia mojego eksia.

– Rodzice panny młodej! – obwieścił stojący w wejściu jegomość we fraku.

Joanka momentalnie weszła w rolę, rozdając na prawo i lewo skromne, macierzyńskie uśmiechy. Miałam ochotę walnąć ją w plecy, ale się pohamowałam. Dla Małgosi, to jej dzień. Przemknęłam za elegancką parą i stanęłam, lustrując stoły.

– Proszę się odprężyć i dobrze bawić, czuwam nad wszystkim – kobieta, która do mnie podeszła, wskazała z uśmiechem słuchawkę w uchu.

Poznałyśmy się z Teresą wcześniej, ustalając szczegóły wesela.

– Uwaga, podjeżdżają kolejne samochody. To goście, na młodą parę wciąż czekamy – rzuciła w słuchawkę i odeszła, uśmiechając się przepraszająco.

Nagle zostałam sama na środku parkietu. Obróciłam się niezdecydowanie, nie wiedząc dokąd iść. Z daleka widziałam Joankę i Tadeusza rozmawiających z ożywieniem z rodzicami pana młodego. Nic tam po mnie.

Kręciło mi się w głowie od nadmiaru wrażeń

– Potrzebujesz czegoś mocniejszego, ale znalazłam tylko wino – Ada, moja odwieczna przyjaciółka wcisnęła mi w dłoń kieliszek.

– Dobrze, że jesteś, przynajmniej jakaś życzliwa osoba – westchnęłam.

– Jak się czujesz? – Ada znała mnie, nic nie mogłam przed nią ukryć.

– To najszczęśliwszy dzień życia Małgosi, a więc i mój – powiedziałam.

– Dzielna dziewczynka – Ada kiwnęła z szacunkiem głową.

– Połowy ludzi tu nie znam – pożaliłam się Adzie; parsknęła śmiechem.

– Gdzie siedzimy? – spytała po chwili.

– Spójrz na wizytówki, przy wejściu są też mapki na stelażach – odparłam.

– Ale wypas! – Ada odeszła.

Starałam się odwlec niezręczną chwilę, kiedy będę musiała usiąść między Tadeuszem a ojcem pana młodego, vis–a–vis mając Joankę.

– Nareszcie jesteś, nie mogliśmy się ciebie doczekać – wyszczebiotała Joanka, obrzucając mnie pełnym kobiecej satysfakcji spojrzeniem.

Miała ku temu podstawy, wyglądałam przy niej więcej niż skromnie. Usiadłam bez słowa, omijając ją wzrokiem. Jakoś wytrzymam. Małgosia i Rafał wreszcie przyjechali, zespół muzyczny powitał ich fanfarą, goście zajęli swoje miejsca, między stołami zaczęli krążyć kelnerzy.

Młodzi wyraźnie coś kombinowali

Prawie nie zauważałam kolejno serwowanych potraw, ledwie zamoczyłam usta w wybranym przez Tadeusza wykwintnym i zapewne oszałamiająco drogim winie.

Nagle umilkła muzyka. Na pusty parkiet wyszli Małgosia z Rafałem, zapowiedziano pierwszy taniec młodej pary.

– A teraz zapraszamy rodziców państwa młodych – usłyszałam i już po chwili siedziałam sama przy stole.

Tadeusz z Joanką godnie reprezentowali mnie na parkiecie, tańcząc walca i przyciągając spojrzenia gości. Poczułam się jak piąte koło u wozu. A tam, grunt, że mała jest szczęśliwa – pomyślałam.

Między gośćmi mignęła mi Teresa zmierzająca szybkim krokiem do państwa młodych, którzy przerwali taniec i najwyraźniej mieli jej coś do powiedzenia. Kobieta kiwnęła głową i powiedziała coś do mikrofonu, przez który komunikowała się z pracownikami.

Zespół urwał melodię w pół taktu, perkusista wybił uroczysty werbel. Patrzyłam zaciekawiona. Młodzi stanęli w kręgu gości, moja córeczka wzięła do ręki mikrofon.

– Mamo, chodź do nas – zawołała.

Obciągnęłam sukienkę i trochę zażenowana przeszłam przez rozstępujący się tłum.

– Mamusiu, dziękuję za wszystko – córka miała chyba przygotowaną dłuższą przemowę, ale głos się jej załamał; rzuciła mi się na szyję.

– Dziękuję za Małgosię, za to, jakim jest człowiekiem. To wyłącznie twoja zasługa, mamo – mikrofon przejął Rafał, Teresa wsunęła mu w ręce ogromny bukiet.

– To dla ciebie – świeżo upieczony syn podał mi wiązankę; zasłoniłam nią twarz, żeby nikt nie widział moich łez, i co tu dużo mówić, rozmazanego makijażu. Małgosia też usuwała chusteczką ślady wzruszenia.

Zespół znów zaczął grać, zamierzałam opuścić parkiet, ale wyrósł przede mną Rafał.

– Nie tak szybko, droga mamo, teraz sobie potańczymy – oświadczył, pociągając mnie za sobą; nie protestowałam, lubię tego chłopaka.

Małgosia naprawdę dobrze trafiła

– Odbijany – w pół obrotu zatrzymał nas pierwszy drużba, z którym przewalcowałam tylko jedno okrążenie, bo kolejny tancerz już czekał na swoją kolej.

Przekazywali mnie sobie z rąk do rąk, z szacunkiem należnym matce panny młodej. Robili to tak sprawnie, że nabrałam podejrzeń. To musiała być wcześniej przygotowana akcja. Płynąc po parkiecie, złapałam zadowolony wzrok Małgosi, który mówił: udało się.

Ostatni poprosił mnie do tańca Tadeusz, ale wymówiłam się zmęczeniem. Bez przesady, dla dobra Małgosi nie musiałam aż tak się poświęcać. Zaraz zresztą Joanka wynagrodziła mu zawód, ale tym razem nikt nie brał jej za matkę panny młodej.

– Fantastyczne wesele – moja przyjaciółka usiadła obok mnie. – Dobrze się bawisz?

– Świetnie – powiedziałam z przekonaniem. 

Czytaj także:
„Był dobrym ojcem dla trójki dzieci. Żadne z nich nie przyszło do szpitala, kiedy miał zawał. Nikogo nie obchodził”
„Jestem w ciąży i boję się, że moje dziecko dotknie rodzinna klątwa. Nie wiem, jak wyjaśnić to mężowi”
„Narzeczony rzucił moją siostrę przed ołtarzem, bo nie miał odwagi z nią zerwać. Ciągle płakała i nikła w oczach”

Redakcja poleca

REKLAMA